Matka całe życie myślała tylko o sobie i dbała o własną wygodę i przyjemności. Teraz też było podobnie. Właśnie dowiedziałam się, że najlepiej dla wszystkich – choć zupełnie nie wiedziałam dla jakich wszystkich, chyba tylko dla niej – będzie, jeśli dziadek Ignacy zamieszka w domu opieki. Mój ukochany dziadek, który zapewnił mi szczęśliwe dzieciństwo i zawsze się mną opiekował, zamknięty w jakimś zakładzie dla starych, samotnych ludzi. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, nie chciałam o tym myśleć ani nie mogłam się na to zgodzić.
– Mamo, przecież to jest twój ojciec!
– No i co z tego? W tym domu opieki będzie mu dobrze, tam są lekarze, pielęgniarki, na pewno o niego zadbają. A my będziemy go odwiedzały tak często, jak tylko się da.
– Mamo, dziadek nie jest jeszcze taki stary, żeby zamykać go w domu starców.
– Przecież mówię, że w domu opieki.
– Na jedno wychodzi.
– Wiesz równie dobrze jak ja, że dziadek zaczyna mieć kłopoty z pamięcią. Ktoś powinien cały czas z nim mieszkać, pilnować jego leków, szykować mu jedzenie, sprzątać, prać. Po prostu opiekować się nim.
– Więc mogłabyś z nim zamieszkać.
– Ja? – zdziwienie mamy też nie powinno mnie zaskoczyć. Znałam ją przecież bardzo dobrze, wiedziałam, jaka była. – Przecież ja mam pracę, dobrze wiesz, jak bardzo absorbującą, wyjazdy, znajomych, którzy mnie odwiedzają. Od lat mieszkam sama, nie potrafiłabym inaczej.
– Więc ja z nim zamieszkam – powiedziałam to twardo, zdecydowanie.
– Ty chyba oszalałaś, Małgorzato – usłyszałam w odpowiedzi. – A twoja praca, plany na przyszłość, życie…
– Wszystko pogodzę, nie martw się o mnie.
To dziadek mnie wychował
Matka uparcie usiłowała mnie przekonać, że mój pomysł jest zły, że nie mogę podporządkowywać życia opiece nad dziadkiem, ale ja wiedziałam, że nigdy nie pozwolę oddać dziadka do domu opieki czy jak tam zwał ten przybytek. Kochałam dziadka najbardziej na świecie. Tak naprawdę to on mnie wychował. Babcię pamiętam słabo, zmarła, gdy byłam jeszcze mała.
Nigdy nie dowiedziałam się, kto był moim ojcem, matka nie chciała o tym rozmawiać, chociaż wiele razy próbowałam. Dziadek, kiedy próbowałam go pytać, tylko bezradnie wzruszał ramionami i twierdził, że nie ma, niestety, pojęcia. Czy naprawdę nie wiedział, czy tylko wolał się nie wychylać, by nie podważać decyzji jedynej córki, nie wiem.
Po śmierci babci przeszedł na wcześniejszą emeryturę, żeby opiekować się mną. Matka wiecznie pracowała, robiła badania dla firm farmaceutycznych, prowadziła testy jakichś nowych leków, ciągle wyjeżdżała na długie delegacje, a ja zostawałam z dziadkiem. Czasem nie widziałam jej nawet kilka tygodni. Dziadek czytał mi bajki na dobranoc, prowadził do przedszkola, uczył rysować szlaczki i pisać pierwsze literki. To on poświęcił swoją pracę, bo miał jeszcze kilka lat do emerytury, poświęcił życie prywatne, znajomych, wszystko podporządkował mnie.
Dużo później, kiedy byłam już starsza, matka poznała Norberta i zamieszkała z nim. Nie zabrała mnie ze sobą, zostałam z dziadkiem. Wtedy miałam do niej o to wielki żal. Szybko się jednak okazało, że to nie był dobry związek. Rozstali się po trzech latach i dopiero wtedy matka przyznała się, że Norbert nieraz potrafił podnieść na nią rękę. Słyszałam, jak powiedziała do dziadka.
– Chyba nie mam szczęścia do facetów, tato.
Pewnie mój ojciec też nie był lepszy – pomyślałam wtedy.
– Czułem, że ten Norbert to nic dobrego, ale nie chciałaś mnie słuchać – odpowiedział dziadek i po chwili dodał: – Dobrze, że nie wzięłaś z nim ślubu. I bardzo dobrze, że nie dałem wam Gosi, nie musiała być świadkiem waszych kłótni.
Po związku z Norbertem zostały mojej mamie złe wspomnienia i ładne mieszkanie, które wtedy kupiła. Dobrze, że tylko na siebie. Pod tym względem mama była raczej przewidująca. Nie wróciła już do nas, została w swoim mieszkaniu. A ja od tego czasu miałam dwa domy, ale tak naprawdę mój prawdziwy dom był u dziadka Ignacego. Mama po rozstaniu z Norbertem jeszcze więcej pracowała, jeszcze częściej wyjeżdżała, więc bywałam u niej raczej od święta, codzienność miałam u dziadka.
Pamiętam nawet, jak niespodziewanie zaczęła nas odwiedzać pani Krysia z klatki obok. Przynosiła nam, a właściwie dziadkowi, bo mnie raczej nie lubiła, domowe ciasto albo jakąś zupę, zapraszała dziadka do siebie. Nie wiem, może nawet ją odwiedzał, nigdy mi się przecież nie spowiadał.
Wracam do dziadka i koniec kropka
Pewnego dnia wróciłam ze szkoły, weszłam do przedpokoju, a oni rozmawiali w kuchni. To znaczy pani Krysia mówiła. Przekonywała dziadka, że powinien oddać dziecko matce i pomyśleć o sobie, o własnym życiu, jest przecież jeszcze młodym mężczyzną. Już wtedy byłam na tyle duża, żeby wiedzieć, że sąsiadka chciałaby się mnie pozbyć i zagarnąć dziadka dla siebie.
Nie przyznałam się, że słyszałam ich rozmowę, mimo iż przestraszyłam się bardzo, że dziadek posłucha jej i odda mnie mamie. Nie posłuchał jednak i pani Krysia przestała nas odwiedzać. Kiedy zdobyłam się na odwagę i zapytałam, dlaczego sąsiadka już do nas nie przychodzi, dziadek wzruszył ramionami i odpowiedział:
– A co to, źle nam we dwoje? Po co nam obce baby? Żeby się wtrącały?
I wtedy upewniłam się, że dziadek kocha mnie najbardziej na świecie i nie zamieni mnie na panią Krysię. Mimo że piekła pyszne ciasta.
Dopiero kiedy zdałam maturę, matka kupiła mi kawalerkę i stwierdziła, że powinnam zacząć prowadzić samodzielne życie. Mówiąc szczerze, byłam zaskoczona. Dlaczego miałam mieszkać sama w małej kawalerce, kiedy w mieszkaniu dziadka były cztery pokoje, mnóstwo miejsca i czułam się tam u siebie. Jednak właśnie wtedy poznałam Pawła, zakochałam się i stwierdziłam, że być może to całkiem dobry pomysł mieć własne cztery kąty.
– Dopóki będziesz studiowała, ja będę opłacała rachunki – zadeklarowała się mama i takim sposobem zamieszkałam sama. Paweł pomieszkiwał trochę u mnie, ale nigdy nie wprowadził się na stałe. Chyba nie traktował związku ze mną poważnie, bo wolał mieszkać z kumplami w akademiku niż ze mną. I chyba właśnie dlatego wszystko nam się szybko rozlazło. Mimo to polubiłam moje małe mieszkanko.
Jednak teraz, kiedy pomysł matki zakładał oddanie ukochanego dziadka do domu opieki, powiedziałam „nie”.
– Mamo, nie mamy o czym rozmawiać, wracam do dziadka i koniec – stwierdziłam zdecydowanie.
Jeszcze tego samego dnia z jedną małą walizką stanęłam w progu mieszkania mojego dzieciństwa. Dziadek w ukochanym fotelu oglądał telewizję.
– Gosia! – ucieszył się na mój widok – jak dobrze, że jesteś, kochana. Herbatki się napijemy? A może zrobię ci kakao?
– Ja zrobię, dziadku – skierowałam się do kuchni.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz kłopoty ze zdrowiem? – zapytałam, kiedy usiedliśmy nad dwoma parującymi kubkami aromatycznego napoju.
– Jakie tam kłopoty? Czasem trochę zapominam o różnych rzeczach, ale to przecież każdemu może się zdarzyć.
– Ale dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – właściwie to sama do siebie miałam pretensję, że nic nie zauważyłam, że zbyt rzadko dziadka odwiedzałam zajęta sobą, pracą i nowym chłopakiem.
– Co cię miałem martwić? – skrzywił się dziadek. – Matka coś tam wymyśliła, ale… – zająknął się i uciekł spojrzeniem gdzieś na ścianę. Widziałam, że ma smutną, zmartwioną minę, że nie wie, jak mi powiedzieć.
– Nie martw się, dziadku – pogładziłam go po pomarszczonej ręce. – Pomysł mamy jest bardzo głupi. Ja mam lepszy.
Będę się nim opiekowała do końca
Spojrzał na mnie. Nic nie powiedział, nie zapytał, jaki lepszy, ale zobaczyłam w jego oczach nadzieję.
– Wrócę tu z powrotem, dobrze, dziadku? Zamieszkamy znowu razem i teraz ja będę opiekowała się tobą. Tak jak ty kiedyś mną…
– A co na to Wiktor? Nie będzie chyba zachwycony, że zamieszkasz ze starym dziadkiem.
– Nie jesteś jeszcze wcale taki stary. dziadku – roześmiałam się. – A Wiktor? – zastanowiłam się. – Jeśli tego nie zrozumie, to znaczy, że nie jest mnie wart – dokończyłam po chwili.
– Moja mądra, dobra dziewczynka – teraz z kolei dziadek pogładził moją dłoń.
W ciągu następnego tygodnia przewiozłam, z pomocą Wiktora, swoje rzeczy do dziadka i wystawiłam kawalerkę do wynajmu. Wiktor kręcił głową i od czasu do czasu pytał, czy dobrze wszystko przemyślałam i czy na pewno dam sobie radę.
– Przemyślałam – potakiwałam zdecydowanie i tak samo zdecydowanie powiedziałam mu, że w razie problemów właśnie jego poproszę o pomoc. W odpowiedzi tylko pokiwał głową. Czułam, że nie jest do końca przekonany ani zbytnio zadowolony z podjętej przeze mnie decyzji.
Natomiast na pewno niezadowolona była mama. Nie kryła tego i uparcie powtarzała, że dom opieki byłby najlepszym rozwiązaniem. W końcu nie wytrzymałam i pokłóciłyśmy się bardzo. Wykrzyczałam jej wszystkie swoje żale, że nie liczyła się nigdy z nikim, nie zależało jej ani na dziadku, ani na mnie, że to dziadek mnie wychował i kochał na co dzień, że gdyby nie on, pewnie wylądowałabym w domu dziecka.
– Oddałabyś mnie, tak jak teraz chcesz oddać dziadka! – krzyknęłam ze złością, a matka chwyciła torebkę i wyszła, trzaskając drzwiami. Dziadek nie skomentował naszej kłótni nawet jednym słowem. Może myślał tak samo?
Mieszkamy sobie z dziadkiem we dwoje jak za czasów mojego dzieciństwa. Z tą tylko różnicą, że teraz zamiast pani Krysi odwiedza nas Wiktor. Czasem nawet zostaje na noc, właściwie to coraz częściej. Dziadek nie komentuje tego, nie wtrąca się do nas. Powiedział, że mamy swoje życie i on nie zamierza nikogo oceniać.
Wiem, że nie będzie łatwo, bo dziadek ma początki demencji i – mimo że bardzo dbam o niego i o jego zdrowie – choroba postępuje. Jestem jednak pewna, że nie oddam dziadka do żadnego domu opieki. Będę się nim opiekowała do końca, bo bardzo go kocham.
Czytaj także:
„Dzieci miały mnie gdzieś, a wnuki wolały fast foody niż babciny rosołek. Niewdzięcznicy tak mi się odpłacają za lata troski?”
„Wnuczka była wynikiem niechcianej ciąży. Teraz jej rodzice założyli nowe rodziny, a całe wychowanie spadło na nas – dziadków”
„Dbałam o ukochanego dziadka do ostatniego tchnienia. Zbierałam szczękę z podłogi, gdy na testamencie widniała... jego córka”