Miasteczko we wschodniej Polsce. Jeden z dni kolejnego długiego weekendu. Tutaj większość mężczyzn od rana pije. Browarek z sąsiadem, wódeczka z drugiej, na kielicha ze sprzedawcą. Patrzę i oczom nie wierzę - od rana narąbani.
POŁUDNIE
Scena numer 1. Ojciec dwójki dzieci (trzy i dwa lata) chwiejnym krokiem podąża w stronę auta stojącego na podwórku.
- Jedziecieeee? – wrzeszczy.
Ubrany odświętnie, wykrochmalony, ogolony. Gotowy na procesję.
- Janek, piłeś, nie jedź - prosi z okna żona. – My idziemy piechotą.
- Pierdolisz – macha ręką on.
Rusza z piskiem opon, ona po chwili wychodzi, jedno dziecko na rękach, drugie obok. Picie, jedzenie, jedno marudzi, drugie płacze. Idą.
15 min później w tym samym miejscu rozgrywa się scena, jak z kryminału. Policja wyciąga z altanki w ogrodzie owego wykrochmalonego. Ciągnie go za fraki, rzuca na ziemię, zakłada kajdanki, choć on pluje i wrzeszczy. Chwilę wcześniej wyskoczył z samochodu na środku ulicy i zaczął uciekać. Powód? Kontrola trzeźwości na drodze. Uciekając prawie staranował zszokowaną żonę i dzieci. Tym razem jednak policja nie zbagatelizowała… Bo zdarza się, że bagatelizuje.
POPOŁUDNIE
Scena numer 2. Ta sama miejscowość. Grill w ogrodzie. Trzy rodziny. Przy grillu dwie kobiety przewracają mięso, trzecia podaje piwo, nalewa wódkę. Przy stole głównie faceci. Już dziabnięci. Dolewka jedna i druga jeszcze. Wokół krążą dzieci. Właściwie żaden z facetów nie zwraca na te dzieci uwagi. Oj, któryś poklepie synka po głowie. Któryś ucałuje córkę: „niezłą mam pannę, co?” spyta.
Ale serio. Żaden nie interesuje się co te dzieci robią. Mają jedzenie, nie mają. Zjadły, nie zjadły. To wszystko robią kobiety. Szaleją między grillem, coraz bardziej rubasznymi mężczyznami, alkoholem i dziećmi. Przewijają, zabawiają, usługują, kontrolują.
Dlaczego one?!!!! Dlaczego tylko one?
Okej. Powiecie, że patologia. Polska B. Margines.
To inny przykład, podwarszawska miejscowość. Sypialnia Warszawy. Tu mieszka klasa średnia, która codziennie pokonuje 30 km, żeby dostać się do biura w Warszawie. Wieczorem to samo w drugą stronę. Na plaży miejskiej w dni wolne tłum. Pachnie smażona kiełbasa i browar pachnie. Słychać śmiechy dzieci. Ale kto kontroluje te dzieci? Matki. No chyba, że dziabnięty tatuś ruchem mało stabilnym przesunie się w stronę potomstwa. „Cicho Antek! Bo zaraz wciry dostaniesz”.
Tyle. Niektórzy ojcowie stoją w tej wodzie tak najebani, że naprawdę lęk jest, czy przypadkiem nie utopią siebie i dzieci.
Oczywiście, to nie jest tekst o wszystkich mężczyznach.
Nie jest to tekst o tacie mojego syna, który jest wspaniałym ojcem i na plaży cały dzień potrafi budować piaski, grać w piłkę, czy walczyć na miecze
Nie jest o przyjacielu mojego męża, który na wakacjach jest głównym opiekunem syna, bo ona jego żona, matka dziecka, nie ma cierpliwości na pirackie walki. Nie jest o jednym panu, który pięknie grał na plaży z synem w karty. Nie jest o wielu mężach i eks mężach. Albo nie-mężach, ale fajnych ojcach.
Ale ich jest wciąż za mało. ZA MAŁO.
Z bloga „Wkurzona Żona”:
... trzy miesiące temu urodziła się nam córeczka. Mój mąż od tego czasu traktuje mnie jak służącą. Mam wyprać mu, ugotować, zająć się dzieckiem i jak przyjdzie mu ochota to mu się oddać. W niczym mi nie pomaga. Raz od dzwonu weźmie córcię na spacer. Zajmuje się głównie sobą.
… dalej następuje opis życia porzuconej i samotnej żony. Jak sobie radzić? Pada pytanie.
A mi, czterdziestolatce, jest po prostu tylko smutno.
Jak to jak? Postaw mu granice, porozmawiaj, poproś. Idźcie na terapię, jeśli nie potraficie się porozumieć. A jeśli on nie zmieni - wywal go z domu, bo później będzie tylko gorzej.
Halo, halo, mężczyźni, biedni chłopcy, sierotki małe. Weźcie odpowiedzialność za swoje życie. Swoje i bliskich, których ponoć kochacie.