„Wynajęłam testerkę wierności... To zniszczyło moje małżeństwo! Nigdy sobie tego nie wybaczę. Jaka ja byłam głupia”

Testerka wierności fot. Adobe Stock
Czy warto było wynajmować profesjonalną testerkę wierności? Oto prawdziwa historia Doroty...
/ 16.05.2020 05:53
Testerka wierności fot. Adobe Stock

Piszę nie po to, żeby się wam chwalić albo żalić. Postanowiłam napisać ten list ku przestrodze. Opublikujcie go, niech inne kobiety nie będą tak głupie jak ja. Niech poznają moją historię i dowiedzą się, jak w kilka chwil można na własne życzenie zrujnować sobie życie...

Kilka miesięcy temu trafiłam przypadkiem na materiał o zawodowych testerkach wierności. Dokładnie to pamiętam - przygotowywałam kaszkę dla synka i coś w programie śniadaniowym przykuło moją uwagę. Reportaż opowiadał o profesjonalnych agencjach, w których można wynająć piękną kobietę (lub przystojnego faceta), która będzie próbowała uwieść partnera. Sprawdzić, czy jest chętny do zdrady.

Dzięki temu można się przekonać, czy druga połówka rzeczywiście jest wierna. Testerka zachowuje pełną dyskrecję i nigdy nie zgadza się na seks. Ma tylko za zadanie być jak najbardziej uwodzicielska i kusić mężczyznę.

Materiał trwał kilka minut, ale bardzo dał mi do myślenia. Nie mogłam o nim zapomnieć, a w mojej głowie powoli kiełkował plan. Kiedy mąż wrócił z pracy, pytał mnie nawet, czy coś się stało. Zbywałam go, ale w głowie już widziałam piękną brunetkę, która podrywałaby Pawła, a on na pewno by się na to godził. Na pewno! Czułam się właściwie już tak, jakby mnie zdradził. Byłam przekonana, że uległby pokusie. W końcu po porodzie trochę się zaniedbałam... W łóżku nie było już tak samo jak przedtem. W zasadzie to ledwo pamiętałam, kiedy ostatnio uprawialiśmy seks. Paweł stał się też bardziej nerwowy. Dłużej zostawał w pracy. Ale tak właściwie, kto wie... Może wcale nie siedział w biurze? Do tej pory byłam przekonana, że męczą go te ciągłe kolki i ząbkowanie. Ale może tak naprawdę szukał okazji do zdrady.

Dla niektórych kobiet takie rozmyślania stałyby się może impulsem do pewnych zmian. Do kupienia seksownej bielizny, zainicjowania seksu. Ja teraz żałuję, że nie wpadłam na to wcześniej. Postanowiłam za to: "Wynajmę testerkę! Spokojna głowa jest warta każdych pieniędzy!".

Myślałam o tym przez całą noc, a kolejnego dnia zwierzyłam się koleżance. Zośka patrzyła na mnie z politowaniem.
- Czy to przypadkiem nie kosztuje kilka tysięcy złotych? - drążyła nieufnie.

Ja jednak z niezbitą pewnością tłumaczyłam jej, że jestem w stanie zapłacić za taką usługę każdą sumę. Zosia ze śmiechem zaoferowała, że ona może zrobić to nawet za darmo, żebym tylko się nie wygłupiała. Pamiętam, że od razu zanegowałam ten pomysł - Paweł przecież ją dobrze znał i wiedziałby, że wtedy zdrada może się wydać. Nie, testerka musi być całkiem obca. Zośka ofiarnie zaproponowała, że może za drobną sumą poprosić którąś ze swoich koleżanek, których mój mąż na pewno nie zna. Ten pomysł również mi się nie spodobał. Przecież nigdy nic nie wiadomo i ta dziewczyna może się zakochać w moim mężu! Zresztą... profesjonalne testerki nie przekraczają granic profesjonalizmu i nigdy nie zgadzają się na seks. Dziękuję, zapłacę.

Zosia przez pewien czas próbowała mnie odwieść od całego przedsięwzięcia, tłumacząc że Paweł jest we mnie zapatrzony jak w obrazek i wyrzucę pieniądze w błoto. Potem zmieniła front twierdząc, że gdy faceta podrywa laska o wyglądzie modelki, nawet święty by się skusił. I na co będzie to wszystko? Po co na własne życzenie prowokować faceta do zdrady? A tak, można będzie żyć w nieświadomości.

To wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Jeśli on ma ochotę mnie zdradzać, to ja z nim dalej żyć nie będę! Zośka machnęła w końcu ręką i powiedziała, że zrobię przecież, jak będę chciała.

I zrobiłam. Znalezienie testerki wierności okazało się banalne. Kilka liter wpisanych w wyszukiwarkę i mogłam wybierać do woli. Blondynka, brunetka, ruda, chuda, nieco grubsza, z dużym biustem, z długimi nogami. Wiedziałam, że mojemu mężowi od zawsze podobały się ciemnowłose kobiety - w końcu ja też miałam długie, czarne włosy. Wybrałam pakiet rozszerzony. Dzięki temu miałam obserwować działania testerki z ukrytej kamery, siedząc w samochodzie agencji.

Ustalenie planu działania też było proste. Mój mąż ćwiczył na siłowni. To chyba najbardziej oczywiste miejsce, właśnie tam musiała pojawić się podstawiona brunetka. Ustaliłam z pracownicą firmy datę, miejsce, przekazałam informacje o upodobaniach męża.

Gdy nadszedł wyznaczony dzień, od rana byłam cała w nerwach. Ze złością zerkałam na Pawła przy śniadaniu, myśląc: "Tak, to dzisiaj mnie zdradzisz. To pewnie nasz ostatni wspólny posiłek".

Syn został z Zośką, ja miałam czatować w samochodzie ustawionym kilkaset metrów od siłowni. Widziałam wszystko - jak długonoga testerka zaczepiała mojego męża, prosiła o pomoc. Chciała, żeby objaśnił jej, do czego służą poszczególne sprzęty. Paweł ochoczo się zgodził i wszystko jej tłumaczył. Ja ze złości zagryzałam zęby - proszę bardzo, jak szybko na nią poleciał! Zaraz będzie chciał umówić się z nią na randkę!

Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Wynajęta kobieta poprosiła mojego męża o numer telefonu. Prawie płakałam, ale on... nagle odmówił. Uznał, że to już wykracza poza granice pomocy i wrócił do swoich ćwiczeń. Testerka próbowała go zagadywać, ale Paweł zachowywał już dystans. Siedziałam w samochodzie i nie wiedziałam sama, co mam myśleć. Płacić za kolejne usługi? Może testerka mu się nie spodobała? Może potrzebuje więcej czasu i dopiero po kilku spotkaniach staje się skłonny do zdrady? A może po prostu mnie kocha i chce być wierny?

Kolejnego dnia zwierzyłam się Zośce. Powiedziałam, że chyba muszę zapłacić innej osobie, bo ta raczej nie była w guście Pawła. Tym razem jednak przyjaciółka ostro dała mi popalić. Krzyczała, że wszystkie oszczędności wydam na swoje paranoje. Że mój mąż mnie kocha i nie zmieni się to, gdy teraz będzie podrywać go blondynka. Że gdyby chciał zdradzać, to by zdradził. Że najwidoczniej jest wierny. Że chyba zwariowałam. Zosia zawsze popierała wszystkie moje pomysły, a teraz pierwszy raz była przeciwko mnie. Obrażona obiecałam jej, że nie zamówię kolejnej testerki. Po cichu planowałam jednak, że za kilka tygodni zrobię to w tajemnicy. Tym razem nie powiem już nikomu!

Wieczorem, gdy Paweł wrócił z pracy, byłam chyba małomówna, bo ciągle na mnie zerkał. W końcu tonem niezobowiązującej anegdotki powiedział mi, że poprzedniego dnia w siłowni podrywała go dziewczyna, ale ją zignorował. Do tej pory pamiętam jego słowa:

- Strasznie nachalna była, wiesz? Myślała sobie, że jak pokażę jej co do czego służy, to od razu oznacza, że jestem zainteresowany. Prosiła nawet o numer telefonu. Śmiesznie, co nie?

Przez kilka sekund nie mogłam zebrać myśli, ale potem eksplodowałam. Rzuciłam się Pawłowi na szyję ze śmiechem, całowałam go i wyznałam, że ta dziewczyna była podstawiona. Że bałam się, że już jestem dla niego nieatrakcyjna, ale teraz wiem jak bardzo mnie kocha. To, że powiedział mi o tym małym wydarzeniu świadczy o tym, jak silne jest jego uczucie. Że już zawsze będę go kochać i ufam mu teraz najbardziej na świecie. Im bardziej radosna byłam ja, tym on coraz smutniejszy. Sztywniał coraz bardziej w moich objęciach.

W końcu przerwał mój słowotok. Takiego wybuchu nie widziałam jeszcze nigdy. Krzyczał, że uważam go za idiotę, który myśli tylko o jednym. Że nigdy nie przypuszczał, że jestem w stanie tak go potraktować. Że z nami koniec, że zburzyłam całe zaufanie, które latami budowaliśmy. Że jeszcze tego samego dnia będzie się wyprowadzał. W ogóle nie chciał słuchać moich wyjaśnień.

Od tamtej pory przepraszałam go kilka razy. Nie chce mi się nawet więcej pisać o tym okresie, bo żyję trochę jak we śnie. Paweł nie jest w stanie mi już zaufać. Za bardzo boli go mój brak zaufania i nie da się tego naprawić. Widuje się z synem, ale na mnie prawie nie patrzy. Wczoraj złożył papiery rozwodowe. A najgorszą testerką naszego związku okazałam się ja...

Dorota

Redakcja poleca

REKLAMA