Stało się. Nasze praprababki – sufrażystki spaliły biustonosze a potem ruszyła lawina i koniec końców, po ciężkim XX wieku, mamy dwudziesty pierwszy a w nim nareszcie zawodowe równouprawnienie. Teoretycznie.
Prawda jest bowiem brutalna. I gdybyśmy porzuciły te wszystkie nasze feministyczne mrzonki, spojrzały na świat bez babskich uprzedzeń, zobaczyłybyśmy że istnieją zawody, w których najlepiej sprawdzają się kolesie. My nie mamy szans. Nie wierzycie? Proszę bardzo...
1. AKTOR
Nie ma, powtarzam, nie ma! zawodowej aktorki, która lepiej odegra scenę umierania niż pierwszy lepszy naturszczyk. Faceci mają ten dar. Nie wierzycie? Poczekajcie na katar.
- Po…daj…mi… chusteczki – tu drżący gest, wyciągnięcie rączki, które przypomina ci fresk z kaplicy Sykstyńskiej, tylko zamiast Adama jest on - twój umierający facet, a zamiast Boga, stolik z lekami i chusteczkami. U chorego kolesia każdy gest jest dopracowany, każda mina to kunszt godny Oscara, i ten rwący się głos – jak wisienka na torcie. Majstersztyk!
Roszczeniowa Trzydziestka i... bachory
2. ILUZJONISTA
Są numery, które perfekcyjnie wykonuje wielu, wielu facetów. I nie tak, że ćwiczą latami – oni mają naturalny dryg. Numer pokazowy – znikanie. Jesteś pewna, że otwieracz do konserw odłożyłaś tam gdzie zawsze. Ale nie! Kiedy iluzjonista pojawia się w kuchni puffff nie ma otwieracza.
- Szukałeś w drugiej szufladzie? – pytasz więc rzeczowo.
- Tak, NIE MA! Nigdzie tu nie ma! – słyszysz żałośnie brzmiącą odpowiedź, dla lepszego efektu czasem twój domowy magik rozkłada przy tym bezradnie rączki. Szkoda, że nie ma publiczności, bo w tym momencie by zamarła. Szkoda też, że nie ma muzyki i oprawy świetlnej, bo to jest moment, w którym należy zbudować napięcie. W prawdziwym show, teraz magik zaprasza „Piękną Asystentkę”, całą w brokacie, cekinach i piórach. W realu musisz wystarczyć ty. Podchodzisz do szuflady (trrrrrrrrrrrr – werble w tle) i wyjmujesz otwieracz (ba dum tsssss – perkusja).
Leżący
Dokładnie
Na
Wierzchu
Pięknie kłaniacie się publiczności. Kolejny wspaniały występ za wami.
Jeszcze lepiej jest na pokazach „w terenie”.
- Gdzie sos sojowy i kiełki? – pytasz grzecznie wypakowując zakupy, wśród których pojawia się jego ulubiony batonik, ale nie ma połowy cholernych składników do obiadu.
- Nie było!!! – ogłasza z zupełnie nieuzasadnioną dumą.
- Szukałeś? Tam gdzie ci pokazałam?
- Tak!!!
Przy najbliższej okazji idziesz sama do sklepu i trrrrrrrrrr ba dum tssss wszystko magicznie pojawia się na półkach, w tych samych miejscach gdzie było i będzie zawsze.
3. SPECJALISTA DS. PUBLIC RELATIONS
Podobno to my, dziewczyny, potrafimy wypomnieć kolesiom jedno słowo niefortunnie wypowiedziane 11 lutego 2004 o 16:35. Być może!!! Ale o ile my dbamy po prostu o ich samorozwój, oni wykorzystują pamięć wyłącznie do polerowania własnego wizerunku. Przykład?
- Nigdy nie sprzątasz i chlew robisz straszny – unosisz się słusznym gniewem.
Jaśniepan odrywa się od smartfona i z flegmą angielskiego lorda odpowiada:
- Nie nigdy, bo dwa miesiące temu jak się źle czułaś, to umyłem naczynia.
SZACH MAT FEMINISTKO!
Oczywiście powstawiał je tylko do zmywarki, ale nadal – argumenty ma mocne!
4. PODRÓŻNIK – ODKRYWCA
Niestety, rozwój technologii sprawia, że to wymierający zawód. No wiecie, jak te stare rzemieślnicze zakłady, przycupnięte w kamienicach miast. Niemniej zdarza się jeszcze, że w smartfonie rozładuje się bateria, albo coś się stanie z nawigacją w aucie i klops. Odkrywca nie widzi powodu, żeby w takiej sytuacji pytać o drogę ludności tubylczej czy turystów na szlaku. KOLUMB NIE PYTAŁ, KOBIETO!!!!!
W związku z tym do uroczej chatki na zadupiu docieracie nie po trzech, ale po dziesięciu godzinach, przepadła wam już obiadokolacja i część pierwszego dnia pobytu. Przez resztę weekendu gubicie się w kolejnych miejscach, ale hej! Kiedyś może odkryjecie Amerykę!
5. MANAGER
Jeśli mówisz językiem korporacyjnym, to wyjaśniam – koleś czelendżuje cię na taski. Jeśli życie oszczędziło ci tej wiedzy, to po prostu przyjmij, że to najlepszy dostarczyciel wszelkiego rodzaju inspiracji i wyzwań. Ty jesteś realizatorką. Oto przykładowe czelendże, jakie może zafundować ci twój własny domowy dyrektor:
- Bym coś zjadł
- Byśmy coś porobili
- Byśmy coś pooglądali
- Byśmy gdzieś pojechali
Wyzwanie przyjęte – teraz realizacja spoczywa na dziale eventów, kreacji, optymalizacji, produkcji, komunikacji, logistyki i wielu innych (we wszystkich rolach ty). Jak na dobry management przystało, możesz się spodziewać feedbacku, np.:
- Gupi ten film. Nudzi mi się.
Na wszelki wypadek dziewczyno, po czymś takim podrasuj CV.
No dobra – dosyć nabijania się. Prawda jest taka, że my też mamy „swoje” zawody – od primadonny, po inspektora sanepidu. I póki to tylko beka, jest OK. Natomiast, kiedy ktoś całkowicie poważnie wyjeżdża z tekstami, że dany zawód jest przynależny do danej płci, miota mną jak szatan. I – żeby było sprawiedliwie – niech działa to w obie strony. Właściwie to uznam, że mamy równouprawnienie zawodowe nie wtedy, kiedy będą parytety, ale kiedy laska, która jest spawaczką i równocześnie koleś, który jest opiekunem w przedszkolu, nie będą budzić ani zdziwienia, ani heheszków. Najpierw jednak czeka nas długa walka (między innymi o równe zarobki).
Trudno! Niech rewolucja trwa.