„Nie siadaj na rogu stołu bo zostaniesz starą panną!!!” „Wybrzydzasz, wybrzydzasz a potem nikt cię nie będzie chciał.” – chyba wszystkie co jakiś czas słyszymy takie teksty. Rzucane w żartach, ironicznie albo całkiem serio. Zresztą intencja jest tu mało ważna – ważniejsze, że osadzają się w nas, zostają gdzieś w głowie, by potem brzęczeć cichutko, kiedy tylko mamy gorszy dzień. Doskonale uzupełniają zapamiętane w dzieciństwie morały bajek, w których „długo i szczęśliwie” żyje się tylko razem.
A potem jest listopad, jest ciemno, zimno, źle. A ty siedzisz i zastanawiasz się „co do cholery zrobić z tym całym życiem”. I wiesz jedno – za wszelką cenę, nie możesz być sama. Bo to porażka, totalny przegryw i #najgorzej.
Dlatego – być może – tkwisz w jakimś bezsensownym związku, który cię niszczy (który niszczy was oboje), tylko po to by nie zostać sama. Albo rozważasz, żeby jednak iść na kolejną randkę z kolesiem, z którym nie było chemii za grosz, który – choć nie chcesz tego przyznać przed nikim – strasznie cię nudzi, ale jest, a przecież już trzydziestka, albo czterdziestka, ostatni dzwonek. Za moment nawet nudziarz na ciebie nie spojrzy.
Roszczeniowa Trzydziestka: Wstyd mi, panie profesorze
A może jeszcze jesteś na starcie życiowej drogi i po prostu masz obawy – co będzie jeśli, co by było gdyby.
Albo wszystko u ciebie w tej chwili OK. Może czytasz ten tekst siedząc tuż obok Tego Kolesia i co jakiś czas czule na niego zerkasz. Ale czasem, kiedy wyobrażasz sobie, że jakimś tragicznym zrządzeniem losu miałoby go nie być – natychmiast wpadasz w panikę a perspektywa bycia samej, jest dla ciebie wizją przerażającą.
Jeśli tak, piszę ten felieton właśnie dla ciebie. Bo ja też się kiedyś bałam.
Aż do feralnego 2014 roku, nigdy nie byłam sama. Z domu rodziców przeprowadziłam się do narzeczonego, potem latami wiodłam szczęśliwy żywot podmiejskiej pani domu. Kiedy rozsypał się domek z kart i zostałam sama, pierwszy raz „zrozumiałam, że ja nie umiem nic”. I byłam przerażona. Załamana, zdruzgotana, ale przede wszystkim przerażona. Bo nagle zostałam sama. Ale dzięki temu, dziś mogę ci powiedzieć „co by było, gdyby”. Mogę cię uprzedzić, że nie ma się czego bać. I jednocześnie jest. Żeby było jasne – nie namawiam cię tu „rzuć wszystko i żyj w pojedynkę”. To nie będzie manifest singielki wojującej. To raczej głos rozsądku (a przynajmniej mojego rozsądku). Lecimy:
1. Finanse
Minusy: Jeśli mieszkaliście razem, a teraz jesteś sama, nie możesz liczyć – niestety, że wydatki automatycznie spadną o połowę. Lampa w salonie tak samo świeci dla jednej, jak i dla dwóch osób – więc rachunki za prąd będą tylko nieco niższe. I tak jest z wieloma innymi kwestiami. Być może czeka cię obniżenie standardu życiowego i zmiana części przyzwyczajeń.
Plusy: Teraz cała twoja pensja jest do twojej dyspozycji. Zarabiasz, zarządzasz, dysponujesz. Miłe uczucie.
2. Stabilizacja
Minusy: O ile nie odłożyłaś sporych oszczędności, nie masz bufora bezpieczeństwa. Dużo trudniej jest „rzucić wszystko i spełniać marzenia”, kiedy druga pensja nie ratuje cię przed totalnym upadkiem. Bardzo często za sukcesem przedsiębiorcy-marzyciela, stoi ta druga połówka na nudnym, ale stabilnym etacie. Tu jej nie ma.
Plusy: Twoje plany są wyłącznie twoje i nie musisz się troszczyć o bliskich (mówię tu o opcji singielki bez dzieci). Jeśli chcesz podjąć ryzyko i zmienić zawód/kraj/styl życia – wolna droga! Jeśli masz odwagę i środki - rzeczywistość staje się plastyczna, jak modelina. Twoja decyzja, jaki kształt jej nadasz.
3. Czas
Minusy: Wbrew temu, co czasem suponują mi zajęte znajome, jako singielka mam nieporównywalnie mniej czasu, niż jako żona. Tu już nie ma opcji – ty jedziesz po zakupy, ja załatwiam sprawy urzędowe, razem gotujemy. Każdą z tych rzeczy robisz sama. Co jakiś czas słysząc, jak to twoje życie jest teraz pasmem randek imprez i beztroskiej zabawy. Jasne. Kiedyś byłam na randce. Ze zmęczenia prawie przysnęłam. Deal with it.
Plusy: Cały ten czas, który masz, jest twój! Możesz go wykorzystać na hobby, na naukę, na fuchen-machen i dorobić parę groszy, albo po prostu na gapienie się w ścianę. Kojarzysz te dni, kiedy bardzo chciałaś zostać kocykowym burrito i zaszyć się w kąciku z herbatą i książką? Wyobraź sobie, że w twoim facecie budzi się akurat lew salonowy, który zaczyna wiercić ci dziurę w brzuchu, że wyjdźmy, że zobaczmy się z…, że nie chodzimy już nigdzie, bo ty nigdy…, bo ty zawsze…. Idziesz na kompromis. Resztę wieczoru spędzasz gadając z żoną jego kumpla o niczym. Niczym. Ta laska trzecią godzinę mówi o niczym. A tam jest twój kocyk, książka, twój świat. Jako singielka nie masz takich dylematów.
4. Ludzie
Minusy: Grono znajomych się zmieni. Nie ze wszystkimi znajdziesz teraz wspólny język, nie u wszystkich znajdziesz zrozumienie. Ale hej, każda zmiana niesie takie konsekwencje – kiedy kończyłaś szkołę, też obiecywaliście sobie, że kto jak kto, ale wy, wesoła paczka, zawsze będziecie razem. Teraz wpadacie na siebie w galerii i zapewniacie się wzajemnie, że „trzeba się spotkać, trzeba się zdzwonić”. No kaman…
Plusy: Grono prawdziwych przyjaciół będzie jeszcze prawdziwsze i jeszcze cenniejsze. Teraz to im będziecie opowiadać, że koleś z działu prawnego to chambuc, w urzędzie miasta się poprawiło, Goplana w Teatrze Narodowym była po prostu mega a na fejsie ostatnio widziałaś śmiesznego kota. To oni przejmą po części rolę Tego Kolesia – wysłuchanie, wsparcie, zrozumienie, pomoc. Przy okazji trochę prywaty: hej majfrendsi, jesteście wspaniali.
4. Opinia
Minusy: Źle się prowadzisz. Ty tego nie wiesz, ba! rękę byś sobie dała uciąć, że tak nie jest, ale to już ustalone. Jesteś singielką, jesteś kobietą, więc prowadzisz rozwiązły tryb życia i ogólnie YOLO. Folgujesz sobie a przed upadkiem ratuje cię tylko widmo choroby wenerycznej. Albo nie, wręcz przeciwnie – w każdym widzisz męża. Na każdego mojegomisia rzucasz się z pożądaniem (dlatego mojegomisia trzeba przed tobą chować), każdemu mężczyźnie praktycznie się oświadczasz. Jesteś przy tym egoistką, pomyśl o dzieciach, pomyśl o emeryturach, hasztag ktocipodaszklankęwody. Nie walcz z tym, nie ma sensu.
Plusy: Ty już wiesz jak jest. Wiesz, że z dziewczynami, które są same niekoniecznie jest „coś nie tak”, że nie są „jakieś wybrakowane”, że szczęście można znaleźć także w samotności. Unosisz się ponad to wszystko, aż zaczyna cię to bawić i w tym momencie wygrałaś.
5. Samodzielność
Minusy: Często jesteś na nią skazana. Oczywiście „with a little help from my friends”. Ale generalnie to ty zakasujesz rękawy i robisz wszystko. Cały myk polega też na tym, że jeśli podejmiesz złą decyzję, to możesz być wściekła tylko na siebie. A tak by się czasem chciało pogderać „a nie mówiłam, trzeba było salon pomalować na beżowo”. I zostajesz z samodzielnie wybranym kolorem „Letni świt nad górskim potokiem”. Który wygląda nie jak świt. Raczej jak sraczka.
Plusy: Po jakimś czasie, jak równa z równymi, rozprawiasz na forum Elektroda o drobnych naprawach instalacji, używając słów, które kiedyś słyszałaś tylko od pana fachowca i tłumaczyłaś jako „drogo, drożej, najdrożej”. Teraz sama dzierżysz klucz francuski w jednej ręce, telefon do assistance (na wszelki) w drugiej i jedziemy. Przez dwa lata samotności naprawiałam: piec kondensacyjny, kosiarkę, dwa kontakty, baterię prysznicową i zlew. Ogarniałam remont kuchni, naprawę dachu, wymianę armatury w łazience, wreszcie przeprowadzkę. Kosiłam trawnik-gigant, wyrywałam chwasty, babrałam się w rachunkach, podatkach i wszystkim, czego wcześniej nawet nie tykałam. Z przerażonego kierowcy stałam się pewnym i chyba nawet niezłym. I wiecie co – byłam, jestem!!! z siebie cholernie dumna.
I to jest ten największy z plusów. Będziesz z siebie dumna. Dasz sobie radę. Pokonasz najpierw strach, potem uprzedzenia a wreszcie wszelkie przeciwności. Nie będziesz „jakaś gorsza”, „której nikt nie chciał”. Będziesz świadoma swojej wartości i zadowolona z dokonań. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Żyj długo i szczęśliwie. A jeśli zechcesz znów być z kimś? Świetnie! Ale niech to będzie decyzja dyktowana uczuciem a nie strachem. Powodzenia!