Zaczynam pisać, nie o mnie, o nas wszystkich – młodych pokolenia Y. Nie jesteśmy idealni, nawet nie jesteśmy poprawni. Do niedawna dzieci, w większości przypadków rozpieszczone i beztroskie, pierwsze takie w dorobku wolnej Polski. (Jesteście wściekli bo użyłam słowa rozpieszczeni? To dopiero początek). Niezrozumiani, zmęczeni, pełni niespełnionych pomysłów, leniwi i roszczeniowi. Kiedyś uważałam, że to stek bzdur. Teraz? Mam coraz więcej wątpliwości.
Mamy wszystko – nie umieramy z głodu, z kranu leci bieżąca woda, a na ekranach wszystkich posiadanych przez nas elektronicznych sprzętów płynie nieograniczony dostęp do informacji. To mało? Dla nas tak. Jesteśmy wychowani w duchu egocentrycznego zaspokojenia. Wszystko, co JA zrobię, musi być dobre, ba, jest dobre. Nie wiemy, czym jest samokrytyka. Nie lubimy się jej poddawać, prawda?
Czy warto przeklinać? Okazuje się, że tak. Najnowsze badania pokazują dlaczego!
Uświadamiamy sobie, że wszystko, co w życiu było łatwe, przyjemne i za darmo odeszło na zawsze w zapomnienie. Szukamy swojego miejsca, odpowiedniego zajęcia, a kto bardziej ambitny - dodatkowego hobby. Oczywiście nie mówię tutaj o nielicznych szczęściarzach, którzy od zawsze wiedzieli, kim będą.
Jesteśmy weganami, fitmaniakami, hipsterami, kibicami, hejterami, trollami, youtuberami, fanami seriali, a nawet kina niezależnego. Jesteśmy nowym pokoleniem, które zmieni świat. Tylko, czy... na lepsze? Tego nie wiem, szczerze w to wątpię. Chcemy być niezależni, a uzależniamy się od wszystkiego. Nie wyobrażamy sobie życia bez telefonu, napędza nas informacja, liczba followersów i lajków. Lubimy alkohol, lubimy seks, lubimy używki i zapach papierosów. Często jesteśmy nieszczęśliwi, jeszcze częściej czujemy strach. Wchodzimy w toksyczne relacje, uciekając przed samotnością. Oszukujemy się, żyjąc w wirtualnym świecie. Jesteśmy pokoleniem, które wyrastało w przekonaniu o swojej nieomylności. A wszyscy jesteśmy w błędzie.
Zabija nas czas, którego nie mamy. Tych w najgorszej sytuacji zabija czas, którego mają zbyt wiele. Nie potrafimy znaleźć równowagi. Chcemy więcej, coraz więcej, nikt nie jest w stanie nas zatrzymać. Część z nas się poddała, nie chce niczego. Możemy wszystko zmienić, to jest ten moment, ale nie zmienimy niczego. Jesteśmy bierni, a nasze problemy są w centrum wszechświata. Topimy się we własnym cierpieniu, nie łapiąc nawet na chwilę oddechu, żeby pokazać wszystkim, jak bardzo los jest niesprawiedliwy. Nie potrafimy pogodzić się z tym, że nic na nas nie czeka. To prawda.
Nie walczymy, nie potrafimy przegrywać, już dawno zapomnieliśmy o tym, jak się rozmawia. Bierzemy wszystko, a nie dajemy niczego. Cieszą nas filmy na YouTube z zabawnymi zwierzętami, rozbrajająco śmieszne kompilacje wpadek i nowo dodane materiały w zakładce naszych subskrypcji. Jesteśmy na bieżąco. Wiemy, co one mają w torebkach i dlaczego oni w tym sezonie mają przedziałek po prawej, a nie po lewej stronie. Śledzimy najnowsze trendy, kochamy designerskie rzeczy, uwielbiamy pieniądze. Najlepiej gdyby te pieniądze leżały na ulicy. Wystarczyłoby się po nie po prostu schylić. Jesteśmy wysportowani, to bylibyśmy w stanie zrobić.
Kochamy ambitne rzeczy. To nieprawda, że jesteśmy w większości skończonymi idiotami. Śledzimy informacje z całego świata, bywamy na ważnych wydarzeniach kulturalnych, umiemy docenić artyzm i formę, a kilka miesięcy naszego życia przeznaczyliśmy na dobre kino, elektroniczne książki i polityczne seriale albo te o superbohaterach. Mamy dobry gust i kreujemy nowoczesny minimalizm. Wiemy, że globalne ocieplenie istnieje, a ekologiczny tryb życia nie jest modą tylko obowiązkiem. Wierzymy w różne rzeczy. Ta informacja nas wyróżnia, daje nam przewagę, daje nam moc pokolenia Y. Mamy jeszcze czas, żeby poznawać nasz świat dalej, wiedzieć więcej. W większości go zmarnujemy, siedząc z butelką kraftowego piwa i myśląc o bezsensie istnienia. Może mamy rację?
Jesteśmy pokoleniem, które jest złe, a może być jeszcze gorsze. Pracodawcy się nas boją, poprzednicy załamują ręce, a my patrzymy na wszystko z boku. Urodziliśmy się w czasach wolności, a ją powoli tracimy. Czujemy rosnące napięcie, niepokój, nieokreśloną negatywną wibrację, która wytrąca nas z równowagi. A może powoli zaczynamy widzieć coś więcej, oprócz samych siebie?