Mężczyźni wolą głupsze? Roszczeniowa Trzydziestka - felieton o facetach

Zamyślona kobieta - rysunek fot. Roszczeniowa Trzydziestka
„Lubicie czuć się gorsze niż faceci i to jest naukowo udowodnione”, grzmiał kiedyś w internetowej dyskusji mój oponent. Ba! Nie tylko grzmiał, ale i przywoływał artykuły – głównie amerykańskie – potwierdzające tę tezę. I spora część tych amerykańskonaukowych (mają się do nauki, jak popkultura do kultury wysokiej) dowodów do mnie przemawiała a z samą hipotezą w zasadzie nie walczyłam. Bo owszem, coś w tym jest, że wiele kobiet, ze mną włącznie, stara się znaleźć faceta, który w wielu aspektach może okazać się od niej lepszy.
Roszczeniowa Trzydziestka / 18.10.2016 09:55
Zamyślona kobieta - rysunek fot. Roszczeniowa Trzydziestka

Zresztą w tym celu specjalnie przyjrzałam się swojemu (ubożuchnemu, niestety) doświadczeniu z płcią, chyba tylko ironicznie nazywaną brzydką.

I faktycznie, od pierwszej wielkiej (i platonicznej) miłości w LO poczynając, każdy facet, który mi się spodobał musiał mi imponować. Wygląd – choć ważny schodził jednak na drugi plan. Liczyło się to, czy Ten Koleś będzie znakomitym fachowcem, artystą, erudytą, albo człowiekiem o wielkiej pasji i jednocześnie wiedzy. Kimś o nieprzeciętnych osiągnięciach. Kimś, kto faktycznie podnosił poprzeczkę na poziom, do którego chciałabym dążyć. A nie pieczołowicie zakopywał ją w błotku samozadowolenia.

Dlaczego więc, mimo wszystko, w dyskusji nie przyznałam racji panu, który dowodził, że chcemy czuć się gorsze? Bo niestety szedł on dalej, dowodząc, że przez nasz – kobiet – samorozwój, wykształcenie, chęć rywalizowania na rynku pracy, same jesteśmy sobie winne. „Zdobywacie stanowiska, dyplomy, kolekcjonujecie osiągnięcia, a potem płacz, że nie ma dla was kolesi.” – wyłuszczał coraz bardziej zdziwionym uczestniczkom rozmowy.

Hanna Samson tłumaczy, dlaczego Polki mają moc!

Drogi kolego i wszyscy podobnie myślący! Z prawidłowych (czy może lepiej – dopuszczalnych) przesłanek, wyciągnąłeś zadziwiające wnioski. Miałybyśmy świadomie porzucać możliwości, jakie daje nam powszechna edukacja, zapominać o własnych talentach i ambicjach, pogrzebać wszystko, o co kobiety przez lata walczyły, żeby ułatwić wam zadanie imponowania nam? Może w ogóle powinnyśmy pozostać niepiśmienne, opanować jedynie proste działania matematyczne (na palcach obu rąk, nie więcej), żeby kolesie tacy jak wy, nie musieli przed rozmową z nami czytać książek, zakuwać łacińskich cytatów, czy osiągnąć biegłości w czymkolwiek – od sportu, po rzemiosło. Jak jeszcze możemy wam nieba przychylić, wy słodkie leniuszki?

Zresztą – chyba nie chcę znać odpowiedzi.

Mój zawodowy mentor, powtarzał mi, że jeśli jesteś najmądrzejszą osobą w pokoju, czas zmienić pokój. Coś w tym jest, także jeśli chodzi o relacje damsko-męskie. Oczywiście nie mówię tu o stałych układach - bywają całe lata, kiedy jakaś magiczna siła ciągnie człowieka w dół, kiedy nie ma czasu na rozwój. Mówię - podobnie jak przywołany tu mój dyskutant - wyłącznie o czasie, kiedy pan chce spodobać się pani i na odwrót. O pierwszych randkach. O zalotach. O uwodzeniu. A nie o chwilach, kiedy zmęczeni płaczem dziecka, czytacie już chyba wyłącznie instrukcję łóżeczka składanego z Ikei. To nie ten czas, nie ten etap. Tu mowa o tym, żeby na samym początku nie udawać głupszej niż się jest, tylko po to, by facet poczuł się lepiej. Tu mowa o tym, że jeśli on ci niczym nie imponuje, to natychmiast, jak tylko przestanie ci słodko szumieć w głowie, zorientujesz się, że siedzisz na kanapie z kimś, kto kompletnie nie jest dla ciebie, kto cię ogranicza.

Więc równajmy w górę. Znajdujmy takich, przy których autentycznie będziemy mogły się poczuć „gorsze”, tylko po to, żeby tę „gorszość” potraktować jak wyzwanie. Impuls do rozwoju. Rozwijajmy się, dziewczyny drogie bez obaw, że coraz trudniej będzie znaleźć kogoś, kto nam sprosta, kto nas w czymś pokona, do kogo będzie można równać, z kim będzie można pokojowo rywalizować. Diamentów szuka się długo, ale cholernie warto. Nie warto natomiast obniżać poprzeczki i stwierdzać „byle jaki, byle był”. Serio. Po co się później męczyć. Po co wspólnie głupieć.

PS Niedawno obudziłam się w nocy, po strasznym śnie, w którym po latach ponownie zdawałam egzamin magisterski. Nie umiejąc nic. „Pani nie bywa w teatrze, nie pamięta łaciny i greki, nie czyta filozofów” – tłumaczył mi smutno jeden z profesorów. A ja mogłam mu przyznać tylko rację. Obudziłam się przerażona i utwierdzona w przekonaniu, że głupieję.
Dlatego zaczynam wyzwanie-odchamianie. Raz w miesiącu: dzieło wielkiego filozofa, album wielkiego malarza (lub wizyta na wystawie), jedna dobra książka (kryminały i romanse, czytywane w pociągu nie liczą się), jeden solidny artykuł naukowy. Raz na pół roku (bo budżet!!!) wizyta w teatrze, raz na kwartał lub częściej film na poziomie. Jesteście ze mną? Wyzwanie przyjęte? Dajcie znać w komentarzach.

Jesteście ciekawe, co Roszczeniowa Trzydziestka ma do powiedzenia nie tylko o facetach i kobietach? Mamy więcej jej felietonów!
 

Redakcja poleca

REKLAMA