Warsztaty trwały 3 godziny. Tylko. Nie wiem, czy był jakiś konkretny plan/program. W każdym razie przez 3 godziny mówiłyśmy. O sobie.
Zrobiłyśmy też jedno ciekawe zadanie.
Dziewczyna, która pokazało ciało bez upiększeń, została posądzona o... promowanie otyłości
Leniwa. Zaniedbana. Uległa. Łakoma. Słaba. Mniej wymagająca. Tępa. Tania. Ociężała. Zakompleksiona. Takie przymiotniki kojarzyły się większości z nas z określeniem „gruba kobieta”.
Wysportowana. Surowa. Kontrolująca. Seksowna. Aktywna. Dynamiczna. Te wypisałyśmy na kartce z tytułem „kobieta chuda”.
Słabo?
Moim zdaniem jedne i drugie stereotypy są strasznie krzywdzące. Jak to stereotypy. A nimi, wciąż, myślimy…
Ale były dziewczyny, które mówiły, że kiedy miały niedowagę i słyszały o sobie nawet negatywne komentarze, nie bolało! Dużo bardziej boli kiedy słyszą, nawet przypadkiem, nawet kiedy ktoś mówi O WĘDLINIE, słowa „tłusta parówka”. Bo są (część z nich) przekonane, że ktoś to mówi O NICH.
Emocji było strasznie dużo. Najwięcej łączyło się z dzieciństwem i z facetami.
„Nigdy żaden cię nie zechce”.
„Masz taką ładną buzię i jesteś taka tłusta”.
Ktoś wspominał też sytuację ze szkoły, kiedy szedł do tablicy i po drodze usłyszał: „uważaj, bo się podłoga zarwie”. I dziś, dorosła kobieta, z dziećmi i mężem, świetną pracą, po studiach, płacze na wspomnienie tamtych słów...
Była też kobieta po 40-tce, obiektywnie szczupła i piękna, która mówiła, że jeśli przytyje 2 kg (i ona wie, że nikt tego nie widzi), ona jednak czuje się brzydka i ohydna. I że nie wie, dlaczego jej nastoletnie, szczupłe córki się tak obsesyjnie odchudzają...
Co mnie najbardziej uderzyło?
Wydaje mi się, że żadna z nas, nie uważała, że inne dziewczyny są grube. Pewnie jedne miały BMI w normie (połowa?), inne nie. Ale BMI i wygląd, kilogramy tych kobiet nie miały dla mnie żadnego znaczenia!
Po wysłuchaniu tych wielu wzruszających słów chciałam część z nich raczej przytulić, uśmiechnąć, wesprzeć. Nikt nie chciał nikomu doradzać, jak chudnąć...
Tak naprawdę wszystkie miałyśmy żale i pretensje TYLKO DO SWOJEGO wyglądu. Nikomu nie przeszkadzały kilogramy innych. Nie widziałyśmy ich. Nie miały znaczenia...
Dlaczego jesteśmy tak surowe akurat dla siebie?
Te kobiety pokazały, że ze swojego kompleksu można zrobić atut!
I druga ważna rzecz.
Większość z nas ma dzieci. Wiemy, że rosną w świecie mody na chudość. Staramy się je wspierać, mówić, że ich ciała wcale nie mają być piękne, tylko sprawne. Dlatego warto chodzić na sport, zdrowo jeść, ale bez przesady, wiadomo... I wtedy ktoś pyta: „A gdyby ciało było niesprawne? Chore? Niewysportowane? Wtedy już można go nie lubić?” Konsternacja.
Wróciłam do domu z wieloma myślami. Że ciało po prostu warto lubić. Bo mamy jedno. Że warto o nie dbać. Dla siebie.
Poza tym, znowu przekonałam się, jak cudownie jest spędzić z kobietami trzy godziny. Porozmawiać. Dać sobie samej ten czas. Jeśli tylko możecie – chodźcie na takie babskie spotkania.
Ps. Na takich spotkaniach uczestnicy zawsze umawiają się, że po skończeniu warsztatów, nikt nie będzie opowiadał o szczegółach, o konkretnych osobach. Dlatego pomieszałam wątki. Nie podałam imion ani ważnych szczegółów. Wszystko inne wydarzyło się naprawdę.
Polecamy! Powstała lalka Barbie na wzór modelki pluze size. Pierwsza, której uda się stykają!