Umówmy się, życie nie jest usłane różami. Częściej rozczarowaniami, które generuje stosunek oczekiwań do rzeczywistości. Dwa skończone kierunki studiów teoretycznie powinny przełożyć się na podwójną wypłatę a tu taki... olej gorący od tych frytek. I jeszcze sól wchodzi pod paznokcie. Zresztą praca w Mc Donaldzie i tak ma określone standardy. Godzinowe i moralne. Praca w co drugim korpo na Domaniewskiej, czy jej innych poznańskich czy wrocławskich odpowiednikach, często żadnych standardów już nie posiada, poza standardowym szefem idiotą. I tak oto największą rozrywką dnia staje się podglądanie znad exelowskiej tabelki wyścigu panów kanapek. Oni natomiast z takim samym politowaniem patrzą na niewolników paździerzowych biurek, śmierdzących wykładzin i grzyba z klimy. Takie to życie.
Komu przeszkadza praca w niedzielę?
Ten przydługi wstęp rysujący czarną kredką rzeczywistość klasy pracującej na swój ZUS, prywatne przedszkole i wakacje w Chałupach ma tylko i wyłącznie zmotywować do docenienia małych bonusów od życia, które spotykają nas na co dzień, ale jesteśmy zbyt zalatani, żeby na chwilę się zatrzymać I powiedzieć na głos... „wow... dzięki”. Jestem ich wielbicielem i kolekcjonerem.
Nie spodziewajcie się cudów, bo jak tu spodziewać cudu zamawiając UBERA. A jednak. UBEROWSKIE jajko z niespodzianką potrafi być szczodre. I tak oto po tygodniach jazdy Fabiami czy innymi Daciami Logan nagle ni stąd, ni zowąd podjeżdża czarne i wielkie jak EGO Kuby Wojewódzkiego BMW. Siadam więc z tyłu jak lotniskowy VIP, otwieram zimną wodę, która czeka na mnie w podłokietniku i zastanawiam się, dlaczego ten miły i elegancki Pan dorabia na UBERZE, jeżdżąc furą za 400.000 PLN???!!! Zastanawiam się, ale nie pytam, wszak jestem VIP-em, a VIP nie pyta, VIP jedzie do celu za 14,50 PLN.
Jeszcze większym cudem jest wylosowanie w skarpetkowej loterii zbitej w kulkę pary. Szczególnie, że w momencie wkładania skarpetek i całej reszty szmat zebranych z powierzchni 60 metrów kwadratowych mojego skromnego mieszkania nie mogły być razem. Strefę rozrzutu brudów w moim przypadku ogranicza tylko wyobraźnia, a trochę jej mam. Śpieszę się więc do roboty jak poparzony, przed oczami mam już potężne prace archeologiczne nad wywaloną na środek salonu tekstylną kupą i nagle jest!!! Bonus od życia – fioletowe skarpetki w rybki same połączyły się w pralce. Nic tylko wepchać je na giry, założyć NEW BALANCE i sru do roboty!
Skąd taka popularność banalnego nagrania z wracającą z imprezy 24-latką?
Tylko co z tego, skoro już w windzie wiesz, że i tak utytłasz sobie jasne spodnie o karoserię fury sąsiadki, która prawo jazdy kupiła zapewne na Stadionie Dziesięciolecia (kiedyś, drogie dzieci, słowo stadion bynajmniej nie kojarzyło się w Warszawie ze sportem), a Kazach, który jej dokument wydawał powinien być sądzony przez trybunał w Hadze. Wszak przez 5 lat nie nauczyła się parkować na środku swojego miejsca parkingowego. 5 lat uwalonych spodni, bo kobieta próbuje uprasować swoje dziecko, wyciągając je przez 4 centymetrową szparę systematycznie obijając moje biedne paseratti w TDI. Aż tu nagle jest, święto lasu! Zaparkowała na środku. Doceniam ten dar dobra i łaskawa kobieto. Zatrzymuję się i mówię na głos „Dziękuję”. Niby sam do siebie a jednak do losu. Oczywiście tego jest więcej.
Jak np. radość z tego, że rodzice są cali i zdrowi, albo że matematyca zachorowała, więc klasówka twojego dziecka oddaliła się w bliżej nieokreśloną przyszłość, odsuwając zarazem tramę całej rodziny. Że mimo zjedzenia pizzy, paczki karbowanych lejsów i tabliczki czekolady waga następnego dnia pokazuje kilogram mniej niż przed tą wyborną wieczerzą. Że po ostatniej imprezie w środku tygodnia kac nie przejechał po tobie jak ruscy w drodze na Berlin.
Bonusy od życia. Brać, kolekcjonować, doceniać.
PS Skoda Fabia to wspaniałe auto. Działkowcy je uwielbiają. Ma bardzo praktyczną półkę na leki I świetnie parkuje się pod przychodnią.
PS 2 Dacia Logan też pewnie ma jakieś zalety.
Pozostałe felietony Filipa Chajzera.