Mam pytanie: ile razy idąc chodnikiem mieliście ochotę przywalić w ryj idącemu z na przeciwka współużytkownikowi chodnika? Pewnie wcale... No bo niby po co?
Odebrała pijanemu kierowcy kluczyki. Ten sam oddał jej prawo jazy. Brawo!
Ok, może jak potrąci łokciem łamaga jedna, chociaż bądźmy szczerzy, i tak skończy się na uśmiechu oraz szybko wysyczanym „sorry, sorry”, „nic się nie stało” i innych kurtuazyjnych formach ulicznego small talku.
Gorzej w supermarkecie, kiedy baba od tylca najeżdża Ci na nogę wózkiem, robiąc marchewę level hard. Wtedy babbie należy się odwinąć, ale nawet w obliczu dramatu obtartej giry nie mówimy raczej „Ty głupia babo”, bardziej: „halo, proszę uważać”. Baba przeprosi i po sprawie. Proszę, dziękuję, przepraszam, nic się nie stało...
Niby dookoła samo chamstwo i drobnomiszczaństwo, ale jak trzeba to mimo wszystko, umiemy wznieść serce nad zło (proszę sobie teraz zanucić Rynkowskiego). Zatem ja się teraz pytam: cóż to za przeklęta magiczna moc sprawia, że w momencie przekroczenia drzwi samchodu jesteśmy w stanie posunąć się, od tak, do próby wielkorotnego zabójstwa?
Wchodzimy do naszych jarisów, loganów i innych wynalazków niczym do średniowiecznej zbroi. W tym samym momecie mózg też przestawia się w tryb "Medieval war" i zaczyna się walka. Walka o przetrwanie ale i totalne zaoranie przeciwnika. Nawet kosztem, zdrowia i życia jego oraz jego ziomków z wrogiego rydwanu.
Adrenalina odłącza racjonalne myślenie, i tak oto na autostradzie A2, z gigantyczną prędkością zbliża się do mnie srebrny, dostawczy mercedes. Na liczniku mam 160km/h więc nie mało jak na dostawczaka. Za sterami merca jak na niemiecką maszynę przystało dumny kontynuator najlepszej tradycji Luftwaffe. Siada mi na ogonie. (Nomen Omen jadę autem brytyjskim.)
8 niepisanych zasad drogowego savoir-vivre
Mój oprawca jest wirtuozem swojego fachu, mimo dość zawrotnej prędkości, zbliża się do mojego ogona na 15 centymetrów i rozpoczyna ostrzał. Spust (świateł drogowych) ma pod palcem wskazującym, strzela szybko, precyzyjnie i miarowo. W moim wstecznym lusterku kanonada, owszem jest bardzo efektowna ale średnio skuteczna bo i tak nie mam gdzie uciec. Ciąg samochodów z prawej strony to uniemożliwia. Zjeżdżam w pierwszym możliwym momencie. I to właśnie teraz dochodzi do zwarcia zwojów mózgowych instalatora kabli vel pilota luftwaffe. To, że jest instalatorem wiem z naklejek, którymi upstrzony jest srebrny merc. Człowiek o wyrazie twarzy małpy, wyraźnie poddenerwowany nieskutecznością ostrzału ze świetlnego działka, postanawia zrzucić bombę. Najcięższą jaką ma w arsenale swojego wątłego IQ. Po obraniu kursu "Poznań" i zajęciu korytarza lewego pasa z całej siły naciska hamulec...
To swoista kara za niepodpożądkowanie się regułom jego wieśniackiej, drogowej gry... Problem polega na tym, że ciągle jesteśmy na lewym pasie autostrady a oba nasze auta zatrzymują się do 0km/h... Biorąc pod uwagę to, że do tego samego, radykalnego manewru zmuszeni są wszyscy kierowcy za nami, uważam że w tym momencie dochodzi właśnie do próby wielkorotnego zabójstwa i to z premedytacją...
Ja z premedytacją wyślę ten tekst do jego szefa na adres mailowy z naklejki. Chciałbym wiedzieć, czy jego pracownik dalej ma ochotę zamordować mnie i moją pasażerkę a może od tego czasu obrał cel na nowe bogu ducha winne ofiary. Może zamiast auta, jakaś izolatka? Wszak na izolacji chyba się Państwo znacie...
Polecamy: Zobacz, co pisze Filip Chajzer dla Polki.pl