Gdynia to miasto rodzinne Kasi. – Dopiero w naszym domu zrozumiałam – oprowadza mnie po jasnych i rozświetlonych wnętrzach – jak bardzo modernistyczna Gdynia, gdzie się urodziłam, siedzi we mnie. Gdyby nie Stratos (mąż Kasi, architekt
i projektant, Grek z pochodzenia, współwłaściciel warszawskiej pracowni "B&G"), być może na naszej działce stanąłbyÉ okręt.
Okręt w Konstancinie? W tej słynnej letniskowej miejscowości na południe od Warszawy jest sporo miejsca na szarady form. Zachowane wille z drewnianymi rzeźbionymi werandami, wieżyczkami i balkonami to często perełki przedwojennego eklektyzmu. Czystej awangardowej moderny tu niewiele. Ale jest. Antyk i styl okrętowy pod jednym dachem są zatem całkiem na miejscu.
Kiedy kupili zalesioną działkę, stał na niej dom z lat 30. – Ani ładny, ani brzydki – jak mówi Kasia. – Postawiliśmy go "na opak". W naszym domu dół jest ażurowy, lekki. Góra – dość masywna, z jednym uskokiem loggii na piętrze. Lubię mroczne sypialnie – dodaje Kasia. – Dlatego w naszej okna są niewielkie, a obszerny pokój pod szczytem dachu doświetla oczywiście okrągły bulaj.
Na dole światło hula sobie przez przeszkód: ma dość szyb i okien. W salonie połączonym z jadalnią prześlizguje się po wypolerowanej tafli stołu i podłogi, odbija od złotych lamp stylizowanych na antyk (lampy-amfory), złotawych i srebrnych ram obrazów, łaskocze wypolerowane brzuszki srebrnego serwisu czekającego na gości na długim stole.
Stół w jadalni i stojące przy nim krzesła to kopie mebli Wrighta z 1912 r., zrobione specjalnie na zamówienie w manufakturze aż pod Mediolanem, specjalizującej się w replikach historycznych mebli. Za nim – unikalny kredens w stylu wczesny Biedermeier i sekretera z tej samej epoki.
Grecja to stylizowane na antyk lampy, kanelurowane obramowania drzwi i marmur. Gdynia – to art deco i styl okrętowy kuchni. Łazienka dla gości – to jego wariant – styl jachtowy.
– Pochodzę z rodziny zbieraczy i kolekcjonerów – dopowiada Kasia. – Sama jestem konsekwentną zbieraczką. Jak mój dziadek z ulubionymi przedmiotami nigdy się nie rozstaję.
Meble i drobne przedmioty przywozi z różnych zakątków świata. Mieszkali wiele lat w Grecji, oboje dużo podróżują, zawsze więc jakieś przedmioty wracają z nimi do Polski. Na przykład biedermeierowski niciak kupiony w londyńskim antykwariacie.
– Jak łączy się niełączalne? Biedermeier z art deco i jachtowym bulajem? – Nienajgorzej – Kasia nie daje się zbić z tropu. Dla wszystkich epok i stylów najważniejszy był antyk. Może raczej zapytać, jak się z taką mieszanką mieszka? Świetnie. Bo my nasz dom wymieszkujemy. To nasza dewiza. Mieszkamy w każdym kącie domu. Nie ma dla nas miejsc ani sprzętów nie koniecznie lubianych czy niepotrzebnych. Nasze zwierzęta, dwa psy i trzy koty, też czują się tu dobrze.
Rzeczywiście, w domu Kasi i Stratosa nie ma przestrzeni zaprojektowanych dla sztucznych potrzeb. Nawet jeśli niektóre rozwiązania wydają się nieortodoksyjne, jak kominek w "okrętowej" kuchni – stoi za tym bardzo świadoma decyzja i bardzo ważna potrzeba. Kominek w wielkiej kuchni to jeszcze dziecięce marzenia Kasi. Kominek z piaskowca, zresztą jak cały dom, zaprojektował Stratos. Kuchenne meble to już jej pomysł. Drzwiczki szafek mają jak na okręcie łagodnie zaokrąglone brzegi. Grecki zakątek, to w kuchni kamienny zlew (marmur kararyjski wybarwiony na szaro), wycięty w jednym kawałku.
Nie wiem, czego jest więcej Gdyni czy Grecji. Grecja to na przykład biel i surowe formy łazienki dla gości, zaszyfrowana dodatkowo w nazwie kamienia: marmuru White Thaos (Thaos to jedna z greckich wysp). W salonie oba wątki domu spotykają się co krok, na przykład w rzeźbie z brązu art deco ustawionej na wysokim cokole pod oknem. Naga tancerka zastygła w sztywnej pozie ma coś z postaci na antycznych greckich wazach.
Tekst Ewa Toniak
Stylizacja Aleksandra Laska
Zdjęcia Hanna Długosz