„Po śmierci mamy ojciec szybko się pocieszył. Kiedy przyprowadził kochankę nad jej grób, miarka się przebrała”
„Stała z boku, z założonymi rękami, jakby chciała wyglądać skromnie, a jednocześnie podkreślić, że nie jest tu tylko dodatkiem. Ojciec raz po raz spoglądał na nią z troską. Z tym samym wyrazem twarzy, z którym kiedyś patrzył na moją mamę. A przynajmniej tak mi się wydawało”.

- Redakcja
Minął rok od śmierci mamy, a ja wciąż czuję ogromny ból, jakby to było wczoraj. Pustka po niej wcale się nie wypełnia, tylko jakby jeszcze się pogłębiała. Czas nie leczy ran, tylko uczy, jak z nimi żyć. Ojciec… On zaczął żyć na nowo szybciej niż ja czy ktokolwiek z rodziny. Za szybko. Już w zimie mówił się o „jakiejś kobiecie”. Potem Kalina zaczęła do niego wydzwaniać, zostawiać rzeczy u nas w domu i w końcu tutaj sypiać. Na miejscu mamy. Na jej poduszce. Nie powiedział mi tego wprost. Pewnego wieczoru po prostu zastałam dwa kubki w zlewie. Od tego momentu przestałam jeść z nim przy wspólnym stole.
Dziś rocznica. Jedziemy więc z babcią Heleną na cmentarz, jak zawsze w ciszy.
— Mam tylko nadzieję, że jej tu dziś nie przyprowadzi — rzuca babcia, poprawiając szalik pod szyją. — To byłby cios poniżej pasa. Elżbieta nie zasłużyła na coś takiego.
Nie odpowiadam. Boję się, że właśnie dziś to zrobi. Boję się zobaczyć ją obok niego — taką uśmiechniętą, a zarazem obcą i w ogóle niepasującą do tego miejsca. Kobietę, która pojawiła się za wcześnie. W lusterku widzę swoje oczy, podkrążone i chłodne. Dokładnie takie, jak jego wtedy, w szpitalu, gdy powiedzieli: „Nic więcej nie mogliśmy zrobić”.
Tylko on nie płakał.
Wtedy wszystko zamarło
Stałyśmy już przy grobie: ja, babcia Helena, dwie ciotki, kuzynki – wszystkie w czerni, owinięte szalami, z tym specyficznym napięciem, które zawsze czuć nad grobami bliskich. Na marmurowej płycie paliły się znicze, a wieniec z białych róż, z którego ktoś niezdarnie zsunął kokardę, drżał na wietrze.
Nagle z tyłu dobiegły kroki. I śmiech — niezbyt głośny, a jednak tak bardzo nie na miejscu.
— Ryszard, naprawdę nie musiałeś aż tak się śpieszyć. – Jej głos był zbyt głośny, zbyt pewny.
Odwróciłam się, a wszystko zamarło. Ojciec szedł w naszą stronę w granatowym płaszczu, z ręką położoną na plecach Kaliny. Ona, w czarnych, obcisłych spodniach, eleganckim płaszczyku z paskiem i szpilkach, które wbijały się między kamienne płyty, zdawała się równie nie na miejscu, co jej śmiech. Jeszcze ten makijaż... Róż na policzkach i błyszczyk — jakby szła na randkę.
— Dzień dobry — rzuciła z uśmiechem, zerkając na grób. — Czuję, że Elżbieta była niezwykłą kobietą…
Zaparło mi dech. Babcia Helena wbiła wzrok w znicze, ręce zacisnęła na uchwycie torebki tak mocno, że zbielały jej knykcie. Ojciec z kolei nawet na mnie nie spojrzał. Pochylił się nad nagrobkiem, jakby nie widział całego tego absurdu. Jakby obecność Kaliny była czymś naturalnym. Jakby mama… nigdy nie istniała.
— Widziałam, że w kwiaciarni były irysy — szepnęła do mnie Kalina, jakby wreszcie pojęła, że musi mówić ciszej. — Twoja mama je lubiła?
— Moja mama cię nie znała, Kalino – odpowiedziałam. — I nie sądzę, żeby chciała cię dziś poznać.
Został tylko ojciec
— Nie chciałam nikomu przeszkadzać… — powiedziała Kalina cicho, ale i tak zbyt pewnie, tym wyuczonym tonem, który słyszy się u ludzi, którzy „próbują się wpasować”.
Stała z boku, z założonymi rękami, jakby chciała wyglądać skromnie, a jednocześnie podkreślić, że nie jest tu tylko dodatkiem. Ojciec raz po raz spoglądał na nią z troską. Z tym samym wyrazem twarzy, z którym kiedyś patrzył na moją mamę. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Zbliżyła się do mnie ciotka Wiesia.
— Co on sobie myśli? — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Że Elżbieta zaprosi ją na kawę zza grobu?
— Pewnie myśli, że już wszyscy zapomnieli — odparłam, nie odrywając wzroku od Kaliny.
Ta w tym momencie przykucnęła przy grobie, ułożyła wianek, poprawiła znicz, nawet przeciągnęła palcem po marmurze. Jakby naprawdę chciała być częścią tego, co do niej nie należy.
— To ja może… przyniosę jeszcze znicze z samochodu — rzuciła nagle, i bez pytania skierowała się w stronę parkingu.
Został tylko ojciec.
— Nie przesadzasz? — odezwał się do mnie cicho. — Kalina przyszła tu ze mną, bo mnie wspiera. To wszystko.
Spojrzałam na niego ostro.
— Żadne „wszystko”. To rocznica śmierci mamy. Nie wspólne wyjście, nie piknik ani nowy rozdział.
— Daria…
— A może po prostu nie chciałeś być sam w dniu, w którym powinieneś? — weszłam mu w słowo.
Zamilkł. W tej ciszy wróciła Kalina, niosąc pudełko ze zniczami.
Kalina milczała jak zaklęta
Kalina uklękła przy grobie i ustawiła nowy znicz, taki elegancki, z białym szkłem i złotym wieczkiem. Zbyt idealny, zbyt... sztuczny. Potem wyciągnęła chusteczkę i otarła łzę, której chyba nawet nie było. Wtedy z jej ust padło to zdanie, które uruchomiło lawinę zdarzeń.
— Mam nadzieję — zaczęła, prostując się i patrząc na ojca — że uda mi się kiedyś zająć w twoim życiu równie ważne miejsce, co ona…
Jakby powietrze zgęstniało, a świat się zatrzymał.
— Coś ty powiedziała?! — Głos babci Heleny przeciął ciszę jak brzytwa.
Kalina zesztywniała, jakby dopiero teraz zrozumiała, gdzie jest.
— Ja tylko… — zaczęła niepewnie.
— Wystarczy. Teraz ja mówię. — Babcia ruszyła w jej stronę z piersią wypiętą do przodu i twarzą bladą jak papier. — Ty nie masz prawa tu dzisiaj być. Nie zasłużyłaś nawet, żeby znać jej imię. Jeszcze dobrze nie ostygła, a już się panoszysz jak w nowym domu! Wstydu nie masz, dziewczyno!
— Heleno, proszę cię… — próbował jej przerwać ojciec.
— Nie! — warknęła. — Ty też nie masz prawa. Elżbieta była twoją żoną przez trzydzieści lat, a ty co?! Rok później przyprowadzasz pannicę na jej grób?! Jakbyś się jej pozbył! Jakby była jakimś błędem!
Kalina milczała jak zaklęta. Nikt z nas nawet się nie poruszył, a ja… patrzyłam, jak mój ojciec zamiera, nie wiedząc, co dalej. I właściwie czułam satysfakcję, bo ktoś w końcu powiedział to, co wszyscy myśleliśmy.
Spojrzał mi prosto w oczy
Zostawiłam ich wszystkich przy grobie. Czułam, że zaraz wybuchnę albo się rozpłaczę, albo jedno i drugie naraz. Poszłam w stronę drzew, za stary cmentarny mur. Usiadłam na zimnej ławce i objęłam się ramionami. Po kilku oddechach usłyszałam jego kroki.
— Daria – zaczął ojciec z nienaturalnym spokojem. — Musimy porozmawiać.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam gdzieś w dal, na krzewy, które wiatr wyginał jakby specjalnie dla podbicia dramatyzmu chwili.
— Przesadziła — próbował dalej. — Wiem, ale…
— Ale? — Odwróciłam się gwałtownie. — Ale co, tato? Że powiedziała na głos to, co ja duszę w sobie od miesięcy? Że zabolało cię, że ktoś się oburzył?
Usiadł ostrożnie obok.
— Naprawdę sądzisz, że zapomniałem o twojej matce? — spytał cicho. —Że przestałem ją kochać?
— Nie — odpowiedziałam po chwili. — Myślę, że bałeś się zostać sam i wypełniłeś tę pustkę byle czym.
Spojrzał mi prosto w oczy.
— Kalina nie jest „byle czym” — stwierdził poważnie.
— A mama nie była „byle kim” — podkreśliłam. — A tobie wystarcza zapalenie znicza raz w roku.
Zamilkł. W jego spojrzeniu było coś, czego dawno nie widziałam: wyrzuty sumienia lub coś, co przypominało ból.
— Nie oczekiwałam, że zostaniesz sam na zawsze — powiedziałam cicho. – Nie chciałam po prostu, żebyś ją tutaj przyprowadzał. W dzień, kiedy miałyśmy być tobą tylko my: ja, babcia i mama.
Nie odpowiedział, tylko skinął głową i odszedł. A ja siedziałam w ciszy, z tą samą pustką, z którą żyłam od roku.
Słuchałam, jak drży jej głos
Zobaczyłam ją z daleka. Siedziała samotnie na ławeczce przy alejce, kilka rzędów dalej. Ramiona miała przygarbione, dłonie zaciśnięte na torebce. Nie wyglądała już jak pewna siebie kobieta, która przyszła tu, udając, że to niedzielne spotkanie z rodziną. Wyglądała... zwyczajnie.
Usiadłam obok niej. Nie zerknęła na mnie, chyba nie wiedziała, co zrobić.
— Nie wiem, co tu robię – odezwała się w końcu. — Myślałam, że jeśli mu pomogę przejść przez ten dzień, to zrobię coś dobrego. Ale czuję, że tylko wszystko zepsułam.
Nie odpowiedziałam od razu. Słuchałam, jak drży jej głos i jak płytki stał się jej oddech.
— To nie tylko twoja wina — przyznałam. — Mój ojciec powinien ci powiedzieć, że to zły moment. Że są granice. Że to dzień, w którym... nie chodzi ani o niego, ani o ciebie.
W końcu podniosła wzrok. W jej oczach zobaczyłam wtedy coś, czego się nie spodziewałam: szczery smutek.
— On prawie nigdy o niej nie mówi — wyszeptała. — Tylko raz powiedział, że była „najlepszym człowiekiem, jakiego znał”. A potem zmienił temat. Ja... nie miałam pojęcia, jak bardzo jesteście z nią wszyscy zżyci.
— Nic nie poradzisz na to, że on nie umie być sam — zauważyłam, patrząc przed siebie. — Ale dziś... Dziś była tylko jedna kobieta, która miała prawo być przy nim. I leży pod tym kamieniem.
Nie odpowiedziała. I dobrze, bo niektóre słowa powinny po prostu zawisnąć w powietrzu.
Kiedyś zrobię krok naprzód
Wracałyśmy z babcią Heleną w milczeniu. Samochód wypełniała cisza, przerywana tylko szuraniem jesiennych liści, które zbierały się na poboczu. Nie włączałam radia. Nie miałam siły słuchać cudzych głosów, kiedy we mnie wszystko jeszcze krzyczało.
Babcia siedziała prosto, a dłonie miała złożone na kolanach, jakby wciąż była na cmentarzu. Przez chwilę miałam ochotę zapytać, czy jej przykro. Tylko... po co? Widziałam przecież, jak zadrżała, kiedy Kalina sięgnęła po znicz. Widziałam, jak z trudem powstrzymywała łzy.
— Elżbieta nie chciałaby tego cyrku – powiedziała w końcu cicho, bez gniewu. — Ale dobrze, że ktoś jej bronił.
Skinęłam tylko głową. Miała rację, mama zawsze była ponad to — ponad dramaty, konflikty, rywalizacje. Kochała po cichu. A teraz trzeba było ją chronić – przed obcą kobietą, przed wspomnieniem, które ojciec chciał wygodnie zatrzeć nowym związkiem.
Zatrzymałam się przed domem babci.
— Dobrze, że poszłaś z nią porozmawiać — powiedziała, zanim wysiadła. — Bo teraz już wszystko jest jasne.
Zostałam w aucie jeszcze chwilę. Poczułam, że wszystko, co do tej pory trzymało mnie w miejscu, nieco się poluzowało. Nie zniknęło, ale może... zrobiło miejsce na coś nowego.
Ludzie mówią, że życie toczy się dalej, ale nie wspominają, co robić z tymi, którzy zastygli w czasie i nie mogą ruszyć dalej. Może i ja też kiedyś zrobię krok naprzód... Może, ale na pewno jeszcze nie dziś.
Daria, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zaserwowałem teściowej modrą kapustę z tajemniczym dodatkiem i zdarzył się cud. Takiej jej jeszcze nie znałem”
- „Znalazłam stary szalik męża pachnący kobiecymi perfumami. Ich właścicielki nie musiałam wcale długo szukać”
- „W Zaduszki myślałem o tym, że nic mnie już w życiu nie czeka. Spotkanie z przyjacielem przy grobie odmieniło moje życie”

