Marta Herda – za wypadek dostała dożywocie w Irlandii

Marta Herda fot. http://pomocdlamarty.pl
Marta wciąż wierzy, że dowiedzie swojej niewinności.
Marta Słupska / 05.07.2019 17:04
Marta Herda fot. http://pomocdlamarty.pl

29-letnia Marta Herda od ponad roku przebywa w irlandzkim więzieniu, wciąż wierząc, że doczeka się sprawiedliwości i uczciwego wyroku. Według jej zeznań podczas przesłuchania doszło do nieporozumienia na tle językowym, co sprawiło, że oskarżono ją o zabójstwo i skazano na dożywotnie pozbawienie wolności. Co tak naprawdę wydarzyło się w marcu 2013 roku?

Obsesja Csaby

W wieku 18 lat, w 2006 roku, Marta wyjechała do Irlandii. Początkowo uczyła się w szkole pracowników socjalnych, z czasem zaczęła pracować. Chciała odłożyć jak najwięcej pieniędzy, by mieć „na start” po powrocie do Polski.

W 2011 roku rozpoczęła pracę jako kelnerka w luksusowym hotelu na południu kraju. Tam poznała 31-letniego Węgra, Csabę. Mężczyzna pomagał jej i wprowadzał w arkana zawodu. Razem z paczką znajomych spotykali się na mieście. Coś, co było znajomością czy przyjaźnią, ze strony Csaby z czasem zamieniło się w zakochanie – był wyraźnie zadurzony w Marcie, która nie odwzajemniała jego uczuć.

Nie trawiłem go, dla mnie to był człowiek niezrównoważony psychicznie. Im bardziej ona go odrzucała, tym bardziej on się na nią nakręcał
– powiedział Mariusz Błaszczyk, który był współlokatorem Marty.

Kobieta nie zdecydowała się zgłosić dziwnego zachowania Csaby na policję, chociaż niejednokrotnie żaliła się znajomym i rodzinie, że mężczyzna ją nęka. Także mama Marty wspomina, że Csaba był nienaturalnie o nią zazdrosny:

 Kilka miesięcy przed tragedią Csaba zaczął się dziwnie zachowywać. Kiedy spacerowała po plaży nagrywał ją telefonem. Gdy widział, że Marta rozmawia z jakimś mężczyzną od razu zaczynał rozmowę na jego temat i stawiał go w złym świetle. Jeździł pod dom Marty i patrzył w jej okna. Kiedy miała gości wysyłał jej sms-y, w których pisał np. że wie, że uprawiają teraz seks. To nie była prawda, ale takie scenariusze podpowiadała mu chyba wyobraźnia
– mówiła matka Marty w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim.

Zachowanie Csaby było tak obsesyjne, że przyjaciele Marty chcieli go za to pobić, ale kobieta się na to nie zgodziła. Wciąż nie zgłaszała też sprawy na policję. Wiedziała, że w przeszłości mężczyzna odpowiadał za nękanie innej dziewczyny i nie chciała robić mu kłopotów.

Dzień wypadku

25 marca 2013 roku rozmawiała z Csabą kilka razy. W ostatniej rozmowie przez telefon mężczyzna rzucił: „Zniszczyłaś moją ostatnią nadzieję”. To wyznanie sprawiło, że Marta wystraszyła się, że może zrobić sobie krzywdę. Gdy następnego dnia wracała do domu, zadzwoniła zapytać, czy wszystko u niego w porządku. Po rozmowie chciała jeszcze pojechać autem na plażę, gdzie lubiła spędzać czas. Gdy przejeżdżała nieopodal domu Csaby, mężczyzna wybiegł na ulicę i poprosił, by zabrała go ze sobą. W samochodzie wygrażał koledze Marty, u którego nocowała ubiegłej nocy (Wiktor poprosił ją o to, by mogli porozmawiać – chciał wyżalić się ze swoich problemów sercowych i poprosić kobietę o radę).

Kiedy przejeżdżała, Csabo wybiegł na ulicę. Prosił, żeby go zabrała ze sobą, bo ma jej coś do powiedzenia. W aucie zaczął krzyczeć „F...cking Wiktor”. Podkreślał, że wie, że była z Wiktorem całą noc. Potem nie mówił już po angielsku, tylko wydawał jakieś dziwne dźwięki jakby zwierzęcy ryk. Kuł ją palcem w żebra. Córka zapamiętała jego wykrzywioną nienawiścią twarz tuż obok swojej
– relacjonowała matka Marty.

Wystraszona Marta chciała zawrócić – skręciła w stronę rzeki i uderzyła na nadbrzeżu w barierkę. Auto wpadło do wody. Tego dnia był duży sztorm. Kobieta walczyła o życie, próbując wypłynąć na powierzchnię. Wołała Csabę, ale nie mogła go znaleźć. Ostatkiem sił wdrapała się na falochron i wymiotując dotarła na kolanach do domów. Wezwano policję i pogotowie.

Wypuszczona i ponownie aresztowana

Zgodnie z relacją rodziny Marta była po wypadku w szoku. Nie miała czucia w palcach, była poraniona, nie piła ani nie jadła. Mówiła, że to był wypadek. Mimo braku sił uparła się, by pożegnać się z Csabą w domu pogrzebowym, gdzie złożono jego ciało. Razem z matką wpisały się do księgi kondolencyjnej.

Marcie policja zabrała dokumenty, telefon i laptopa. Podpisała też zgodę na upublicznienie sprawy i na to, że wszystko co mówiła policji od pierwszej chwili traktowane może być jako jej zeznania. Matka Marty wspomina, że to był błąd, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziały. Marta chciała, by wszystko jak najszybciej się skończyło, była w szoku. Dwa pierwsze zeznania składała zresztą bez tłumacza i  adwokata. Po pół roku, przy kolejnych zeznaniach, byli już oni obecni. W końcu wydawało się, że sprawa jest skończona – policja oddała Marcie paszport. Usłyszała, że może wracać do kraju. Jej mama mówi, że poprosili ją nawet o wysłanie widokówki z Polski.

Marta wróciła do kraju i faktycznie wysłała kartki z Lublina do irlandzkiej policji. Do jednej z nich przykleiła jednogroszówkę – miała to być forma pamiątki z innego kraju. Po miesiącu wróciła jednak do Irlandii, a w październiku 2014 roku aresztowano ją pod zarzutem zabójstwa z premedytacją. Gdy wypuszczono ją za kaucją, usłyszała, że nie może opuścić Irlandii i ma się codziennie meldować na policji.

Jej proces ruszył w czerwcu 2016 roku i trwał miesiąc. Uznano ją winną śmierci Csaby i skazano na dożywocie. Ława przysięgłych przychyliła się do opinii prokuratora, który twierdził, że Marta użyła auta jako narzędzia do zabicia mężczyzny. Wiedziała, że Csaba nie umie pływać. Na jej niekorzyść działało także to, że w samochodzie było otwarte okno – Marta nie była w stanie powiedzieć, czy jechała na mrozie z otwartym, czy otworzyła je po tym, jak auto wpadło do wody. Problemem było też… nieporozumienie na tle językowym.

Wszystko zaczęło się od tego, że zaraz po wypadku powiedziała śledczym po angielsku, że „wjechała do wody”. Uznano to nie jako stwierdzenie powodu tragedii, ale celowości działania. Chyba od tego wyszła prokuratura. Wszystko wykorzystywano przeciwko niej. Nawet te widokówki z Polski. Przedstawiono to, jako próbę przekupstwa policji, czy śmiania się w twarz tamtejszemu wymiarowi sprawiedliwości. Że niby córka wysyłając je szydziła, że im uciekła. Ale gdyby tak było, to po co by tam wracała? I gdyby chciała zabić nie musiała by wjeżdżać w barierkę. Cztery lata temu w tamtym miejscu była tylko jedna wąska barierka. Do rzeki spokojnie można było wjechać delikatnie skręcając kierownicą
– powiedziała mama Marty w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim.

Obecnie Marta przebywa w więzieniu w Irlandii. Potrzebuje pieniędzy na walkę prawną w swojej obronie, więc oddaje się swojej pasji: maluje obrazy, które trafiają na konto Fundacji ALFA i za jej pośrednictwem są sprzedawane na akcjach charytatywnych. Nie poddaje się, chce walczyć o sprawiedliwy wyrok. Wesprzeć można ją za pośrednictwem strony pomocdlamarty.pl.

Zobacz inne wiadomości na Polki.pl

 

Redakcja poleca

REKLAMA