Tańczący strongman

Najsilniejszy człowiek świata tańczy w butach na obcasach. Dla młodych wzór do naśladowania, dla kobiet wzór męskości. Mariusz Pudzianowski, czarny koń VII edycji „Tańca z gwiazdami”.
/ 02.04.2008 14:16
Jego grafik jest rozpisany na kilka miesięcy w przód co do godziny. O dziewiątej rozpoczyna trening z tancerką Magdaleną Soszyńską-Michno, potem kilka godzin pracy w biurze i kolejny trening, tym razem na siłowni. Później obiad, spotkania, powrót na salę ćwiczeń. Trening kończy o północy. Wraca do domu. W tym wszystkim musi znaleźć czas na wyjazdy zagraniczne. W lutym wygrał w Rosji kolejne zawody – eliminacje do mistrzostw świata siłaczy.

– Jak znajduje pan czas na miłość?
Mariusz Pudzianowski:
Na miłość? Na razie nie przewiduję zrywów serca. Jak przyjdzie wolny czas, to pewnie o tym pomyślę. Teraz randki i dziewczyny nie mieszczą się w moim codziennym grafiku.

– Ile czasu poświęca pan na taniec?
Mariusz Pudzianowski:
Codziennie jestem na treningu od sześciu do siedmiu godzin. Ostatnio wyrwałem się na chwilę i pojechałem na zawody do Irkucka na Syberii. Byłem tam dwa dni. Wygrałem i wróciłem do Warszawy o godzinie 21. Przebrałem się i ruszyłem na parkiet.

– Dlaczego zdecydował się pan na występ w „Tańcu z gwiazdami”?
Mariusz Pudzianowski:
To dla mnie nowe wyzwanie i ciekawa zabawa. Nie traktuję swojego występu w tym programie jako rywalizacji. To zbyt krótki okres, by nabrać umiejętności i móc konkurować na odpowiednim poziomie. Pewnie nikogo nie zdziwi, jeśli przyznam, że nie jestem stworzony do tańca. Przede wszystkim jestem za duży. W żadnej polskiej ani zagranicznej edycji tego programu nie było nigdy tak dużego mężczyzny jak ja. Jestem pionierem. Na parkiecie wyglądam trochę jak słoń, ale myślę, że dobrze będzie mi szło. Swój występ w programie traktuję z przymrużeniem oka. Wszystko jest w rękach widzów. Jeśli oni ocenią, że fajnie się bawię i mam do siebie dystans, to zostanę w programie. Widziałem uczestników poprzednich edycji, którzy kaleczyli taniec, a przechodzili do kolejnych odcinków, bo widzom przypadli do gustu. Zdarzało się też, że uczestnik świetnie tańczył, miał do tego predyspozycje, ale widzowie nie chcieli go oglądać.

– Jak się tańczy z Magdą?
Mariusz Pudzianowski:
Na razie współpracuje nam się dobrze. Nie dochodzi między nami do większych sporów. Czasami coś mi nie wychodzi i ciśnienie mi do góry skacze, ale jestem sportowcem od lat i wiem, że sukcesy nie przychodzą po tygodniu. Magda też jest profesjonalistką, tańczy od 16 lat, więc w pełni jej ufam na parkiecie.

– Co jest dla strongmana największą trudnością w tańcu?
Mariusz Pudzianowski:
Nie mam problemów z wytrzymałością, za to trudność sprawia mi koordynacja ruchowa. Ręka idzie mi w prawo, noga w lewo. To są nawyki, które zostały po latach trenowania boksu i karate. Teraz muszę o nich zapomnieć, a nie jest łatwo w ciągu kilku tygodni odzwyczaić się od konkretnych ruchów, których uczyłem się przez kilkanaście lat. W tańcu nie ma czasu na myślenie, trzeba odruchowo wykonywać ustalone kroki, a ja nadal odliczam: raz, dwa,  i myślę o ruchu. Muszę nad tym pracować, by robić to automatycznie, naturalnie, nie koncentrować się na kolejnym kroku. Dlatego powtarzam wszystko setki razy. To samo jest w sportach siłowych. Żeby podnieść belkę do góry, muszę każdy ruch wyćwiczyć. Od zawsze mam też problem z doborem ubrań. W programie mają prawdziwe wyzwanie, żeby coś dla mnie znaleźć. To nie lada wyczyn, żeby uszyć na mnie garnitur. Dziwnie czuję się też w butach do tańca, które są na obcasach. Nigdy takich butów nie miałem na nogach. Taki wielki facet w takich butach – zabawna historia.


Kto wygra VII edycję
„Tańca z gwiazdami”? - podyskutuj na forum



– Chce pan wygrać VII edycję „Tańca z gwiazdami”?
Mariusz Pudzianowski:
Na razie o tym nie myślę. Zastanowię się nad tym, kiedy przejdę kilka odcinków. Zależy mi na tym, by dać z siebie wszystko, tak jak przy sportach siłowych.

– Występ w tym programie ma zwiększyć pańską popularność? Pomóc w karierze?
Mariusz Pudzianowski:
Sportami siłowymi zajmowałem się od dzieciaka. Przez 11 lat trenowałem i nie było przy tym mediów. Dopiero od sześciu lat ktoś się mną interesuje. Czy media będą patrzyły mi na ręce, czy nie, ja będę robił swoje. Nie biorę udziału w programie dla wielkiego rozgłosu, to ma być rozrywka. Ludzie lubią oglądać Polaków, którzy odnoszą sukcesy na arenie międzynarodowej. Kiedy Polak nie jeździł w Formule 1, praktycznie nikt się tym sportem nie interesował. Od kiedy Kubica zaczął odnosić sukcesy, wszyscy się nim ekscytują. Tak samo było ze mną. Kiedy zdobyłem pierwsze mistrzostwo świata, zaczęły się transmisje telewizyjne z zawodów. Udział w „Tańcu…” to dla mnie nowe wyzwanie, a ja lubię się sprawdzać, stawiać sobie nowe cele.

– Nie tylko TVN zaproponował panu udział w swoim show. Pojawiła się też propozycja z programu „Gwiazdy tańczą na lodzie”.
Mariusz Pudzianowski:
Dostałem kilka propozycji od TVP, potem od Polsatu. W tym czasie zgłosił się do mnie także TVN. Zdecydowałem się na „Taniec z gwiazdami”, bo to dla mnie mniej ryzykowne zajęcie. Wiem, co to znaczy upaść na lód, bo jeżdżę na łyżwach od lat – to większe prawdopodobieństwo kontuzji. Wybrałem po prostu propozycję najmniej ryzykowną dla mojego zdrowia. Poza tym współpracuję z TVN-em od dziewięciu lat, więc ta stacja jest mi bliższa.

– Czy pieniądze decydowały o tym, jaki program pan wybierze?
Mariusz Pudzianowski:
Nie był to powód, dla którego wybrałem TVN. Nie finanse decydują o tym, że wchodzę w nowy projekt, ale ludzie. Ważna jest dla mnie atmosfera przy pracy. Mniejsze pieniądze i miła współpraca są lepsze niż większe pieniądze i kłopoty, zgrzyty.

– W młodości lubił pan tańczyć?
Mariusz Pudzianowski:
Bardzo rzadko chodziłem na dyskoteki. W szkole średniej koleżanki uczyły mnie, jak trzeba się ruszać na parkiecie. Poloneza na studniówce tańczyłem, ale nie wymagało to szczególnych zdolności. Ludzie, jak na mnie patrzą, to myślą: „Ale wielki chłop”. Przez 16 lat trenowałem karate, potem boks – te dyscypliny uczą zwinności. Mimo że ważę około 140 kilogramów, to nie jestem ociężały – jak mogłoby się wydawać.

Kto wygra VII edycję „Tańca z gwiazdami”? - podyskutuj na forum


– Przydadzą się panu umiejętności, które teraz pan zdobywa?
Mariusz Pudzianowski:
W ciągu tygodnia, dwóch nie nauczę się świetnie tańczyć. Trzeba to kontynuować, cały czas ćwiczyć i udoskonalać. Pierwszy mój taniec to cha-cha, potem jive. Na razie nie wybiegamy z nauką tańca do przodu. Nie wiadomo, kiedy odpadnę. Myślę, że po zakończeniu programu nie będzie ze mnie wyborny tancerz, ale zabawa będzie świetna. Poza tym śmieszne jest to, że nie zawsze jestem wpuszczany do dyskotek i klubów w Warszawie. Argument, który słyszę od lat od ochroniarzy, to fakt, że jestem duży. Na całym świecie rozpoznają mnie i wchodzę do środka. Nigdy nie mam z tym problemów. Ale w stolicy do 30 procent lokali nie wejdę. Jeden menedżer powiedział mi, że nie może mnie wpuścić na imprezę, bo jestem za duży i wszyscy będą się na mnie patrzeć.

– Jak będzie wyglądało pana życie po programie?
Mariusz Pudzianowski:
Wrócę do codziennych obowiązków. Cały czas planuję starty, jeżdżę po Europie. Nie mam czasu na odpoczynek, czas wolny. Praca w Polsce to jedno, ale ja też często jestem za granicą. Trzy, cztery razy w miesiącu wyjeżdżam. W ciągu roku odwiedzam 30 państw. W tym czasie każdy z tych krajów organizuje raz lub dwa razy zawody. W Polsce mamy 10 takich imprez. Nie narzekam na brak obowiązków. Nie mam też do nikogo pretensji, że brak mi czasu na życie prywatne. To mój świadomy wybór.

– W jakim kraju czuje się pan równie dobrze jak w Polsce?
Mariusz Pudzianowski:
Nie ma dla mnie jednego wybranego miejsca. Czy jestem w Rosji, Szwecji czy Stanach, wszędzie traktują mnie poważnie i atmosfera jest bardzo miła. Jestem rozpoznawany, doceniany, ludzie mnie szanują za sukcesy, które osiągam. Cztery tytuły Mistrza Świata, pięć Mistrza Europy i sześć Mistrza Polski nie spadły z nieba. Ciężko na to zapracowałem. Zajmuję się sportami siłowymi od dzieciństwa. To moja pasja. To styl bycia i życia. Od dziecka lubiłem ruch. Mam dyplom z zawodów w biegu ulicznym, na których zająłem pierwsze miejsce jako siedmiolatek.

– Gdzie trzyma pan wszystkie nagrody, puchary?
Mariusz Pudzianowski:
Na moje trofea nie wystarczy jedna ściana, nawet całe pomieszczenie tego nie pomieści. Mam cały dom zastawiony nagrodami. To setki dyplomów, podziękowań, dziesiątki nagród. Rocznie startuję ponad 30 razy i tyle przywożę nagród. Na wielu imprezach dostaję dwa lub trzy puchary. Ściana o długości ponad 10 metrów nie starczy na to wszystko.

– A przyjdą jeszcze kolejne trofea…
Mariusz Pudzianowski:
Przede mną jeszcze cztery lata startów – tak sobie założyłem. Sprawdziłem, że statystycznie wśród innych zawodników w tej dyscyplinie największe sukcesy odnosi się do 35. roku życia. Nie chcę doprowadzić do tego, żeby raz wygrywać, raz przegrywać. Chcę iść cały czas w górę i w odpowiednim momencie powiedzieć „stop”. Ciężko będzie odejść, ale powoli przygotowuję się do tej decyzji. Chcę po zakończeniu kariery żyć na poziomie, do którego przywykłem.

Kto wygra VII edycję „Tańca z gwiazdami”? - podyskutuj na forum


– Do luksusu?
Mariusz Pudzianowski:
Wszystko, co mam, zarobiłem sam. Od nikogo nic nie dostałem. Dwa tytuły Mistrza Świata pozwoliły mi wybudować dom. Potem kolejne nagrody dały mi możliwość kupna samochodu. I tak jest ze wszystkim. Ciężka praca. Niczego nie dostałem w prezencie. Udało mi się połączyć hobby z zarabianiem pieniędzy. Mam pragmatyczne podejście do życia. Muszę≠ zarabiać, bo w przyszłości będę miał rodzinę na utrzymaniu. Myślę o tym już dziś.

– Otaczają pana ludzie uczciwi, zaufani?
Mariusz Pudzianowski:
Przyjaźnię się z bratem, mam wsparcie ze strony rodziny, kilku sprawdzonych znajomych. Niestety, zdecydowana większość ludzi, którzy się koło mnie kręcą, to ludzie fałszywi. Przy mnie zachowują się miło, a za plecami mówią o mnie źle. Nie uniknę tego, ale mogę na to uważać. Ufam najbliższym, mam zamknięte grono przyjaciół, nie ma tam wejścia dla obcych.

– Podoba się pan kobietom?
Mariusz Pudzianowski:
Ostatnio OBOP przeprowadził badanie, w którym pytał Polki o wzór męskości. Zająłem w tym rankingu drugie miejsce. Był także Bogusław Linda, Michał Żebrowski, Paweł Małaszyński. Dołączyłem do zacnego grona. To miłe, że co druga kobieta taki wzór widzi we mnie.

– Sprawia to panu czasem kłopoty?
Mariusz Pudzianowski:
Wiele razy się przekonałem, że kobiety nie są w porządku. Jedna pani zadzwoniła do mojej byłej już dziewczyny i powiedziała, że się ze mną spotyka, że sypiamy ze sobą. Choć to nie była prawda, bo kobiety na oczy nie widziałem, dostałem po głowie. Dopiero kiedy zadzwoniła kilka dni później, przekonując, że właśnie wraca ze spotkania ze mną, moja dziewczyna przekonała się, że ta kobieta kłamie, bo ja siedziałem wtedy z nią w domu. Wiele razy słyszę, że z kimś się spotykałem. Na portalach plotkarskich panie piszą, że mają ze mną zdjęcie i to jest dowód na to, że byliśmy parą. A ja robię sobie dziennie kilkadziesiąt zdjęć z fanami.

– Dla młodych ludzi jest pan wzorem do naśladowania. Cieszy to pana?
Mariusz Pudzianowski:
Można mnie naśladować jako sportowca, bo jestem uparty i realizuję cele, które sobie stawiam. Jestem konsekwentny i dopinam swego. Jednak jako człowiek nie jestem ideałem, mam też swoje wady. Otrzymuję bardzo często gratulacje, piszą do mnie młodzi chłopcy, pytają, jak mają postępować. Dostaję setki maili od chłopaków, którzy mówią, że biorą ze mnie przykład. To bardzo sympatyczne, cieszy mnie to.

– Czy jest coś, czego boi się taki silny mężczyzna jak pan?
Mariusz Pudzianowski:
Tylko głupi się nie boi. Mnie najbardziej przeraża perspektywa kontuzji. Boję się, że na przykład na zawodach strzeli mi kręgosłup, i wtedy musiałbym być przykuty do wózka inwalidzkiego, a to oznacza zależność od innych. Boję się bezradności.

Marta Tabiś / Party

Kto wygra VII edycję „Tańca z gwiazdami”? - podyskutuj na forum

Redakcja poleca

REKLAMA