Szymon Majewski - Zwyczajny szaleniec

Szymon Majewski fot. ONS
Showman i wierny mąż. Szalony wynalazca podnośnika do spodni i ojciec, który dyskutuje z dziećmi o Powstaniu Warszawskim. Skandalista na scenie i „nudziarz” w domu. Jaki naprawdę jest Szymon Majewski?
/ 20.10.2008 15:39
Szymon Majewski fot. ONS
Jest fatalnym bohaterem kronik towarzyskich. Od 20 lat z tą samą kobietą u boku. Wakacje spędza z rodziną na Helu. Unika imprez i skandali. Niedawno jeden z portali plotkarskich przyznał z rozbrajającą szczerością, że o Szymonie Majewskim (41) nie ma co pisać, bo... jest za porządny. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam facet, który w swoim show jednym zdaniem potrafi postawić na nogi pół Polski. Że to najbardziej kochany i doceniany showman w Polsce – w naszym plebiscycie wygrał z dwukrotną przewagą nad Kubą Wojewódzkim! Na czym właściwie polega jego fenomen?

Byłem zapchajdziurą
Zaczynał 18 lat temu – jak sam przyznaje – w ciężkim momencie. Nie zdał matury, przesiedział rok w szkole wieczorowej, oblał egzaminy na psychologię. Wtedy kolega przeczytał ogłoszenie, że w Warszawie powstaje prywatna rozgłośnia radiowa. Zgłosili się obaj. Niewielka redakcja na Nowym Świecie w niczym nie przypominała giganta, którym się później stała – Radia Zet. – Długo byłem tam zapchajdziurą, miałem tylko nocne dyżury. Nie potrafiłem opanować radiowej techniki – wspomina Szymon. Sytuacja się zmieniła, gdy którejś nocy usłyszał go szef radia Andrzej Wojciechowski. Majewski malowniczo opowiadał, że po Nowym Świecie chodzą krowy, które mają wytatuowane na wymionach słowa „Radio Zet”. Wojciechowski zdał sobie sprawę, że ma w zespole faceta nie tylko z poczuciem humoru, ale też z wyczuciem abstrakcji. „Gdy przyjęto mnie do Radia Zet, miałem się za nieudacznika, dziwaka. Tam pierwszy raz poczułem, że to, co robię, mówię, jest akceptowane. To była tak wielka frajda, że nawet nie pomyślałem, że za tę fantastyczną zabawę ktoś zechce mi płacić. Dosłownie po czterech miesiącach na korytarzu zatrzymała mnie księgowa i zapytała: »Szymon, czemu ty nie odbierasz pensji?«. Nie wiedziałem, że jakaś pensja na mnie czeka”, wspominał po latach swoje początki Majewski.

Potem w jego życiu pojawiła się telewizja. Szymon pracował całą dobę – rano pisał skecze do Radia Zet, potem biegł na nagrania „Wieczoru z Alicją” dla telewizyjnej Dwójki, a nocami grał w klubach jako didżej. Nie prowadził rockandrollowego życia. „Wszystko, co zarabiałem, szło na milupę i pieluchy”, wspomina. „Ja, nałogowy wielbiciel odlotowych ciuchów, miesiącami nosiłem dresowe bluzy z kapturem, bo wydatki na dzieciaki były najważniejsze”.


Z czasem telewizja publiczna pozbyła się Majewskiego. Wtedy na nowo „odkrył” go TVN. Ale najpierw Szymon odrzucił propozycję prowadzenia „Idola” i show „Jestem, jaki jestem” z Michałem Wiśniewskim w roli głównej. Konsekwentnie czekał na szansę zrobienia programu, w którym będzie mógł pokazać swoje możliwości.

Dziś „Szymon Majewski Show” to instytucja. Ponad dwa i pół miliona widzów, wśród gości gwiazdy z polskiej pierwszej ligi. Zawsze przychodzą. Majewskiemu się przecież nie odmawia. – Chociaż od trzech lat walczymy z Markiem Kondratem o Marka Kondrata, póki co wygrywa z nami miłość do wina – mówi Szymon. Ostatnio pojawiły się jednak głosy, że oglądalność spada, a żarty są coraz mniej śmieszne. – Przyjmuję tę lekcję z pokorą. Rzeczywiście, zauważyłem spadek mojej popularności. To może ja jednak jestem czwarty w plebiscycie „Party”, który ponoć wygrałem? Kuba, gratulacje! – żartuje Majewski.

Szymon uważa, że w show-biznesie trzeba mieć nerwy ze stali. – Im jest bardziej stresująco, tym bywa śmieszniej. Kilka tygodni temu, dzień przed nagraniem programu okazało się, że nie mamy gości. Mieliśmy 12 godzin na przygotowanie programu. Żeby rozładować sytuację, wszedłem do redakcji, gdzie wszyscy biegali w dzikim szale z telefonami przy uchu, i powiedziałem: „Ej! Fajna jest pogoda, może pojechalibyśmy na grilla do parku Skaryszewskiego?”.

Stacja miłość
Wrzesień jest dla Szymona Majewskiego „miesiącem pamięci małżeńskiej”. Równo 20 lat temu showman poznał Magdę. „Wciąż mam to przed oczami: szkoła policealna, w której za jakiś czas zostanę technikiem autoklawów medycznych, a póki co chronię się przed wojskiem. Rozpoczynają się zajęcia, po piętnastu minutach do klasy wchodzi piękna, szczupła blondynka, niebieskooka… Siada obok mnie, wyjmuje kasetę zespołu Siouxsie and the Banshees i zaczyna ją przewijać ołówkiem, żeby oszczędzić baterie w walkmanie – wspomina Szymon. – Od tego momentu praktycznie się nie rozstawaliśmy. Do dziś zresztą siedzimy w tej »jednej ławce«, która teraz stoi w naszym domu”.

Przyznaje, że mocno się o Magdę starał: – Pojawienie się u mojego boku pięknej kobiety spowodowało, że zacząłem na przykład prasować rzeczy, co wcześniej było dla mnie czynnością abstrakcyjną. O mały włos nie spaliłem mieszkania mamy, gdy w szale miłości pobiegłem do Magdy, zostawiając włączone żelazko. Odkryłem też świat bardziej skomplikowanych zapachów, za uzbierane bony kupiłem w Peweksie wodę Hattrick.

Pobrali się po pięciu latach związku. Tam, gdzie wszyscy – w Pałacu Ślubów na warszawskiej Starówce. Ślub trwał 30 minut, było 150 osób i szampan Sowietskoje Igristoje. – Pamiętam stres, napięcie. Nie mogłem odnaleźć mojej mamy, która gdzieś się zagubiła na początku ceremonii. W kolejce niecierpliwili się następni nowożeńcy.

Generalnie wyglądało to jak odjazd pociągu z Centralnego, tylko że my z Magdą zatrzymaliśmy się na stacji Miłość, a niektórzy na innych stacjach – śmieje się Szymon.


Jego miłość do Magdy powoli staje się już mitem. O żonie mówi wszędzie. Kiedyś podczas programów nie potrafił się powstrzymać, by jej nie pozdrawiać. Tylko czasem budzi się w nim syndrom pana i władcy. – Wchodzę wieczorem do kuchni, zaglądam do lodówki, spoglądam wymownie na Magdę i mówię: „Ale, zaraz, czy my coś dzisiaj jemy?”. A ona odpowiada: „No właśnie, przygotuj coś”. Od czasu do czasu odzywają się we mnie echa dziadów i chciałbym widzieć Magdę wymęczoną pracami domowymi. Ale nic z tego – ona jest po prostu sexy matką Polką. To niesamowite. Ze ścierą w ręku czy stojąc nad garem rosołu, wygląda jeszcze seksowniej, niż kiedy wychodzi na imprezę.

Jak każdy związek mieli wzloty i upadki, zwłaszcza na samym początku. Ale Majewski mówi: – Moja inwestycja w tę miłość była jak najbardziej słuszna, akcje się zwróciły po wielokroć, choć czasem WIG pikował w dół, a czasem szedł do góry. Ale generalnie jestem milionerem z wielkim depozytem w tzw. love banku, czyli banku miłości.

Ojciec – ulubieniec tłumów
Twierdzi, że jako urodzony 1 czerwca nigdy nie dorośnie. Po chwili przyznaje jednak, że musiał szybko dojrzeć, kiedy na świecie pojawiły się dzieci. Choć jego krytykom pewnie trudno będzie w to uwierzyć, Szymon jest ojcem, który uczy patriotyzmu (choć się tym nie przechwala). Syn dostał imię na cześć bohatera Powstania Warszawskiego Antka Rozpylacza. Majewski długo trzymał w mieszkaniu powstańczy mundur dziadka. Bez chwili wahania mówi o 15-letniej Zośce i 14-letnim Antku: – Jestem z nich dumny. Zaczynamy już prowadzić klasyczne dyskusje ideologiczne: o stosunkach Polski z Rosją i wizycie Ławrowa na przykład. Dyskutują ze mną tak, jak ja kiedyś dyskutowałem ze swoim dziadkiem akowcem i żołnierzem II Korpusu we Włoszech.

Zastrzega przy tym, że rola ojca dorastających dzieci nie jest prosta. – Na przykład taka sytuacja: biegam rano, jeżdżę na rowerze, a moje dzieci – świadome, czytające – złośliwie rzucają tekst o kryzysie wieku średniego i że „wiemy, z czym teraz tata walczy” – opowiada Majewski. Wspomina też, jak pojechał z synem w Tatry niedługo po starcie „Szymon Majewski Show”. Weszli do restauracji w hotelu Kasprowy, gdzie ludzie zaczęli bić mu brawo. – Nogi się pode mną ugięły i zrobiło mi się strasznie miło. Przez sekundę poczułem się jak premier Mikołajczyk wracający do narodu z obczyzny – rozmarza się. – Ale spojrzałem na Antka i… zorientowałem się, że jest wściekły. On chciał mieć ojca tylko dla siebie, nie zamierzał wypoczywać na feriach z „ulubieńcem tłumów”. Tak kolejny raz zrozumiałem, że bycie ojcem jest trudniejsze niż bycie mężem i sto razy trudniejsze, niż bycie showmanem.                 

Agnieszka Lesiak, Małgorzata Wolland / Party

Redakcja poleca

REKLAMA