Roma Gąsiorowska i Michał Żurawski o rodzinie w Vivie!

To pierwsza taka rozmowa. Szczera do bólu!
Edyta Liebert / 14.06.2015 11:27

Są małżeństwem skrajnie niekonwencjonalnym. Sztampowość? Tego słowa nie ma w ich słowniku. Nie lubią rozgłosu, razem z 3 swoich dzieci wolą spędzać czas wspólnie, omijając branżowe eventy. Jak doszli do takiej stabilizacji? Nie było łatwo...

Szczęście rodzinne przekłada się na pracę?

Roma Gąsiorowska: Ja mam poczucie, że zobaczyłem przed sobą więcej możliwości. Zacząłem pisać scenariusze, jeden chciałbym sam wyreżyserować. To historia, która dzieje się bardzo dawno temu na ziemiach polskich – wtedy były to tereny Germanii – grupa skazańców rusza po bursztyn nad Bałtyk. Trochę "Jądro ciemności", trochę "Parszywa dwunastka" rozgrywająca się dwa tysiące lat temu. Na warsztatach w Art-House stworzonym przez Romę szlifuję scenariusz i nie martwię się o to, że nigdy w życiu nic nie nakręciłem, że jestem niewykształcony w sensie reżyserskim. Jestem na tyle bezczelny, że wiem, że potrafię to zrobić. Poza tym Roma dała mi możliwość, żeby odkryć w sobie zacięcie pedagogiczne. Nagle okazuje się, że prowadzenie zajęć aktorskich w aktoRstudio, gdzie sam wiele się uczę, przynosi mi wielką satysfakcję.
Roma Gąsiorowska: Ja jestem osobą, która za wszelką cenę chce mieć wszystko, i mam: dom, męża, dzieci, nowe role, rozwijam naszą firmę. Trzy lata temu powstało aktoRstudio, do dziś bardzo się rozwinęło i ma dobrą opinię w środowisku.
Rozbudowałam działalność o warsztaty z innych dziedzin sztuki: pisanie, wokal, taniec, teatr fizyczny, video-art, performance, wystawy. Słowem – powstał Art-House, a w nim twórcze zajęcia różnego rodzaju dla całych rodzin, półkolonie artystyczne w wakacje dla dzieci, warsztaty rozwojowe dla młodzieży, dla rodziców. Ale to nie koniec. Kolejnym krokiem jest otwarcie klubokawiarni ze sceną. W październiku mam już zaplanowaną premierę. To będzie miejsce wyjątkowe na mapie Warszawy. Będę zapraszała moich znajomych, żeby grali małe formy parateatralne, kabaretowali, koncertowali... Jestem przykładem mamy, która potrafi sobie poradzić. Moje koleżanki, które mają dzieci, pytają, jak to robię. Nie dałabym rady bez pomocy mojej siostry. Monia jest niezastąpiona, nie jest nianią, tylko drugą mamą, która bardzo kocha nasze dzieci.

Szczęściara z Pani.

Roma Gąsiorowska: Wiem. Moje przyjaciółki aktorki często mają problemy ze znalezieniem niani, a bez niej są uziemione: muszą przerwać pracę albo chodzić do pracy z dziećmi, co nie zawsze jest wykonalne. W awaryjnej sytuacji też mi się zdarza wziąć dzieci do teatru i wtedy pomagają mi garderobiane, Elunia i Tereska, które kocham i które są dla mnie jak zastępcze matki. Generalnie kiedy ma się dzieciaki, czyjaś pomoc, wsparcie są niezbędne.
Michał Żurawski:  Zauważyłem, że kiedyś, jak byliśmy zapraszani na imprezę, która wydawała nam się ważna ze względów zawodowych, to robiliśmy wszystko, żeby na tej imprezie być. Na początku tego tygodnia mieliśmy bardzo ważne spotkanie, ale okazało się, że nie ma kto zostać z dziećmi, i my bez żadnego bólu nie poszliśmy. Stwierdziliśmy, że mamy to gdzieś, rodzina jest ważniejsza. Pierwszy raz do mnie dotarło: kurczę, to nie ma żadnego znaczenia.
Roma Gąsiorowska: Ostatnio miałam taką sytuację, że startowałam w trzech castingach i nie dostałam dwóch ról nie dlatego, że producentowi nie podobało się moje aktorstwo, tylko dlatego, że mój wizerunek w tym momencie jest nieadekwatny do żadnej z tych ról. I nie ma znaczenia, czy pójdę na jakąś ważną branżową imprezę, czy nie, ważne jest tylko to...

 ...że jest Pani teraz szczęśliwą żoną i mamą dwójki dzieci.

Roma Gąsiorowska: Właśnie tak. To były role singielki i marketingowo pasował im ktoś inny, na przykład aktorka, która rozstała się ze swoim facetem albo odbiła komuś męża... Ja kiedyś też się w tych kategoriach mieściłam, tylko że po pięciu latach nikt już o tym nie pamięta. I dobrze. Wszyscy postrzegają mnie jako mamę, co jest cudowne, ale też pokazuje, jakimi prawami rządzi się show-biznes, na co nie mamy wpływu.
Michał Żurawski:  Mówimy, że obecność na takich imprezach nie ma znaczenia, ale może jednak ma, bo prawda jest taka, że zdarzał mi się wtedy malutki przypadeczek, który sprawił, że potem coś mi się udało zrobić, zagrać. I przez lata pracy zebrałem takich przypadeczków tyle, że absolutnie nie zgadzam się z tym, co mówi Roma. A w przypadki przestałem wierzyć.
Roma Gąsiorowska: No to mamy inne poglądy na temat imprez i show-biznesu.
Michał Żurawski:  Generalnie wypracowaliśmy ogólny pogląd, że co się ma zdarzyć, to się zdarzy, niewiele możemy zaplanować, jesteśmy w rękach losu.
Roma Gąsiorowska: Ja wierzę, że bardzo dużo od nas zależy, ale niekoniecznie załatwia się to na branżowych imprezach. Choć czasem warto gdzieś pójść i się pokazać, przypomnieć, bo ludzie lubią widzieć, w jakiej jesteś kondycji. Ale jeśli chodzi o sprawy związane z zawodem, rzadko wpływamy na siebie z Michałem. Często zdarza się, że ja mam inne zdanie na temat jakiegoś projektu i Michał ma inne. Wymieniamy się opiniami, dyskutujemy i nie mamy problemu z tym, że każde zostaje przy swoim. Nie narzucamy sobie niczego na siłę. Oboje znamy kilka par aktorskich, które się recenzują: masz wyglądać tak, z nim nie możesz zagrać, bo w scenariuszu jest scena miłosna i ja się nie zgadzam, w tym nie bierz udziału, bo ja nie znoszę tego reżysera... To jest straszne moim zdaniem. Gdybyśmy nie mieli tej wolności, którą sobie nawzajem zostawiamy, pozabijalibyśmy się, po prostu nie dalibyśmy rady żyć razem. Adrenalina w tym zawodzie jest tak silna, że jak się nie ma jakiegoś elementarnego poczucia spełnienia, bardzo ciężko się dogadać.

Zdarza się, że jeździcie razem na plan zdjęciowy?

Michał Żurawski:  Niedawno kończyliśmy film wojenny o Iraku, plan zdjęciowy trwa już ponad dwa lata i ostatnie zdjęcia kręciliśmy w Jordanii. Miałem myśl: fajnie, zabrałbym tam moją rodzinę, ale szybko otrzeźwiałem. I faktycznie, było tam naprawdę ciężko, zresztą z różnych względów musieliśmy tam zostać dłużej, niż było zaplanowane.

Żona miała pretensje?

Michał Żurawski:  Nie.
Roma Gąsiorowska: Nie, bo ja jestem takim typem elastycznym i raczej dającym sobie radę w większości sytuacji samodzielnie. Ważne tylko dla mnie, żeby wiedzieć, kiedy wrócisz, i w tym czasie organizuję swoje życie z dziećmi. Kiedy Michał dowiedział się, że musi tam zostać dłużej, pomyślałam: no ok, trudno. Mieliśmy pojechać na weekend majowy razem, ale nie pojedziemy. Pobędę sobie z dziećmi, pojadę po niego na lotnisko, dla mnie nie ma problemu.
Michał Żurawski:  Kiedy leciałem do tej Jordanii i schodziliśmy w nocy do lądowania, na horyzoncie widać było rozbłyski ostrzału artyleryjskiego. Nie wiem, czy to było w Syrii, Libanie, a może na wzgórzach Golan, mniej więcej w tamtych terenach. I nagle dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę, w realu, i przez ułamek sekundy poczułem strach, że nas zestrzelą, bo przecież to jest możliwe i wydarzyło się parę miesięcy temu na Ukrainie. A potem ten strach odszedł, to był taki czysto biologiczny odruch, pojawiła mi się w głowie myśl: stary, wyluzuj, masz troje dzieci, swoje geny przekazałeś i ty już możesz umrzeć.

Zaskoczył mnie Pan. Byłam przekonana, że usłyszę: martwiłem się, że zostawię Romę samą z dziećmi, jak oni sobie poradzą.

Michał Żurawski:  To było niesamowite, bo wśród ludzi wyczuwało się lekką konsternację, a mnie ogarnął taki dziwny spokój, że niczego się nie boję. Myślałem o Romie, o dzieciach, ale ja mam do rodzicielstwa taki racjonalizatorski stosunek: urodziłeś się, dasz sobie radę. Mój dziadek dał sobie radę, mój ojciec i ja. No to moje dzieci też dadzą sobie w życiu radę. W końcu to jest moja krew. I krew Romy.
Viva!
Rozmawiała Beata Nowicka
Zdjęcia Adam Pluciński/Move
Stylizacja Paweł Kędzierski
Makijaż Patrycja Dobrzeniecka
Fryzury Piotr Wasiński
Rekwizyty Ewa Kwiatkowska
Produkcja sesji Piotr Wojtasik


Za pomoc w realizacji sesji i wypożyczenie rekwizytów dziękujemy NAP, www.nap.com.pl, salon NAP Koncept Mysia, ul. Mysia 3, Warszawa.

Zobacz też:

Redakcja poleca

REKLAMA