Przemek Saleta - Wieczny chłopiec

Przemysław Saleta, Ewa Wiertel fot. KAPIF
Nie będzie trzeciego ślubu. Przemek Saleta zerwał zaręczyny z Ewą Wiertel. I tak samo jak z byłymi żonami wciąż się z nią przyjaźni. Jak on to robi?!
/ 13.04.2009 17:50
Przemysław Saleta, Ewa Wiertel fot. KAPIF
Przemek Saleta hucznie świętował w zeszłym roku swoje 40. urodziny. Zdmuchnął świeczki na wielkim torcie, przyjął dziesiątki życzeń, po czym ogłosił, że właśnie tego ranka oświadczył się ukochanej Ewie. I usłyszał bez wahania: „Tak”. Na dowód przyszła panna młoda pokazała gościom pierścionek zaręczynowy z siedmioma małymi brylantami. Skromny, taki jak ona lubi.

Mijały właśnie trzy miesiące od trudnego egzaminu, przed jakim Przemka Saletę (41) i Ewę Wiertel (28) postawiło życie. Zdali go na piątkę. Przemek ofiarował swojej córce Nicole nerkę, a kiedy wystąpiła u niego ostra niewydolność oddechowa, Ewa czuwała przy szpitalnym łóżku dzień i noc. „Nie ma lepszego dowodu na to, że jest kobietą na dobre i złe”, mówił Saleta po odłączeniu od respiratora. Z Ewą znali się wtedy zaledwie kilka miesięcy. Znany bokser i Miss Polski poznali się na bankiecie i szybko zostali parą. Od początku podkreślali, że czują się tak, jakby byli razem od zawsze i mieli być na zawsze. Okazało się, że „zawsze” to… dwa lata. Przemek i Ewa rozstali się. Ślubu nie będzie, choć nikt się tego nie spodziewał.

Pierścionek w szufladzie
Zaręczyny zostały zerwane dyskretnie, bo już w styczniu tego roku, przed motocyklową wyprawą Przemka Salety do Stanów Zjednoczonych. Parze udało się utrzymać to w tajemnicy aż do czasu jego powrotu. Oboje albo grali wyśmienicie swoje role, albo do końca nie byli pewni tej decyzji. Ewa chętnie opowiadała dziennikarzom o podróży narzeczonego, mówiła, że tęskni za nim, planowała nawet pojechać do Miami, aby powitać go na mecie. Nic z tego nie wyszło. Po powrocie Przemka wspólnie pojawili się w programie „Jak Oni śpiewają” i na uroczystym zakończeniu rajdu, choć w kuluarach huczało już od plotek. Ponoć Ewa spakowała walizki i wyprowadziła się, kiedy Przemek oświadczył, że nie chce mieć więcej dzieci. Z poprzednich dwóch małżeństw ma córki Nicole (15) i Nadię (7). Trzeba przyznać, że nie jest to kusząca propozycja dla blisko 30-letniej kobiety, która chce założyć rodzinę. Czy w tej plotce jest ziarno prawdy? – Mogę jedynie potwierdzić, że nie jesteśmy już razem – oświadcza w rozmowie z „Party” Przemek Saleta. Ewa Wiertel też nie chce tłumaczyć powodów ich rozstania. A więc bez słowa komentarza...

O tyle to zaskakujące, że do tej pory Przemek Saleta rzadko kiedy coś ukrywał. A teraz? – Nie muszę się publicznie tłumaczyć z decyzji dotyczących mojego życia prywatnego. Bo w rezultacie dotyka to osób, które nie są w to bezpośrednio zaangażowane. Jakieś bzdury czytają moi rodzice, ich sąsiedzi, rodzice dzieci, z którymi do szkoły chodzi moja starsza córka – tłumaczy Przemek. Potwierdza jednak, że Ewa będzie nadal zajmować się jego sprawami zawodowymi. Wspólnie produkują program „Gadżety Salety” dla Polsatu Play. Ufają sobie, więc nie ma mowy o rozstaniu w pracy. Za to pierścionek zaręczynowy został zdjęty i zamknięty w skrzyneczce w szufladzie. – Prawdę mówiąc, nie miałam czasu, żeby się zastanowić, co z nim zrobić. Może zapytam Przemka, czy chce go z powrotem? – zastanawia się Ewa w rozmowie z „Party”.

Rozstać się po ludzku
Przemek Saleta jest nie tylko mistrzem boksu, ale też mistrzem rozstań. Nikt inny nie potrafi się tak dobrze pożegnać ze swoją partnerką jak on. Jego dwie byłe żony – Ewa Pacuła i Ewa Byzdra – są jego przyjaciółkami. Co więcej, polubiły się także z Ewą Wiertel. Pytany przez „Party”, jak mu się to udaje, odpowiada: – Nie sądzę, aby ktokolwiek dobrze opanował sztukę rozstania się, kiedy w grę wchodzą uczucia. Nigdy nie da się przeskoczyć negatywnych emocji, przynajmniej na początku. Nie zrywam kontaktów z kimś, z kim spędziłem kawałek życia. Nie będę przecież udawał, że tego nie było. Dobre stosunki można zachować, pod warunkiem że wcześniej nie zrobiło się drugiej osobie niczego podłego – tłumaczy Przemek. Jaka jest recepta Ewy na zachowanie poprawnych kontaktów z byłym narzeczonym? – To kwestia człowieka. Nie mam powodów, żeby się do Przemka nie odzywać – mówi Ewa.


Jestem, jaki jestem
Przemek Saleta już kilka razy w życiu zaczynał od nowa. Pakował walizki, zmieniał mieszkania, przeprowadzał się do innego miasta, a nawet kraju. Rozwodził się dwa razy i dwa razy kończył karierę sportową. To człowiek, który mówi: „Moje życie jest przygodą”. Nie wyobraża sobie, że dorabia się całe życie i nagle, kiedy przychodzi światowy kryzys, tracąc wszystko, traci też sens życia. Prawdziwą wartość jego zdaniem ma to, co człowiek przeżyje. – Tego nikt nie jest w stanie mi zabrać – mówi w rozmowie z „Party”. Nigdy więc niczego nie zakłada, nie planuje, nie trzyma się uporczywie raz podjętej decyzji. Jest człowiekiem z gatunku tych, którzy nie mogą czuć żadnych ograniczeń. Dlatego też nie zastanawiał się nigdy nad tym, czy przeżyje życie z jedną kobietą. Choć jego rodzice są małżeństwem jak z obrazka. Razem od ponad 40 lat. – Myślę, że jeszcze nie dorosłem, nie chcę dorosnąć i tak naprawdę uważam, że nie każdy musi. Zdarza mi się czasem myśleć: „Mam 41 lat, wypada mi to czy tamto”, ale z drugiej strony to jest moje życie i ja je spędzam tak, jak chcę. Po swojemu. Liczę się ze zdaniem tylko kilku osób. Co myśli reszta, nie obchodzi mnie. Zawsze wyznaczałem sobie cele krótkoterminowe. Kiedy zacząłem jako dziewiętnastolatek, czyli dość późno, trenować kick-boxing, nie marzyłem przecież o tym, że zostanę mistrzem świata – mówi Przemek Saleta.

Karierę sportową Przemek Saleta zakończył w 2007 roku, gdy zdecydował, że odda córce nerkę. Były bokser zadziwiająco łatwo i szybko odnalazł się w roli celebryta. Zresztą już wcześniej nim bywał. Kim teraz właściwie jest? – Sobą – śmieje się. Faktycznie, Saleta to dzisiaj już marka. Bywa komentatorem boksu, ambasadorem Fundacji „Dziecięca fantazja”, ozdobą przyjęć i showmanem prowadzącym autorski program w telewizji. Ostatnio wybrał się na dwumiesięczny rajd na motocyklach po Stanach Zjednoczonych, właśnie jako Saleta. To była męska wyprawa w towarzystwie Adama Badziaka i Jarka Steca. Słońce, wiatr, skóry i motory z charakterem typu cruiser marki Suzuki. Chwilami, pędząc po bezdrożach Arizony, czuł się jak król życia. – To były dwa miesiące życia z dnia na dzień. Z punktu A mieliśmy dotrzeć do punktu B, ale nie było żadnego musu. Byłem panem swojego czasu. Gdzieś po drodze zobaczyliśmy na przykład bar motocyklowy i zatrzymaliśmy się. Mieliśmy jechać dalej, a zostaliśmy na noc. Spotkaliśmy gościa, który przyjechał na motocyklu z Alaski. Jeździł z przyczepką, w której siedział pies husky. Grał na gitarze i w ten sposób zarabiał na jedzenie i paliwo. To była filozofia jego życia – opowiada Przemek. Czy mógłby żyć tak samo? – Pociąga mnie to, ale nie mógłbym, bo mam dzieci. Muszę do nich wracać – przyznaje. – Czuję, że jedynie moje córki są na zawsze.                                  

Sylwia Borowska / Party

Redakcja poleca

REKLAMA