Fakty są takie: podczas kręcenia na Litwie zdjęć do „Tajemnicy Westerplatte” Linda rzeczywiście zachorował i trafił do jednej z wileńskich klinik. W tym samym czasie przeziębiło się zresztą kilka osób z ekipy. Nic dziwnego, bo zdjęcia kręcono m.in. na poligonie lub w nieogrzewanej hali. Po badaniach aktor wrócił na kilka dni do domu, żeby wykurować się antybiotykami. W tym czasie przerwano zdjęcia. – Ale nie z powodu choroby Lindy. Musieliśmy zrobić przerwę, bo potrzebowaliśmy czasu, by zbudować scenografię – tłumaczy Paweł Chochlew, reżyser filmu.
A co z rzekomą depresją Lindy? – Boguś jest w dobrej formie – mówi „Party” jego bliski znajomy. Po chwili dodaje jednak, że nie jest zaskoczony tymi pogłoskami.
– On od czasu „Quo vadis” nie zagrał znaczącej roli, a ostatnio publicznie narzekał na brak propozycji. Wystarczyło dorobić sobie do tego dalszy ciąg i plotka gotowa – mówi. Przy okazji całego zamieszania powróciło jednak pytanie o karierę gwiazdora. Jednego z najczęściej nagradzanych i najpopularniejszych aktorów polskiego kina można było ostatnio oglądać jedynie w polsatowskim sitcomie „I kto tu rządzi?”. Niektórzy mówią wprost: Linda się kończy. Czy mają rację?
Aktor pracujący
Rzeczywiście, ostatnio Linda grał głównie w serialach w Polsacie (we wspomnianym sitcomie, a wcześniej w „Prawie miasta” i „Dzikim”). Nie jest z tego dumy. „Robię to dla pieniędzy”, tłumaczył. Ostatnio, w rozmowie z Piotrem Najsztubem, Linda przeprosił widzów za to, że muszą go oglądać na małym ekranie. „Wolałbym już jakieś 10 lat temu absolutnie z tym skończyć (...), ale czasami muszę coś zarobić”.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Już na początku studiów założył sobie, że jeśli do 28. roku życia niczego wyjątkowego w aktorstwie nie osiągnie, zmieni profesję. Udało się. Grał u Holland, Wajdy, Kieślowskiego. Dzięki rolom u Pasikowskiego (w „Krollu” i „Psach”) stał się idolem. Nazywano go pierwszym twardzielem polskiego kina. Nie pozbył się etykiety macho nawet po świetnej roli w „Panu Tadeuszu” ani w nie mniej chwalonej w „Jasminum”. Ale jego gwiazda nie błyszczała już tak mocno jak w połowie lat 90. Wielkim comebackiem miał być wyreżyserowany przez niego film „Jasne błękitne okna”. Plan jednak się nie powiódł, bo choć film przyciągnął do kin sporo widzów, krytycy pisali o „zmarnowanej taśmie filmowej” i „amatorszczyźnie”.
Cena gwiazdy
Reżyserzy potwierdzają, że nazwisko Lindy podnosi filmowi oglądalność. Mimo to od kilku lat w kinie aktora widać coraz rzadziej. A jeśli już gra, to na dalszym planie. Dlaczego?
– Chciałem go obsadzić w jednej z głównych ról, jednak stawka okazała się zaporowa. Łatwiej byłoby mi zaangażować na przykład Janusza Gajosa – mówi „Party” Patryk Vega, reżyser. Podobno aktor żąda 10 tysięcy złotych za dzień zdjęciowy i to właśnie to skutecznie odstrasza od niego filmowców. Ale, jak mówi „Party” znajoma Lindy, w „Tajemnicy...” zagrał za stawkę niższą niż zwykle. Ogromnej gaży nie zapewnili mu też raczej Czesi, gdy ostatnio angażowali go do thrillera w reżyserii Petra Jákla. Wygląda więc na to, że nie tylko o pieniądze tutaj chodzi. Aktor przyznał w jednym z wywiadów, że tęskni za rolą ciekawej, skomplikowanej postaci – dlatego z takim zaangażowaniem gra Sucharskiego. Może więc Linda się kończy, bo... polscy filmowcy nie mają na niego pomysłu?
Zofia Fabjanowska-Micyk,
współpraca: ŁZA