zycie z (nie)znajomym

napisał/a: nicky2 2009-03-20 01:10
witam wszystkich. wlasnie sie zapisalam. od kilku lat pisze pamietnik, choc w moim wieku i w obecnych czasach to chyba troche dziwne...pierwszy raz odwazam sie pisac cos "publicznie" o sobie...mam 26 lat. od 4 lat spotykam sie z czlowiekiem, ktorego nie rozumiem. nie jestem wzorowa partnerka ani wzorowym czlowiekiem. owszem-dla ludzi staram sie byc mila, czesto pomagam innym co wiaze sie jednoznacznie z wykonywanym przeze mnie zawodem.
ale moje zwiazki zawsze wydaja sie byc dla mnie katastrofa...
z NIM jest tak samo...
juz od czasow podstawowki byl tym "rozchwytywanym", potem to samo liceum-kilka razy zdarzylo sie nam razem znalezc na tej samej imprezie. potem nie dzwonil...4 lata temu spotkalismy sie znowu...tym razem juz na dobre.poczatek zwiazku byl oczywiscie fantastyczny,pelne zrozumienie, swoboda, wzajemny szacunek,czulosc i wrazliwosc na to,co czuje druga strona. tak mialo byc zawsze, ale szybko sie skonczylo...za szybko.przezywalismy bardzo wiele sprzeczek, potem klotni, ciezkich chwil.zycie-tak bywa. ale nasz problem jest glebszy...czuje ze nie potrafimy na codzien razem dbrze zyc...gdy ktoremus z nas jest zle lub cos sie dzieje, trzymamy sie razem i jest dobrze.jednak na codzien...nie wiem jak to opisac, to strasznie trudne.
podam moze konkrety-bedzie prosciej:
-od 3 lat mowi o slubie-na moim palcu nic nie blyszczy
-od 2 lat rozmowa o dziecku-teraz nie ma tematu
-od 1,5 roku urzadzamy wspolne mieszkanie, ale nadal nie mieszkamy w nim razem
-od 3 lat nie moge sie doprosic wspolnych wakacji, bo zawsze cos wypadnie
-weekendy prawie zawsze w domu-film,kanapa-a ja chce sie bawic i czuc ze zyje
-podobno moi rodzice go nie znosza, choc nigdy nie powiedzieli mu nic zlego
-czasem jak cos go wkurzy nie daje znaku zycia nawet kilka tygodni!
-chce kontrolowac z zegarkiem w reku moj czas, o swoim nie mowiac nic
-"sztuczne tajemnice" z tego z kim spedza czas, kim sa jego nowi znajomi
-caly czas na niego narzekam, a on czuje sie tym najgorszym, dzien pozniej mowi ze mnie kocha i jest mu ze mna wspaniale...
wiem, ze pisze strasznie nieskladnie...trudno jest wyrzucic z siebie caly zal za 4 lata ...czasem myslalam ze to juz agonia, kiedy tygodniami sie nie odzywal chcialam poukladac sobie wszystko od nowa, moze z kims innym, ale na poczatek sama...a potem zjawial sie nagle i znow sie wszystko we mnie budzilo....wiem, ze kocham go, ale wiem tez ze moze juz czas na jakies powazne kroki, o ktoreych kiedys tak marzylam,,,a teraz...sama nie wiem czydobre jest to ze nadal jestesmy razem. ale wiem, ze nikt mnie nigdy tak nie pociagal jak on...wiem doskonale ze ja nie jestem bez wad, ze czasem nie mam ciepliwosci...ale znam tez jego wady i nie potrafie zrozumiec niektorych jego zachowan...
a zycie plynie, ucieka...ale wiem , ze bez niego jest mi trudno...
chce tylko czuc , ze jestem dla kogos kims waznym , wyjatkowym, partnerka nie tylko w lozku,chce czuc jego szacunek do mnie...
napisał/a: kasiasze 2009-03-20 07:12
piszę ci spontanicznie, bp uważam, że się miotasz.
a tu trzeba spokojnie - zrobic bilans plusow i minusow, zastanowic sie o co nam chodzi.
na poczatek - a moze teraz TY zniknij na"jakis czas"? czemu on zawsze znika?
niech poczuje. boisz sie, ze sie obrazi i juz nie zechce wrocic?
to znaczy, ze niewiele wart.
widzisz, odpoczynek tak - dystans jak najbardziej. ale! - no nie ucieczka, nie znikanie.
nie dawac znaku zycia? w ogole? to dla mnie nie do przyjecia
napisał/a: nicky2 2009-03-20 16:34
tak-miotam sie i to od dawna, naprawde to taki bilans zrobilam juz dwukrotnie-zawsze kiedy znikal-ale serce mowi jedno a rozum co innego. przez jakis czas potrafie zyc bez niego,nadrabiam wtedy sprawy,na ktore nie znajdywalam czasu i zajmuje sie soba, ale gdy opadaja emocje zaczynam czuc straszna pustke. taka, ktorej inny nie potrafilby wypelnic...czy uwazasz ze ludzie potrafia sie zmienic jesli tego naprawde zechca? bo on obiecuje zmiany za kazdym razem,potem przez jakis czas je dostrzegam, po czym wszystko wraca do "normy", ktora mi nie odpowiada...wiem ze ja tez nie jestem bez wad-czesto trudno mi akceptowac niektore rzeczy,czasem sie obrazam...ale nie moge zarzucic sobie,ze sie nie staram dla niego-codziennie witam go usmiechem, robie dla niego rozne niespodzianki,rozmawiam o tym jak minal dzien o problemach i przyjemnosciach. on mowi ze tez sie stara,ale sama widze ze od zawsze sa to tylko slowa-tak jakby mowiac o sobie mowil o kims zupelnie innym-o kims jakim chyba chcialby byc,ale nie jest...a moze w zyciu trzeba sie godzic na to jaki ktos jest a na zmiany juz za pozno??
napisał/a: sorrow 2009-03-20 17:20
nicky napisal(a):czy uwazasz ze ludzie potrafia sie zmienic jesli tego naprawde zechca?

Tak... potrafią. Tylko, że w waszym związku tylko ty tego chcesz... jemu raczej obecna sytuacja pasuje idealnie. No... może nie do końca, bo czasem musi znosic twoje wyrzuty, ale trochę pocierpi i ma z głowy. W tobie natomiast drobiazgi przez kilka lat narosły do ogromnego już problemu. Jeśli jeszcze się zastanawiasz czy warto robic jakieś poważne kroki, to weź pod uwagę, że jego zachowanie nie będzie wiele różniło się od obecnej postawy... ani za rok, ani za 20, ani za 50 lat. Jedyne co się zmieni, to wasze przebywanie ze sobą... będziesz go widziec na codzień i będziesz patrzec na te wszystkie wady rano, w dzień i wieczorem.
napisał/a: Retroaktek 2009-03-20 19:22
nicky napisal(a):czy uwazasz ze ludzie potrafia sie zmienic jesli tego naprawde zechca?

Nie. Chęć to jedno, ale ja choćbym naprawdę chciał być odrzutowcem to nim nie zostanę. Liczą się przede wszystkim czyny, chęć dania z siebie jak najwięcej.
nicky napisal(a):-od 3 lat mowi o slubie-na moim palcu nic nie blyszczy
-od 2 lat rozmowa o dziecku-teraz nie ma tematu
-od 1,5 roku urzadzamy wspolne mieszkanie, ale nadal nie mieszkamy w nim razem

A od ilu lat zamiast realnych starań są rozmowy o tym jak się stara? Może wypada teraz zastanowić się nad związkiem, bo jak będzie ślub i małżeństwo to będzie troszkę... późno?
napisał/a: Złośnica10 2009-03-20 20:38
Zgadzam się z sorrow, na to wygląda, ze tylko Ty tego chcesz, a jemu jest z tym dobrze, i niekoniecznie chcę tą sytuację zmienić.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której będąc z kimś, ten ktoś nie daje znaku życia(mając tzw.focha)przez kilka tygodni! Często jest tak, że idąc na kompromis w czymś, stajemy się "więźniami" własnych emocji, które z czasem narastają do poważnych rozmiarów, a ta druga osoba albo o ty wie, tylko nic sobie z tego nie robi, bo tak jej dobrze, albo nie wie, a tym samym nie ma pojęcia, że JEST PROBLEM. Czy wy w ogóle ze sobą rozmawiacie? wyjaśniacie sobie co was boli, co przeszkadza, a co jest dobre i warto pielęgnować, bo czytając to co napisałaś,mam wrażenie, że nie.
Jeżeli będziesz się ciągle poświęcać, to w pewnym momencie się wypalisz, i mimo tego, ze bardzo będziesz chciała żeby wszystko było dobrze, to tak nie będzie, bo zawsze będzie "coś".
Jednym zdaniem "do tanga trzeba dwojga".
A jemu chyba (przepraszam za szczerość) nie za bardzo zależy :(
Życzę powodzenia, może jeszcze wszystko będzie ok!
napisał/a: nicky2 2009-03-21 16:42
wlasnie tego sie boje-moja cierpliwosc jest czasem na granicy wyczerpania,a najgorsze jest to,ze sama nie wiem juz czy on rozumie co do niego mowie-nie wiem czy dostrzega problem czy tylko udaje ze tego nie widzi? czy rozmawiamy?-tak, staram sie czesto poruszac "nasz temat" , ale zawsze jest tylko to,ze narzekam...staram, sie jak moge prowadzic rozmowe w taki sposob, by nie czul sie atakowany, ale mimo to slysze tylko xze "narzekam" na niego...
boje sie tego,ze przestane go kochac...

[ Dodano: 2009-03-21, 16:50 ]
Liczą się przede wszystkim czyny, chęć dania z siebie jak najwięcej-napisales- to prawda...
nie chce w tej calej sytuacji przedstawic siebie jako ta dobra, a jego jak potwora, ale... mysle ze ja staram sie czynami pokazywac co czuje, jak mi zalezy. slowa sa wazne,ale tylko to jak sie dla kogos poswiecasz jest w stanie pokazac milosc. rok temu wyremontowalismy razem jego mieszkanie...trwalo to rok-wszystko robilismy sami od sufitow po podlogi, poswiecalam na to caly swoj wolny czas, zawalalam niektore sprawy, bo to bylo dla mnie najwazniejsze...mimo,ze jestem dziewczyna i wydawac by sie moglo ze nie moglam wiele pomoc, to jednak tak nie jest. zrobilam projekt calego mieszkania, burzylam z nim sciany,skuwalam kafelki, robilam wylewki na podlogi, razem robilismy instalacje , sufity podwieszane, kladlismy podlogi a zupelnie sama pomalowalam wszystkie sciany. byl to naprawde trudny rok,ciezka praca. na codzien tez staram sie go np gdzies podrzucic,bo aktualnie jest bez samochodu, organizowac jakies wspolne kolacje etc....moze to moj blad,ze pokazalam na ile mnie stac, czasem zaluje ze nie zrobilam z siebie sieroty, ktora ma dwie lewe rece i jedyne co potrafi to zrobic kawe...ale coz, juz za pozno, a teraz czuje sie niedoceniana no i co najgorsze nie ma inicjatywy z jego strony...;(
napisał/a: Złośnica10 2009-03-21 18:30
Nicky, trudno jest radzić w takich sytuacjach, bo widzi się problem, jedynie z takiej strony z jakiej ty go widzisz.Jak już sama zauważyłaś, pokazałaś mu ze ci na nim zależy, i to udowadniałaś (choćby z tym remontem mieszkania ;)...dlatego wydaje mi się, że już nic więcej nie mozesz zrobić, bez inicjatywy z jego strony. Domyślam się jak jest ci ciężko, i zagmatwanie z tym wszystkim, ale moze powinnaś się zastanowić, czy w ogóle chcesz być z takim kimś, baa spędzić z nim życie?kochać na "przymus" bo boisz się przestać, moze warto poczekać na kogoś kto to doceni, a nie będzie tego wykorzystywał.
P.S. a to,że mimo tego że próbujesz wyjaśniać sytuację na spokojnie, a on ciągle czuje atakowany, to po prostu nic innego jak pójście z jego strony na łatwiznę, czyli: "nie chcę mi się na ten temat rozmawiać, więc gram ofiarę."
napisał/a: Misia7 2009-03-21 18:52
Przepraszam, że to pisze, ale z tego co przeczytałam wynika, że twój chłopak ma to wszystko co jest między wami w poważaniu. Jak można się kikla tygodni nie oddzywać bo się jest wkurzonym. A czy nie odzywając się pomyśli o tobie. Przykro mi to pisać, ale chyba lepiej teraz sie zastanowić i podjąć jakieś decyzje, żeby się kiedyś nie obudzić i żeby nie było wtedy za późno.
sorrow, ma racje. Ludzie mogą się zmienić (wiem to z doświadzczenia) ale tylko wtedy, kiedy tego sami chcą. U twojego chłopaka tej chęci zmiany nie ma. Jesteście razme juz bardzo długo i jeżeli w tym czasie nic sie nie zmieniło to chyab już się nie zmieni.
Zastanów się czy jesteś szczęśliwa w tym związku. Czy masz w swoim chłopaku to wszystko czego potrzebujesz?
napisał/a: nicky2 2009-03-22 10:20
dziekuje wszystkim, ktorzy odpowiadaj na moj list,pomaga mi mysl o tym,ze nie jestem sama.
wczoraj po jego powrocie z tygodniowego wyjazdu postanowilam wziac sprawy w swoje rece i porozmawiac z nim o tym, co mnie boli , czego chce. myslalam ze podejmiemy jakis decyzje,ze razwem dojdziemy do wspolnych wnioskow. on jednak sadzil,ze najlepsze rozwiazania ida przez łózko...bo w koncu tydzien go nie bylo...ja jednak nie podzielam tego zdania-owszem, moze kiedy wyjansni sie pewne rzeczy mozna tak zakonczyc sprawe, ale takie tyjscie samo w sobie chyba maskuje tylko obraz znow niewyjasnionego problemu...
jego zachowaniem sie na te moje slowa bylo...wykrzyczenie mi wszystkich moich potyczek sprzed czterech lat, trzaskanie drzwiami, wrecz wyrzucenie mnie za dzrzwi kwitujac to ,zebym juz do niego nie dzwonila...poczulam sie (przepraszam) jak dziwka...gdy trzasnal drzwiami po raz ostatni, nie czekajac nawet kiedy przekrocze ostatecznie prog,usiadlam na schodach i zaczelam plakac...pol godz wczesniej mowil jak mnie kocha,powtarzal "zrobmy sobie dzidziusia", "jestes taka piekna", a teraz?? szlam o wpol do drugiej w mroznej nocy pieszo do domu. kiedy dotaralam wzielam cos na sen...a dzis to co sie wydarzylo jest jak sen...taki, w ktory nie mozna uwierzyc...nie chce zycia bez niego, choc w obecnej chwili nie wiem, dlaczego ja go wlasciwie tak kocham....ale tez nie chce znow czuc sie jak śmiec....tak jak teraz....