Związek bez zobowiązań. Co o nim sądzą Panie?

napisał/a: phat1 2009-02-02 19:48
Witam!

Od blisko 16 miesięcy spotykam się z rozwódką z dzieckiem. Rozwód otrzymała parę miesięcy temu. Zaznaczę, iż nie przyczyniłem się do rozpadu małżeństwa. Poznaliśmy się w pracy około roku po tym jak wyprowadziła się od męża.
Od paru miesięcy nie układa nam się. Pogorszyło się jeszcze bardziej po tym jak otrzymała rozwód.

Jestem typem, który potrzebuje być utwierdzany w tym co czuje ta druga osoba. Ona nie jest wylewna. Rzekłbym bardzo ostrożna w tej kwestii. Podobna sytuacja opisana została w tym poście http://forum.we-dwoje.pl/topics28/decyzja-do-ktorej-jestem-zmuszana-vt9337.htm
Zdarzają się nam na tym tle nieporozumienia. Ja oczekuję deklaracji - wszak to juz 16 miesiecy, a ona twierdzi, ze ją naciskam. Wcześniej parę razy padło z jej ust "kocham Cię". Od paru miesięcy nie słyszałem tego od niej...

Lekturę dla mnie stanowił również ten post: http://forum.we-dwoje.pl/topics28/chyba-na-zawsze-juz-ja-stracilem-pomozcie-vt10553.htm
Wyłowiłem z niego niepokojące u siebie zachowania. Mianowicie kontakt czy to przez GG, rozmowę telefoniczną, czy sms - w większości przypadków ja go inicjuję. Zdarza jej się w ogole nie odpisywać na smsy. To potrafi wywoływać spięcia między nami... Nie jest to 1000 smsów dziennie, nic z tych rzeczy. Nie jest tak przesadnie intensywny.

Niedawno rozmawialiśmy ze sobą i z jej strony padło, iż nie chce się już z nikim na stałe wiązać. Nie chce męża ani kolejnego dziecka. Tak sobie postanowiła.

Moje pytanie jest następujące: czy kobieta mówiąc, iż interesuje ją związek bez zobowiązań naprawdę tak myśli? Czy tego szuka?

Taka wypowiedź to sygnał, iż nie jest mnie pewna, waha się?
Bywały między nami krótkie okresy rozłąki, ale wracaliśmy do siebie po moich usilnych namowach, staraniach. Czy w mojej sytuacji może chodzić tylko o seks? Czy jestem tylko epizodem w jej życiu, aż trafi się lepsza partia?

Czekam na wypowiedzi głównie ze strony kobiet, ale rad ze strony Panów także nie odrzucę.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
napisał/a: justus2 2009-02-02 20:51
Może nie jestem odpowiednią osobą aby radzić w takim przypadku ale uważam, że rozwód to ciężkie przeżycie dla każdego człowieka. Nie dziwię się że twoja partnerka nie chce do końca się przed tobą otworzyć. Była kiedyś w związku małżeńskim, pewnie ślubowali sobie być na dobre i na złe a mimo to się nie udało. Może teraz ma obawy. Nie ma gwarancji że wasz związek będzie trwał do końca życia. Może nie chce znów przechodzić tego samego. Po takich przejściach trudno jest zaufać bezgranicznie drugiej osobie. Wiem, że na pewno jest ci ciężko żyć w niepewności ale może poczekaj jeszcze trochę, może jeszcze się otworzy przed tobą i szczerze pokocha.
napisał/a: sorrow 2009-02-02 21:14
justus, myślę, że to dość trafna "diagnoza". To najprawdopodobniej rezultat przeżyć i tymczasowego wstrętu do stałych związków.
napisał/a: ika116 2009-02-02 23:02
Z całą pewnościa trauma z powodu rozwodu może rzutować i na następny związek, ale wydaje mi się, że też w takiej sytuacji kobieta szczególnie docenia to, że ktoś inny jest dla niej i jej dziecka (!) dobry, kochający i oddany.
To, że głównie ty zabiegasz o kontakty może trochę niepokoić, ale pewnie na razie w jej odczuciu jest tego zbyt dużo, i chce sie po prostu czuć wolna. Spróbuj dać jej trochę przestrzeni, nie nękaj smsami, nie dzwoń zbyt często 'nie naciskaj' jak ona to ujęła, a jednocześnie bądź kochający i wspierający. Jeśli rodzi się w niej prawdziwe uczucie to wcześniej czy później odkryje sie przed tobą, bo zakochani chcą zapewnień i chcą zapewniać, chcą przede wszystkim dawać i z radością też biorą dowody uczucia, i najczęściej kobiety pragną urodzić dziecko mężczyźnie którego kochają. Tu akurat może być inaczej, jeśli twoja partnerka będzie miała obawy, że wasze wspólne dziecko będziesz traktował inaczej-lepiej niż jej.
Jakieś kłótnie i nieporozumienia nic tu nie pomogą, tego ona zapewne miała ponad miarę w poprzednim związku, twoim orężem niech będzie wszystko to czego nie miał i nie dawał jej poprzedni partner.
napisał/a: phat1 2009-02-03 13:53
Chciałbym doprecyzować jak wyglądają relacje między nami i moje odczucia względem tej znajomości.

Gdy zacząłem się z nią spotykać widziałem, że będzie bardzo trudno zdobyć jej zaufanie po przejściach z mężem. Wierzyła w szczerość uczuć, miłość i to, że będzie trwać wiecznie a teraz ta wiara jest mocno zachwiana.
Przez pierwsze 10 miesięcy znajomości było cudownie. Wpatrzony w nią byłem jak w obraz. Świata poza nią nie widziałem. Zacząłem snuć plany na przyszłość, do czego ona podchodziła ostrożnie, z rezerwą. W tym okresie pojawiły się dylematy. Problemy w pracy, w której utknąłem w miejscu pod względem rozwoju jak i zarobków. Poszukiwania innej i zmiana na lepiej płatną. Było mi ciężko. Nie wykazała się cierpliwością i na wsparcie z jej strony nie mogłem liczyć. Zostawiła mnie. To było w maju zeszłego roku.
Odezwała się po miesiącu pod pretekstem nalegań i dopytywań jej córeczki na spotkanie ze mną. (Pokochałem tą małą i to bardzo. Cała rodizna była za nią. Jak na razie rodzice nie doczekali się jeszcze wnucząt.) Spotkaliśmy się. Odbyliśmy długą rozmowę. Tak to sprytnie rozegrała, że wyszło na to, że to mi zależy i że to ja proszę o szansę na kontynuację.

Spotykaliśmy się dalej. Podchodziłem już do tego ostrożniej, chłodniej, z dystansem. Ciężko mi było wrócić do wcześniejszego stanu.
Zaplanowaliśmy wspólne wakacje. W fazie planowania i nie tylko, bo w kwestiach codziennych zaczęła dominować. Narzucać swoje zdanie. Gdy coś było nie po jej myśli dochodziło do sprzeczek, kłótni... kończących się cichymi dniami.
Mimo wszystko pojechaliśmy razem na te wakacje. Nie wypoczeliśmy należycie. O nie.
Jej zachowanie się zmieniło i to mocno. Jeszcze bardziej zaczęła dominować. Narzucać swoją wolę. Przekładało się to prawie na wszystko. Nawet na takie drobiazgi jak stojące na umywalce rzeczy, które zestawiała na ziemię, twierdząc że brakuje miejsca. Moje kosmetyki na równi z Domestosem i całą reszta?!?!
Było mnóstwo zgrzytów o drobiazgi w trakcie tego urlopu. O to, żę wolę grać w karty z jej znajomą niż spać z nią - ostenatycjnie komunikuje, że idzie spać jednocześnie wyganiając nas z dziennego pokoju/sypialni.. W końcu doszło do sytuacji, w której jak ona twierdzi zawiodłem ją. Straciła do mnie zaufanie. Ja po prostu wtedy miałem dość włażenia na głowę w najmniejszych kwestiach... tudzież gdzie zaparkować auto.
Po powrocie otrzymałem spontaniczną propozycję wyjazdu w góry na parę dni. Skorzystałem z niej. Oczywiście była o to jazda, gdyż ona nic nie mówiąc zaplanowała nam już resztę urlopu, a ja wszystko zniszczyłem, zaprzepaściłem. Chciałem od tego wszystkiego odpocząć. Przemyśleć.

Po powrocie dowiedziałem, się że nas już nie ma. Zacząłem zabiegać. Wróciliśmy do siebie. W kłótniach nie przebierała w środkach, w słowach. Nigdy bym się do niej tak nie odezwał. Zszokowało mnie to. Zacząłem się wahać. Zastanawiać, czy to aby tylko jej mąż był winien rozpadu małżeństwa. Widziała, że się waham. Że myśle. Po jakimś czasie doszedłem do tego, iż chcę nadal z nią być.

Od samego początku starałem się być dla niej. Być oparciem. Wielokrotnie rezygnowałem ze swoich planów, naginałem się, starałem się być dostępnym dla niej. Bez czarowania, gierek.
Zakochałem się w niej po uszy. Nadal kocham...

Po tych wszytskich zgrzytach jakoś to się kręciło. Bywały sprzeczki właśnie o ten brak odzewu z jej strony, kontakt inicjowany był na dobrą sprawę tylko przeze mnie. Gdy ja się nie odzywałem, to zapadała grobowa cisza. Miałem wrażenie, że nie szuka kontaktu ze mną.

Nadal czepiała się od drobiazgi. Robiła wykłady, czasem porównywała mnie z byłym mężem twierdząc, że jestem gorszym draniem niż on - opisywałem sytuację przyjaciółce i ta była ciężko zdziwiona.

W listopadzie otrzymała rozwód. Przed rozwodem zaczęło się psuć. Po rozwodzie tragedia.
Usłyszałem, że za całokształt przestało jej zależeć na tym związku. Przestała się kompletnie starać.
Bywało tak, że tydzień dwa był spokój, a potem kłótnia i cichy tydzień i tak w kółeczko.

W grudniu kolejny kryzys. Prosiłem żeby potrzymała butelkę z colą, podczas gdy ja miałem zamiar iść do toalety. Oczywiście poszedłem z tą colą do toalety...
Po powrocie okazało się, że zostawiła mnie tam samego. Zawinęła się do domu, a ja jak palant czekałem na nią. Szukałem jej. Dzwoniłem - odrzuciła polączenie, nie odbierała.
Potem się dowiedziałem, ze miała mnie dość. Uciekła ode mnie. Bo niby ją naciskam.

Nastał spokój. Powiedziałem jej, że ją kocham i bardzo mocno to wszystko przeżywam. Widać było przejęcie na jej twarzy.. Długo myślała... Usłysząłem, że źle trafiłem.
Na Święta podarowała mi bardzo drogi prezent. Zaproponowałem kilka opcji na Sylwestra. Na żadną nie przystała. Do siebie też mnie nie zaprosiła. O to miałem do niej żal. Powiedziałem jej o tym. Stanęło na tym, ze gdybym to ja zainicjował kontakt, napisał czy zadzwonił, to Sywlestra byśmy spędzili razem.

Pierwszy tydzień stycznia to sielanka a potem znowu zgrzyt.
Wracając pociągiem z podyplomówki odezwałem się w nietypowy sposób, licząc na to, iż odbierze mnie z dworca kolejowego. Nie zrobiła tego. Albo się nie domyśliła o co chodzi, albo jej sie nie chciało. Nie wiem. Nie dociekała - ja bym dopytał. Następnego dnia wysyłam sms na którego nie dostaję odpowiedzi. Nie odzywaliśmy się do siebie, az do minionej niedzieli.
Wtedy to powiedziała mi, że interesuje ją związek bez zobowiązań.
Przez cały okres jak się spotykamy w wielu kwestiach ustępowałem. Jestem z natury ugodowy. Ona raczej bezkompromisowa. Gdy ja się stawiałem pojawiały się zgrzyty.
Nie wiem co robić.
Wydaje mi się, że ona dobrze wie, że ją kocham na zabój i jestem w stanie wiele znieść, poświęcić. Zdaje mi się że mnie wykorzystuje, że gra na uczuciach.
Czy ja będąc z nią mogę liczyć na szacunek? Czy jestem w jej rękach tylko zabawką? Maszynką do seksu? Co w niej siedzi?
Kocham ją. Trzyma mnie w szachu. Wie, że jest najważniejszą dla mnie osobą i że bardzo prawdopodobne jest, iz przystanę na te warunki z obawy, iż ją stracę.
Do tej pory nie określiła się, czy i co do mnie czuje. Ciągle słyszę NIE NACISKAJ.

Co o tym wszystkim myślicie? Czekam na odpowiedzi.
Pozdrawiam
napisał/a: X-tina 2009-02-10 10:52
Przykro to mowic, a jescze trudniej pewnie zrobic ale moim zdaniem dziewczyna nie jets Ciebie warta. Nic nie usprawiedliwia takiego egoistycznego zachowania, nastawionego wylacznie na wlasne zadowolenie. Ktos kiedys powiedzial " Kobieta jest jak cien, idziesz za nia to ucieka, oddalasz sie to za toba goni" Nie zawsze jest to prawda ale w tym wypadku radze potraktowac te dziewczyne z dystansem. Nie daj sie dluzej wykorzystywac, na swiecie jest masa dziewczyn ktore bede chcialy nie tylko brac ale i dawac. A co do zwiazku bez zobowiazan to takie pojecie wogole nie istnieje - zwiazek albo jest albo go nei ma. Pomysl jak bedziesz ise czuc wiedzac ze twoja dziewczyna jednoczenie spotyka sie z innymi albo tez z nimi sypia. Nie chcialabym byc wtedy na twoim miejscu.