wspólne mieszkanie

napisał/a: Ania221 2007-08-14 14:07
Co uważacie na temat wspólnego mieszkania razem przed ślubem...może macie jakieś sugestie w tej sprawie..ja jestem od 5 lat ze swoim chłopakiem..miał być ślub jak to Brodka mówi...no ale nie ma, długa historia....wszystko odwołane...ale zastanawiam się nad wspólnym zamieszkaniem...może to byłby definitywny albo koniec naszego związku:) albo początek czegos wspaniałego.....co myslicie....
napisał/a: Caroline1 2007-08-15 18:50
Jak dla mnie to idealne rozwiazanie.
Nie wyobrazam sobie zamieszkac z kims dopiero po slubie i dopiero pozniej poznawac sie w tych kwestiach 'zycia codziennego'.
napisał/a: sorrow 2007-08-16 10:26
Czemu miałoby to wspólne zamieszkanie służyć? Jeśli jesteś 5 lat z chłopakiem to nie wiele więcej się dowiesz. Wszelkie "na próbę", "dla testu" i "dla upewnienia się" mijają się z celem i wbrew pozorom mają się nijak do trwałości przyszłego związku. Rozumiem, że to może być przyjemne i dać dużo radości, ale na pewno nie mówi za dużo o waszej przyszłości, bo życie to szmat czasu i wy będziecie się zmieniać wielokrotnie i los jakieś niespodzianki przyniesie.

Może źle zinterpretowałem pytanie i nie chodzi o wspólne zamieszkanie przed ślubem tylko po prostu o wspólne mieszkanie bez ślubu. Jesli tak to tylko od ciebie zależy i tego jak podchodzisz do takich związków.
napisał/a: Ania221 2007-08-17 08:26
...no ślub to ja mam za sobą....a raczej jego odwoływanie bo po 5 latach wspaniałego-naprawde-związku na 3 miesiące przed slubem los tak namieszał że wszystko się zawaliło...a mój facet, okazał się niedojrzały i nie podołał pewnym sprawom, bardzo przy tym wszystkim mnie skrzywdził ehh i ten piękny czas zamienił sie w koszmar...a teraz już nic nie wygląda jak kiedyś.....mieszkanie było nagrane no bo we wrześniu zaraz po ślubie mieliśmy się wprowadzić....mieszkanie wzięłam sama na siebie.....święta to ja nie jestem, ale miało być "normalnie"....czyli ślub, małżeństwo, mieszkanie......a będzie hmmm...no nie tak to wszystko miało wyglądać....nie potrafiłam przekreślić 5 lat naszego związku, ale mój wewnętrzny spokój został strasznie zburzony...może go odzyskam i wszystko się ułoży jak zamieszkamy razem.....a może utwierdzi mnie to tylko w przekonaniu, że widocznie tak miała skończyć się ta nasza wielka miłość:((...boje się tylko, że będe nieszczęsliwa i w dalszym ciągu nie będe potrafiła odejść....a wspólne zamieszkanie tylko utrudni rozstanie......nie wierze aż że to pisze:)..jeszcze rok temu jakby mi ktoś powiedział, że mielibyśmy nie byc razem to bym nie uwierzyła:(

.........jakie to straszne uczucie kiedy zawodzi człowiek:(
napisał/a: zuza_56 2007-08-17 13:41
sorrow napisal(a):Czemu miałoby to wspólne zamieszkanie służyć? Jeśli jesteś 5 lat z chłopakiem to nie wiele więcej się dowiesz. Wszelkie "na próbę", "dla testu" i "dla upewnienia się" mijają się z celem i wbrew pozorom mają się nijak do trwałości przyszłego związku. Rozumiem, że to może być przyjemne i dać dużo radości, ale na pewno nie mówi za dużo o waszej przyszłości,


Nie zgaddzam sie absolutnie! Wyobraz sobie ze relacje zupelnie inaczej ukladaja sie miedzy dwojgiem ludzi gdzy mieszkaja pod jednym dachem! no moze nie zupelnie inaczej ale na pewno inaczej. Na jaw wychodza sprawy i problemy ktorych niedopatrzylbys sie widujac sie tylko z druga osoba. Po twojej wypowiedzi wnioskuje ze chyba nigdy z nikim nie mieszkales (oprocz rodziny oczywiscie). Mieszkajac z kims trzeba nauczyc sie znosic chimery i zle nastroje drugiej osoby przez 24 godz czy ci sie to podoba czy nie, trzeba nuczyc sie z tym radzic, uczyc kompromisow, dopasowac do siebie, dotrzec i wiem ze nie pozna sie nigdy czlowieka tak dobrze jak sie nie pomieszka z nim jakis czas. To dotyczy nie tylko zwiazkow ale takze przyjaciol i znajomych. W swoim zyciu mieszkalam juz z roznymi ludzmi podczas studiow, zagranicznych wyjazdow....chociazby kolinii itp, I po wyniesionych doswiadczeniach nikt mnie nie przekona ze wspolne zamieszkanie niczemu nie sluzy...
Ale kazdy moze miec oczywiscie swoje zdanie...
A wiec ode mnie glosne TAK!! na wspolne mieszkanie przed slubem!!!
napisał/a: reni123 2007-08-17 14:34
Zuza napisal(a):A wiec ode mnie glosne TAK!! na wspolne mieszkanie przed slubem!!!

a ode mnie głośne NIE!!
poprieram sorrow we wszystkim co napisał
z moich obserwacji wynika że para która zamieszka razem bez ślubu, a przed zamieszkaniem wspólnym mieli problemy, szybko się rozstaje (przykłady koleżanek, dość liczne niestety)
za to znam kilka par które czekały do ślubu z mieszkaniem i są szczęśliwi - wszystko jest takie nowe, świeże i nie ma obaw że drugiej osobie się coś nie spodoba i odejdzie (też jestem taką szczęśliwą męzatką)
jeszcze jedna uwaga - pary które nie mieszkają razem szybciej się pobierają niż te które się "wypróbowały", co tłumaczę sobie tym że jest im wygodnie (szczególnie facetom) bez ślubu - bez zobowiązań dostają to co w innej sytuacji mogliby dostać dopiero po ślubie (seks, obiad, pranie itd.)
napisał/a: carolinka1 2007-08-17 14:45
ja zamieszkam przed ślubem z moim chłopakiem, znamy się juz dosyć długo, bo 5 lat, ale wiem, że charaktery mamy skrajnie różne. dobrze jest nam ze sobą, tylko że jak nie mam ochoty go wiedzieć to mówię że mam inne plany, że musze odwiedzić babcię itp. każde spotkanie to jest dla nas pewnego rodzaju święto. zawsze jestem umalowana, uczesana, ubrana jak dla ludzi, a nie po domowemu. kiedy zamieszkamy razem, on zobaczy, że nie zawsze miewam dobry humor, że czasem bez powodu mam chandrę, że nie zawsze chce mi się malować, ba! nawet z łóżka wychodzić. stane się dla niego codziennością, będe pierwszą osoba którą zobaczy po przebudzeniu i ostatnią gdy nim zaśnie. i nikt mi nie powie, że zamieszkanie ze soba nie jest pewnego rodzaju testem - tu nie ma miejsca na ukrywanie swoich słabości, wad, przywar i przyzwyczajeń - wychodzi wszystko!

i niech tez nikt nie twierdzi, że jest szczery w 100% ze swoim partnerem, każdy pragnie się pokazywać z jak najlepszej strony, a wspólne mieszkanie juz te mozliwość ogranicza.

pozdrawiam!
napisał/a: Ania221 2007-08-20 09:59
Niby wszystko ok, ale same wiecie jak to jest...jak się jest małżeństwem i mieszka razem, to czy jest kryzys czy go nie ma, czy jestes skrajnie wyczerpana tą druga osobą itp itd. to bedąc jego żoną nie dopuszczasz możliwości żeby się rozwieść bo to bo siamto i owamto, bo w gruncie rzeczy jestes szczęśliwa..poprostru nie ma wyjścia, trzeba odpóścic, trzeba się pogodzić nie można cały czas walczyć.....a jak bez ślubu to obawiam się, że prędzej czy później jedno z nas odwróci się na pięcie....bo przeciez nie musi znosić wiecznych foch, pretensji itp....i kryzysu raczej nie przetrzyma się....i moga paść słowa...."wynoś się z mojego mieszkania"...więc z jednej strony to dobrze zamieszkać wcześniej razem, a z drugiej chyba nie bardzo prawda?...będąc małżeństwem nie rzucisz hasła rozwód o jakieś tam nawarstwione pierdoły które cie denerwuja...a tak to owszem, bo stwierdzisz że po co się tak męczyć...że może będziesz miała lepiej...że znajdziesz faceta co cie na rękach będzie nosił.....
napisał/a: Cubanita 2007-08-20 11:41
Ania22 - coś w tym jest...
napisał/a: Caroline1 2007-08-20 14:42
sorrow, masz troche racji, ale nie do konca.

Bo wyobraz sobie, ze jak ludzie sa ze soba, to z reguly przed slubem czy to przed zamieszkaniem razem wszystko jest pieknie.
Dlaczego ?
Bo ich zycie, wspolne zycie, opiera sie czesto tylko i wylacznie na wychodzeniu do kina, n dyskoteke, wspolnym urlopie i czasem problemach rodzinnych, szkolnych czy w pracy.
Ale nie ma mowy o problemach zyciowych
To dopiero pozniej ich dotyczy i zaczynaja sie klotnie.
Tak, tak to jest, bo ludzie nie sa do tego przyzwyczajeni.
Nie wiedza jak sie zachowac, obwiniaja siebie wzajemnie, szczegolnie jesli chodzi o klopoty finansowe.
napisał/a: Ania221 2007-08-21 07:47
No nie na daremnie mówi się, że jak jest pięknie, nie ma problemów to jest ok w związku....a jak przychodzi co do czego to się zaczyna....a jak zawodzi cię ta druga osoba to tak strasznie boli......hmm no samo zycie i zależy teraz jak się na to spojrzy...mozna żyć 10-15 lat wspaniale...a potem cos się dzieje, jakies nieszczęście...i wtedy okazuje się na kogo możesz liczyć, a kto nie podołał..i teraz kwestia jak do tego podejść...tyle lat wspaniałych....bach złe zdarzenie...ukochany zawodzi...odejść???...wybaczyć....takie zdarzenia zmuszają do refleksji...mnie takie rozczarowanie dotknęło przed ślubem-dlatego go odwołałam.....i ciągle we mnie to siedzi, czy moge mu ufać?...czy moge wierzyć?...czy moge liczyć na wsparcie? ..nigdy nie wiadomo co nas w życiu spotka...mój facet jest takim 2 w jednym...moją największą miłością i moim największym rozczarowaniem....hmmm każdy popełnia błędy...nie podoła pewnym sytuacją .....możemy to wybaczyć.....albo nie.....ale nie zapomina się krzywd...to takie blizny na sercu....wspólne mieszkanie może pokaże......ale to tylko duże może...