wierzyłam w jakąś bajkę...

napisał/a: astrusia 2009-03-26 16:46
Zacznę od tego, ze zanim postanowiłam opisać swoją, niestety smutną historie, przeczytałam wiele postów na tym forum...oczywiście znalazłam kilka podobnych przeżyć do moich, ale postanowiał podzielić się z wami tym co mnie spotakało...wiem już, że nikt mi w tym nie pomoże...wiem, że prawdopodobnie nic juz nie jestem w stanie zrobić, ale to co spotkało mnie jest dla mnie poprostu strasznie niezrozumiałym wydarzeniem...

troche tego będzie...

Poznalismy sie 11 lat temu...przez te 11 lat bylismy razem...przez nasz związek przewinęły sie niestety nie tylko przyjemności, ale również wydarzenia, które nigdy nie powinny sie wydarzyć, śmierć w wpadku samochodowym mamy mojego chłopaka. Po tym wydarzeniu wszystko sie zmieniło. Mielismy wtedy po 19 lat, od tamtej pory mój chłopak zmienił sie diametralnie, nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, ponieważ w tak trudnym przeżyciu ja chciałam być przy nim, pomogać mu w miare mozliwości, a on poprostu mnie od siebie odpychał(tłumaczyłam sobie to że widocznie tak musi być, że po takim wydarzeniu, człowiek sie zmienia i nic nie da sie zrobić)...po 1,5 roku po tym wydarzeniu mój partner postanowił wyjechać do Australii...i tak też zrobił, miał tam zacząc nowe życie...może ze mna może beze mnie...ale po miesiącu wrócił, bo stwierdził, że gdybysmy pojechali tam razem to pewnie do dzisiejszego dnia byśmy tam byli, a że pojechał sam to nie mógł beze mnie wytrzymać...potem miedzy nami było(tak mi sie wydawało) prze kolekne lata dobrze...przeszliśmy bardzo trudne problemy finansowe, które ja przyjełam na swoje barki, choć były problemami jego, nie musiałam tego robić, mogłam zacząć układać życie z kim innym, bez tak poważnych problemów...ale ja kocham i kochałam go nie tylko za rzeczy dobre, ale również za błędy i wady...i tu nagle...jak grom z nieba spada zdrada mojego partnera, zdrada emocjonalna raczej, ale jednak.

Przez portal NK, zaczał kontaktować sie ze swoją koleznaką z klasy...i tak zaczął sie mój 3 miesięczny koszmar...od przed świąt kiedy sie o tym dowiedziałam, on mnie cały zcas zwodził...na każde moje pytania odpowiadał, że NIE WIE, a jak sie dowie to mi powie, że widocznie takie rzeczy sie zdarzają, że on tego nie planował...za każdym razem jak chciałam sie wyprowadzać, nie pozwalał mi, ja myslałam wtedy że może się opamięta, że może zrozumie...a on to sobie wszystko zaplanował, wiedział od samego początku, że tego nie urwie...potrafił moim zdaniem udany związek(nie idealny, bo takich nie ma) rozwalić dla jakiegoś kontaktu smsowego i telefonicznego głównie(oprócz kilku spotkań z ludźmi z tej klasy)...

Jak mozna nie rozmawiać ze swoją drugą połową...nie mówić jej, że cos jest nie tak, że czegoś mu brakuje...tylko poprostu odnowić po kilkinastu latach jakis kontakt i tak poprostu w ciągu jednej chwili rozwalić to wszystko nad czym pracowaliśmy 11 lat...jeszcze ok 6 m-cy temu rozmawialiśmy o ślubie, o dzieciach...a tu nagle...wyprowadziałm sie bo nie dałam rady już dłużej znosić tego tzw romansu telefonicznego, w którym on wyznawał jej miłość ...to jest dla mnie tak starsznie trudne...on miał być ojcem moich dzieci, uważam że jesteśmy dla sieie stworzeni(tak mi sie wydawało)...

Powiedzcie mi jak można postąpić tak z drugą osobą???

Dodam tylko że w naszym związku nic sie ani nie pogorszyło, ani nic sie specjalnie nie zmieniło(pisze o czasie zanim doszło do tego romansu)...

Jak mozna majac prawie 30 lat, przedstawić jakiś kontakt tel. ponad wszystko to do czego doszliśmy będąc ze sobą 11 lat?

Ja go tak strasznie kocham...on jest sensem mojego życia, a teraz kiedy wiem że nie ma mnie w naszym domu, i wiem co teraz robi...nie wiem co myśleć o tym wszystkim
Cięzko o tym wszystkim krótko napisać...książkę mogłabym napisać...

Co ja mam robić...co myśleć???

Zycie starciło sens...
napisał/a: ~gość 2009-03-26 17:45
Można i niestety Tobie się to przytrafiło. Nie powinnaś mu matkować tyle, jego długi powinien sam sobie spłacać.
"tak się w życiu zdarza" żenada ,ale w sumie prawda. Wojny, zabójstwa też się zdarzają. Szkoda tylko ze podchodzi do cudzych krzywd tak obojętnie.
"on tego nie planował" to po co wchodził na NK i zaczynał tą korespondencję? Sama się zaczęła? wirus pojawił się na NK i przypadkiem ich połączył?
Ciesz się że nie macie dzieci inaczej sprawa byłaby dużo trudniejsza. Z czasem wyleczysz sie z bólu i ze szkód które poniosłaś przez jego zachowanie.
napisał/a: astrusia 2009-03-26 18:45
Wiem, że w tym wszystkim, powinnam znaleźć jakieś dobre strony...czyli np właśnie to że nie mamy jeszcze dzieci, że jestem jeszcze młoda, że znajdę jeszcze swoje szczęście, ale nie potrafię...wiem o tym, że on jest moją drugą połową, wiem również, że gdyby miał się rozpaść nasz związek to by się rozpadł dużo dużo wcześniej przy okazji tak trudnych problemów...a jednak to wszystko wytrzymaliśmy...i tu nagle tak prozaiczna rzecz, NK,telefony...


I to okazało się ważniejsze niż cały nasz związek...cały czas nie mogę w to uwierzyć, że mógł postawić wszystko na jedną kartę(tak naprawde na jeden wielki znak zapytania, bo on nie ma pojęcia co mu przyniesie ten romansik),a nie próbował ze mną pozrozmawiać(twierdząc, że nie umie rozmawiać na takie tematy),aby zmienić coś w naszym związku, bo widocznie coś musiało się z jego punktu widzenia dziać, skoro doszło do tego do czego doszło...

Czuje sie strasznie zawiedziona, zraniona, nie wiem co robić, jak teraz żyć...11 lat razem, a tu nagle nic...nie ma go, nie ma nas, i chyba nigdy już nie będzie...nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić...to jest dla mnie za tudne...
napisał/a: ~gość 2009-03-26 20:57
Długo byliście ze sobą ,to normalne że bardzo mocno się do niego przywiązałaś, można zaryzykować, że uzależniłaś. Nie ma sensu roztrząsać że on jest Twoją połówką bo związki i miłość to nie komedie romantyczne. Inaczej tych połówek byłoby wiele. Nowa dziewczyna Kazia Marcinkiewicza pewnie też jest tą jego przeznaczoną połówką, a on jej : P

O tym czy związek jest udany czy nie zależy czy jest się własciwą osobą i czy jest się z właściwą osobą ,chodzi tu o zespół cech charakteru, umiejętności komunikacji, a nie koniecznie przeznaczenie.

Ty musisz się wykurować z tej miłości ,bo nic dobrego Ci nie przyniesie. Byliście ze sobą bardzo długo i ciężko to wykreślić w ciągu dnia ,trzeba stopniowo się odzywaczajać az w końcu wyzwolić od wspomnień i emocji z nim związanych.
napisał/a: redakcjawedwojepl 2009-03-26 22:33
no nie wiem czy to cokolwiek pomoze, ale... ludzi i z dłuższym stazem sie rozstaja, nagle i przez rozne sprawy, prozaiczne, powazne... chyba nie jest wazne jakiego kalibru to sa sprawy, czasami po prostu cos sie nawarstwia...we wszystkich sytuacjach jest tylko jedna odpowiedz "czas leczy rany"...niestety i czas wlasnie pokaze, co bedzie dalej...niestety trzeba sie wziac w garsc, bo zycie mamy tylko jedno, a co ma byc to bedzie...trzymaj sie i nie umartwiaj, szkoda zycia, a jednoczesnie tez doradzam jednak przebolenie straty, bo caly ten proces, lzy, rozgoryczenie, cala gama roznych tego typu odczuc jest potrzebna, zeby moc dalej isc i zeby to przezyc. trzymaj sie! za jakis czas bedzie dobrze!
napisał/a: Li-Li 2009-03-27 09:11
Ja zawsze byłam zdania że trzeba ratować zwiazek. Sama to takze zrobiłam. Myślę jednak że w twoim przypadku rozstanie /niekoniecznie na zawsze/ wszystko wyjaśni. Teraz dajesz się trzymać w szachu. Twój chłopak jest po uszy zakochany, zafacsynowany nową znjomością. NIe liczy sie z tym że ty cierpisz. Nie pozwala ci się wyprowadzić bo nie jest jeszcze pewien czy tamta go nie odtrąci. Wyjedź chociaz na jakiś czas. NIe kontaktuj się z nim. Niech wybiera. Jeśli zbliży się jeszcze bardziej do niej ko zostaw go bez zastanowienia. to nie ty masz się teraz starać tylko on.
Zastanawiasz się nad takim scenariuszem ze on odoejdzie do niej a potem wróci z podkulonym ogonem i będzie przepraszał? Czy wybaczysz mu wtedy? Ile razy mozna wybaczyć. Chcesz aby tak wygladało całe twoje zycie? Z takim mężczyzna nie warto mieć dzieci, bo przy pierwszych trudnościach zwieje do łatwiejszego życia. Żadna normalna kobieta nie zasługuje na taki los.