Uczucia brak z mej strony

napisał/a: kol 2008-04-18 22:45
Witam,
Zaczynając dobrym polskim zwyczajem, czyli od końca, to w sumie sam nie wiem, po co to wszystko pisze i co chce tym osiągnąć. Jedna czuje potrzebę uzewnętrznia się komuś, więc może moje Id, czy inne Superego wie co robi.

Temat jest trudny, chociaż zapewne tutaj był wałkowany nie raz, nie dwa, nie dziesięć. Problem polega na tym, że nie kocham. Brzmi prosto, prawda?

Ale mówiąc trochę dokładniej: Od lat trzech jestem w związku, czy jak to nazwać, z pewną przedstawicielką płci przeciwnej. Żeby dokładniej naświetlić problem, dodam jeszcze, że ze mnie osoba młoda, z dokładnie dwoma dekadami na karku. Tak więc w związku tym, w którym mnie od mej partnerki dzieli ponad trzy setki kilometrów, trwamy już 3 lata. (to, jak i czemu wpakowałem się w związek na taką odległość, to temat na kolejny wywód…). I jakieś 2 lata temu uświadomiłem sobie, że owej kobiety nie kocham. Nie żywię wobec niej żadnych negatywnych uczuć, po prostu jej nie kocham i nigdy nie kochałem. W dodatku raczej nie rokujemy na dobre i trwałe małżeństwo – różni nas prawie że wszystko – temperament, światopogląd, zwyczaje, zainteresowania. Póki co sprawa wydaje się nadal prosta, prawda?

Problem natomiast jest w tym, że ona mnie kocha. Albo szalenie dobrze udaje że mnie kocha, co generalnie jest z mojego punktu widzenia bez różnicy. I tutaj docieramy do senna problemu – nie mogę się z nią rozstać, bo nie chce jej ranić. Nie chce sprawiać komukolwiek przykrości, a zwłaszcza osobie, która mi ufa, i dla której jestem kimś bardzo ważnym. Szczególnie, że znam ją i wiem jaka byłaby jej reakcja na moje odejście, tudzież wyznanie tego, o czym napisałem dwa akapity wyżej. Tak więc trwam w tym związku, który się wywiązał z czego? Z chęci bycia dla kogoś kimś ważnym? Leczenia swoich kompleksów? Czy po prostu chęci związania się, wejścia w jakiś związek? Trwam w tym związku i nie widzę przed nim przyszłości, ale nie mam też dosyć siły i… chyba hardości, czy innych jaj, jakkolwiek to nazwać, żeby się z niego wycofać, żeby zranić inną osobę.

Sytuacja patowa – w którą stronę się teraz nie ruszyć, to źle. Ale, żeby dopełnić obraz, to przez cały ten czas, mimo że Widzimy się raz, maksymalnie dwa w miesiącu (wyłączając wakacje), przez cały ten czas, od początku, jestem jej wierny – nie szukam sobie nikogo tutaj, nie flirtuje z innymi przedstawicielkami płci pięknej, a nawet nie „oglądam się” za nimi (nie, za przedstawicielami płci własnej też nie). Z drugiej strony, jak już pisałem, względem tej kobiety nie czuje żadnych żywiołowych uczuć . Ba, unikam z nią jakiejkolwiek formy komunikacji, bo najzwyczajniej nie chce mi się z nią o niczym rozmawiać – tak, najzwyczajniej mi się nie chce, co chyba dosyć dobrze pokazuje, że ten związek nie jest tym, czym być powinien…

Wydźwięk ostatniego akapitu zrobił się nieciekawy… więc powiem jeszcze, że nie żywię wobec niej jakiś negatywnych uczuć – jak już z nią rozmawiam, to normalnie i całkowicie swobodnie. Jak się spotykamy, to też panuje między nami miła atmosfera. Problem w tym, że mi jest całkowicie obojętne, czy pójdę z nią na spacer/randkę/do łóżka, czy poczytam sobie książkę…

Nie proszę o radę, bo chyba nic się na to poradzić nie da. Czułem po prostu, że muszę się uzewnętrznić i ktoś to musi przeczytać. I tak nie jestem zadowolony, bo nie udało mi się tego należycie ubrać w słowa, ale mistrzem retoryki to nigdy nie byłem.

Pozdrawiam.
napisał/a: ika116 2008-04-18 23:43
kol napisal(a):I jakieś 2 lata temu uświadomiłem sobie, że owej kobiety nie kocham


Nie kochasz jej, ale też nie zrywasz bo nie chcesz jej ranić. A nie pomyślałeś, że będąc z nią bez miłości też ją ranisz? Gdybyś zakończył ten związek 2 lata temu to twoja partnerka zapewne przechorowałaby już twoje odejście i pewnie jakoś tam sobie życie ułożyła.
Z drugiej strony aż nie chce mi się wierzyć, że ona nie wyczuwa co się święci, że nie brakuje jej tego ognia, rozmów i wszystkiego co towarzyszy miłości. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że ma jakieś sobie tylko znane powody dla których ciągnie ten "związek".
napisał/a: kol 2008-04-19 00:21
Hmm... Masz racje, moglem wtedy zerwać, lecz nie zrobiłem tego z powodów tych samych jak teraz.
A będąc z nią bez miłości... tak, może i ją ranie, ale jakoś się żyje, dzień po dniu. Odbywa się bez płaczy, szczlochów, depresji i potencjalnych głupich zachowań.
Co do powodów, to może i jakieś ma, może nawet takie same jak ja, ale jak już napisałem, to z mojego punktu widzenia całkowicie bez znaczenia - zakładam, że ona mnie po prostu kocha. nie twierdze, że jest to prawda, ale przyjmuje takie - najmniej dla mnie korzystne - założenie.
A czy coś wyczuwa? raczej nie. Ponieważ zachowuje się tak jak się zachowuje od samego początku. nigdy nie było żadnego ognia, czy jak to tam zwać - nie było, przynajmniej z mojej strony tego całego etapu zakochania, wzniosłych gestów, żarliwych mów, innych takich.
Wiem że brzmi to głupio.

Pozdrawiam.
napisał/a: ToR 2008-04-20 18:47
Witam
Wyraze swoja tylko opinie...
Panie kol powiem Ci szczerze, ze postepujesz w wyjatkowo chamski i samolubny sposob innaczej nie moge tego opisac. Jednym slowem trwajac w takim zwiazku niedosc, ze NISZCZYSZ jej zycie zabierajac czas ktory w tym wieku zapi...la niesamowicie i nigdy nie wroci to na dodatek nie pozwalasz jej na szczescie bo jest zablokowane przez Ciebie! NIe chcesz jej ranic?? zabierasz jej szczescie i czas ktory jak by Ciebie nie bylo wykorzystala by dla kogos innego(czyli ulokowala swoje uczucia w kims z kim moze miec przyszlosc).
Przez to bedzie miala uraz do spraw milosci, potem z kazdym nastepnym bedzie sie caly czas zastanawiala czy jest ok.
Wiec dobra rada koncz z tym jak najszybciej tylko jej dokladnie wytlumacz o co chodzi(moze niemow, ze nie kochales jej tak dlugo) i tak bedzie cierpiec bo to niestety nieuniknione.
Troche szacunku do zycia, jest krotkie i szkoda niszczyc uczucia drugiej osoby w taki durny sposob!
Pozdrawiam:)
napisał/a: accenti 2008-04-21 16:56
Też się z tym zgodze że niszczysz jej życie, a ty sie chyba przy tym dobrze bawisz.
Jak nic do nieje nie czujesz, to jej to powiedz i to zakończ a nie ciągnij tego w nieskończoność. Bo później będzie jeszcze bardziej bolało.
napisał/a: andrew2 2008-04-21 23:36
Nie badz hamem tylko zakoncz sprawe, nie oszukuj jej wiecej. Daj jej szanse na znalezienie tej odpowiedniej osoby.
napisał/a: kasjana_88 2008-11-15 16:37
Wypowiem się w tej sprawie ponieważ jestem w bardzo podobnej sytuacji do Ciebie...Tak samo ja Ty jestem z chłopakiem którego raczej traktuje jak przyjaciela- nie kocham tak ja powinnam Problem polega na tym że nie wyobrażam sobie w jaki sposób miałabym mu to oznajmić- kompletnie by sie załamał ...u Ciebie chyba jest podobnie... Jednak wszyscy tutaj mają racje- krzywdzimy ich i samych siebie... Kiedyś trzeba z tym skończyć... życzę Ci żebyś jak najszybciej poczuł się na tyle silny i odważny by jej o tym powiedzieć...u mnie nie ma na to szans
powodzenia;)
napisał/a: Monini 2008-11-15 16:53
2 lata temu sobie uswiadomiles, ze jej nie kochasz... rozumiem, gdybys poczekal pol roku, rok, zeby zobaczyc jak to sie potoczy, bo moze jednak pokochasz. Nie udalo sie to, wiec nie ciagnij tego dalej. Odbierasz jej szanse na szczesliwy zwiazek, na ulozenie sobie zycia, na znalezienie kogos, kto ja pokocha. Nie badz samolubny, ona przez jakis czas pewnie pocierpi, ale w koncu znajdzie sobie kogos, a jak bedziesz tak trwal w tym zwiazku to ani ona, ani Ty nie bedziecie szczesliwi.
Przerwij to jak najszybciej, nie ma sensu sie oszukiwac.
Pozdrawiam
P.S. kasjana_88,powinnas zrobic to samo...
napisał/a: ~gość 2008-11-15 16:54
też byłam z chłopakiem, z którym udało mi się RAZ porozmawiać o EWENTUALNYM rozstaniu... delikatnie i nic nie dało, bo byliśmy ze sobą nadal. potem pomyślałam, że no nie ma bata, nie da rady, nie jestem na tyle odważna, żeby z nim zerwać. udało mi się jakoś tak zrobić denną atmosferę między nami (z jednej strony nie umiem/ umiałam mówić o uczuciach, ale z drugiej strony jak coś mi nie pasuje, to nie umiem ukryć złego humoru itp), że on sam zerwał, bo miał tego dość. Może to jest jakiś sposób, do uwolnienia was i waszych chłopaków od tych związków? Wiem, że dość pokrętny i kombinatorski, ale zawsze jakieś wyjście... Nie macie tak, że jak go nie kochacie, to zero czułości, oschłość i w rozmowie i w jakimś przytulaniu itp? Ja tego ukryć nie umiałam i w końcu sam zechciał zerwać
napisał/a: kasjana_88 2008-11-15 17:24
Koleżanka wyżej dobrze napisała Ja się modlę by nadszedł kiedyś taki moment by on coś zrobił zle...żeby to w koncu on raz był winny- a nie ja, pewnie po to by uniknąc wyrzutów sumienia Na dzien dzisiejszy nie jestem w stanie wyrzucic tego z siebie i powiedziec ''nie kocham cie juz'' to bardzo trudne- pękło by mu serce, nie chce go tak ranić on na to nie zasługuje Jednak najgorsze jest to okazywanie uczuć- na siłę... masakra
napisał/a: Zakk 2008-11-15 17:36
ToR napisal(a):
Troche szacunku do zycia, jest krotkie


chyba nic dodać nic ująć, postępujesz bardzo egoistycznie i tchórzliwie więc już wiesz że czas najwyższy to skończyć.
napisał/a: Monini 2008-11-15 18:18
kasjana_88 napisal(a):najgorsze jest to okazywanie uczuć- na siłę... masakra

to po co okazujesz cos, czego nie ma? Nie rozumiem... jak nic nie czuje, to nie udaje, chyba proste. Wlasnie takim zachowaniem ranicie inne osoby. Nie udawajcie niczego, zachowujcie sie tak, jak macie na to ochote. Partner zauwazy-i dobrze. Wtedy albo zacznie sie bardziej starac, albo stwierdzi, ze to sie wypalilo i podejmie decyzje o rozstaniu. A kiedy udajecie, ze jest dobrze, spotykacie sie, sypiacie ze soba, to skad on/ona ma wiedziec, ze cos jest nie tak? To naprawde nie jest w porzadku!