Spotykanie sie z nieszczesliwa mezatka, czy warto ?

napisał/a: Wojtek99 2007-11-03 20:52
Witam

mam dosc zlozony problem ( chyba jak kazdy kto tu pisze ) ale mam nadzieje ze ktos bedzie umial wyrazic swoja opinie do tego co robie..

Mam 23 lata, pare zwiazkow za soba, najdluzszy 1,5 roku. Poltora miesiaca temu poznalem dziewczyne, starsza, 27 lat, okazalo sie ze jest mezatka. Od poczatku wyczulem ze cos jest nie tak z jej malzenstwem, byla wg. mnie hmm.. lekko nie dowartosciowana i nie doceniana. Wyczulem ze jest nie dokonca szczesliwa ale traktowalem jak kolezanke. Z poczatku nie myslalem o niej jako o osobie z ktora mozna byc, ona miala meza, ja tez bylem z kims.
Umowilismy sie na kawe, pierwsza, potem druga i wiele innych. Pisalismy smsy, spotykalismy sie, z czasem okazalo sie ze jest nam poprostu dobrze i doskonale sie rozumiemy. Ja rozstalem sie z moja dziewczyna, nie podobala mi sie sytuacja spotykania sie z dwiema osobami. Zapytacie, to czemu umawialem sie z mezata kobieta ?
Pare slow o jej malzenstwie. Sa para z mezem od 10 lat, ponad 4l ata w malzenstwie. Na poczatku ich znajomosci bylo dobrze, z czasem zaczelo sie psuc, mieli powazny kryzys pol roku przed slubem, mimo to zawarli zwiazek. Z czasem okazalo sie ze maz zdradzil ja niedlugo przed slubem, drugi raz rok po. Odnosi sie do niej bez szacunku, wyzywa ja, nie ma miedzy nimi porozumienia. Owszem rozmawiaja ze soba, on nie pije, nie bije ale z tego co ona mowi to zachowuja sie jak para znajomych, nie jak malzenstwo. Namawial ja na seks grupowy, na wymiane partenrek,co powodowalo jej odraze. Ich pozycie hmm.. w sumie brak go, od ponad roku nie wspolzyja. Z zewnatrz wyglada to jak normalne malzenstwo, od srodka nic dobrego. Wedlug niej uczucie do niego dawno wygaslo, zostalo zabite przez jego zachowania itp. Myslala o odejsciu od niego jeszcze zanim mnie poznala ale nie miala odwagi tego zrobic, myslala ze tak poprostu jest w malzenstwie, i ze trzeba zacisnac zeby i zyc dalej.
Wtedy pojawilem sie ja, chyba dalem jej wszystko co potrzebowala, jaka sama mowi poczula sie wreszcie szczesliwa, obudzilem ja z tego strasznego snu, pokazalem ze mozna cieszyc sie zyciem i moze byc ok. Postanowila odejsc od meza, przeprowadzila sie do rodzicow, nastepnego dnia maz przyjechal tam ze swoimi rodzicami, swiadkami, spakowali ja, spanikowala i wrocila do meza. Zalowala tej decyzji w pare godzin po przeprowadce. Dalej spotykalismy sie, umawialismy bylo milo i przyjemnie. Ok. tygodnia pozniej podjela decyzje o kolejnej przeprowadzce do mamy, maz zaczal przynosic kwiaty, starac sie, pisac smsy, dzwonic, zostawial listy ( czego nigdy nie robil ) , zalamal sie, plakal. Ustalilem ze dam jej pare dni na przemyslenia. Postanowila dac mu szance, jak mowila z litosci a nie mogla wrocic do rodzicow bo to byloby przyzanie sie do porazki w doroslym zyciu. Dzien po powrocie do meza odezwala sie do mnie ( mimo ze miala probowac a ja mialem nie przeszkadzac ) i ponownie spotykalismy sie, zalowala co zrobila itd. Po raz trzeci zaczela mowic o rozstaniu z mezem, na co maz wyniosl sie z ich domu, znow byly kwiaty, smsy itp.. Zaprosila mnie zeby poznal jej rodzicow, brata, ogladalismy mieszkanie do wspolnego wynajecia ( skoro nie mogla mieszkac u mamy i z mezem ). Nastepnego dnia chciala zeby maz wrocil bo czula ze powinna dac mu szanse.. Powiedzialem ze znikam, mnie nie ma, niech oceni czy chce z nim zyc. Maz wrocil, nastepnego dnia planowala wyjazd z koleznka na weekend zeby nie musiec z nim siedziec. Zaczelismy pisac smsy i znow sie spotykamy.
Twierdzi ze lepiej by bylo jakby znalazl sobie inna dziewczyne a ona bedzie zyc z mezem. Mowi ze jest nieszczesliwa, nic ja z nim nie laczy oprocz wspolczucia i wspomnien, ale zdecydowala sie tak zyc, wybrala kiedys i jest na to skazana. Mimo ze mnie nie bylo, myslala ze znikne naprwawde chciala uciec meza.
Z tego co mowi chce odejsc ale nie umie, panikuje i wraca do niego. Nie sadze zeby mnie oszukiwala, generalnie wszsytko co mowila uznaje za prawde, nie jest osoba ktora bawi sie ludzmi. Dodam ze nigdy nie spotykala sie z nikim za plecami meza, bo myslala ze takie jest zycie i jest skazana na niego.
Chodzi do terapeutki ktora ma jej pomoc w odejsciu, lekarz uswiadomila jej ze to tak naprawde nie ma sensu, ze nie bedzie z nim szczesliwa.


Zastanawia mnie co sadza o tym osoby postronne ? Co powinnienm zrobic ? Zniknac ? Walczyc ? Jak to oceniacie ? To nie jest pierwsza lepsza dziewczyna, z nikim innym nie bylo mi tak dobrze, i oceniam to trzezwo patrzac z kim sie spotykalem i jaka ona jest.

Dziekuje za przeczytanie tych wypocin..

Wojte
napisał/a: Ciarka 2007-11-04 14:47
Wyglada na to, ze ona rzeczywiście ma poważne problemy sama ze sobą. Dobrze, ze korzysta z terapii, oby skutecznie! Jesli rzeczywiście ja kochasz, to daj jej czas, ona musi sobie poukładac wszystko w swojej glowie, a wierz mi, że to niełatwe. Z pozoru decyzje takich osób wydaja sie totalnie irracjonalne, ale nkt nie wie i nikt nie jest w stanie tego zrozumiec, co się dziej w glowach takich osób... Ona musi sama podjąc decyzje o rozstaniu z mężem, nie pod twoja presją. Jesli masz tyle cierpliwości, to życze powodzenia!
napisał/a: 3qm 2014-03-06 22:19
Wojtek99 napisal(a):Witam

mam dosc zlozony problem ( chyba jak kazdy kto tu pisze ) ale mam nadzieje ze ktos bedzie umial wyrazic swoja opinie do tego co robie..

Mam 23 lata, pare zwiazkow za soba, najdluzszy 1,5 roku. Poltora miesiaca temu poznalem dziewczyne, starsza, 27 lat, okazalo sie ze jest mezatka. Od poczatku wyczulem ze cos jest nie tak z jej malzenstwem, byla wg. mnie hmm.. lekko nie dowartosciowana i nie doceniana. Wyczulem ze jest nie dokonca szczesliwa ale traktowalem jak kolezanke. Z poczatku nie myslalem o niej jako o osobie z ktora mozna byc, ona miala meza, ja tez bylem z kims.
Umowilismy sie na kawe, pierwsza, potem druga i wiele innych. Pisalismy smsy, spotykalismy sie, z czasem okazalo sie ze jest nam poprostu dobrze i doskonale sie rozumiemy. Ja rozstalem sie z moja dziewczyna, nie podobala mi sie sytuacja spotykania sie z dwiema osobami. Zapytacie, to czemu umawialem sie z mezata kobieta ?
Pare slow o jej malzenstwie. Sa para z mezem od 10 lat, ponad 4l ata w malzenstwie. Na poczatku ich znajomosci bylo dobrze, z czasem zaczelo sie psuc, mieli powazny kryzys pol roku przed slubem, mimo to zawarli zwiazek. Z czasem okazalo sie ze maz zdradzil ja niedlugo przed slubem, drugi raz rok po. Odnosi sie do niej bez szacunku, wyzywa ja, nie ma miedzy nimi porozumienia. Owszem rozmawiaja ze soba, on nie pije, nie bije ale z tego co ona mowi to zachowuja sie jak para znajomych, nie jak malzenstwo. Namawial ja na seks grupowy, na wymiane partenrek,co powodowalo jej odraze. Ich pozycie hmm.. w sumie brak go, od ponad roku nie wspolzyja. Z zewnatrz wyglada to jak normalne malzenstwo, od srodka nic dobrego. Wedlug niej uczucie do niego dawno wygaslo, zostalo zabite przez jego zachowania itp. Myslala o odejsciu od niego jeszcze zanim mnie poznala ale nie miala odwagi tego zrobic, myslala ze tak poprostu jest w malzenstwie, i ze trzeba zacisnac zeby i zyc dalej.
Wtedy pojawilem sie ja, chyba dalem jej wszystko co potrzebowala, jaka sama mowi poczula sie wreszcie szczesliwa, obudzilem ja z tego strasznego snu, pokazalem ze mozna cieszyc sie zyciem i moze byc ok. Postanowila odejsc od meza, przeprowadzila sie do rodzicow, nastepnego dnia maz przyjechal tam ze swoimi rodzicami, swiadkami, spakowali ja, spanikowala i wrocila do meza. Zalowala tej decyzji w pare godzin po przeprowadce. Dalej spotykalismy sie, umawialismy bylo milo i przyjemnie. Ok. tygodnia pozniej podjela decyzje o kolejnej przeprowadzce do mamy, maz zaczal przynosic kwiaty, starac sie, pisac smsy, dzwonic, zostawial listy ( czego nigdy nie robil ) , zalamal sie, plakal. Ustalilem ze dam jej pare dni na przemyslenia. Postanowila dac mu szance, jak mowila z litosci a nie mogla wrocic do rodzicow bo to byloby przyzanie sie do porazki w doroslym zyciu. Dzien po powrocie do meza odezwala sie do mnie ( mimo ze miala probowac a ja mialem nie przeszkadzac ) i ponownie spotykalismy sie, zalowala co zrobila itd. Po raz trzeci zaczela mowic o rozstaniu z mezem, na co maz wyniosl sie z ich domu, znow byly kwiaty, smsy itp.. Zaprosila mnie zeby poznal jej rodzicow, brata, ogladalismy mieszkanie do wspolnego wynajecia ( skoro nie mogla mieszkac u mamy i z mezem ). Nastepnego dnia chciala zeby maz wrocil bo czula ze powinna dac mu szanse.. Powiedzialem ze znikam, mnie nie ma, niech oceni czy chce z nim zyc. Maz wrocil, nastepnego dnia planowala wyjazd z koleznka na weekend zeby nie musiec z nim siedziec. Zaczelismy pisac smsy i znow sie spotykamy.
Twierdzi ze lepiej by bylo jakby znalazl sobie inna dziewczyne a ona bedzie zyc z mezem. Mowi ze jest nieszczesliwa, nic ja z nim nie laczy oprocz wspolczucia i wspomnien, ale zdecydowala sie tak zyc, wybrala kiedys i jest na to skazana. Mimo ze mnie nie bylo, myslala ze znikne naprwawde chciala uciec meza.
Z tego co mowi chce odejsc ale nie umie, panikuje i wraca do niego. Nie sadze zeby mnie oszukiwala, generalnie wszsytko co mowila uznaje za prawde, nie jest osoba ktora bawi sie ludzmi. Dodam ze nigdy nie spotykala sie z nikim za plecami meza, bo myslala ze takie jest zycie i jest skazana na niego.
Chodzi do terapeutki ktora ma jej pomoc w odejsciu, lekarz uswiadomila jej ze to tak naprawde nie ma sensu, ze nie bedzie z nim szczesliwa.


Zastanawia mnie co sadza o tym osoby postronne ? Co powinnienm zrobic ? Zniknac ? Walczyc ? Jak to oceniacie ? To nie jest pierwsza lepsza dziewczyna, z nikim innym nie bylo mi tak dobrze, i oceniam to trzezwo patrzac z kim sie spotykalem i jaka ona jest.

Dziekuje za przeczytanie tych wypocin..

Wojte


Jest taki stary cytat z filmu: "Jeśli kochasz kogoś całym sercem, uszanuj jego wolność. Jak wróci na zawsze będzie z Tobą a jeśli nie, nigdy nie był Twój."

Przede wszystkim musisz jej powiedzieć co czujesz i powiedzieć jej, że takie życie nie ma sensu. Ona musi dokonać wyboru. Przestać się bać bo krzywdzi siebie, męża i Ciebie. Życie jest krótkie a takie sytuacje, uczą nas, uczą emocji, życia. Wzbogacają duszę. Jej nauką jest nie bać się, i zmienić swoje życie. Albo jest za słaba i sama tego nie potrafi albo po prostu ma tego doświadczać i w pewnym momencie życia sama to zauważy i zmieni. Możesz trwać albo odejść. O ile to Twoja karma. Emocjonalnie trudna sytuacja. Jeśli jest cień porozumienia między nimi, po prostu pozwól jej odejść i nie odzywaj się więcej. I tak jak na wstępie napisałem. Pozdrawiam
napisał/a: dr preszer 2014-03-07 10:33
To jest czyjaś żona. Nie tyka się takiego towaru. Chciałbyś aby Twoją żonę ktoś beztrosko pukał ?
napisał/a: KokosowaNutka 2014-03-07 13:16
Wojtek99 napisal(a):Myslala o odejsciu od niego jeszcze zanim mnie poznala ale nie miala odwagi tego zrobic, myslala ze tak poprostu jest w malzenstwie, i ze trzeba zacisnac zeby i zyc dalej.

No ale wymyslila..

napisal(a):Postanowila odejsc od meza, przeprowadzila sie do rodzicow, nastepnego dnia maz przyjechal tam ze swoimi rodzicami, swiadkami, spakowali ja, spanikowala i wrocila do meza.

Ja pier*ole. Ile ona ma lat? 13? Mezus rodzicow przyprowadzil i w panike wpadla?

napisal(a):a nie mogla wrocic do rodzicow bo to byloby przyzanie sie do porazki w doroslym zyciu.

No to niech siedzi z nim do usranej smierci jak jej dobrze.

Boze co za panna
napisał/a: bro1 2014-03-07 13:21
Owa mężatka to jakaś niedojrzała, zagubiona kobieta, która sama nie wie czego chce. Fajnie, że w jakiś sposób próbujesz ją wspierać, ale to ona musi zdecydować.
Ona musi sama poukładać sobie to wszystko, podjąć decyzję, wybrać czego chce.
Jeśli jest taka pogubiona, na początku będzie ciężko. Jest jej potrzebny czas.
Terapeuta nie ma jej pomóc w odejściu, tylko wskazać dobre i złe strony, a to co owa mężatka wybierze, będzie zależało wyłącznie od niej. Terapeuta jej nie może, nie powinien powiedzieć: Tak, musisz odejść, albo: Musisz pozostać w małżeństwie.
Kobieta ma spory problem sama ze sobą, odczuciami, emocjami, zaplątała się w tym. Dopóki sama tego nie ogarnie i nie pozwoli sobie pomóc, nic z tego nie będzie.
napisał/a: errr 2014-03-07 15:26
Wysłany: 2007-11-03, 20:52
napisał/a: KokosowaNutka 2014-03-07 16:02
Cholera przestancie odkopywac stare tematy Nie zauwazylam, ze to wiadomosc z 2007.
napisał/a: joanna11 2014-03-07 23:04
heh, a już miałam się rozpisywać ... lole