Samotność w związku

napisał/a: rederi 2008-07-30 15:15
Witam wszystkich !

Postaram się krótko i treściwie opisać gnębiący mnie problem.

Liczę sobie 19 wiosen i od 4 lat jestem w „związku” ( piszę w „” bo mam wątpliwości co do tego, czy można to związkiem nazwać ) z moją dziewczyną, która jest w tym samym wieku, co ja. Mimo tego, od 2 czy 3 lat czuje się bardzo samotny. Ona, do czego sama się przyznaje, jest egoistką. Więcej uczuć przelewa na swoje maskotki i koty w jej domu niż na mnie. Staram się wspierać ją i opiekować najlepiej jak potrafię, jednak sam nie mogę liczyć na wsparcie z jej strony. Mam wrażenie, że jestem dla niej ważny tylko wtedy, gdy ona mnie potrzebuje. Kiedy natomiast ja mówię jej o swoich potrzebach – ignoruje je. Już kilka lat nieustannie walczę o więcej bliskości, niestety bezskutecznie. Nie pomagają setki rozmów, prośby i groźby.

Muszę zaznaczyć jednak, że nie oczekuję, aby czuwała nade mną 24 godziny na dobę. Wystarczyło by mi, gdybym wiedział, że mogę liczyć na nią w trudnych chwilach i jeżeli będę potrzebował bliskości to nie będę musiał się o nią dopraszać. Jedyne czego oczekuje to bliskość i emocjonalne bezpieczeństwo, na które niestety nie mogę liczyć.

Ponadto nasze fizyczne kontakty były i są dość ubogie, niewspółmierne do moich potrzeb. Zaznaczam jednak, że nie chodzi mi jedynie o rozładowanie napięcia, a o uczucie bliskości z kimś kogo się kocha, czego w inny sposób zastąpić się nie da. Niestety ona bardzo rzadko ma ochotę na zbliżenia, nie mówiąc już o tym, aby sama je inicjowała. ( zaznaczam, że nie jest to spowodowane strachem przed ciążą, brakiem gotowości, aspektami religijnymi czy rodzinnymi, ona po prostu nie ma ochoty ) Nie dość, że sama ich nie inicjuje to jeszcze w 90 % przypadków przerywa mi, gdy sam próbuje coś zdziałać. Za każdym razem są to inne wymówki co doprowadza mnie na skraj załamania nerwowego. Oczywiście zdarzają się jednorazowe przebłyski zaangażowania z jej strony, ale zazwyczaj po takim incydencie nastaje dłuuga cisza. Niestety po 4 latach naszej znajomośći nie jestem w stanie zadowolić się spacerem za rączke i buziakiem na ławce.

W związku z powyższym czuje się niechciany i niekochany. Panicznie boję się rozstania, tracę chęć do życia, czego jednak nie okazuję, aby nie pokazać, że jestem słaby, emocjonalnie od niej zależny i że nie musi się starać. Wydaje mi się, że lękowo-ambiwalentny styl przywiązywania spowodowany jest moim dzieciństwem. Wychowałem się w rozbitej rodzinie w której nie czułem się ( i nie czuję do dziś ) zbyt komfortowo, bo każdy ma do siebie o coś pretensje i wielopokoleniowe dramaty ciągną się latami.

To wszystko powoduje, że nie mam siły na nic. Mimo tego, że teoretycznie jesteśmy parą, czuje się strasznie samotny. Jest nawet gorzej, niż gdybym na prawdę był sam, bo codziennie niepotrzebnie łudzę się, że jakimś cudem dostane to, co tak bardzo jest mi potrzebne. Najgorsza jest świadomość, że tak na prawdę moje potrzeby nie liczą się w ogóle. Nawet gdybym miał uschnąć na wiór to i tak niczego by to nie zmieniło. Tysiące razy mówiłem jej czego potrzebuje, na czym mi zależy i że nie jestem z nią szczęśliwy. Ona zazwyczaj rozkłada ręce i mówi, że nie wie co ma z tym zrobić ( :| ?! ) i temat zostaje zakończony. Jednocześnie cały czas mówi jak bardzo mnie kocha i jak bardzo jej na mnie zależy, ale wg mnie swoim zachowaniem udowadnia, że nie traktuje mnie poważnie. Kocham ją, ale bardzo mi źle i nie wiem jak długo będę w stanie jeszcze to ciągnąć. Między nami nie ma za grosz partnerstwa i obustronnej chęci ( w czynach a nie w gadaniu ) do poprawy jakości naszego związku i zwiększenia satysfakcji choćby z intymnych kontatków. Sam już nie wiem Drodzy Forumowicze czego powinienem oczekiwać od związku z dziewczyną. Nie wiem czy to, że chciałbym, aby w moim życiu pojawił się ktoś, kto pozwolił by, abym opiekował się nim, ale także dbał i o mnie, nie jest tylko i wyłącznie jakąś chorą fantazją.
napisał/a: sorrow 2008-07-30 17:09
Myślę, że głównym źródłem problemów u ciebie jest mieszanka dwóch rzeczy: niedojrzałości twojej dziewczyny (może i twojej też), co nie jest niczym niezwykłym w waszym wieku i rozminięcia się z oczekiwaniami. Ona jest jeszcze "dziewczynką" ze swoimi maskotkami i kotkami. Seks prawdopodobnie jej wogóle nie ciągnie... nie dorosła do tego i robi to tylko dla ciebie. Nie nauczyła się również, że podstawą związku jest branie i dawanie. Z twojej strony też nie widzę, żebyś sobie zdawał z tego sprawę. Ty chcesz, żeby była taka jak sobie wymarzyłeś i już. Jeśli ona taka jeszcze nie jest to popadasz w apatię zamiast powoli w niej tą dojrzałość "wypracować".

Jeszcze o oczekiwaniach. Dla każdego człowieka miłość co coś innego. Jeśli zapytasz człowieka co to dla niego oznaki miłości, to usłyszysz bardzo różne odpowiedzi. Dla ciebie to przede wszystkim czułość, bliskość, partnerstwo.. może częściowo z racji dzieciństwa. A dla niej? Może wyglądać zupełnie inaczej. Może dla niej miłość to silny facet, który sobie ze wszystkim poradzi, który będzie się ciągle opiekował swoją małą i bezbronną kobietką. To taki facet, który zawsze wychodzi z inicjatywą, więc jeśli ona musi z nią wychodzić, to burzy obraz tego idealnego faceta. Te rozbieżności skutecznie blokują możliwość dialogu między wami... macie zupełnie inne oczekiwania co do związku. Nie ma się co dziwić, że przy próbach wytłumaczenia z twojej strony ona rozkłada ręce i nie wie jak zareagować. Ona po prostu nie wie o co ci właściwie chodzi :). Jeśli zacznie robić "na siłę" to, czego oczekujesz, to tez nie będziesz zadowolony. Zróbcie sobie taki eksperyment. Weźcie kartki i niech każde z was napisze kilka najważniejszych dla niego oznak miłości jakie powinien dawać partner. Potem porównajcie i zobaczysz co wyjdzie. To jest też zabawa edukacyjna, bo jeśli chcielibyście z tego wyciągnąć wnioski, to nic prostszego. Dostajesz jasno na białym czego ona się spodziewa i co z jej punktu widzenia jest oznaką miłości (a dla ciebie wcale nie). W ten sposób możesz nauczyć się odczytywać te znaki, a jednocześnie ona może się zorientować, że to czym cię dotychczas obdarza wcale ci się z miłością nie kojarzy.

Nie brzmi to zbyt optymistycznie. Myślę, że albo zostaniesz przy niej mając nadzieję, że jednak kiedyś ta dojrzałość w niej "wyrośnie", albo odejdziesz w poszukiwaniu kogoś, kto ci bardziej pasuje.
napisał/a: rederi 2008-07-30 21:04
napisal(a):Nie nauczyła się również, że podstawą związku jest branie i dawanie. Z twojej strony też nie widzę, żebyś sobie zdawał z tego sprawę.

Otóż mylisz się. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Problem w tym, że mimo wspierania w trudnych chwilach, bycia na każde zawołanie i dostarczania ładunku pozytywnych emocji nie czuje się szczęśliwy. Altruistyczna postawa nie zapewni mi szczęścia. Wiem, że może zabrzmieć to troche egoistycznie więc nie zrozum mnie źle. Chcę być przy niej i dawać jej to czego ode mnie oczekuje, ale nie potrafie wyłączyć swoich potrzeb.
napisal(a):Jeśli ona taka jeszcze nie jest to popadasz w apatię zamiast powoli w niej tą dojrzałość "wypracować".

A powiedz mi jak długo mam czekać ? Jaką mam gwarancję, że to zmieni się kiedykolwiek ? Za rok, dwa, może 10 ? Może w ogóle nie zmieni się za mojej kadencji ? Jeżeli ona nie ma na pewne rzeczy ochoty, to nie ma tu mowy o wypracowywaniu czegokolwiek. Wypracować mogę sobie szacunek do mnie, czy rzeczy tego pokroju, natomiast do bliższych kontaktów nakłaniać się po prostu nie da.
napisal(a):To taki facet, który zawsze wychodzi z inicjatywą, więc jeśli ona musi z nią wychodzić, to burzy obraz tego idealnego faceta.

W większości wypadków to ja wychodzę z inicjatywą a ona mi przerywa. Poza tym jestem zdania, że zaangażowanie powinno pochodzić z obu stron, w takim samym stopniu.
napisal(a):Myślę, że głównym źródłem problemów u ciebie jest mieszanka dwóch rzeczy: niedojrzałości twojej dziewczyny (może i twojej też)

Gdzie Twoim zdaniem objawia się moja niedorzałość ?
napisał/a: Alucard 2008-07-30 22:05
Kiedy ona dojrzeje tego nie dowiemy się może jutro, może za 20 lat, nigdy nie możemy być pewni zmiany kobiety...
Jak ją bardzo kochasz to czekaj, ale to może źle się dla Ciebie skończyć, jeżeli już teraz źle się czujesz w tym związku tzn. samotny? To czemu w nim jesteś?

Co powinieneś oczekiwać od związku?
No więc jak pisał sarrow każdy ma inną definicję miłości, dla jednych to zaspokajanie potrzeb fizycznych dla innych po prostu rozmowa, patrzenie sobie w oczy, spacer itp, a dla jeszcze innych to po prostu bycie przy kimś tylko, więc musisz zastanowić się jaką ona ma wizję miłości?
napisał/a: rederi 2008-07-30 22:21
napisal(a):No więc jak pisał sarrow każdy ma inną definicję miłości, dla jednych to zaspokajanie potrzeb fizycznych

Zaznaczam jednak, że w sytuacji opisanej przeze mnie nie chodzi o to, że ona nie zaspokaja moich potrzeb fizycznych. Zaspokoić moge się sam. Problem jednak w tym, że bliskości, zapachu czy dotyku sam już dostarczyć sobie nie mogę a spacer niestety nie daje mi wszystkiego czego potrzebuje. Braku namiętności tym nie zastąpie.
napisał/a: sorrow 2008-07-30 22:39
rederi napisal(a):Gdzie Twoim zdaniem objawia się moja niedorzałość ?

Chociaż twoja wydaje się być mniejsza niż dziewczyny, to jednak ją dostrzegam. Widzę ją w braku zrozumienia tej drugiej strony. Z jednej strony umiesz zanalizować sytuację i zauważyć pewne sprawy. Z drugiej jednak nie na wiele ci się to zdaje. Brak jest konkretnej decyzji - idę na kompromis, bo tak ją kocham, albo odchodzę, bo mi nie odpowiadasz. Ty byś chciał, żeby to potoczyło się tak: "to ja teraz trochę się popoświęcam, będę na twoje zawołanie, będę cię wspierał, ale ty musisz zrobić to i to, bo ja mam takie potrzeby". Albo rozumiesz czyjąś inność i ją akceptujesz, albo nie akceptujesz (wogóle nie pomijając, czy to dobrze, czy źle). Ty natomiast rozumiesz jej inność i po trochu chcesz zaakceptować, ale warunkowo... coś za coś. Takie rzeczy w związku nie działają... prznajmniej nie na dłuższą metę.

rederi napisal(a):Jaką mam gwarancję, że to zmieni się kiedykolwiek ?

Hmm :). Żadnej nie masz. Ci, którzy obecnie obdarzają się tak upragnioną przez ciebie czułością tez jej nie mają. Ci, którzy kochają się kilka razy dziennie z inicjatywy dziewczyny też.

rederi napisal(a):W większości wypadków to ja wychodzę z inicjatywą a ona mi przerywa. Poza tym jestem zdania, że zaangażowanie powinno pochodzić z obu stron

A ona nie chce "w większości wypadków", tylko zawsze. I co? Chce mieć rycerza na biąłym koniu, a nie partnera. I co z tego, że ty i ja uważamy, że zaangażowanie powinno byc obustronne. Mało jest ludzi, którzy mają jasno i wyraźnie podzielone sprawy damsko-męskie... co, kto powinien, a czego nie?

Wracając do twojego wieku... to jest wiek poszukiwań. Wiek, kiedy nie trzeba iść na wiele kompromisów. Masz pewne oczekiwania, to szukaj osoby, która je spełni zamiast "tracić czas" z osobą, która nie rokuje na poprawę. Na kompromisy i poświęcanie przyjdzie czas później. Uważam, że skoro czujesz się samotny w tym związku, a ona wogóle nie rozumie o co chodzi, to powinieneś odejść. Aha... już na marginesie... altruistyczna postawa rzeczywiście nie zapewni szczęścia, ale jest chyba taką, która na dłuższą metę ma na to największą szansę... tak mi się coraz bardziej wydaje. Powodzenia!
napisał/a: rederi 2008-08-01 10:44
napisal(a):Widzę ją w braku zrozumienia tej drugiej strony. Z jednej strony umiesz zanalizować sytuację i zauważyć pewne sprawy. Z drugiej jednak nie na wiele ci się to zdaje. Brak jest konkretnej decyzji - idę na kompromis, bo tak ją kocham, albo odchodzę, bo mi nie odpowiadasz.

No tutaj się z Tobą zgodzę, brak mi konsekwencji. Spowodowane jest to jednak tym, że z jednej strony nie chce odchodzić, bo zależy mi na niej i poza tą jedną bardzo ważną sprawą reszta jest w porządku, ale niestety z drugiej jest to jednak problem na tyle dla mnie istotny, że nie potrafie nawet o tym zapomnieć, nie mówiąc już o zaakceptowaniu tego. Nie daje mi to spokojnie żyć, bo bez względu na porę dnia i nocy myślę o tym i czuje się fatalnie. A nie trwa to od wczoraj czy przedwczoraj, bo z większym lub mniejszym nasileniem od dłuższego czasu, tak jak wspominałem w temacie.
napisal(a):Ty byś chciał, żeby to potoczyło się tak: "to ja teraz trochę się popoświęcam, będę na twoje zawołanie, będę cię wspierał, ale ty musisz zrobić to i to, bo ja mam takie potrzeby" (...) Ty natomiast rozumiesz jej inność i po trochu chcesz zaakceptować, ale warunkowo... coś za coś.

Tutaj natomiast się nie zgadzam. To że wspieram ją i tak dalej nie ma z tym nic wspólnego. Nie robie tego na poczet przyszłych udanych zbliżeń. Robie to, bo kocham ją i zależy mi na niej, a to czy ona chce być ze mną blisko czy nie akurat tutaj nie ma nic do rzeczy. Co do jej inności, to jestem w stanie to zrozumieć, ale niestety nie zaakceptować. Ciśnienie jakie wywołuje u mnie jej widok w skąpej bluzce gdy idziemy się przejść wraz ze świadomością, że moge sobie tylko popatrzeć jest nie do opisania. Takie rzeczy mogą zabić. Dorzucił bym też do tego nieustanną świadomość tego, że bez względu na to jak bardzo nie chciał bym powiedzmy poleżeć sobie z nią, pobyć blisko, to i tak nie ma to żadnego znaczenia, bo nikogo to nie obchodzi. Nie i koniec.
napisal(a):Mało jest ludzi, którzy mają jasno i wyraźnie podzielone sprawy damsko-męskie... co, kto powinien, a czego nie?

Już nawet nie chodzi mi o jakiś wyraźny podział. Umowy przecież się nie podpisuje, kiedy idzie się do łóżka. Jeżeli ona nie lubi rozpoczynać - ok, ale niech da mi szansę na więcej. Źle się czuje z myślą, że gdy cokolwiek próbuje zaangażować, to mam szansę 1:10 że może ona się zgodzi. Czuje się, jakby ktoś robił mi łaskę, a ja za każdym razem łudzę się, że może mi się uda. Gdyby ona oświadczyła, że nie ma ochoty na żadne kontakty z facetami przed ślubem to nawet bym się nie zastanawiał. Wygląda to jednak tak, że jeżeli już coś ma się ku lepszemu to najpierw są dwa kroki do przodu, a potem trzy w tył. Najpierw powiedzmy ona prosi mnie żebym kupił jej jakąś ładną bieliznę, żebyśmy mogli " się zabawić " a później nigdy nie chce się w niej dla mnie pokazać. Najpierw mówi mi jak bardzo ma na mnie ochotę i kiedy będzie mogła wpaść w wiadomym celu, a za dzień czy dwa kiedy ją zapraszam, to ma 150 wymówek i sprawa trafia do kosza.
napisal(a):Aha... już na marginesie... altruistyczna postawa rzeczywiście nie zapewni szczęścia, ale jest chyba taką, która na dłuższą metę ma na to największą szansę... tak mi się coraz bardziej wydaje. Powodzenia!

W mojej sytuacji nie moge się z tym zgodzić. Zakładając, że mimo spraw które opisałem powyżej zaciskam zęby i akceptuje wszystko bez słowa skargi w imię miłości. Moge się tak "męczyć" przez rok, dwa, albo więcej. Po pewnym czasie może też pojawić się owy " książe na białym koniu " który rozbudzi naszą księżniczkę tak, że ona zawinie kitę w mgnieniu oka i na mnie nie będzie się oglądać. Ludzie rozstają się po latach, to dlaczego nie w wieku 19-20 lat bez praktycznie żadnych zobowiązań ? I co by mi wtedy zostało po mojej altruistycznej postawie ?
napisal(a):(...) Jeżeli już teraz źle się czujesz w tym związku tzn. samotny? To czemu w nim jesteś?
napisal(a):Uważam, że skoro czujesz się samotny w tym związku, a ona wogóle nie rozumie o co chodzi, to powinieneś odejść.

Codziennie rano zadaje sobie to pytanie i nie potrafie znaleźć odpowiedzi. Chciałbym się od tego uwolnić, chciałbym w końcu żyć jakoś normalnie, bez wiecznych dołujących myśli. Sama jednak perspektywa rozstania działa na mnie raczej zniechęcająco. Jest mi z nią źle, ale nie chce odchodzić. Wiem, że to głupio brzmi, ale taka jest prawda. I to chyba jest mój nawiększy problem, nie potrafie zrobić kroku w żadną stronę.

[ Dodano: 2008-08-19, 21:43 ]
Kłamstwo ma krótkie nogi - jakąś godzinę temu boleśnie przekonałem się jak prawdziwe jest to przysłowie.

Znacie moją historię, wiecie o moim problemie prawie wszystko. Chcecie poznać finał ?

Niecały miesiąc temu, z racji tego, że "ona" musi rok odczekać przed podjęciem studiów, poszła do pracy. Mimo tego, że igronowanie moich potrzeb, brak miłości i szacunku były już od dawna, to zauważyłem wyraźną zmianę w zachowaniu. Kategorycznie zabroniła mi dotykać swojego telefonu, praktycznie co chwile dostawała smsy i odczytywała je ukradkiem abym nie widział co pisze, chowała telefon tak żeby zawsze był poza moim zasięgiem, nie rozstawała się z nim nawet na krok. Przechodząc koło pracy nie pozwalała mi się nawet dotknąć, nie mówiąc o objęciu czy przytuleniu. Kiedy tylko zbliżałem się do jej telefonu od razu leciała z pazurami i wyrzutami. Ktoś kiedyś napisał, że "jeżeli czujesz że coś jest nie tak, to zapewne masz rację, stosunkowo mała ilość osób jest paranoikami" i niestety miał rację. Po raz pierwszy od 4 lat czułem, że coś ukrywa mimo tego, że nie raz była wobec mnie okropna a nawet i wulgarna. To koszmarne uczucie, myślałem, że pęknie mi serce.

Wydało się. Chowała telefon w łazience i co parę minut leciała do toalety. Sprawę odkryłem ja, gdy poszedłem i dostała sms od "kolegi z pracy" który tęskni za ich wieczornym smsowaniem. Nie było by w tym nic złego gdyby nie kłamała. Mam to gdzieś czy to był "tylko" flirt, czy się całowali czy poszli do łóżka. Dla mnie to kłamstwo i kombinatorstwo, które bardzo to boli. Wiem, że jeżeli ona kombinuje i kryje takie rzeczy przedemną, to to nie jest uczciwe i, że tak naprawdę ona mnie nie kocha. Poza tym to nie jest jej pierwszy raz, gdy okłamuje mnie i robi na "lewo" z innym. Znacie mnie i moją sytuację. Płakałem po nocach bo brakowało mi bliskości i czułości, brakowało mi też fizycznych kontaktów, tego, co jest potrzebne każdemu dorosłemu człowiekowi, ale NIGDY nie skłamał bym ani zdradził, bo poprostu jestem głupkiem, któremu rodzice nie dali tyle uczuć ile trzeba, który kocha i ma zasady.

Teraz bombarduje mnie smsami i przeprasza, że żałuje, że wie jak bardzo mnie skrzywdziła i ... uwaga uwaga "wie co ja czuje" (!!!) Jak nie przeklinam na codzień, tak teraz do ust ciśnie mi się głośne słowo na literę "k". Co ona może wiedzieć o tym co ja czuje !? Co ona wie o samotności, o bólu którego nie można opisać słowami, który nawet nie może równać się z największym bólem fizycznym ? Co ona może wiedzieć, gdy człowiek budzi się i NIE CHCE ŻYĆ ! Co ona może wiedzieć, skoro nikt jej nigdy nie skrzywdził.

Bardzo się o siebie boje. To koniec nas i mojej smutnej historii. Teraz jakoś się trzymam, ale z doświadczenia wiem, że najgorsze dopiero przyjdzie. Od chwili gdy się dowiedziałem nie mineło nawet kilka godzin więc tak na prawdę nie zdaję sobie jeszcze sprawy z tego co się stało. Boje się powrotu myśli i przygotowań samobójczych, boje sie tego okropnego bólu, który wiem że nadejdzie i od którego nie sposób się uwolnić.

Mam marzenia, dostałem się na wymarzone studia na które ciężko sam zapracowałem ślęcząc nad książkami, chciałbym kupić piękny klasyczny motocykl i zwiedzić na nim europę, jest tyle miejsc które chciałbym zobaczyć, chciałbym mieć dom, psa, dwa koty i wspaniałą rodzinę która będzie mnie szanować i która będzie wobec mnie uczciwa...

... ale boje się, że nie dotrwam. Pomóżcie mi proszę.
napisał/a: rederi 2008-09-04 17:21
Byłem ze swoją dziewczyną 4 lata. Kochałem ją, mieliśmy w planach wspólne mieszkanie i tak dalej. Nagle zaczeła mnie kłamać i oszukiwać. Okazało się, że romansuje z kolegą z pracy, który ma 36 lat ( ona 19 ) i potajemnie spotyka się z nim. W wieczór, zanim cała sprawa się wydała zasypiała mi na kolanach, mówiła mi że mnie kocha i że chce się ze mną kochać. Kłamstwa wyszły na jaw, rozstaliśmy się, oddałem jej jej rzeczy.

Bardzo boli mnie to, że ona do ostatniego dnia utrzymywała że wszystko jest super. Nigdy nie powiedziała mi, że jest jej źle, że potrzebuje czegoś innego, nowego, nie dostałem żadnej szansy. Cały czas mówiła, że jestem super, że jej ze mną dobrze i tak dalej. Nie przeszkodziło jej to wyrzucić mnie ze swojego życia w ciągu kilku sekund.

To boli, to strasznie boli. Mineły ponad dwa tygodnie a ona ma mnie gdzieś. Nie zrobiła nic żeby mnie zatrzymać, żadnej próby kontaktu z jej strony, żadnej chęci naprawy. Moje życie na dzień dzisiejszy to jeden wielki koszmar, wegetacja z godziny na godzinę. Siedze, wyje i ciągle myślę, jestem niewolnikiem swoich emocji.

Zabijają mnie wspomnienia, tyle wspaniałych wspólnie spędzonych chwil, nie moge przestać o tym myśleć. Ciągle widze ją przed oczami, na ulicy rozglądam się czy gdzieś nie idzie. Strasznie tęsknie za jej zapachem, ciepłem, za tym żebym mógł sie przytulić i pobyć blisko.

Czuje się jak śmieć, jak niepotrzebne g*** którego ktoś pozbywa się bez mrugnięcia okiem.
napisał/a: sorrow 2008-09-04 18:39
To smutne, że tak się to skończyło. Cały czas niewiele rozumiem z tego co się stało. Czy ona rzeczywiście coś zrobiła, czy skończyło się na esemesach? Raz piszesz, że nic nie zrobiła, żeby cię zatrzymać, a innym razem, że bombarduje cię esemesami z przeprosinami i że niby żałuje. Piszesz bardzo dużo o sobie, o swoich uczuciach, co zreszta jest zrozumiałe kiedy człowiek popada w depresję. Niezbyt wiele natomiast napisałeś o tym co się tak na prawdę wydarzyło i jak po waszym rozstaniu się ty i ona się zachowywaliście. Jak zareagowałeś na próby przeprosin? Byłes nieprzejednany, czy dałes jej szansę, a ona z niej nie skorzystała?
napisał/a: rederi 2008-09-04 19:10
Po tym co się stało napisała mi chyba ze trzy smsy, parę minut po tym, gdy się dowiedziałem, na które nie odpisałem. Natępnego dnia spotkaliśmy się, ale ona nie miała mi nic do powiedzenia. Upierała się, że mnie nie okłamuje ( a dowiedziałem się później, że widywała się z nim ) i powiedziała że nic więcej nie ma mi do powiedzenia. Odesłałem jej rzeczy. Napisała że dziękuje że zawsze byłem wobec niej uczciwy, że dziękuje za wszystkie miłe chwile i czy oddałem jej wszystkie jej rzeczy. Na tym się skończyło. Nie dzwoniła, nie pisała, nic. Mineło już 2,5 tygodnia.

Dla mnie to nie są próby naprawy. Po takim czasie, po tym wszystkim, wydaje mi się że zasłużyłem sobie na jakieś wyjaśnienia, na rozmowę, na jakieś wytłumaczenie. Gdyby mnie kochała przyszła by do mnie, zadzwoniła, cokolwiek. Wie przecież gdzie mieszkam.

Ja bym na kolanach do niej poszedł gdybym wiedział, że to cokolwiek zmieni. Nie moge jednak tego zrobić, bo sam sobie tylko zrobie krzywdę. To ona kłamała i kombinowała na boku i gdyby kochała mnie i zależało jej na mnie, gdyby to wszystko coś dla niej znaczyło, to zrobiła by coś żeby mnie odzyskać. Nie raz płacząc miałem ochotę iść, zadzwonić czy nawet napisać, ale nie moge, bo będzie to znak, że nie szanuje samego Siebie.

Jestem pewien, że ona jest teraz cała w skowronkach bo ma nowego adoratora i codziennie się z nim widuje w pracy a ma mnie gdzieś i nie jest jej nawet przykro. To boli.
napisał/a: Sandbender 2008-09-05 13:29
Witam,

Nie powiem, że Cie rozumiem ale miałem podobny przypadek w swoim zyciu. Byłem z kimś ponad 3 lata i przeżywałem mniej więcej to co Ty. Teraz jak patrzę na to z perspektywy czasu to mi się chce śmiać na swoją głupotę i niedojrzałość w tamtym czasie. To uczucie łudzenia się, patrzenia jak pies w panią, miałem tak codziennie a mimo to tak jak Ty piszesz z braku konsekwencji i pewnego (teraz tak mysle) strachu ze zostane sam... Nie wiem co robi moja 'byla-niebyla' ale jesli nie zmienila swojego charakteru, nie dorosła to jest albo stara panna albo sie zakocha i dostanie od kogos po doopie. I tak właśnie myśle że się stanie w Twoim przypadku. To nie jest pocieszenie, bo mówie źle o osobie którą kochałęs (kochasz) ale myslę że tak własnie będzie. Jeśli rzeczywiście ma hm.. romans to bardzo szybko się przekona jak serce boli gdy ktoś Cie zrani. Anyway, moim zdaniem to już przeszłość. Masz marzenia, jesteś poukładany więc dasz radę.

pzodrawiam

aha, zeby nie bylo :) 2mc temu ozenilem się z kimś kogo kocham i bycie z nią jest dopełniemiem i poczuciem bezpieczeństwa.
napisał/a: ~gość 2008-09-05 17:42
Hej rederi (ha! znalazłam cie! ; >)

Tak jak mówiłam wcześniej ,będą wyże i niże,aż w końcu kompletnie ci zobojętnieje.Miłość nie polega na "co mogę zyskać?" tylko na "co możemy sobie dać?". A ona nic nie dawała ,albo niewiele.

U was nawet nie było podstaw związku ,tylko układ "pan-niewolnik". Teraz po prostu potrzebujesz czasu zeby zapomnieć o swojej "władczyni" i zapomnieć raz na zawsze o tym łańcuchu, którym byłeś przykuty.