ROZSTANIA- czyli historia pewnej miłości

napisał/a: ~gość 2007-06-01 23:13
Związek mój rozpadł się miesiąc temu. Mam 23 lata. Byłam z facetem 5 lat! Przeżyłam starszne chwile w życiu- koszmary rodzinne, długą i bolesną śmierć matki, opiekowałam się trójką rodzeństwa, mam ojca, który ma problemy psychiczne.
Do dnia 20 maja myślałam że mam "tego kogoś" kto mnie kocha, z kim będę do końca życia, że jestem niesamowitą szczęściarą.
Okazało się że wbrew jego wcześniejszym zapewnieniom nie chciał być ze mną. Mieliśmy zamieszkać razem za miesiąc- okazało się że tego nie chciaał i nie zależało mu na tym. Ludzie- ja żyłam tym związkiem i tą miłościa. Dałam z siebie wszystko co miałam, wszystko co najlepsze. Budowałam ten związek i dbałam o niego. Miałam plany, marzenia, cel życia- stworzyć związek a potem rodzinę z kimś kogo kocham i kto mnie kocha.
Moje zycie się zawaliło.
Jestem tak strasznie wypalona, bez nadzieji, wiary na przyszłość- straciłam wszystko co miałam i w co wierzyłam.
chviałam dać wszystko co miałam i dawałam. Było mu dobrze...ale jego rodzice stwierdzili ( a w sumie jego matka), że nasz związek nie ma przyszłości i ważniejsza dla niego jest kariera i studia podyplomowe niż jakiśtam związek ze mną. On jej posłuchał. Sączyła mu ten jad przez kilka ostatnich lat...ale dopiero teraz jej posłuchał.
napisał/a: noemi4 2007-06-01 23:17
mapet1111 uważam że masz bardzo silny charakter że udało Ci się przezwyciężyć te wszystkie problemy. Z tym też sobie poradzisz, bądź silna A jeśli Ci to pomoże - my postaramy się podtrzymać Cię na duchu... Jesteś jeszcze młoda, ułożysz sobie życie. Wiem, że łatwo mówić, a trudniej uwierzyć, ale ja wierzę że dasz radę
napisał/a: ~gość 2007-06-01 23:23
dzięki, bo takie słowa wiele dla mnie znaczą! Potzrebowałam o tym komuś powiedzieć. Jest mi ciezko i strasznie głupio, bo czuję się jak kretynka. I jak wykorzystana dziwka- dosłownie. Wszyscy wiedzą o ślubie i o tym że się do niego mam przeprowadzić, cała rodzina i znajomi go znają i o tym wiedzą a ja nie wiem jak mam im powiedzieć, że to wszystko to był po prostu głupi żart z jego strony. On uchodzi za porządnego, spokojnego i ułożonego faceta co to ma TYLKO I WYŁACZNIE same 6 na studiach, stypendium naukowe i nigdy by nikogo nie skrzywdził...Czuję się jak idotka!

Bardzo Ci dziękuję!
napisał/a: Patka2 2007-06-01 23:28
mapet1111, współczuje!!!! ale dasz rade, daj sobie czas a napewno wszystko bedzie dobrze :)
napisał/a: noemi4 2007-06-01 23:30
mapet1111 ale Tobie nie powinno być głupio, bo nie ma powodu Smutno, przykro - to normalna reakcja, ale głupio powinno być raczej jemu Słuchaj, a może on się jeszcze zorientuje że bez Ciebie nie może żyć i wróci Przecież karierę i miłość można połączyć, nie sądzę żebyś go ograniczała... W końcu skoro mieliście aż tak poważne plany... musiał naprawdę tego chcieć. Tyle że matki potrafią mieć ogromny wpływ na synów niestety
Głupio mi że mogę pomóc tylko w ten sposób, ale cieszę się że choć trochę Ci lżej...
Jestem z Tobą
napisał/a: Wariat 2007-06-02 10:20
Mapet1111 - z poczatku myslalem ze jestes facetem ( nick meski mnie zmylil ) a wracajac do tematu. Mysle ze jego matka to materialistka i taka jakby damulka - nie chciala by synowa jego byla dziewczyna z problemami rodzinnymi - to swiadczy o tym ze uczucia sie dla niej nie licza tylko zapewne pozycja spoleczna i opinia innych ludzi. Uwazam ze dobrze sie stalo ze sie rozstaliscie - to wyjdzie Ci tylko na dobre. Posmucisz sie jakis czas a potem wszystko wroci do normy, nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem i nie ma tego zlego co by na dobrenie wyszlo...
napisał/a: ~gość 2007-06-03 12:18
Dla jego matki najważniejsze jest to jak ją ludzie widzą i co o niej mówią, u nich w domu rozmawia się tylko o tym że trzeba wyprasowac koszulę i że nie wypada jesc na takim talerzu.
U nich rozmawia sie tylko o "M jak miłość" i jakie kino domowe sobie sąsiad kupił.
Nigdy nie rozmawiają o sobie i o swoich uczuciach. Są jak takie cienie- niby żyją ale co to za egzystencja???
To taka wegetacja z dnia na dzień. Życie jest przecież piękne i trzeba sie nim umieć cieszyć. Trzeba iść po prostu przez życie, brać- cokolwiek nam daje, ale nie stać w miejscu. Nie podejmują dosłownie ZADNYCH decyzji tylko czekają do czego ich życie zmusi. Nie decydują o sobie. A przeciez to jest główny "przymiot" życia- ciągle musisz podejmować decyzje żeby zmieniać swoje życie. Wiadomo że nigdy nie osiagniesz stanu idealnego- bo "raz na wozie , raz pod wozem" ale trzeba sie starać,żeby nam było dobrze i lepiej. I nie mówię tu bynajmniej o kasie i zarabianiu tylko o czerpaniu z życia pełnymi garściami.
Jak można siedzieć w domu cały czas i nigdzie nie wyjeżdżać, bo żal pieniędzy? Chociaż oboje dobrze zarabiają. Odkładają do skarpety i narzekają ciągle że tak cięzko i że beznadziejnie. Ciągle chcieliby więcej.
Nienawidziłam na to patrzeć- jak oni są i żyją sobie jak laleczki w domku z kart. Są tacy nieprawdziwi i sztuczni- plastik wylewa się z nich okropny!
Drażni mnie strasznie taki bezsens życia. Udusiłabym się w tym wszystkim, nie mogłam tego wytrzymać. Kończę studia, mam już bardzo ciekawą i rozwijającą pracę i mogę sama decydować o sobie. I jestem mimo wszystko szczęśliwa. tylko szkoda mi tego, że to wzsystko, całe moje życie i wszystko co robiłam do tej pory to robiłam dla nas- dla mnie i mojego byłego faceta. A on to olał, miał to tak naprawdę gdzieś. Kompletnie tego nie docenił i zdeptał mnie. Straciłam tyle czasu na budowanie czegoś, co nigdy nie miało racji bytu...i zorientowałam się dopiero po 5 latach związku. Porażka, ale już nigdy taka głupia nie będę. Kobiety musimy o siebie dbać. Nie poświęcaj się i nie dawaj nigdy z siebie 110%, bo to jest głupie- dawaj tyle ile możesz. Czuję się wykorzystana. Było mu dobrze bo miał się do kogo przytulić, gotowałam mu zawsze, miał lalunie do seksu i ładną laskę na imprezy...koniec:)

[ Dodano: 2007-06-03, 12:24 ]
JESZCZE: zawsze komentował moje decyzje i wybory, al nigdy sam nieczgo nie umiał doradzić, nie był kompletnie dla mnie oparciem. Według niego wszystko robiłam nie tak...zbyt szalona dla niego, bo np. chciałam jezdzic za granicę na praktyki i się szkolić, poznawać ludzi i świat. Mimo ze bardzo bardzo go kochałam to wyjezdzałam, bardzo tęskniłam, ale człam że powinnam jechac, mimo tego ze on chcial mnie miec zawsze przy sobie,zebym robila mu sniadanko i zgiła mi przy nim moja dusza i chęć życia. Podcinał mi skrzydła.
napisał/a: Kinia 2007-06-03 18:20
Przykro mi, ale to zwykły niedojrzały bubek i nie jest Ciebie wart, myślę, że jesteś bardzo silna i zasługujesz na kogoś lepszego, a nie faceta, który
mapet1111 napisal(a):Podcinał mi skrzydła.

Nie martw się przyjaciele, rodzina zrozumieją i nie będziesz musiała się długo tłumaczyć, a poza tym myślę, że wszyscy będą po Twojej stron ie, że on Ci zrobił krzywdę
napisał/a: dziefcynka 2007-06-03 19:31
mapet1111
Czytałam Twoją wypowiedź i jest mi to wszystko niesamowicie bliskie. Jestem od Ciebie o rok starsza. Byłam z chłopakiem 5 lat w tym rok mieszkaliśmy razem.
Zanim Go poznałam nie było łatwo: Piękne mieszkanie w nowym chronionym budownictwie, działki i inne udogodnienia, dobra szkoła średnia ale tatuś alkoholik, brak perspektyw, jedna wielka impreza i narkotyki. W pewnym momencie pojawił się w moim życiu ON. Jego rodzice również nie stronili od alkoholu natomiast nie na taką skalę jak mój tata. On mieszkał w domku pod Wawa, uczył się, miał w gruncie rzeczy rajskie życie, wspierał mnie, pomógł wyjść z nałogu, pomagał mi zdać maturę, podtrzymywał na duchu gdy nie chciało mi się nic i miałam stany depresyjne. Zawsze był. Wspólne wyjazdy, plany, marzenia...i "łączył nas domowy alkohol".
Po 4 latach decydowaliśmy się na wspólne zamieszkanie, bardzo szybka decyzja. Jednego dnia powstał pomysł a tydzień później była przeprowadzka.
Oboje dobrze radziliśmy sobie na studiach, mieliśmy dobrze płatne prace więc nie było przeszkód.
Moi rodzice ucieszyli się na tę wiadomość, w końcu jedyna córeczka się usamodzielnia, radzi sobie w życiu, wie czego od niego chce i jest szczęśliwa. Jego rodzice - mama ok "próbujcie", tata - bardzo niechętnie i starał się pokazać nam to życie od jak najgorszej strony. Mówił o pieniądzach, że nie ma sensu płacić tyle za mieszkanie, że w końcu nie damy sobie rady etc. po przeprowadzce pytał "kiedy skończą się wakacje?".
Na początku naszego wspólnego mieszkania było cudownie, staraliśmy się by było nam dobrze razem i...tak było!
2miesiące później straciłam pracę, to nas jednak wcale nie załamało. Wspierał mnie a ja wiedziałam, że kocha i że warto się starać. W końcu znalazłam coś innego natomiast pensja była bardzo niska.
Mój chłopak nie dawał psychicznie rady w swojej pracy i postanowił się zwolnić twierdząc, że ma jakiś pomysł na nowe zajęcie tyle, że nie wypaliło. Szukał pracy 3 miesiące i znalazł. Wtedy zaczęły się schody. Praca zmianowa, nawet nocna, nie dawał rady i nie chciał tam być. Jedynym plusem był fajny klimat stworzony przez ludzi.
Oddaliliśmy się od siebie a gdy pytałam "co jest?" padała odp "nic".
Miesiąc temu (po miesiącu jego pracy tam) zakłuło mnie serduszko i zajrzałam do jego telefonu. Znalazłam tam smsy do kobiety z pracy np.: "myślę o Twoim uśmiechu". Zapytałam co to? i zaczęły się cyrki. Od tego momentu nie dotknął mnie, był zmęczony, nie powiedział nawet, że mnie kocha...ale kochał mnie, nie zdradził i nie chciał z nią być.
W zeszłym tygodniu przycisnęłam go do muru i zarządałam rozmowy.
Powiedział mi, że jest mu ciężko, że ma dosyć płacenia za to mieszkanie, że poznaliśmy się bardzo wcześnie i długo jesteśmy razem, że chyba coś go ominęło i chce to sprawdzić.
Zapytałam czy chce wrócić do rodziców, powiedział, że się nad tym zastanawia, że za 2-3lata będę chciała mieć dziecko, na które nie jest jeszcze gotowy, że w takiej sytuacji, stanie ducha nie jest nawet w stanie podjąć decyzji o ślubie.
Mówił o potrzebie beztroski, męczącej odpowiedzialności i o tym, że tak naprawdę on chyba nie wie czego od tego życia chce ale wie, że mnie bardzo kocha, bardzo dużo dla niego znaczę ale potrzebuje czasu...
Suma sumarum rozstaliśmy się w wielkich cierpieniach. Oddaliśmy mieszkanie, wróciliśmy do rodziców. Zapytałam go podczas ostatniego spotkania (płakał i mówił, że jest mu ciężko) czy chodzi o inną kobietę. Powiedział, że nie bo kocha mnie ale musi sprawdzić w czym jest kłopot, czy we wspólnym mieszkaniu, pieniądzach, chęci szaleństwa jeszcze przez chwilę czy jakiegoś braku w życiu... Zapytałam też czy wróci, powiedzial, że chyba tak bo wie co siedzi w jego sercu...

Nie rozumiem do końca tej sytuacji ale powiem Ci, że to jest kwestia niedojrzałości. Wystraszył się odpowiedzialności, dorosłego życia. Wystraszył się tego "na dobre i na złe", kłopotów finansowych, braku NASZEGO miejsca w sensie własnego mieszkania. Zagubił się. W takich sytuacjach potrzeba czasu i tylko czasu. Jeśli naprawdę kocha to nie będzie umiał być z kimś innym nawet jeśli bardzo będzie się o to starał. Jak zrozumie, że stracił ukochaną osóbkę to wróci już na te dobre i złe chwile. Musi tylko odnależć siebie. Problem tylko w tym ile czasu będzie szukał...
Nie mamy kontaktu już kilka dni tylko życzenia urodzinowe wysłałam mu smsem (w końcu mam dać czas więc niech mnie nawet nie słyszy) i dostałam odpowiedź "dziękuję, kwiatku". Kilka dni temu powiedziałam mu, że kiedyś mówił do mnie "kwiatku", tęsknię za tym i mam nadzieję usłyszeć to jeszcze kiedyś. Wie jak dużo to dla mnie znaczy.
Czekam na Niego...i będę czekała bo wiem, że wróci i wtedy będzie tylko dobrze.

Twój przypadek jest poniekąd podobny. Jestem pewna, że nie podjął tej decyzji sam. Jakiś nacisk musiał być a...dodatkowo się wystraszył...
Jeśli macie być razem, to będziecie a jeśli nie...ktoś inny da Ci to szczęście:)
Pytanie tylko ile jesteś w stanie znieść zanim On zrozumie swój błąd?
Zrozumie napewno i będzie błagał o Twój powrót...
Pomyśl tylko czy tego chcesz? Czy rzeczywiście uważasz Go za jedynego?
Ja jestem pewna swojej decyzji...dlatego czekam:)
napisał/a: ~gość 2007-06-03 21:12
Dziefcynko!
Wiem co czujesz. Dzięki wielkie za tą wypowiedź. Dałaś mi iskierkę- a to bardzo cenne. Z resztą jak każdy tutaj.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze!!!!
napisał/a: dziefcynka 2007-06-03 21:34
mapet1111
Nie masz za co dziękować:) w końcu od tego jest to miejsce by sobie jakoś pomóc, wesprzeć się i dać sobie tą nadzieję. Ja wiem, że wiara czyni cuda i pozytywne myślenie ściąga na nas dobre rzeczy a także pomaga spełnić nasze marzenia
Trzeba racjonalizować sobie i tłumaczyć różne rzeczy ale czasem można, a nawet jest wskazane, pomyśleć sobie o czymś czego bardzo się chce i wyobrazić sobie, że tak jest. Ja tak robię nawet jak naokoło mówią mi, że się coś nie uda. Pomaga i się udaje.
napisał/a: ~gość 2007-06-15 13:46
Postawiłam ultimatum. Napisałam mu listę rzeczy, które chce zeby zrobił jeśli chce byc ze mną. Na pierwszym miejscu znalazło się znalezienie pracy najpóźniej do 1 lipca (liste napisałam 20 maja) -dałam mu szansę. On zapewnia ze mnie kocha i ze beedzie walczyl i w ogole.Przez ten czas wyszlismy ze trzy razy do miasta, do kina, na kolację. Było miło ale nic poza tym. Wczoraj jednak pokazał to "na co go stać". Pisałam o tym w poście dziefcynki.

Wczoraj byłam kursie prawa jazdy- jazdy zaczynałam o 18- do 21. Dodam , ze moja szkola miesci sie na drugim koncu Krakowa. A zapisałam sie do niej tylko dlatego, ze w planach już teraz miałam tam mieszkac (tak mi ON obiecywał) - razem z moim niedoszłym narzeczonym...Jego mieskanie jest 10 min pichotą od tej szkoły. Wczoraj , kiedy skonczylam jazdy nie mialam jak wrócic do domu, nie mialam nawet autobusu. Poprosiłam,ze by sprawdził mi na interenecie kiedy szłam na przstanek, o ktorej mam jaki tramwaj i jakie połączenia. Sprawdził mi wszystko. ale nic nie przxyjechało. Czekałam do 21.35 az wreszcuie przyjechal autobus. Było ciemno i żygający ludzie w tramwaju- te klimaty:/ A dzis rano o 8 mialam egzamin, na który chcioałam sie jeszcze wczoraj pouczyć. Na dodatek miałam oddac na zaliczenie duży projekt. Woziłam te wszytskie materiały ze sobą przez cały dzień i robiłam po trochę. Ale ten dopjazd mnie dobił. Byłam w domu o 23.35... On nie zaproponował, żebym u niego przenocowała mimo tego że pomieszkiwałam u niego przez ostatnie dwa lata. Dziwi się, ze jestem na niego zła. Nie narzucałam sie mu wczoraj i o nic go nie prosiłam. Ale jak zwykla mną sie nie zqainteresował i nie obchodził go mój powrót do domu. Jemu było wygodnie ze siedzi sobie w mieszkanku, a ja w środku nocy muszę jechać przez całe miasto.
To może głupie, ale nie chcę go znać! Ktoś powie ze to pirdoła, ale on jest zawsze taki. Jego interesuje tylko własny tyłek i zeby jemu bylo dobrze. O innych , mzwłaszcza o mnie w ogóle sie nie troszczy!


Zerwałam układ. Teraz juz wiem ze nie mogę się w to pakować. Ale jest mi tak starsznie źle, ze dałam mu szanse a on ja zdeptał.
Wyzwałam go od najgorszych- chyba z bezsilności totalnej i tego że stał i patrzył z taką obojetnością. Nic go nie obchodzę. Najśmieszniejsze jest to że on teraz czuje sie ofiarą, bo ja go "oszukałam", dając mu szansę do 1 lipca, a potem zrywając ten układ. ON SIE CZUJE POSZKODOWANY I ZRANIONY.