pomóżcie mi.... liczę na Waszą pomoc...

napisał/a: Magda 2007-01-08 19:26
Mam niecałe 18 lat, ale mimo wszystko liczę, że potraktujecie mój problem poważnie...
trafiłam na to forum przypadkiem i liczę na Waszą pomoc...

Jestem w kropce, a moja historia jest dosyć długa i skomplikowana.... wierzę, że okażecie mi wyrozumiałość i wyrazicie swoje zdanie na ten temat. Z góry dziękuję, jeśli ktoś przeczyta to wszystko....

Moja historia zaczęła się ponad 2 lata temu... poznałam pewnego chłopaka, zakochaliśmy się w sobie, zaczęliśmy być razem. Chodziliśmy do jednego gimnazjum, to był początek 3 klasy. Wszystko było pięknie i cudownie, ale... okazało się, że palił marihuanę. Oczywiscie ja ,która jest abstynentką, zbagatelizowałam to, bo tak naprawdę nie wiedziałam,że to jest aż TAK straszne... minęło pół roku... wyszło na jaw,że prócz zioła, wciągał też amfetaminę..Międzynami zaczęło się bardzo osłabiać, umawiał się i nie przychodził, nie dotyrzymywał słowa, ale o dziwo, z nikim nie mogłam tak pogadać jak z nim... czułam, że się współuzależniłam...ale tuż przed egzaminami zerwaliśmy ze sobą. Ja zrozpaczona, chciałam mu pomóc - latałam po psychologach, rozmawiając z nimi na jego temat, gadałam też z jego mamą, która również to zbagatelizowała i uważała, że z tego wyrośnie.Straciałam wtedy nadzieję,ale nadal go kochałam.Minęło kolejne pół roku....nie pamiętam nawet jak, ale po całkowitym zerwaniu kontaktu, nagle zaczęliśmy rozmawiać ze sobą na gg. Gadaliśmy tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstawali!! (oczywiście pomijając wszelkie czułości).W końcu zdecydowaliśmy się spotkać. Ja myślałam,że już mi z nim przeszło.Gdy go zobaczyłam-wystraszyłam się,tak wyglądał...rozmawialiśmy normalnie, potem jakoś tak wyszło, że się przytuliliśmy do siebie i... nerwy mi puściły..wiedziałam,że go ciągle kocham... powiedziałam mu to, a om pzyznał,że to samo czuł przez te cały czas do mnie...zdecydował,że rzuci amfetaminę i ograniczy marihuanę. Ja na to poszłam:/ było o wiele lepiej, niż za pierwszym razem, gdy byliśmy ze sobą. Już nie było sytuacji, że umawiał się i nie przychodził, lepiej mnie traktował i zaczęliśmy być bardziej przyjaciółmi dla siebie. niestety minęło kolejne parę miesięcy...znowu zauważyłam u niego zachowanie podobne do tego, jak się zachowywał przed pierwszym zerwaniem...tak...znowu wrócił do amfetaminy...zaczął być jak drań dla mnie...zerwałam z nim w same walentynki, bo nerwowo już nie mogłam wytrzymać.to było dla mnie straszne, ale dałam radę dzięki kochanym przyjaciołom... gdy zaczęłam wysłuchiwać od jego znajomych, że nie zdał do następnej klasy, że stoczył się już całkowicie, zrobiło mi się go żal, a jednocześnie cieszyłam się, że z nim nie jestem. Ale non stop wierzyłam, że on się zmieni, że wyjdzie z tego... nie straciłam w niego wiary NIGDY. modliłam się za niego, kochałam go...ale kontaktu nie mieliśmy...
nadszedł początek wakacji 2006.... potrzebowałam jakiegoś nr telefonu do naszej wspólnej znajomej, więc szybko się podłączyłam na gg do niego... rozmowa zaczęła się normalnie...ale oczywiście historia lubi się powtarzać... temat zszedł na nas: przeprosił mnie za wszystko co się stało, przyznał się, że zachowwyał się jak ostatni dupek, że kochał mnie przez ten cały czas, ale narkotyki zrobiły z nim coś strasznego i że zmieni się... że ma już plany... ale mówił, że narazie naszego uczucia nie stawia na podium, bo najpierw musi sobie poradzić ze sobą, a potem myśleć o innych rzeczach... nie wiedziałam o co mu chodzi, z tym, że chce się zmienić.Już mu nie wierzyłam.Przez przypadek się spotkaliśmy w autobusie. Wyglądał jak cień człowieka...ale jak mnie zobaczył to rozpromienił się.Staliśmy tylko i patrzyliśmy się sobie w oczy.nic nie musieliśmy mówić... wiedzieliśmy jedno-że się kochamy...czułam to, a jego pocałunek jak wysiadał mnie w tym utwierdził... tydzień kilka tygodni później na gg się ze mną pożegnał. Napisał, że mnie bardzo kocha, że zawsze będę jego aniołkiem.. nie wiedziałam o co chodzi.. potem się dowiedziałam od jego mamy, że wyjechał na drugi koniec Polski do Gdańska leczyć się do Monaru... jest tam do dziś (od końca wakacji). od sierpnia nie zapalił nawet papierosa, podobno bardzo się zmienił, dużo ćwiczy, świetnie się uczy, stał się wspaniałym człowiekiem...neistety nie może pisać do mnie listów jeszce...ja do niego piszę, że trzymam za niego kciuki iwogóle.. on podobno pyta się o mnie mamy, zaczął mnie ponoć bardzo doceniać, prosi ciągle jak jego mama tam pojedzie, żeby mnie uściskała, pozdrowiła i podziękowała, że do niego piszę...ale ja nie wiem kim dla niego teraz jestem...czy ta odległość i czas nie zabiło tego uczucia.... w sumie tyle wytrzymaliśmy...to się ciągnie ponad 2 lata ta nasza historia....bardz bym chciała z nim być...ale boję się co będzie, bo on tam najpewniej skończy szkołę. Za pół roku kończymy 18 lat (różnica naszego wieku- 3 dni) Oboje nie chcieliśmy związku na odległość, więc oficjalnie razem nie jesteśmy...ale ja ciągle wierzę, że się uda... tak wierzę, jak kiedyś, że on z tego wyjdzie.... .
A Wy co o tym wszystkim sądzicie?
Jestem bardzo wdzięczna wszystkim tym, którzy mi odpowiedzą na tego posta i dotrwają w czytaniu tej opowieści do końca....
Pozdrawiam
napisał/a: ~gość 2007-01-08 22:19
widze ze wasza milosc jest jak magia i czary taka az niewiarygodna ale prawdziwa:) napewno bedzie dobrze i zycze wam tego z calego serca.badz silna i jezeli kochasz tak mocno jak mowisz to wytrwasz i on tez!trzymam za niego i za ciebie bardzo mocno kciuki:))
napisał/a: Anetka1 2007-01-08 22:28
Jeżeli kochasz tego chłopaka to wierz w to, że będzie kiedyś pięknie...Tego Ci życzę z całego serca - wiary w miłość i dobro.
napisał/a: Patka2 2007-01-09 08:47
Jeżeli sie naprawde kochacie, to miłość zwycięży wszystko. Poczekaj i sie przekonaj.

Ale też zycze z całego serca żeby Wam sie udało, bo przecież miłość to najpiękniejsze uczucie na świecie.
napisał/a: samsam 2007-01-09 10:25
Magda, po przeczytaniu Twego posta, naszłą mnie tylko jedna myśl. To musi być miłość, miłość prawdziwa. I nie ważne, czy macie lat 18, czy 28. Kochacie się, to widać.
Największe uznania należą się Tobie. Musisz być wspaniałą osobą. Walczyłaś o niego cały czas. On tą walkę docenił. Może trochę późno, ale docenił. Docenił Ciebie i wróżę Wam happy end.
napisał/a: ami1 2007-01-09 11:42
Magdo na pewno będzie dobrze. Widać, że się bardzo kochacie. Mam nadzieję, że on wytrwa w swoim postanowieniu i nie zacznie znowu brać. Widać, ze też cię bardzo kocha, skoro sam zgłosił się na leczenie. Wspierasz go, na pewno jak wróci z leczenia to wszystko się ułoży. Na pewno będziecie szczęśliwi. Trzymam kciuki.
napisał/a: angelaxxx 2007-01-09 12:01
zgadzam sie z dziewczynami. ale to co przeczytałam dało mi do myślenia. wcześniej spotykałam się z takimi opowieściami w jakiś romantycznych książkach. jednak takie rzeczy dzieją sie naprawde. Ale to utwierdza mnie w przekonaniu że istnieje prawdziwa i głeboka miłość. taka której należy czasem pomagać. bardzo dobrze że poszedł na leczenie z własnej woli, tzn. że docenia co dla niego zrobiłaś i w jakiś sposób chce ci wynagrodzić czas w którym cierpiałaś. życzę wam żeby wszystko się ułożyło i żebyście byli z sobą długo i szczęśliwie.
napisał/a: Magda 2007-01-09 13:24
dziękuję Wam wszystkim na odpowiedzi. Często ja sama nie potrafię spojrzeć na tą sytuację z dystansem, racjonalnie, lecz okropnie emocjonalnie. Stąd tyle we mnie wątpliwości, strachu, że się nie uda, pytań "a co by było gdyby..", a jednocześnie wiary i nadziei...
jak wracam do przeszłości i wspominam to wszystko co się działo między nami i jak wiele się zmieniło przez ten czas, to sobie myślę, że wyszłaby z tego niezła telenowela tak naprawdę do końca nie on 100% z własnej woli podjął się tego leczenia, bo to jego mama go tam umieściła, z tej racji, że nie jest pełnoletni, ale wiem, że on chciał się zmienić, tylko nie wiedział jak się do tego zabrać. Wiem, że się zmienił, ale czy jego uczucie się zmieniło? czekam na najmniejszy znak, że jeszcze mnie kocha, potrzebuję tego jak powietrza, bo dzięki temu wierzę, że nie robię tego na darmo. Ale dzięki temu przekonałam się, jak bardzo moje serce potrafi kochać.
Tylko pamiętam, że przed wyjazdem powiedział mi, że nie stawia naszego uczucia na podium, bo musi się zająć w 1 kolejności sobą. Zabolało mnie to, bo oczekiwałam, że powie, ze będzie walczył dla nas. Ale z drugiej strony wiem, że jeśli on sam ze sobą sobie nie poradzi, to i nasza miłość nie ma sensu...
napisał/a: samsam 2007-01-09 13:40
napisal(a):Tylko pamiętam, że przed wyjazdem powiedział mi, że nie stawia naszego uczucia na podium, bo musi się zająć w 1 kolejności sobą

Magda, ja myśle (jako osoba całkowicie postronna), że źle go zrozumiałaś. Być może w ten sposób chciał Ci powedzieć, że on musi myśleć tylko o sobie, aby nabrać spokoju, sił. Nie wiem, Zresztą z facetami tak jest, że ie zawsze potrafia powiedzieć, to co czują, albo wyrażą to w tak zagmatwany sposób, ze my biedne kobietki dwoimy się i troimy, aby ich zrozumieć.
Nic sie nie martw. Ja myslę, że wszystko będzie dobrze.
napisał/a: Magda 2007-01-09 14:12
być może Sylwia masz rację. ale sądzę, że jak tylko będzie mógł do mnie napisać, to to zrobi i wtedy się okaże co mi w nim napisze... może wtedy chociaż część moich wątpliwości się wyjaśni.
napisał/a: samsam 2007-01-09 14:24
Mam nadzieję. Daj nam znać, jak tylko będziesz coś wiedziała.
napisał/a: natalia.nm. 2007-01-10 09:37
Moim zdaniem, lepiej, że powiedział, że w pierwszej kolejnści musi zająć się sobą, nie powinien rzucać nałogu dla Ciebie ani dla Was tylko dla siebie, dla siebie samego, żeby sam się zmienił, bez względu na to co poźniej będzie on będzie wolny od narkotyków. Jak by zrobił to dla Ciebie lub dla Was to jak byście byli razem i strasznie się pokłócili czy coś on mógłby znowu zacząć, albo zrobić to Tobie na złość itp.

A to ile macie lat nie przeszkadza w prawdziwej miłości, ja miałam 14 lat jak związałam się z moim narzeczonym i też mieliśmy problemy i też się rozstawaliśmi kilkakrotnie i niedługo wychodzę za niego za mąż