On nagle ma watpilowsci! Czy ten zwiazek przetrwa?!

napisał/a: ~gość 2008-06-30 07:17
Mam 23 lata, od 9 miesiecy jestem w zwiazku. On jest tego samego wieku. Poznaliśmy się dzięki Internetowi, kiedy probowalam nazwiac znajmosci przed moim wyjazdem na wymiane studencka. Od początku wiedziałam, że to wspaniały człowiek, uczciwy, rozsądny, dojrzały i bardzo wrazliwy. Tak jest do teraz. Po miesiacu pobytu zamieszkalismy razem. Czuje, ze jestesmy dla siebie stworzeni, nigdy nie bylam tak blisko z nikim jak z nim!

Od zawsze bylam soba- czyli porywcza, impulsywna i czasem zbyt emocjonalna. Z jakiejkolwiek malej rzeczy, ktora mi nie pasuje potrafie zinterpretowac ja w najgorszym swietle i rozpetac wielka awanture, potem jednak zawsze sie godzimy i zapominamy o wszytskim. Wiele razem przeszlismy, przejechalismy razem na stopa cala polnocna Nowa Zelandie, dwie przeprowadzki, kiedy on mial problemy ze zdrowiem ja zawsze bylam przy nim, kiedy ja mialam doly on zawsze mnie wspieral, przezywam z nim najpiekniesze chwile mojego zycia. Nigdy nie klocimy sie o takie pie**oly jak pieniadze, czy sprzatanie, a raczej o uczucia.

Klotnie byly dla niego zawsze wielka masakra... Wiadomo jak to w zwiazku jest, budowanie zaufania zajelo mi sporo czasu, bezpodstawne podejrzewanie, lzy, grozenie, ze odejde setki razy. On nigdy sie nie poddawal, wierzyl we mnie i w nas. I teraz jestem mu za to wdzieczna, kocham go nad zycie, ze nigdy sie nie poddawal, zawsze walczyl o nasze uczuce. Ja tez zawsze bylam gotowa wyciagnac do niego reke. Dlatego teraz wierze w niego, i to ze nigdy sie nie rozstaniemy. Przeciez kochamy sie bardzo. Boje sie jednak, ze jest za pozno.

Zarobil ciezko zarobione pieniadze na bilet do Europy (drugi koniec swiata), zeby byc ze mna, zmienia cale swoje zycie dla mie, zostawia przyjaciol, rodzicow. Za miesiac wyruszamy i od czasu, gdy wyraznie zbliza sie data wylotu, on sie zmienil. Teraz to on rozstrzasa kazdy moj foch. Generalnie jest szczesliwy, ale w okolicach kazdej klotni czuje jakies wielkie rozgoryczenie i rozczarowanie u niego. Ostatnio bylo tragicznie, odwrot sytauacji z podwojnym nasileniem, grozi, ze to nie ma sensu, ja musze o niego walczyc. Jeszcze miesiac temu wyznal, ze nie moze sie doczekac bycia ze mna na zawsze, ze chce miec ze mna dzieci i maly domek.
Czasem pytam sie sama siebie jakim cudem on ze mna wytrzymywal. To jest taki pokojowy i bezkonfliktowy czlowiek... Od samego poczatku powtarzal, ze nie jest w stanie zniesc tych konfliktow, ze sa niepotrzebne i tylko niszcza nasza milosc i oddalaja go ode mnie. Nigdy nie bralam tego powaznie, az do teraz, kiedy on zmienil stosunek do naszego zwiazku. Ostatnio tradycyjnie ja wszczelam klotnie o gole baby w filmie, ze nie chce, zebysmy ogladali t akie badziewie, ze pewnie ktoras mu sie podoba itd. No glupoty, jest to oczywiscie bardzo impulsywne z mojej strony, a on czlowiek rozwazny bierze wszystko do siebie, ze ja mysle on nim zle, i ze jestem jedza. Zaczal miec watpliwosci, napomina mi jaka to ja bylam okrutna w przeszlosci, ze mam trudny charkter, ze on nie widzi przyszlosci ze mna, skoro ja jestem taka wrazliwa na kazdy jego krok, ze on zostawia tu wszytsko, zeby byc z kims z kim nie da sie zrelaksowac. To jest nie prawda... Fakt, ze czesto przesadzam, ale to tylko moje emocje, ktore mijaja w 3 minuty, jak dotad dawalismy z tym rade, z reszta ja pracuje nad soba, zmienilam sie na lepsze i wierze, ze bedzie lepiej. Sam powiedzial, ze gdyby nie ta wielka zmiana, wylot na drugi koniec swiata on bylby spokojny. Czuje teraz tylko od niego taka presje, ze moje male zadarcie nosem, a on juz bedzie gotowy do wyjscia. Wiem jednak jedno, ze wroci...

Gadalam o tym z mama, ona mowi, ze to normalne, ze chlopak przezywa zmiane zycia itd, jedzie na druga storne specjalnie dla mnie, wiec wymaga szczegolnego zrozumnienia i wsparcia.

Podczas ostaniej rozowy, najpierw powiedzial stos przykrych rzeczy on nas, potem ja zaczelam balagac i przypominac mu co razem przeszlismy, przepraszac itd. Na to po obejrzeniu komedii, on zaczal przepraszac i tlumaczyc, ze jest troche zdruzgotany, bo sie boi co z nami bedzie. Nie kocha mnie mniej, nie chce ze mna zerwac, ze przejdziemy przez ten trudny czas i damy rade, i ze przeciez moja babunia czeka na niego z ogorkami kiszonymi w polsce;;;((( itd. Nastepnie rano, jakby nidgy nic mowi 'dzien dobry, kocham cie tak bardzo' i przed wyjsciem do pracy 'nigdy bym nie mogl zostawic mojej mroweczki'.

Nie wiem na czym stoje, jak mam postepowac, prosze was o jakies pozytywne rady. Czy nasza sytuacja brzmi beznadziejnie? Co sie z nim dzieje??? Najukochańsza w moim życiu osoba, doznaje nagle jakis wahan nastrojow i przestaje mowic 'na zawsze'. Prosze o jakies wspierajace rady... Pomozcie...
napisał/a: brunette 2008-06-30 08:36
kiwuska00, myślę, że nie jest takźle. Chłopak przeżywa zmianę zycia, wszystko się zmienia o 360stopini a on nie potrafi sobie z tym poradzić. Myślę,że przez najbliższy okres szczególnie powinnaś panowac nad emocjami i okazywac mu wiele uczucia. Wszystko wroci do normay ale wtedy nie poprzestawaj na laurach. Zycze Ci powodzenia
napisał/a: cynik 2008-06-30 09:28
kiwuska00 napisal(a):Gadalam o tym z mama, ona mowi, ze to normalne, ze chlopak przezywa zmiane zycia itd, jedzie na druga storne specjalnie dla mnie, wiec wymaga szczegolnego zrozumnienia i wsparcia.


Chyba napisałbym to samo co Twoja mama.

Jednak Ty też powinnaś się zmienić. Przede wszystkim - nie rób z igły - widły
napisał/a: sorrow 2008-06-30 10:24
A ja trochę mniej wspierająco. Widzę, że znasz siebie bardzo dobrze... umiesz ocenić swoje słabsze strony. Spotkałaś człowieka spokojnego i rozważnego... świetna sprawa. Znosił wszystkie te "drobnostki" z twojej strony i czieszyłaś się, że taki jest, bo ty nie musisz się zmieniać, a on i tak to wszystko wytrzyma. Tak niestety nie jest, tak to nie działa. Każdy człowiek ma ograniczoną wytrzymałość. Być może ona ma bardzo duży worek na wszystkie uszczypliwości, fochy, drobne awantury i złe słowa z twojej strony.... jednak i on kiedyś się przepełni. Sytuacja w jakiej się znalazł obecnie pokozuje jedynie przedsmak tego, co może czekać cię w przyszłości. Teraz rzeczywiście cały jego spokój i pewność siebie zostają wystawione na próbę, bo zostawia całe swoje "bezpieczne" życie, żeby związać się z tobą daleko od domu. To jednak nie jest największy stres, który go czeka... ten największy będzie jak już przyjedziecie do Polski. To tam go opadnie osamotnienie, tęsknota, rozczarowanie codziennym życiem. Jak wtedy będzie wyglądała jego "tolerancja" na twoje wybryki?

kiwuska00, jeśli ty chcesz uratować ten jakby nie patrzeć wspaniały dla ciebie związek, to musisz działać. Zostawisz to samemu, to zginiesz... nic się samo nie rozwiąże. Możesz oczywiście pokładać nadzieję w nieskończoną cierpliwość swojego partnera, ale jeśli będziesz go tymi szpilkami atakować, to u niego wykształci się znieczulica... zacznie myśleć "znowu to samo, znowu zrzędzi"... tego nie chcesz. Pamiętaj, że dla niego to nie drobnostki, albo "tylko emocje, nic więcej"... to dla niego realne złe chwile w związku, z którymi musi sobie radzić. Lekko przesadzony przykład takiej sytuacji to mąż, który w trakcie kłótni bije w twarz żóne, ale juz trzy minuty później mówi przepraszam, nie chciałem, to tylko moje emocje... jak długo ona wytrzyma wiedząc, że to "tylko" emocje? Duży temperament, żywiołowość, spontaniczność to niezaprzeczalne zalety człowieka, ale stają się wadami kiedy zaczynają niszczyć ci życie. Musisz nauczyć się panować nad sobą, musisz kontrolować wybuchy złości, czy zazdrości. Nie dajesz rady, to idź do specjalisty. Być może to będzie trudna sprawa dla ciebie, ale "nagroda" chyba warta tego poświęcenia i tej "nagrody" ci szczerze życzę :).
napisał/a: LALA 2008-06-30 22:04
kiwuska00 napisal(a):Z jakiejkolwiek malej rzeczy, ktora mi nie pasuje potrafie zinterpretowac ja w najgorszym swietle i rozpetac wielka awanture, potem jednak zawsze sie godzimy i zapominamy o wszytskim.

wątpię, żeby on zapominał
dlatego teraz jak zaczynasz jakąś kłótnię, to u niego włącza się mechanizm obronny i sam od razu przechodzi od ataku, żeby nie zostać zraniony
napisał/a: ~gość 2008-07-01 23:42
dziekuje wam za komentarze, wydaje mi sie ze kazdy ma z was racje... niestety zwlaszcza sorrow... chociaz nie do konca, przeciez jestesmy ze soba 9 miesiecy, wiedzial w co sie pakuje;) przed kupwaniem biletu nawet sie nie zawahal... wiec co, teraz bez ostrzezenia odejdzie ode mnie??!!

rozmawialismy kilka dni temu i on sie tez boi. nie ma wyboru i musi jechac do europy bez wizy i to go bardzo martwi, poza tym nie bedziemy mieli sporo kasy na start, wiec to go przytlacza. jest bardzo niepewny przyszlosci. natomiast ja jestem osoba, ktora nigdy nie przejmuje sie takimi gownami, zalatwianiem czegos. przyjechalam do nowej zelandii rok temu bez wizy, moja matka panikowala, ale ja wiedzialam, ze wszystko bedzie ok... i jest. znalazlam prace w tydzien i wszystko jest super. teraz juz nie moge sie doczekac wrocic na stare smieci.

a moj mily jest totalny odwrot sytuacji, musi miec wszystko zorgnaizowane. powiedzial mi, ze przy tym ja jestem taka wrazliwa na kazde slowo i sklonna do klotni, jak on tam bedzie sam bez nikogo, jak on przetrwa. zaczelam mu mowic, ze przciez niech nie przesadza, nie jestem jakims potworem! zdaza mi sie powiedziec kilka zlych slow, ale na koncu mu ufami i kocham go i zawsze bede przy nim. powtarzal w kolko, ze spowodowalma szkode, zarnilam go. kolejnego dnia rozmawialismy przez 3 godziny. ciagle sie wahal, mowil ze on nie wytrzymuje mojego zachowania, ze tyle razy czekal za sie zmienie i nigdy do tego nie doszlo. sklonil sie nawet powiedziec mi, ze chyba nie jestem ta jedyna i kiedy ja przytaknelam i powiedzialam, ze moze faktycznie zasluguje na lepsza niz ja, zaczal ryczec. ja zaczelam pomalu zdzierac naszych 1000 zdjec ze sciany, odsunelam sie od niego, pomyslalam, powiedzialam wszystko, przeprosilam, zrozumialam i obiecalam zmiane. co jeszcze moge zrobic!? on na to wysuwa ramiona do mnie, ze nie wie co zrobic, za bardzo mnie kocha i za bardzo go obchodze. ale pragnie jednego, zebym nie byla franca i zebym byla mila dla niego... boze... on ma cholerna racje, nikt nie zasluguje na bezpodstawne osadzanie i ciagle nagadywanie. zrobie wszystko, zeby nie doszlo do konfliktow miedzy nami.

wczoraj poprawil mu sie humor, bo rozmiawial z kolega z pracy, ktory jest zareczony. powiedzial; mu, ze to normalne i jego babka tez robi z igly widly, czest tez nie ma pojecia o co sie czepia. wiec chyba nie jest ze mna tak zle
rezultat jest taki, kochamy wiec zostaniemy razem. powiedzial mi, ze boi sie przyszlosci, ma starszych rodzicow, ktory sa u progu zycia. ja jestem osoba, ktora mysli o zalozeniu rodziny tylko za jakies pare lat, chce uzyc zycia i sie najpierw ustatkowac, a on najlepiej ozenil by sie w nastepnym roku, zawsze mi to delikatnie sugerowal. tego pragnie, przynajmniej teraz wiem czego on chce...

nigdy jednak nie chcialam, zeby doszlo do czegos takiego, zeby bedac z nawieksza miloscia zycia, uslyszec takie slowa rozczarowania i zwatpienia... i przestalam juz panikowac i ryczec w poduszke, czas pokaze, jesli kochamy sie na tyle, zeby przejsc te wszystkie niejasnosci, zetrzec sie, to jestem w stanie wrocic do nz dla niego i jakios to wszystko poukladac. mam nadzieje, ze sie poprawie i tym samym on zrozumie czasem moje whania nastojow.

to wszystko jest takie skomplikowane, nienawidze sie za to, ze nigdy nie stralam sie okielznac zlych emocji...

sorrow, przyklad z mezem jest bardzo trafny ja po prostu zawsze bagatelizowalam, ze te moje emocje moga byc takie niszczace dla mojego chlopaka. dziekuje za takie madre i trafne slowa. mam tylko nadzieje, ze moj chlopak nie mowi jednego, a robi drugiego i podczas, gdy niby jest juz dobrze, po kryjomu bedzie rozgladal sie za lepsza kandydatka dla siebie...
napisał/a: sorrow 2008-07-02 00:15
kiwuska00 napisal(a):mam tylko nadzieje, ze moj chlopak nie mowi jednego, a robi drugiego

Nie wygląda na takiego z twojego opisu. Obawia się niepewnych sytuacji, woli miec wszystko zorganizowane - to świadczy tylko o jego dojrzałości. Widać, że planując podróż nie myśli tylko o sobie, ale też o tobie. Jak człowiek jest sam to sobie wszędzie poradzi... tak jak ty pojechałaś na drugi koniec świata. Kiedy natomiast jesteś odpowiedzialna za kogoś innego sytuacja się zmienia. Pilnuj tylko samej siebie, a będzie dobrze. Nie dawaj sobie żadnych "furtek" typu "dziewczyna kolegi mojego chłopaka tez tak robi". Co z tego? To w żaden sposób ci nie pomoże. Ważne, żebyś ty tak nie robiła. Panować nad emocjami... łatwo powiedzieć. Jednak próbuj... to może być fajna zabawa... zamknąć buzię, kiedy na usta ciśnie się sto ciętych odpowiedzi i powiedzieć coś miłego :). To świetna walka z samą sobą... takie sprawdzanie samoego siebie, swojej silnej woli. W końcu, czy to ty panujesz nad własnym życiem, czy jsteś tylko marionetką w jego ręku?
napisał/a: Nemeth 2008-07-02 18:37
Wiesz co, nie bierz tego do siebie, ale ja wcale się mu nie dziwię... Nikt nie lubi się kłócić, nikt nie lubi, gdy w związku się psuje, fochy o byle co, wielkie awantury z błahej przyczyny... Nikt tego nie wytrzyma na dłuższą metę, także MUSISZ się zmienić, bo w końcu on może powiedzieć "pas" nie dlatego, że Cię nie kocha, ale dlatego, że poprzez Twoje zachowanie nie jest w stanie być z Tobą szczęśliwy.
Miłość to nie wszystko, bo chyba nikt z nas nie chce trwać w toksycznym związku?

Jest szansa na utrzymanie tego związku - zmiana Twojego wybuchowego charakteru. Na pewno nie jest to łatwe, ale jeśli niczego nie zmienisz, to najpewniej on prędzej czy później odejdzie, bo przecież związek to nie przypominanie sobie ile się razem przeszło, ile się razem jest, ale jest to odczucie prawie namacalnego szczęścia i PEWNOŚCI co do drugiej osoby. Ja bym nie czuła się pewnie, gdyby ta druga osoba groziła odejściem.
napisał/a: ~gość 2008-07-03 04:38
Nemeth, nie chodzi o to, ze jestem wybuchowa, rzadko podnosze glos. Problem u mnie jest taki, ze wlasnie ‘’robie z igly widly’’ i nie dam spokoju zanim sie wszytsko nie wyjasni. Potrafilam napradwe oskarzyc go o koszmarne rzeczy, ktore jak sie okazywalo nie byly prawda. Podejrzewam ze moja strategia rozwiania zlych mysli jest kiepska. Ale czuje, ze moge to wyszlifowac. Nie ponizam, czy nie wrzeszecze na mojego chlopaka. Ale zgadzam sie, nikt nie lubi sie klocic o bzdury. Mam nadzieje, ze te dlugie rozmowy z nim pomogly i wierzy, ze sie zmieniam.
Jakby nie bylo, nie jestem jakas wiedzma. Kocham go z calych sil, tak jak kocham swoja wlasna rodzine. Matrwi mnie to, ze przez to faktycznie oddlalam go od siebie.... Niby teraz wszystko jest ok, wczoraj powiedzial, ze kocha mnie tak bardzo jak nigdy. Koledzy z pracy go wspierali i widze, ze wszytsko wraca do normy. Jednak wyczuwam u niego jakis zal do mnie. Mam wrazenie, ze jak sie nie widzimy przez 3dni, kiedy on jedzie do swoich rodzicow, on nie teskni za mna…:( Nie chce go stracic, mam nadzieje, ze on pooswiadomie nie postawil na mnie krzyzyka. Naprade dalam sobie na luz i wierze, ze tak juz zostanie. Wasze opinie sa bardzo pomocne, dziekuje slicznie.

[ Dodano: 2008-07-03, 12:30 ]
Nemeth napisal(a): Na pewno nie jest to łatwe, ale jeśli niczego nie zmienisz, to najpewniej on prędzej czy później odejdzie, bo przecież związek to nie przypominanie sobie ile się razem przeszło, ile się razem jest, ale jest to odczucie prawie namacalnego szczęścia i PEWNOŚCI co do drugiej osoby. Ja bym nie czuła się pewnie, gdyby ta druga osoba groziła odejściem.


ale to nie jest takie proste... ludzie przechodza kryzysy, mam nadzieje, ze to tylko maly kryzys... nie chce go stracic... nie wiem, co mam teraz myslec... nie bedzie go przez kolejne 2 dni, wczoraj obiecal, ze zadzwoni i bedzie wysylal duzo sms, a tu tylko dostalalm jeden krotki... on o mnie nie mysli...
napisał/a: Nemeth 2008-07-04 10:22
napisal(a):nie bedzie go przez kolejne 2 dni, wczoraj obiecal, ze zadzwoni i bedzie wysylal duzo sms, a tu tylko dostalalm jeden krotki... on o mnie nie mysli...


Będzie dobrze, musisz wrzucić na luz:) widzę, że znów robisz z igły widły:P (chodzi o jednego sms, a nie całe miliony)... Daj mu luz, daj mu szansę, żeby zatęsknił. To tak jak z małym dzieckiem - gdy mama za nim chodzi, on ucieka od niej, ale gdy ona się oddala, to maluch ją goni (obserwacje z parku:P). Można to odnieść do związku i to chyba jest trafne.

Co ma być to będzie, ale wrzuć na luz. Miłość to zaufanie, ale też własna przestrzeń. Daj mu swoją własną przestrzeń, a między wami będzie lepiej.

9 miesięcy to dość krótki staż w związku, dlatego może on boi się jak będzie za 2,3,10 lat, skoro już teraz kłócicie się o byle pierdołkę...?
Tak czy owak, ja trzymam za was kciuki:)
napisał/a: ~gość 2008-07-06 08:43
wszytsko wrocilo do normy . wydaje mi sie, ze chyba oboje troche zapanikowalismy. on o moje fochy, ja za jego reakcje. kiedy wrocil od rodzicow, poczulam jakbysmy powrocli do tych ''starych dobrych dni''. bede tak trzymac, nigdy wiecej ''widel z igiel''! dziekuje bardzo jeszcze raz za wasze posty! potrzebowalam takich obiektywnych opini i porad. pozrawiam