Nadzieja... Pomocy!

napisał/a: rolnik28 2008-09-07 20:46
Opowiem wam moją historię. Byłem z dziewczyną od ponad 2,5 roku. Raz bywało lepiej, raz gorzej... Ale zawsze potrafiliśmy się dogadać. Ostatnio sytuacja między nami pogorszyła się. Ciągłe kłótnie, zaczepki, zazdrość. Moja dziewczyna stała się obojętna... Starałem się bardzo, ale ona była zimna jak lód. W piatek powiedziała, że nie chce ze mną być. Nie mogę się z tym pogodzić. Spotkałem się z nią dzisiaj i szczerze porozmawiałem.
Powiedziała, że chce poczuć jak to jest być wolną osobą, nie chce się z niczego nikomu tłumaczyć i żyć tak, jak chce. Muszę tutaj dodać, że jestem jej pierwszym i jedynym chłopakiem... Cierpię strasznie.
Powiedziałem jej, że i tak na nią będę czekał i będę o nią walczył. Jesteśmy bardzo zżyci ze sobą, mamy wiele wspolnego i myślę, że naprawdę do siebie pasujemy... Ona też tak uważa... Tylko zaczęlismy być ze sobą chyba trochę za wcześnie... (ona miała 15 lat, ja 16)... Czy jest sens walczyć? Nie mówię, że od razu, ale naprawdę mi na niej zależy i to jest niesamowita sprawa. Z jednej strony ją rozumiem, bo ja w swoim życiu robiłem wiele rzeczy, mioałem dziewczyny... Co zrobić? Odpuścić, czy czekać na odpowiedni moment? Myślicie, że wejdzie w jakiś związek? Mam zamiar się z nią kolegować, chodzimy do jednej klasy, mamy wspólne zajęcia, przyjaźnimy się naprawdę. A ja cierpię. To chyba kobieta mojego życia. Pomóżcie mi się pozbierać.
napisał/a: dżusi 2008-09-07 21:00
rolnik28 , myśle ze powinieneś dac jej trochę czasu, nie prosić o powrot....ale bądz dla niej po prostu dobrym kolega, zagadaj na przerwie, pomóż gdy tego potrzebuje, niech wie ze może na Ciebie liczyć...jesli Ona też Cię kocha i myśli ze do siebie pasujecie, to wróci do Ciebie.
Piszesz,że zaczeliście wczesnie ze soba być. Moze to jest wlasnie powód dla którego zerwala, moze chce "odpocząć" dlatego uwazam ze powinienes dac jej czas, zeby wszystko mogla sobie przemyslec i poukładac.pozdrawiam
napisał/a: rolnik28 2008-09-07 21:16
Uważasz, że lepiej by było, gdyby teraz się "zabawiła", może nawet zrobiła coś z innym chłopakiem. Nie wiem, czy to tylko złudzenie, ale mówię sobie, że może gdyby zobaczyła jak to jest być z kimś innym to doszłoby do niej, jak bardzo ważną osobą jestem w jej życiu... Na pewno jestem, bo ona nie chce mnie stracić. Ale potrzebuje przestrzeni, bo nie zna tej wolności, jakiej ja zaznałem i wiele jej koleżanek w tym momencie. Boję się. Boję się, że jestem zbyt blisko niej... Że będę dla niej ciężarem. Ona jest najcudowniejszą osobą na świecie. Chciałbym być z nią... Naprawdę. Nawet za cenę "zabawiania się" z kimś innym. Czy to nie jest chore?
napisał/a: jacek35a 2008-11-20 21:17
Opowiem Wam moją historię. Zacznijmy od początku.
Po 2,5 roku, we wrześniu zerwała ze mną dziewczyna. Był to dla mnie koniec świata, ale z drugiej strony liczyłem, że w końcu wszystko jakoś się ułoży, bo w związku nie szło nam ostatnimi czasy najlepiej... Było ciężko, ale właściwie już po kilku dniach sytuacja zaczęła się stabilizować. Mamy wspólne zaintersowania, razem się uczymy (mamy po 18 lat)... Znowu zaczęliśmy zachowywać się jak para. Spotykaliśmy się intensywnie. Niby nie byliśmy razem, ale dało się odczuć tę chemię.

I nadszedł ten okropny poniedziałek... Około 5 października... Byłem cholernie zazdrosny o jednego kolegę. Przez przypadek moja dziewczyna zostawiła komórkę w sali po lekcji i ją zabrałem. Coś mnie ciągnęło, żeby zajrzeć do skrzynki... Zajrzałem... Pisała z nim... Pisali, że się kochają i różne inne rzeczy, które bardzo mnie zabolały. Zwłaszcza z tego powodu, że w tym samym momencie poprzdniego dnia podobne słowa pisała do mnie. Czułem się oszukany, załamany, nie widziałem już żadnej przyszłości...

Pamiętam, że w sobotę przed tym feralnym poniedziałkiem miała się spotkać z tym kolegą i jego koleżanką. Ale się nie spotkała... Potem skojrzyłem, że w piątek, wkurzona na mnie i podpita chyba mu pierwszy raz napisała takie "miłe słówka". Potem już, jak widać, poleciało. Mówiła mi, że tak mu napisze (w złości), ale potem wszystko odkręciła i powiedziała, że tak tylko chciała się ze mną podrażnić.

Gdy rzuciłem jej w twarz tą całą komórką zaczęła mnie prosić. Powiedziała, że nie miała na takie pisanie ochoty, że się głupio wkręciła, że tak wcale nie jest i nie było... Z jednej strony mówiła, że żałuje, że zrobi dla mnie wszystko, ale gdy mówiłem cokolwiek, co jej się nie spodobało, negowała to, mówiąc: "I tak nie jesteśmy parą!".

Okropnie się czułem. Trudno mi było uwierzyć w to wszystko. Najgorszy w tej całej sytuacji był fakt, że od pewnego czasu wszyscy nasi znajomi mówili mi, że między nią a nim coś musi się dziać (tak od końca czerwca 2008). Moja dziewczyna próbowała mi tłumaczyć, że ją ograniczam, że jestem zbyt zazdrosny... Broniłem jej... Ale teraz nie wiem, czy słusznie.

To jeszcze nie koniec mojej historii.

Mijały dni. Emocje powoli opadały. Pomyślałem: "Kurcze, naprawdę się stara, może warto coś z tym zrobić..."... My naprawdę pasujemy do siebie jako ludzie i myślę, że gdyby nie wiek, w którym zaczęliśmy ze sobą być (15-16 lat - jestem jej pierwszym chłopakiem) to pewnie układałoby się nam lepiej. Ona żaliła mi się, że zazdrości swoim koleżankom, które mogą robić wszystko, czego zapragną, bo sama nigdy takiego czegoś nie doświadczyła. Mówiła, że nie chce się już przed nikim ze wszystkiego tłumaczyć itd... Często takie coś słyszałem, ale mimo tego dalej się ze mną spotykała i zachowywała jak moja dziewczyna!

Moje emocje zostały uśpione. Złość też.
Tylko cały czas na drodze stoi mi ten nasz kolega. W sumie wspólny. Mamy z nim często styczność i ona nie widzi nic złego w rozmawianiu z nim, pomaganiu mu w sprawdzianach... A mnie to tak wkurza. Wkurza mnie, że nie potrafi niczego dla mnie poświęcić. Że zachowuje się jak najgorsza egoistka. Gdy już nie wytrzymuję i mówię jej o tym, najczęsciej słyszę: "Ale my przecież i tak nie jesteśmy parą..."... A jak mamy być parą, jak ja nie wiem, czy nie wywinie mi znowu jakiegoś numeru. Ja nie wiem, czy dalej niczego między nimi nie ma... Nie wiem... I cierpię... I się boję...

Kiedy jest na mnie wkurzona to od razu do niego leci i siedzi zadowolona, gadając nie wiem, o czym. Ja wiem, że jesteśmy młodzi, że mamy przed sobą długą drogę, ale ja nie zasłużyłem na takie traktowanie.

Naprawdę się starałem. Próbowałem coś zbudować od nowa. Ale ona nie potrafi niczego dla mnie poświęcić i, co gorsza, nie widzi w tym nic złego. Albo to ja jestem jakiś nienormalny, albo świat stanął na głowie. Bardzo się dzisiaj o to pokłóciliśmy.

Usłyszałem, że ja trzymam jak w klatce i nie ma zamiaru tak żyć do końca swoich dni. Tylko dlaczego nie da mi spokoju? Wykorzystuje to, że naprawdę ją kocham? Zawsze może na mnie liczyć... I mogłaby w każdyj sytuacji. Czy to, że jestem jej pierwszym chłopakiem przekreśla szanse na szczęśliwy dojrzały związek? Kiedyś myślałem, że tak, ale po naszym rozstaniu we wrześniu doszło do mnie, że tak naprawdę to "próbowanie" to często jedna wielka bujda i pretekst.

Co mam zrobić? Od razu powiem, że nie mogę jej olać, bo jest wspaniałą i wartościową osobą. Wiem, że ona mnie też za takiego ma. Bardzo się przyjaźnimy i jesteśmy ze sobą zżyci. Jest jakieś wyjście?

PROSZĘ!!! POMOCY!!!
napisał/a: ~gość 2008-11-20 22:46
Nie masz tam wokoło żadnej dobrej i kochającej dziewczyny? ;D

Dojrzały związek to nie jest kwestia wieku choć wszyscy wiedzą że po kilku latach może sie poprzestawiać i ten "dojrzały związek" zwyczajnie sie znudził bo "chcę się bawić" lub pojawiło sie nowe ciacho/nowa laska i nasz mózg sygnalizuje aby wyrzucić aktualnego partnera na wysypisko i zająć się tym nowym. Słyszałam że człoiwek w pełni sie krystalizuje mając 28 lat, ale tutaj bardziej by pasowało słowo "kryzys 30 roku" ;D do tego czasu wszystko nam sie zmienia lub może pozmieniać - wszak to tylko teorie. Równie dobrze mogę powiedzieć, że z facetem to warto być do 46 roku życia, później trzeba go kopnąć w tyłek na wszelki wypadek gdyby miał sobie znaleźć młodziutką paniusię na boku i z nia zdradzać.

Wiesz, obawiam sie że ona sobie działa na dwa fronty. "Raz spędzę z tym czas, raz tym, pourozmaicam sobie życie emocjonalno-erotyczne". Inna opcja to porównywanie. Ty rywalizujesz z tamtym w konkursie o nazwie "z kim powinnam się związać" bezsensowne, żałosne i krzywdzące.

A na jakiej podstawie uważasz że jest wartościowa? wiesz, o człowieku świadczy całokształt.
Powinieneś się od niej uwolnić bo to ci tylko zaszkodzi.

Sytuacja mi się nie podoba, jej zachowanie jest dziwne. Raz sie rozstajecie, raz nie , raz mówi że czuje sie pod presją ,innym razem stara się ,a to znowu wyskakuje z "nie jesteśmy parą"
Jesteś w stanie wytrzymać takie huśtawki? w ogóle co zamierzasz?
napisał/a: sorrow 2008-11-21 00:17
jacek35a, drobna uwaga techniczna ode mnie. na tym forum posługujemy się tylko jednym kontem, żeby nie wprowadzać zamieszania. Proszę cię, żebyś kontynuował swoją historię uzywając swojego pierwszego konta rolnik28.
napisał/a: jacek35a 2008-11-21 00:34
BeatrixKiddo napisal(a):

Wiesz, obawiam sie że ona sobie działa na dwa fronty. "Raz spędzę z tym czas, raz tym, pourozmaicam sobie życie emocjonalno-erotyczne". Inna opcja to porównywanie. Ty rywalizujesz z tamtym w konkursie o nazwie "z kim powinnam się związać" bezsensowne, żałosne i krzywdzące.

A na jakiej podstawie uważasz że jest wartościowa? wiesz, o człowieku świadczy całokształt.
Powinieneś się od niej uwolnić bo to ci tylko zaszkodzi.

Sytuacja mi się nie podoba, jej zachowanie jest dziwne. Raz sie rozstajecie, raz nie , raz mówi że czuje sie pod presją ,innym razem stara się ,a to znowu wyskakuje z "nie jesteśmy parą"
Jesteś w stanie wytrzymać takie huśtawki? w ogóle co zamierzasz?


Ech... Napiszę jutro o tym więcej, bo mój megadługaśniosuperowy wpis nie dodał się z pewnego powodu ... Powiem tylko tyle, że nie mogę powiedzieć, że gra na dwa fronty. To ze mną spędza praktycznie swój cały wolny czas. Z nim się naprawdę nie spotyka.

Ja też nie jestem wcale taki święty. Ludzie, trochę więcej samokrytycyzmu. Moim zdaniem za rozpadem związku tylko w niewielu przypadkach stoi tylko jedna ze stron.
napisał/a: Zakk 2008-11-21 02:09
jacek35a napisal(a):
Albo to ja jestem jakiś nienormalny, albo świat stanął na głowie.


codziennie zadaję sobie to samo pytanie i chyba odpowiedź jest po środku, tak gdzie "przecinek"...
napisał/a: ~gość 2008-11-21 08:14
jacek35a napisal(a):
Ja też nie jestem wcale taki święty. Ludzie, trochę więcej samokrytycyzmu. Moim zdaniem za rozpadem związku tylko w niewielu przypadkach stoi tylko jedna ze stron.


Trzeba było tak od razu, poczekam na dalszy ciąg historii. A niestety w wielu przypadkach zwiazek sie rozpada przez jedną ze stron. Nie zawsze obie są winne.
napisał/a: jacek35a 2008-11-21 14:29
BeatrixKiddo napisal(a):

Trzeba było tak od razu, poczekam na dalszy ciąg historii. A niestety w wielu przypadkach zwiazek sie rozpada przez jedną ze stron. Nie zawsze obie są winne.


No to zacznę znowu zacznę od początku. Jak już mówiłem po zerwaniu było mi źle, ale dalej zachowywaliśmy się jak para. Potem było jeszcze gorzej... Ale też zaczęło mijać i wyglądało na to, że może w końcu się ułoży... Od pewnego czasu jesnak ta cała sytuacja zaczyna mnie denerwować. Już nie patrzę na związek jak gówniarz, po prostu zastanawiam się, czy nie chciałbym właśnie z tą kobietą założyć rodzinę, dom...

Jesteśmy do siebie bardzo podobni, nawet jeśli chodzi o złe cechy. Bardzo często robimy sobie na złość, lubimy się ze sobą drażnić. Czasami kłótnie są staszne. Ale mijają...
Nie możemy "na siebie trafić"... Jak jedno uważa, że to nie ma sensu to drugie jest pełne energii i nadziei.

Ona jest osobą bardzo zazdrosną, ja niestety również bywam zazdrosny. Chociaż moja zazdrość (i tutaj się nie wybielam) zawsze była jakaś taka bardziej konstruktywna i po pewnym czasie okazywało się, że miałem rację co do danego faceta (sama mi przyznawała rację) :) Po prostu wiem, co robią i jak zachowują się podkochujący się w danej dziewczynie mężczyźni.

Bardzo lubię zwracać na siebie uwagę. Ona też. Różne teksty, gesty... Sami wiecie. Taki krzyk: "Niech w końcu będzie dobrze, przecież może być ok!"... Tylko strach pozostaje ten sam. Naprawdę boję się i mam blokadę.

Często słyszę, że ją ograniczam, że zazdrości swoim koleżankom, które mogą robić wszystko i, przede wszystkim, nie muszą się ze wszystkiego przed kimś tłumaczyć. Rzeczywiście, parą zaczęliśmy być bardzo wcześnie i to też jest jeden z problemów.

Ech... Jedno postanawiam na pewno: KONIEC Z ROBIENIEM SOBIE NA ZŁOŚĆ. Koniec z tekstami typu: "Nie jesteśmy przecież razem" i z mojej, i z jej strony. Ja to robię, żeby zwrócić na siebie jej uwagę, a ona? Nie wiem...

[ Dodano: 2008-11-23, 12:39 ]
Ech... Dzisiaj to mam niezłego doła. Dlaczego nie możemy się dogadać? Bardzo ją denerwuje jak jestem zazdrosny i wtedy jest beznadziejnie... Ale kiedy zachowuję się normalnie to wszystko jest świetnie. I mogłoby tak być, ale w pamięci wciąż coś pozostaje.

I to trochę tak, jakbym nie miał prawa do żalu i bólu po takim czymś. Zamiast mnie przekonywać i walczyć o zaufanie to ona się wkurza i obraża. Mówi, że nie może tak żyć, że ją ograniczam... Ale czy ja nie mam prawa do szczęścia? :(
napisał/a: jacek35a 2009-02-22 01:08
Nasz związek prawie przez trzy lata był bardzo przyjemny. We wrześniu tamtego roku zaczęło się psuć. Moja ex zaczęła zwracać uwagę na pewnego kolegę, ale szybko się ta znajomość wypaliła. Było lepiej. W czasie sylwestra poznała innego chłopaka. Zaczęli ze sobą gadać na GG. Powiedziała mi po imprezie, że podoba jej się z wyglądu. Dzisiaj dowiedziałem się, że bardzo dużo ze sobą rozmawiali, ona wciąż o nim myśli (pisze tak do swoich koleżanek), wypytuje o niego jego znajomych... Spotyka się z nim nawet.

No nie powiem, nie było ostatnio najlepiej, czułem, że coś się święci, ale nie rozumiem, dlaczego mnie tak oszukiwała. Dużo osób wiedziało, co się dzieje, nawet moi dobrzy przyjaciele, ale nikt nic mi nie powiedział. Bardzo się starałem coś naprawić, myślałem, że jest lepiej. A tutaj szok.

Tragedia.

Dalej mi mówi, że ona go tylko lubi itd.... Ale z tego, co mówiła koleżankom wynika coś zupełnie innego.

Problemem jest to, że uczymy się razem w klasie... Robimy wiele rzeczy wspólnie, jesteśmy zaprzyjaźnieni... Ona mi będzie nadal suszyła głowę, mówiła, że mnie nie oszukuje itp... Co ja mam zrobić? Naprawdę ją kocham. Czy uwierzyć?

Czuję się zdradzony. Tak psychicznie. Nienawidzę kłamstwa. Ale czuję, że mógłbym o wszystkim zapomnieć, gdybym wiedział, że mnie kocha.

Jak już wspominałem, nie było najlepiej ostatnio. Mocno się kłóciliśmy. Myślę, że to miało związek z tym chłopakiem. Dopiero teraz to do mnie doszło. Pytałem: "Może coś ważnego dzieje się w Twoim życiu, może jesteś zakochana?"... Slyszałem: "NIE!"... A dzisiaj jak ta cała sprawa wyszła, to co zrobiła? Poszła spotkać się Z NIM!

Ale dalej słyszę: "NIE KŁAMIĘ!", "ON JEST FAJNY, ALE GO TYLKO LUBIĘ!"...
Co mam zrobić. Jesteśmy ze sobą mocno związani w szkole, poza szkołą.

Jak zakończyć taki toksyczny związek?

Czy mam zacząć szukać na siłę jakiejś przejściowej partnerki? Może się zakocham? Jestem załamany.
napisał/a: ~gość 2009-02-22 13:31
jacek35a, Nie zalamuj sie.Porozmawiaj z nia ostatni raz-tak naprawde szczerze.Gdy znow zaprzeczy i powie tak jak dawniej,ze tylko go lubi,to zaproponuj,ze spotkacie we 3..Jezeli odmowi,to powiedz,ze nie zgadzasz sie na to,zeby sama sie z nim spotykala.Jezeli zrobi to mimo twoich zakazow...mysle,ze laczy ich cos wiecej niz kolezenstwo.A wtedy juz bedziesz mial sprawe jasna!
Nie mysl w ten sposob ,ze to czy tamto Was laczy.To jest malo wazne,jest wiele innych osob w klasie czy poza nia ,z ktorymi mozesz zlapac super kontakt.Glowa do gory!