Moja historia bez Happy End

napisał/a: kosmitbART 2007-12-31 23:47
Witam.
Od niedawna jestem na forum. Dziś kończy się ten podły rok, a ja właśnie wróciłem do mojego pustego domu po pracy. Czując się okropnie postanowiłem podzielić się historią mojej miłosnej tragedii, jednak nie po to by czekać na radę tylko porostu chce się z kimś tym podzielić bo nie mam z kim pogadać, a anonimowość na forum daje mi pewien komfort.
Nie wiem od czego zacząć więc zacznę od początku. Moją kochaną M. poznałem 9 lat temu. Byłem wtedy młody i pełen ideałów, ona jeszcze młodsza różnica wieku 5 lat. Na początku przez pierwsze 6 miesięcy byliśmy tylko przyjaciółmi, potem coś się zaczęło, co teraz mogę nazwać największą miłością mojego dotychczasowego życia, bo praktycznie jedyną. Byliśmy młodzi zakochani dla nas obojga był to pierwszy poważny związek. W harmonii i szczęściu przetrwaliśmy dobre 4,5 roku. Los chciał, że musiałem wyjechać na szkolenie stacjonarne trwające 9 miesięcy. W tym czasie wracałem do domu i ukochanej co drugi weekend. To szkolenie dało mi nieźle w kość szczególnie psychiczni. Z dala od domu wspólnie z kolegą z kursu, w czasie wolnym wychodziliśmy jak najczęściej na dyskoteki chcąc odreagować stres. Tam poznałem koleżanek (z góry uprzedzam nie było sexu) była to właśnie prawdziwa przyjaciółka taka od serca. I wtedy właśnie zacząłem czuć się podle, ponieważ z mojego punktu widzenia ta przyjaciółka była dla mnie właśnie namiastką zdrady. Szczególnie, że z perspektywy czasu wiem, że dla niej było to coś więcej niż przyjaźń. W tym czasie trochę się oddaliłem od mojej ukochanej i zacząłem mieć pewne wątpliwości, które jednak zakończyły sie wraz z końcem szkolenia. Po powrocie do domu rozpocząłem prace w nowej firmie (jakiej myślę nieważne). U mojej ukochanej M. w domu zaczęło robić się bardzo nieciekawie (ojciec miał sprawę o znęcani się nad rodziną, a moja ukochana była pierwszą pokrzywdzoną). Mając już możliwości finansowe, postanowiłem zaradzić temu wszystkiemu i zabrać, ją z tego "niedobrego" domu. Kupiłem mieszkanie, jednak pod naciskiem jej matki "jak zamieszkacie razem bez ślubu to ...", było to już po zakupie mieszkania. Uchodziliśmy wtedy za idealną parę, zresztą sami tak o sobie myśleliśmy. W trzy miesiące zorganizowaliśmy ceremonię ślubną. No i tym sposobem szczęśliwi małżonkowie zamieszkali razem w swoim nowym mieszkanku BAJKA. No i zaczęła się szara rzeczywistość. Ona bez pracy studiująca zaocznie (bo studia dzienne nie wchodziły w grę, nie mogliśmy żyć bez siebie), utrzymywaliśmy się z jednej pensji z uwagi na szereg opłat (studia, kredyt mieszkaniowy, opłaty) nie zostawało nam zbyt wiele, jednak byliśmy szczęśliwi. Ona szukała pracy, pierwsza była nieciekawa, wielogodzinna i mało płatana. Nie chciałem patrzeć jak się tam marnuje i wykańcza i udało się mi zupełnie przypadkowo załatwicie jej pracę w miarę dobrze płatną i w dobrych warunkach. Czas mijał. Bardzo się przejmowałem wtedy naszymi finansami, w międzyczasie popadłem w konflikt z przełożonymi i tym razem ja miałem niezbyt przyjemną robotę w dodatku pracując weekendy, święta w tygodniu nocki i popołudnia. Był to jednak nasz jedyny stały i stabilny zarobek, nie mogłem z tej pracy rezygnować. Zaczęliśmy się w domu mijać, ja w dodatku znalazłem sobie (teraz to wiem, że chyba w dowartościowania) hobby w postaci gier online typu Ogame, kto grał to wie co to znaczy :( Zacząłem mnij dbać o szczegóły, jak porządek w domu, pranie sprzątanie. No i tak nasze życie zaczęło się rozbiegać. Zaczęły się kłótnie i całe to zło małżeństwa....
Do tej pory miałem do mojej M. pełne 100 % zaufanie i w ogóle wzór konspekt. Pewnego listopadowego dnia, zadzwonił to mojej M. telefon, który leżał na przedpokoju. Wstałem i chciałem jej go podać. Ona się zerwała i praktycznie wyrwała mi telefon z ręki. Dzwoniła jej mama, jednak dziwne zachowania nie dało mi spokoju i w nocy zrobiłem moją pierwszą w życiu przetrzepię jej telefonu. SMSy od jej kolegi z pracy typu "jesteś jak kwiat Lili, kiedy Cię widzę to serce mi wali" :) no może nie dokładnie ale coś w tym stylu :). Wtedy zupełnie nie wiedziałem co mam zrobić. zapytałem n drugi dzień moją ukochaną o te smsy, oczywiści byłem okropnie zły. Moja M. odpowiedziała, że to jej przysłał ten kolego, bo jego kolega takie wiersze pisze i on jej chciał ukazać tą wielką poetycką sztukę swojego kumpla. To samo potwierdził on ten jej kolega Mr. A JA GŁUPI IDIOTA uwierzyłem, bo przecież miałem 100 % zaufanie, które po tym incydencie zmniejszyło się do 99,9% (oczywiście ten fragment powinien być szerzej opisany, jednak dokładnie już go nie pamiętam) podzieliłem się wtedy, tym co mnie spotkało z moim kolegą, który od razu oświecił mnie, że powinienem być bardziej uważny i co najmniej doraźnie dokonywać kontroli. Ja jednak to zbagatelizowałem i zamknąłem się dalej we własnym świecie...

(jestem już zmęczony CDN jutro..., jestem tylko ciekaw cy ktoś przeczyta tą historie, Szczęśliwego Nowego Roku)
napisał/a: Shizuka1 2008-01-01 01:50
och, nic mi nie mó, u mie też jest niewesoło. Jak się ta historia toczy dalej?
napisał/a: kosmitbART 2008-01-01 11:13
To co opisuje teraz to dla mnie zdarzyło sie wieki temu ...

cz.2

Teraz opowiadanie wymaga trochę bardziej szczegółowego wprowadzenia w temat.
M. wtedy pracowała (jak już wspomniałem) w firmie, w której poznała swoja najlepszą przyjaciółkę B., przyjaciółka ta była siostrą tego co pisał do mojej M. te SMSy czyli Mr. Natomiast Mr. i mąż przyjaciółki B. byli długoletnimi przyjaciółmi i szwagrami. (Wszystko to pogmatwane jak w brazylijskiej telenoweli.) Mr. pracował też w tej firmie ale na innych zasadach, on był jednoosobową firmą świadczącej usługi (Przedstawiciel Handlowy) do tego świetnie zarabiał od 6-10 tyś. miesięcznie, nienagannie i drogo się ubierał, jeździł prywatnym dobrej klasy i nowym samochodem. Był żonaty, posiadał roczne dziecko. W środowisku kobiet miał wysokie notowania do tego twierdzi, że szuka żony Od czasu jak moja M. zaczęła pracować w tej firmie to wspólnie z Mr., przyjaciółką B. i jej mężem A. spędzaliśmy razem czas. I mogę w pewnym sensie powiedzieć, że to byli moi koledzy. Mr. z racji wykonywania zawodu miał całą kilku fałszywych przyjaciół. Byli to lokalni przedsiębiorcy. Wszyscy wspólnie organizowali prywatki, przyjcia, grę w kosza, piłkę ręczną itd. Oczywiście wspólnie z moją ukochaną M. uczestniczyliśmy w tych wspólnych spotkaniach. Jednak mi to środowisko przestało opowiadać byli po prostu fałszywi oceniali ludzi po zarobkach i posiadanym majtku. I zacząłem to środowisko stopniowo opuszczać, aż w końcu wycofałem się całkowicie. Moja ukochana M. niestety nie mogła zerwać z tym środowiskiem była nim zafascynowana (wtedy tego nie wiedziałem ale zaczęła już poważnie traktować swojego Mr.) Nie potrafiłem jej z tego wycignąc a wszelkie próby wywoływały tylko kłótnie ... zaczęło się na poważnie u nas w związku psuć. W końcu przestałem reagować i pozwoliłem jej żyć tym życiem.
Mojej ukochanej M. pozwalałem w tym czasie na wszystko na co miała ochotę. Chodziła na basen, fitness, uczestniczyła w tych towarzyskich spotkaniach. Ja prowadziłem życie według swoich zasad i z moimi przyjaciółmi. Stopniowo nasze życie zaczęło się mijać... już wtedy zacząłem czuć się samotnie, a próby zmiany stanu rzeczy działały tylko na moją niekorzyść i z fatalnym skutkiem dla naszego związku.
Zacząłem obserwować jak moja ukochana M. się zmienia. Zaczęła mieć kompleksy na temat naszych możliwości finansowych. Wyrzygiwała mi, że mało zarabiam. I, że zamiast zajmować się moim hobby i tym o mnie interesowało, powinienem raczej znaleźć sobie druga pracę.
Następnie zaczęła się krytyka wszystkiego co nas dotyczyło, nasze mieszkanie było do banii, samochód złomem, a nasze dotychczasowego życie złe.. W dodatku wśród rodziny i moich znajomych moja ukochana zaczęła mnie oficjalnie krytykować. Miała do mnie pretensje, że nie mam celu życiu. Zaczęła mieć potrzeby własnego wielkiego domu, nowego samochodu, wycieczek zagranicznych i tego wszystkiego na co nie było Nas stać. Do tego wpadała w jakieś dziwne wahania nastroju, w naszym mieszkaniu zaczęła się dusić i coraz częściej nie była w nim obecna. Jedyne co jej sprawiało przyjemność to kontakt z tym środowiskiem i wyjazdy na studia do odległego miasta... Nic na to wszystko nie mogłem porazić, jednak cieszyłem się, że gdzieś wychodzi i że ma te studia i że chociaż to daje jej szczęście. JAKI JA WTEDY BYŁEM GŁUPI...
Robiłem tak jak doradzi mi kolega, który w tym czasie stał się moim przyjacielem. Zacząłem ją doraźnie kontrolować. Jednak te kontrole nic niepokojącego nie wykazywały. Tak minęły 3 miesiące.
Dla mojej ukochanej M. apetyt rósł w miar jedzenia, zaczęła mnie pytać, czy może z koleżankami jeździć na całonocne dyskoteki do odległych miast. Już wtedy zacząłem czuć, że nie opanuje zupełnie nad naszym związkiem. Zacząłem jej zabraniać, a rozmowy na temat nas kończyły się jak zwykle wielką kłótnia. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać i sypiać. Pewnego dnia moja M. oświadczyła, że jedzie na jedna z takich środowiskowych imprez jako kierowca Mr. i jego przyjaciela A. Nie miałem wyjścia wyraziłem zgodę. Wróciła bardzo późno sama luksusowym samochodem Mr. Na drugi dzień starłem ię z nią rozmawiać, jednak robiła wrażenie zupełni obcej, a próby kontaktu fizycznego były starannie przez nią oddalane. tym momencie zadzwonił pan Mr. i poinformował ją, że przyjedzie po swój samochód. I że ma przygotować podanie do pracy, która jej załatwi (poszukiwała wtedy lepszej pracy), wyszła z domu i nie było jej kilka godzin. Wróciła jak zwykle nieobecna i obca. Wtedy na pozwanie zaniepokoiłem się stanem naszego związku... CDN

[ Dodano: 2008-01-01, 11:35 ]
Zapomniałem o ważnym szczególe. Mieliśmy wspólnego sylwestra. To znaczy Ja z moja ukochaną M. wspólnie z przyjaciółką B. i jej mężem A., panem Mr. jego żoną oraz kilkoma innymi osobami, których nie znałem. Oczywiści na tego wspólnego sylwestra nalegała moja M. Było nawet miło do czasu , gdy żona Mr. zaczęła mówić o tym jak to on jej nie kocha. Potem Mr. i A. zaprosili swoich przyjaciół ze środowiska. Którzy po tym jak przyjechali, zaczęli się rządzić i robić zamieszanie. Moja M. siedziała mi na klonach, jeden z tych zaproszonych, zaczął pod naszym adresem robić jakieś głupie uwagi. Nie wytrzymałem wstałem i postanowiłem opuścić to towarzystwo. Moja M. wstała razem e mną ale wspólnie z przyjaciółką B. nakłaniały mnie do pozostania (z uwagi na to e moja M miała pomóc przy sprzątaniu po imprezie) zaproponowała, żebyśmy do rana przenocowali na piętrze domu. Na co w końcu dałem sie przekonać. Położyliśmy sie wspólnie ale moja M. nie mogła zasnąć. Kiedy się obudziłem bardzo wcześnie nad ranem mojej ukochanej nie było ze mną, zorientowałem się ze siedzi z tym towarzystwem, co bardzo mnie bardzo wtedy rozzłościło. Nikomu nic nie mówić pojechałem do domu... Po około 5 godz. zadzwoniła moja M. z pytaniem gdzie jestem? Ja jej zgryźliwie odpowiedziałem "To Ty nie wiesz gdzie jest Twój mąż??" Nie przyjechała do domu, pojechałem po nią. Towarzystwa już nie było został tylko Mr. przyjaciółka B. i jej mąż A. zapanowała cisza przed burzą. Później w rozmowie z M. powiedział, ze po tym jak ją tak zostałem nie mamy o czym gadać i już jej na niczym nie zależy... Bardzo wtedy żałowałem, że tak postąpiłem i żałuj do dziś (emocje jednak wtedy wzięły górę).
napisał/a: Asior 2008-01-01 19:28
No musze powiedzieć, że niezłe miałes z nią jazdy. A jaki jest dalszy ciąg tej historii?
napisał/a: kosmitbART 2008-01-01 21:46
Właściwie to "jazdy" jeszcze nie było...

cz.3

Zupełnie nie wiedziałem co robić... Więc zdałem się na pomysł mojego przyjaciela i postanowiłem w komputerze zainstalować keylogera. Szukałem odpowiedniego narzędzia. Znalazłem bardzo fajny i profesjonalny program o nazwie 007 Spy, miałem techniczny problem z instalacją ponieważ mój av nie pozwalał na jego istnienie w kompie. Poradziłem sobie zmieniając av na inny. Przez kilka dni nic nie wzbudzało moich podejrzeń. Znalazłem także program do odzyskiwania archiwum gg. Znalazłem jej rozmowy z Mr. jednak rozmawiali szyfrem i w przenośni (I ZNOWU STWIERDZAM ZE BYŁEM BARDZO GŁUPI bo po fakcie te rozmowy zaczęły być dla mnie zrozumiałe i bardzo jednoznaczne). I nastał w końcu ten dzień, w którym pękło słońce. Po powrocie z nocki w pracy, usiadłem do komputera... Program prócz rejestracji wpisywanego txtu robił screenshot'y, więc skupiłem sie na lekturze tych zapisów. Znalazłem lewy email i czytam ... "Mój ukochany jutro nie ma szkoły do diaska..." W pierwszej chwili myślę sobie, po co ona do mnie to pisze, przecież wiem, e nie ma zjazdu ( znowu muszę przyznać jaki byłem GŁUPI) nagle olśnienie przecież to nie do mnie. Ku.... co jest. Czytam dalej... emaile były pisane w bardzo romantycznym stylu, a pisali do siebie jako Romeo i Julia (mam do dziś te zapisy ale niechce do nich sięgać) Opisywała w nich jak z nim tęskni, jak bardzo go kocha... Opisywała nasz wczorajszy dzień, a moją próbę kontaktu cielesnego jako ATAKI. Zacząłem się trząść miliony myśli w głowie. Po godzinie poszedłem się położyć obok niej, miałem plan, że nic jej nie powiem, że złapie ich na gorącym... Położyłem się obok niej, byłem roztrzęsiony. On coś wyczuła, wiedziała, że byłem przy kompie. Zaczęła mnie pytać co mi jest? Ja ściemniam, że chyb jestem chory i mam gorączek. Pytała co robiłem przy kompie, ja że sprawdzałem co słychać w grze. Leżeliśmy tak chwile bez słowa. Nagle coś we mnie pękło i zapytałem w prost. Czemu mnie zdradzasz z Mr. Ujrzałem jej twarz (pamiętam to spojrzenie do dziś) wielkie źrenice i zdziwienie. Mówię do niej, że się zmienię, że będę lepszy, że będę ... Moja M. odpowiedziała (pamiętam wszystko jak by to było dziś) Dla ciebie jest już za późno. Zacząłem przesłuchanie, kiedy, co jak robili? Powiedziała mi wszystko (wtedy tak myślałem) Wynikało z jej słów, że sie w nim zakochała, że robili wszystko prócz stosunku cielesnego. Spotykali sie jak jeździła na zjazdy, w pracy się ciągle kontaktowali. Że chce być z nim ... Zupełnie nie wiedziałem co robić. Pojechałem do kolegi, był także po nocy. Jednak mnie przyjął widziałem ze był strasznie zmartwiony. Jedyne co mi powiedział to, że mnie ostrzegał, nie chciałem wierzyć. Nie chciałem mu sprawiać kłopotu. Wyjechałem nie wiedząc gdzie. Sama jazda samochodem była dla mnie problemem, jeździłem po krawężnikach, zacząłem stwarzać zagrożenie dla siebie i innych. Zatrzymałem samochód i zdzwoniłem do jego żony. Ni chciała wierzyć, przecież mieli roczne dziecko. Nie uwierzyła mi. Powiedziałem że mam dowód emaile. chciała je zobaczyć, była na studiach i umówiliśmy sie na popołudnie. Nie wiedząc gdzie jechać, trafiłem do rodziców. Kazałem im usiąść i oznajmiłem, że sie rozwodzę. Rodzice doradzili mi spokój i zorganizowali spotkanie z teściową, na które przyjechała żona i ja. Rodzice chcieli wiedzieć o co chodzi (może tak nie powinno być ale wtedy nie myślałem nie miałem zupełnie do niczego głowy). Moja M. zaczęła mówić, powiedziała że całe nasze małżeństwo było wielkim nieporozumieniem, że go kocha i że nigdy mnie tak nie kochała (nie mogłem uwierzyć w to co mówi i że była taka odważna i przekonana o tym co mówi). Zjadłem całe mnóstwo tabletek uspokajających M. gdzieś pojechała, a narad rodzinna okazał się wielkim fiaskiem. Nie spałem 48h, nie mogłem spać, poszedłem do lekarza dostałem L4, załamany, zrezygnowany, z myślami krążącymi po głowie wróciłem do pustego domu. Bylem rozżalony i płakałem jak dziecko. W międzyczasie spotkałem się z jego żona przekazałem jej dowody i zostałem sam z sobą. Nie wiedziałem, że "walka" dopiero sie zaczęła i że późniejszy los przyniesie to co przyniósł.

CDN
napisał/a: sorrow 2008-01-02 00:01
Szkoda, że nie trafiłes na to forum zanim to sie stało. Mnóstwo błędów mógłbyś uniknąć... ale z drugiej strony kto tu wpada póki nie zostanie zdradzony? . No nic... pisz dalej... fajnie się czyta tak w odcinkach.
napisał/a: Asior 2008-01-02 08:57
kosmitbART napisal(a):Nie wiedziałem, że "walka" dopiero sie zaczęła i że późniejszy los przyniesie to co przyniósł.


To zdanie faktycznie jak z ksiażki:) Twoja historia, jak i inne tu na forum pokazują jak życie człowieka jest zmienne, jak krótka linia łączy miłość i cierpienie. Kurcze, aż czasami chce sie wierzyć, że to tylko zmyślona historia i że dotyczy kogoś innego..a naprawde moze sie zdarzyć każdemu z nas w każdym momencie.
Czekam więc na dalszy ciąg..
napisał/a: darmond 2008-01-02 18:22
no "dobre, dobre", dawaj dalej!! :)
napisał/a: kosmitbART 2008-01-03 23:52
Miałem problem z kompem 2 dniowy, wróciłem :) mam dziś bardzo dobry humor. Co do wypowiedzi sorrow, to fakt wiele błędów jednak... kto ich nie popełnia, ważne jest aby wyciąga wnioski i więcej ich nie popełniać. Historia ta to już wspomnienie (jednak wzbudza emocje) To lecimy dalej...

cz.4

Żona wróciła na drugi dzień. Zacząłem z nią rozmawiać, jak wyobraża sobie teraz życie? czy będzie z nim itd. Z jej wypowiedzi wynikało, że nic nie wie. To trochę mnie zdziwiło, przecież wczoraj była taka pena siebie i wszystko wiedziała... Coś mi tu nie pasowało. Zapytałem ją czy pojedziemy do Mr. i wyjaśnimy do końca sytuacje. Zgodziła się i ten pomysł nawet jej się spodobał. Wiec pojechaliśmy do Mr. bez zapowiedzi. Dzwonię odebrała jego żona, mówię że przyszliśmy porozmawiać. O dziwo otworzyła drzwi. Usiedliśmy razem we czwórkę przy stole. Mr. siedział nie patrzył mi w oczy, wzrok miał skierowany w podłogę od czasu do czasu spoglądam. Pytam co w związku z ta sytuacja, bo jeżeli chcecie być razem to ja nie będę protestował. Odezwała się jego żona. Ja nie pozwolę będę walczyć o męża... przecież on jej nic nie obiecał. Spojrzałem na moją M. powiedziała tak to prawda nic mi nie obiecał. Teraz kolej na Mr. patrze na niego. On, e to nie jest takie proste... Zapadła cisza, pytam M. to co wychodzimy, chyba już wszystko wiesz. Wstała i ja wstałem i wyszliśmy... Po powrocie M. była załamana. Na drugi dzień poszła do pracy, po powrocie wróciła odmieniona. Już nie była załamana, wręcz przeciwnie. Pytam rozmawiałaś z Mr. ona że nie. Sprawdzam jej telefon, tak że tego nie widziała (nie wiedziała, skasowałem czasy rozmów) 2 godz. przychodzących? No to ładnie - znowu kłamie... Mówię, do niej, wiem że z nim rozmawiałaś i zaczynam wnikać... końcu się przyznaje do rozmowy, mówi, że Mr. był z żoną u psychologa i że psycholog mu powiedział, że on nigdy nie zostawi żony, bo jest tali dobry (niezły kit). Mówił, też o tym, że ja przyjechałem do nich tylko po to by go poniżyć (co za tupet). Potem oświadczyła, że jej zaproponował, że wynajmie M. mieszkanie, a z jej wypowiedzi wynikało, że się zastanawia nad tym (szok). Więc jej tłumacze, jak Ty sobie to wyobrażasz? Mr. będzie z żoną i łaskawie, będzie Cię odwiedzał w mieszkaniu? Co on chce z Ciebie zrobić? Widzę, że jej entuzjazm gaśnie, zaczyna rozumieć. Obiecuje, że nie będzie z nim rozmawiała. Kolejny dzień i znowu powtórka z rozrywki. Telefon - godziny przychodzące, znowu kłamie, znowu się zastanawia. Zupełnie już nie wiedziałem, co do niej mówić. Podczas tych rozmów dowiedziałem się również więcej szczegółów jak np. to że Mr. w ciągu ostatniego roku miał cztery takie jak moja M., jak to się męczył w związku itd. itp. Zadzwoniłem o niego i pytam, czy wiesz że ją zniszczyłeś ?? Czego Ty od niej jeszcze chcesz?? Był bardzo pewny siebie, a rozmowa nic mi nie dała. Tak minęło kilka dni... To stawało sie coraz bardziej chore, więc postanowiłem zadzwonić do jego siostry, czyli przyjaciółki B. mojej M. O wszystkim jej powiedziałem i o jego propozycji. Nawet o tym, że jej mąż A. razem z Mr, jeździli na panienki (tego akurat potem żałowałem). I to poskutkowało, propozycja stała się nieaktualna... Mijały dni, a kolejne sprawdzenia telefonu, przynosiły złe wieści. Ciągle się kontaktowali... w końcu przy którymś ze sprawdzań nie wytrzymałem. Powiedziałem, że dłużej ni będę tolerował trójkątów... Kazałem się pakować i opuścić mieszkanie, dodając, że jak się na coś zdecyduję to ma dać znać. Pojechała do swojego domu rodzinnego, minęły 3 dni, w których od czasu do czasu wymienialiśmy smsy (w tym czasie także miała L4), jednak mi już sie chorobowe skończyło i wróciłem do pracy. Trzeciego dnia po "wygnaniu", moja M. zadzwoniła z prośbą, chciała wrócić , jednak po raz ostatni poprosiła mnie o spotkanie z Mr. (dodając, że już sporo sobie wyjaśnili, jednak musi się z nim spotkać po raz ostatni). Nie wiedziałem co mam zrobić... jednak doszedłem o wniosku, że przecież mogła się z nim spotkać bez mojej wiedzy. Do tego sam Mr. napisał do mnie smsa, z prośba o spotkanie, nie było w jego toni już tej pewności siebie. W końcu się zgodziłem (nie wiedząc na co i ile to będzie mnie kosztować). Powiedziałem jemu, że ok ale ja ją przywiozę na spotkanie i odwiozę, dodając że ma to być w jakimś miejscu publicznym jak np. pub. Zaczął ściemniać, że przecież są dorośli, że oni już wiedzą, że wszystko skończone i że mogę im zaufać (no i ku... razem właściwie wpłynęli, że zgodziłem się na coś o czym nie miałem pojęcia). Tego dnia maiłem do pracy na 21 (M. o tym wiedział, więc pewno wybrała ten termin) Później sie dowiedziałam od teściowej, że wyszła o godz. 20:30. Obiecałem jej że do niej nie będę pisał ani dzwonił. I tak mijały godziny, o 1:00 zacząłem się niepokoić (właściwie nigdy nie paliłem ale tej nocy wypaliłem paczkę fajek) 2:00 nie wiedziałem co robić różne myśli krążyły po głowie. Postanowiłem napisać sms do niego i zapytać czy czasami nić się nie wydarzyło. Odpisał, że nei że mogę im zaufać i takie tam bzdety. 3:00 zacząłem się znowu martwić. Napisałem, że lepiej niech ją już odwiezie do domu... Napisał, że zaraz wracają. 4:00 jeszcze nie wróciła (wiedziałem bo teściowa miała mi dać znać) zapytałem co się stało, czemu jeszcze nie wrócili. Odpowiedział, że jadą, byli bardzo daleko i że za pół godziny będą w domu... Przed 5:00 wróciła, skończyłem prace o 5:00 i zaraz do niej poschłem wściekły. Leżała na kanapie, podchodzę i mówię, żeby NIGDY w życiu mnie o nic takiego nie prosiła. Odpowiedziała z uśmiechem Bartoszu teraz będziemy już razem... Uspokoiłem się chwile pobyliśmy razem i pojechałem wykończony do domu. Miałem nadzieje na przyszłość ...

CDN ...
napisał/a: sorrow 2008-01-04 00:35
kosmitbART napisal(a):Mr. był z żoną u psychologa i że psycholog mu powiedział, że on nigdy nie zostawi żony, bo jest tali dobry (niezły kit). Mówił, też o tym, że ja przyjechałem do nich tylko po to by go poniżyć (co za tupet).

No ja się czasem też zastanawiam, czy taki psycholog myśli czasem o innych, czy też jego jedynym celem jest wyprowadzenie klienta na prostą po trupach innych. W sumie co ma taki mały śmieszny *olog powiedzieć... może się tylko na domysłach opierać.

Hmm... myślałem, że to już koniec będzie, a teraz muszę czekać na dalszy ciąg... co to będzie?
napisał/a: kosmitbART 2008-01-04 11:01
cz.5

Po południu pojechałem po M., wróciła do domu. Parę dni było w miarę dobrze. Potem zaczęło się znowu psuć. Ona zaczęła mieć depresje... Ja się starałem bardzo, wszystko naprawić, przestałem grać i zajmować się innymi rzeczami. Pewnego dnia postanowiłem razem z moją M. pojechać do miejsca w którym sie poznaliśmy. Było to może tydzień od ich spotkania. Była paskudna pogoda, jadąc tak zobaczyłem, że jest nieobecna i przestraszona. Zacząłem ją pytać o co chodzi? Mówiła, że myśli o nim, że może też gdzieś teraz jedzie i żeby mu nic się ni stało. Dojechaliśmy na miejsce, wróciły wspomina i było trochę lepiej. Po powrocie znowu depresja. Po kilku następnych dniach udaliśmy się do siostry M., do odległego miasta. M. była wściekła, szukał kłótni. Nie wiedziałem o co chodzi. Powiedziała, że tego dnia on ma urodziny, miała być super impreza i ona na niej miła być(i ja też miałem, bo to były plany jeszcze sprzed miesiąca), a teraz ze mną jedzie na jakieś głupie spotkani z siostra. U siostry było niezbyt fajnie, atmosfera do bani. Wróciliśmy i życie biegło dalej. M. była dla mnie coraz bardziej obca, zaczęła mnie traktować paskudnie. Pewnego dni gdy leżała w wannie, poszedłem do niej i rozmawialiśmy. Wtedy mi powiedziała, że nie wie czy może tak żyć. Brakowało jej tej zabawy ze "środowiskiem", męczy się. Mijały dni a z każdym dniem nie było lepiej.
Ja zacząłem analizować całą sytuację. Sięgnąłem do zapisków z gg, zacząłem sobie przypominać rożne szczegóły. Jak przyjeżdżała szczęśliwa, ze studiów. Jak jednego dnia po powrocie miała podkoszulek na lewej stronie. I masę innych szczegółów. Miałem ciągle te koszmary nocne, pobudka i wizja ich razem. To stawało się coraz trudniejsze i dla mnie. Zacząłem chudnąć, psychicznie całkowicie dobity. Wyglądałem jak szkielet z podkrążonymi oczami, a luzie zaczęli to dostrzegać. Do tego w trakcie jakichkolwiek kłótni, zawsze powtarzała jak to z nim było wspaniała. Ja zacząłem gasnąc... Trwało to około 2 miesięcy. Wreszcie nastąpił przełom, pomógł mi znowu przyjaciel. Mówił o mnie, że przecież nie jestem męczennikiem, po co sam się tak katuję, a on ma to głęboko gdzieś i do tego jest tej sytuacji dumna i zadowolona z siebie. Przemyślałem to, no i... postanowiłem zakończyć związek. Napisałem do niej list pożegnalny, jaka to była wcześniej fantastyczna z niej żona... i jaką złą kobitą się stała. O tym, że mnie tak traktuję, a ja przecież na to nie zasługuję (płakałem znowu jak dziecko), do tego zdjąłem ślubna obrączkę, przeciąłem nożycami, wyklepałem i wkleiłem w list... po czym zostawiając wiadomość w domu, miała na popołudnie do pracy i wróciła około 21. Ja udałam się do przyjaciela opijać smutki... Po kilku godzinach zaczęła pisać do mnie smsy, e to nie tak, że ona zrozumiała dziś mi chciała o wszystkim pobiedzić (niesamowity zbieg okolicznością ale tak było, naprawdę chciała tego dnia zmienić postępowanie i zacząć dbać o mnie). Napisałem jej jak ona mi powiedziała, w dniu kiedy odkryłem zdradę "za późno" i przestałem czytać i reagować na smsy. Po jakimś czasie zadzwonił mój inny kumpel, mówi, że jestem głupi bo ona cała roztrzęsiona biega, po wszystkich kumplach i mnie szuka. Zaczęła nawet pisać do mojego przyjaciela, z którym piłem. Przekonywała, że już będzie dobrze. Powoli zacząłem się łamać i decyzyj o rozstaniu ni była juz dla mnie taka prosta. W końcu sie przełamałem, powiedziałem że m po mnie przyjechać. Znowu zacząłem czuć jej miłość, naprawdę się starała, zaczęła o mnie dbać.

i znowu odcinek kończy się nadzieją :) jednak to nie koniec... teraz już będzie z górki. Do poniedziałku postaram się wszystko napisać, bo poniedziałku to też badzie znacząca data dla naszego małżeństwa.
napisał/a: emilus82 2008-01-04 23:34
Czekam na czesc 6 :)Pozdrawiam i zycze ,,owocnego poniedzialku,,:)