Kim są kochanki/kochankowie?

napisał/a: calio 2009-03-06 13:47
Jacy ludzie wchodzą w związek z osobą, która ma małżonka, czasem dzieci? Czym sie kierują? Nie chcę oceniać tylko zrozumieć, bo ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że rozbijam czyjś związek. No i jak się takie osoby czują po zniszczeniu komuś życia. Nie wierzę, że każdy z nich to bezduszny potwór. Jak myslicie? Może ktoś, kto jest kochankiem/ą pomoże nam zdradzonym zrozumieć, poznać swoje uczucia...
napisał/a: ~gość 2009-03-06 15:32
Czasami są nieszczęśliwie zakochani i hormony miłości doprowadzają ich do obłędu ( jak np Ja : P - z tą różnicą że nie jestem kochanką i nie mam zamiaru nią być) niektórzy po prostu uciekają od tego a inni idą w zaparte kiedy tylko nadaży się okazja by potencjalny obiekt znalazł się w ich ramionach miłości. Do tego często włącza się tutaj egoistyczne i wyjątkowo kretyńskie myślenie "a jesli nikogo takiego nie spotkam? jeśli to jest ten jedyny/jedyna? Tak to napewno on! Muszę walczyć ,w końcu odejdzie od żony/męża i zostawi dla mnie rodzinę i będziemy już zawsze szczęśliwi" lub o zgrozo To musi byc prawdziwa miłość, pokonamy wszystkie przeszkody i będziemy razem!" może mówię tak dlatego, że ja jestem przyzwyczajona lub nawet przywiązana do samotności, a samo słowo związek powoduje u mnie zespół niekontrolowanych tików nerwowych,ponurych wizji i przerażenia, co nie zmienia faktu że takie myśli i podejście jak wyżej opisane jest żałosne (ach zapachniało megalomanią).
Inni umawiają się na seks żeby sobie urozmaicić swoje życie erotyczne ,kochanek to rodzaj takiego odcięcia się od spraw bierzących ,czasami np w rodzinie którejś z partnerów miało paraliż lub znalazło się na wózku, cokolwiek co uniemożliwia stosunek (chociaż wózek to jeszcze ujdzie). wtedy kochanek zaspokaja siebie, tego niewiernego i taki układ ,choć emocje i tu mogą się pojawić.
Co jeszcze? Chęć podniesienia sobie samooceny, bo kochanka mimo że jest młoda ,sprawna i rześka to jest brzydka i kompletnie nie sympatyczna, wiec młodsi się nia nieinteresują, ale równie dobrze jest atrakcyjną, a natknęła się na mur z drugiej strony, więc uwodzi i uwodzi aby tylko osiągnąć cel. Czasami decyduje o tym zakład.
Tak upraszczając wyglądają zarysy powodów ,ale każda sytuacja jest indywidualna
napisał/a: jaca38gda 2009-03-06 15:36
Są to ludzie nieszczęśliwi, zagubieni, nie znający własnej wartości, niedocenieni....
napisał/a: sorrow 2009-03-06 15:38
Ja nie jestem kochankiem, ale ci pomogę :). Zaczynam:

Jesteś singlem... koleżanki od dłuższego czasu mają chłopaków, a ty jakoś ostatnio nie możesz trafić na nikogo. Masz dobre serduszko, jesteś uczuciowa i pozytywnie nastawiona do ludzi. Pracujesz sobie spokojnie i pracuje z tobą jeden kolega. Całkiem fajny facet... żonaty, z dzieckiem i z drugim w drodze. Od pewnego czasu zauważasz, że chodzi posępny, mało się odzywa, nie śmieje się tak często. Ponieważ odróżnia się od rozhahanej części pracowników przykuwa twój wzrok coraz częściej. Myślisz, że ma jakieś problemy, więc ci go żal. W końcu zdobywasz się na to, żeby się do niego przysiąść w trakcie lunchu i pogadać. Najpierw ostrożnie o tym i owym. On w sobie dusi pewne emocje, więc mało brakuje, żeby o nich opowiedział... zwłaszcza, że znalazł sie w końcu ktoś, kto chciałby go wysłuchać. Tym kimś zostajesz ty. Więc dowiadujesz się o kryzysie w jego małżeństwie (nie ważne czy prawdziwym, ale jemu tak się wydaje), że żona go ignoruje, że zajmuje się tylko dziećmi, że robi za słone zupy, itd. Myślisz sobie, że to pech, że taki facet musiał tak trafić. Jemu za to po takich rozmowach z tobą jest wyraźnie lepiej... śmieje się i jest wesoły przez jakiś czas. Mówisz mu "wal śmiało kiedy ci smutno". I on wali... jemu to przynosi ulgę, tobie poczucie robienia czegoś wspaniałego. Jak to bywa po pewnym czasie to nie jest dla ciebie już tylko kolego, ale staje się kimś ważniejszym... prędzej czy później połączy was więź bliskości. Każda krzywda wyrządzona mu przez żonę dotyka ciebie osobiście. Rozmowy zamieniły się w rozmowy z przytuleniem na pocieszenie. Te przytulenia wzbogaciły się o "przyjacielskie" pocałunki na dowidzenia. W tym momencie juz wpadłaś... jest ci go tak szkoda, że zrobisz wszystko, żeby był szczęśliwy. Już nie w głowie ci takie banały jak "rozbijanie związku", czy "niszczenie komuś życia". Przecież ty kochasz... a miłość to czyste dobro... ty go ratujesz, a nie niszczysz. Z czasem pozwalasz mu koić swoje żale w twoich ramionach... bardzo intymnie. W pewnym momencie jego żona odkrywa wasz romans. Rozpętuje się burza. Nie widzisz już nieszczęścia tamtej kobiety, jej tragedii (bo 10 lat małżeństwa, dziecko i ciąża). Nie widzisz biednych dzieci bez ojca. Widzisz tylko wredną babę, która stanęła na drodze do jego szczęścia... do waszego szczęścia. Nie masz najmniejszych wyrzutów sumienia... "miłość" ponad wszystko.

No to chyba tak mniej więcej ja to sobie wyobrażam :). Jeden ze scenariuszy oczywiście.
napisał/a: ~gość 2009-03-06 17:37
Hm... mam kolegę, który lubi ponarzekać na swoją i rzeczywiście wzbudza tym litość. Tylko, że prawdziwa koleżanka raczej powie jak pomóc wszystko w związku naprawić a nie jeszcze go dobić, żeby mieć z tego korzyść. A niestety coraz więcej jest takich dziewczyn, które się dosiadają bo po prostu facet im się bardzo podoba. Oczywiście, że mu pomagają, ale w taki sposób, żeby jeszcze pogłębić przepaść między nim a żoną czy dziewczyną. Mają ogromną przewagę nad ich obecnymi partnerkami., znając ich problemy, zachowania, wady, zalety. Takie dziewczyny są tak zakochane, że "tamta" to tylko przeszkoda do ich szczęścia, a dzieci, przecież też mu je możesz dać. No i raczej nie miałyby szans na tego faceta, gdyby nie przechodził kryzysu, więc wykorzystują okazję. Niestety panowie się na to nabierają.

Natomiast kobiety, które mają juz dzieci i męża a mimo to zdradzają to.... ciśnienie mi się podnosi...To nie jest tak, że nie mają wyboru. Wiedza co robią. Ja, moje pożądanie, pragnienia czy rodzina. Cóż, każdy inny ma system wartości. Niektóre z nich pewnie nie widzą nic złego w zdradzie, przecież każdy ma prawo być szczęśliwym. No a jak mąż jeszcze nic o tym nie wie to hulaj dusza. Przecież jak nie wie to nie cierpi. Ślubuję Ci miłość i wierność... -tego dnia gdy Ci to ślubuję.
To tak tylko z moich obserwacji bo na szczęscie w temacie nie jestem doświadczona. Tylko, że tak różnie w życiu bywa. Nie zawsze przechodzi się je tak jakby się tego chciało. Pewnie niejedna kochanka lub kochanek kiedyś brzydzili się zdradą, a teraz w niej tkwią.
napisał/a: calio 2009-03-06 17:54
jaca38gda napisal(a):Są to ludzie nieszczęśliwi, zagubieni, nie znający własnej wartości, niedocenieni....


Zgadzam się z tym. To nie zawsze muszą byc wredne baby czy wredni kolesie, którym zależy na kasie, domu, lub po prostu narobieniu innym krzywdy. To biedni ludzie, ktorzy chcą byc kochani i nie potrafią tak naprawdę zrozumieć że miłośc to nie telenowela, gdzie na końcu jest się ze swoim wybrankieem mimo, że on po drodzę miał 15 żon i 30 dzieci. Działają pod wpływem takich emocji, jakie opisał sorrow.

Ale to i tak wszystko gdybania...
napisał/a: dgw 2009-03-07 12:12
[code:1:2b3c2cdc84]To nie zawsze muszą być wredne baby czy wredni kolesie, którym zależy na kasie, domu, lub po prostu narobieniu innym krzywdy. [/code:1:2b3c2cdc84]

Ale często są.
Zgrywają ofiary i niewolników nieudanego małżeństwa. Mają wrednych w ich mniemaniu partnerów. A tak naprawdę motywacja jest inna i długo by tu wymieniać dlaczego. Usprawiedliwień jednak nie widzę. Banda cyników nawet chwilowych ale cyników. Bo pamiętajmy że w tej porze mieszanej zawsze gorzej należy ocenić inicjatora i tego co uległ potraktować o odrobinę lżej, choć wina jest w obu przypadkach bezsprzeczna.
napisał/a: adorable 2009-03-07 15:52
Wiem, ze moze nie spodoba sie Wam to co powiem, ale kochanek/kochanka, nie sa zawsze ta zla osoba. Nie zawsze sa samotni, nie zawsze maja niska samoocene. Wiem jak jest w moim przypadku. To ja jestem w dlugim zwiazku i zdradzam. Moj kochanek jest osoba czula, inteligentna i napewno nie niedowartosciowana. Znamy sie ponad 2 lata, nigdy nic miedzy nami nie bylo. On zna mojego partnera. Moge smialo powiedziec, ze to ja bylam osoba ktora dozyla do tego by zdradzic.
Kochani, jesli zostaliscie kiedykolwiek zdradzeni - nie usprawiedliwiajcie swoich partnerow, ze moze np zostali uwiedzeni... Ze to ta kochanka, czy kochanek, uwiedli i zniewolili umysl waszej idealnej partnerki czy partnera. Pomyslcie, ze moze to wlasnie ta cudowana dziewczyna, lub facet jest ta osoba ktora SWIADOMIE Cie zdradzila? Ze cos bylo nie tak? Pamietac tez nalezy, ze nie mozna NIGDY zdrady usprawiedliwiac "nie wiem jak to sie stalo, poprostu jakos tak wyszlo". NIE!!! Od pocalunku do seksu jest jeszcze sporo czasu. Nawet jesli sa to ulamki sekund, zawsze jest go na tyle, by zdazyc sobie powiedziec, czy ja naprawde tego chce? Pomyslec o osobie ktora zdradzamy. Wtedy zawsze mozna zawrocic i przerwac. Nie wiezcie, ze to poprostu tak sie stalo. Kazdy normalny czlowiek, ma na tyle instynktu, by moc sie zatrzymac. Jesli wasi partnerzy zdecydowali sie was zdradzic, to oni naprade robili to swiadomie!!! Pamietajcie to, za kazdym razem gdy uslyszycie "nie wiem jak to sie stalo..."
napisał/a: Tigana 2009-03-07 19:11
adorable, bardzo mądra wypowiedź. myślę, że zrozumienie tego faktu może bardzo pomóc zdradzonym z uporaniem się z przeszłością.
napisał/a: sorrow 2009-03-07 23:46
adorable, trochę idealizujesz te sprawy.. może za bardzo przyrównując wszystkie zdrady do własnych doświadczeń. To prawda, że teoretycznie zawsze jest możliwość zastanowienia się, pomyślenia o zdradzanej osobie. Tylko wiesz co? Mało kto z tego korzysta. Zakładasz, że ludzie w momencie popełniania zdrady są w pełni świadomi, a tak nie jest. Wielu z nich jest zalana w trupa... tu żadnego zastanowienia się nie znajdziesz. Część w emocjach pożądania nawet pomyśli o partnerze, ale tylko po to, żeby szybko powiedzieć sobie "a niech tam, w końcu i tak się nie dowie". Nie będą myśleć o żadnym tam świadomym krzywdzeniu... w ogóle nie przyjdzie im do głowy, że ktoś będzie cierpiał. Jeszcze inni są zwyczajnie i prostacko głupi... oni po prostu o tym nie pomyślą wcale. Więc kiedy tobie zdarzy się kiedyś usłyszeć "nie wiem dlaczego", to weź te słowa pod uwagę... bo na prawdę mogą nie wiedzieć... co ich wcale nie usprawiedliwia, a nawet stawia w jeszcze gorszym świetle.
napisał/a: no name 2009-03-08 01:47
jest taki kawał: czym różni się kochanka od żony?
- że kochance mozna ponarzekac na żonę, ale spróbój żonie ponarzekac na kochankę....

Nie ma jednego okreslenia na kochanka...to może być kazda osoba, od złego podrywacza do uczuciowej osoby...do zdesperowanej osoby szukającej pseudo-miłości za wszelka cenę...

ale adorable (mam nadzieje, że ustosunkowałas się do wyroku, oczywiście nie jest prawomocny, więc możesz się odwołac, ale jakos o apelacji nie słyszałem)...ma poniekąd racje... to zalezy od partnera...partnerki...

Ba gdybym ja miał swoją dziewczyne...kochałbym ją...całym sercem...(i innymi narządami również) to nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że na ulicy zaczepia mnie laska i mówi: o no name...Ty stary..widziałam Twoje sexi fotki na forum...pokochajmy się!!!! - odmówiłbym!

oczywiście to powyższe to science-fiction i prędzej ksieżyc zakwitnie niż tak się stanie, ale wracając do parafrazy tego...

kim sa ci co zdradzaja..dlaczego się zagubiają... gdybym się zagubił...a nie raz tak było...często miałem gorsze dni, czasami plany nie wypalały...czasami nachodziły chwile zwatpienia, ale tamta osoba była moim światełkiem...gdy sie zagubiałem...szedłem za moja gwiazdką... moja dziewczyna była moją gwiazdka, która mnie prowadziła... i mimo iz niebo jest usłane gwiazdami...ta była moja... ta świeciła dla mnie...najjjasniej...


ta zgasła...



więc kochankowie to takie inne gwiazdki na niebie... nierozwazny astronom sie pomyli i podazy za zła gwiazdą... niedowiarek, ktory nie wierzy w swoją gwoazdę... tez pójdzie za innymi...a ten, który nie dostrzega..lub nie chce popatrzeć na swoją gwiazde...tez pójdzie za innymi...no i jeszcze sa tacy co boją się iść wogóle za gwiazda...bo moze zgasnąć, spaść...itd. i ci którzy wogóle nie chcą podnieśc głowy w niebo...

tak więc, jest tyle motywów...dlaczego mylimy gwiazdy, dlaczego chcemy z ciekawości sprawdzić gdzie inna gwiazdka nas zaprowadzić, czasami...zachłanni chcą ogarnąc wszsytkie mozliwe gwiazdy...sa tez tacy niezdecydowani co zmieniają swoje gwiazdy co chwila..ale prawda jest taka...i jedyna...i niepodwazalna... kazdy ma przypisaną tylko jedną... a czy ją odnajdzie, a raczej dostrzeże i zrozumie...ze to jego..gwiazda... ten będzie super szczęsliwy i spełniony... to tyczy sie i tych którym zgasy gwiazdy...i tych, którzy wciąż czekają na...i tym co podazaja...czujesz, ze to ta gwiazda..to idziesz za nia...

ok, no jakby tak trzej królowie mieli nasze cechy...to do jezusa doszliby w 3590 roku naszej ery...ale na całe szczęscie badania dowiodły, ze szli za Jowiszem...więc się nie pogubili...jednak Bóg zawsze wie jak kogo gdzie prowadzic... bo jakby im wystawił gwiazde to by zaszli...do Che Guevary...albo Busha... i wtedy to by się działo...

SILKA, musisz jeszcze raz spojrzec w niebo...tak samo jak Twój mąż... i musicie dostrzec się jeszcze raz na wzajem... jezeli jeszcze świecicie dla siebie to się dostrzezecie...jesli jedno z was juz zgasło dla drugiej osoby...szukaj dalej...nie poddawaj się...

ja się poddałem... i co... i siedze tutaj... w Melancholandii - krainy mojego internetowego kumpla... bo to boli. niczym nie zagłuszysz...niczym...
napisał/a: adorable 2009-03-08 10:45
Do Sorrow:

Ok, zgadzam sie, ze nie wszyscy moga pomyslec o swoim partnerze, chwile przed zdrada. albo pomyslec i stwierdzic ze maja to gdzies. Ja jak zdradzilam, pomyslalam o moim partnerze i tak jak powiedziales 'no i co z tego i tak sie nie dowie'. Ale ja chce odworcic sytuacje. Abstrachujac od moich osobistych doswiadczen i tego co pisalam o sobie w innym watku, wyobrazcie sobie taka sytuacje. Jestescie w zwiazku i dochodzi do zdrady. Wy zostajecie zdradzeni przez partnera. Ktory byl w sztok zalany, nacpany i nie wiem co jeszcze, do tego az stopnia ze nie byl w stanie sie kontrolowac. Ja bym tutaj zdrade wybaczyla w sekundzie. Ale wiecie dlaczego zostawilabym tego faceta w tej samej sekundzie? Bo dla mnie czlowiek, ktory gotowy jest mnie zdradzic dopiero jak sie opije i ma przytepione zmysly, bylby zwyklym tchurzem. Nie zrobil tego na trzezwo bo sie bal. Dopiero po kilku glebszych nabral kurazu i przemienil sie w lowelasa.. Ja moja decyzje o zdradzie analizowalam na trzezwo przez kilka dobrych dni. Podjelam ja swiadomie i na spokojnie. Choc sam akt zdrady mial miejsce po kilku piwach, wiedzialam dokladnie na co sie pisze, jakie beda tego konsekwencje i ze bede musiala je poniesc. Wracajac do tematu. Wina kochanki/kochanka jest ZAWSZE najmniejsza. Ta osoba zazwyczaj ma nie wiele do stracenia, dlatego osoba zdradzajaca powinna trzezwo pomyslec i w odpowiednim momencie powiedziec nie lub tak (w tym przypadku swiadomie konsekwencji)
Pozdrawiam