Gdy miłość wygasa...

napisał/a: kora7 2007-05-25 23:14
sylwia napisal(a):Trochę smutno zaczynam temat w nowej kategorii, ale jest to bardzo ciekawy temat i interesuje mnie Wasze zdanie. Zdarzyć się może to każdemu (czego nie życzę oczywiście) i jestem ciekawa zatem, jak temu zapobiec.

Wszystko jest dobrze na samym początku. Miłość kwitnie. Ale kiedyś mogą nadejść chmury. W związek może wkraść się rutyna, nuda i ta wielka miłość nagle zaczyna wygasać.
Co więc robić, aby nie doszło do takiej sytuacji. Czy o miłość należy "walczyć" przez cały czas?
[list:e4ef576143][/list:u:e4ef576143]
Kto wie, pewnie tak ale zycie trzeba walczyc ja kochalam swojego meza do momentu gdy nie oddalam wszystkiego dla 17-ltka jestem z nim juz cztery lata. Nie wiem od czego to zalezy czy wogole da sie milosc pielegnowac.Dopiero teraz jestem szczesliwa
napisał/a: Magi 2007-05-27 15:44
ja wlasnie rzechodze kryzys w swoim zwiazku wszystko zaczelo sie psuc poad miesiac temu i od tego czasu nie umiemy prawie w ogoole ze soba gadac..ciagle klotnie....wydaje mi sie ze wlasnie mojemu chlopakowi przestalo juz za mnie tak zalezec jak dawniej..za bardzo tego ie okazuje nie mowi tak czesto ze kocha, ne przytula ciagle,nie caluje smutno mi bardzo:( bo nie wiem co mam robic...moze tak jak Asia napisala, moj facet przechodzi trudny okres i za jakis czas znowu zacznie zabiegac o mnie, bedzie tak jak dawniej....badzo tego chce ale ie wiem juz co robic
napisał/a: mala1 2007-05-27 15:56
Moze po prostu porozmawiaj z nim i zapytaj co sie dzieje??? Moze ma jakis nurtujacy problem a nie chce Cie nim obarczac i z tego te klotnie i ochloda z jego strony. Zycze wszystkiego dobrego!!!!
napisał/a: marta61 2008-02-24 00:25
jestem z chłopakiem ok 2lata. Ostatnio przechodziliśmy bardzo ciężki okres, jakiś miesiąc cały czas się kłóciliśmy. Pod koniec miesiąca już nie wytrzymywaliśmy ze sobą i oboje straciliśmy juz nadzieje że moze być dobrze i myśleliśmy żeby się rozstać,jednak ja po przemyśleniu tego stwierdziłam że bardzo go kocham i chce dalej o to walczyć.On stwierdził że nie ma już siły ,że lepiej będzie jak się rozstaniemy i nie wie sam czy mnie kocha,jednak nie mogłam się z tym pogodzić i przekonywałam go że jest nadzieja,właściwie go prosiłam żeby dał nam jeszcze przynajmniej miesiąc czasu i po przemyśleniu tego stwierdził że ok.Minęły już 3tyg od tego a czasu i jest mi źle.Nie wiem co robić ,czuje że mu nie zależy już tak jak kiedyś ,czasem czuje że po prostu nudzi mu się ze mną.Cały czas licze że po prostu czas to zmieni ,że jemu zacznie znów zależeć ale to czekanie boli... boje się go tak po prostu zapytać czy mnie jeszcze kocha.

[ Dodano: 2008-02-24, 00:26 ]
proszę powiedzcie co o tym myślicie... i doradzcie coś jesli potraficie...
napisał/a: ~gość 2008-02-24 12:46
mój związek pod koniec przez kilka miesięcy był jedną wielką męczarnią, trwał z przyzwyczajenia i obawy przed samotnością, jak mniemam po pewnym czasie. z tym, że u nas, to chyba były role odwrotne, jemu cokolwiek zależało, ja już miałam dość. i w końcu rozstaliśmy się, bolało nas oboje, ale dosłownie przez kilka dni, potem to minęło, co utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że to było przyzwyczajenie, na początku zauroczenie, potem tylko przyzwyczajenie, nie wiem, czy go kiedyś kochałam... osobiście, radziłabym Wam zerwać, cżłowiek może potem rozkwitnąć, jak w naszym przypadku, bo obojgu wyszło to na dobre, ale jasne, że za nikogo nie mam prawa podejmować decyzji ;)
napisał/a: bonsay1986 2008-04-17 02:08
ja myślę, że czasami warto walczyć, nakłaniać do tej walki partnera, zrobić wszystko, żeby pokonać rutynę, rozpalić na nowo ogień... ale jeśli widzisz, że ty walczysz, a druga strona, pelna olewka, albo po kolejnej próbie, wszystko ogasa, to chyba nie ma sensu walczyć w nieskończoność..
napisał/a: dzozef555 2008-05-01 17:02
mnie spotkalo cos w podobnym stylu bylem z dziewczyna przez 10 miesiecy poznalismy sie na uczelni jeszcze jak ja i ona mielismy swoich partnerow ale jakos sie zlozylo ze oboje stracilismy ich.zaczelismy rozmawiac na gg jakos sie to ulozylo i wyjechalismy na wakacie razem i tam nasza milosc rozkwitla bylo wspaniale zakochalismy sie strasznie .Po powrocie myslalem ze to tylko tak chwilowo bylo pieknie jakies zauroczenie ale sie okazalo ze sie mylilem milosc kwitła bylo naprawde cudownie az do pewnego momentu jakies nieporozumienia ,klutnia itd ale jakos sie udawalo to pogodzic poprzez rozmowe ale pewnego razu powiedziala ze potrzebuje przerwy na kilka dni zeby przemyslec sprawy i sie okazalo ze jej milosc do mnie nie jest taka mocna ,taka silna ze zdala sobie sprawe ze powoli wygasa czy tak naprawde mysli?? nie wiem? wiem ze mnie kocha ale zdaje mi sie ze sie strasznie zagubila nie wiem czy to zaroczenie nowym facetem z ktorym sie dogadywala bardzo dobrze co tu zrobic zeby rozpalic w niej na nowo to uczucie zeby sie odnalazla bo napewno jest teraz zagubiona a ja ja nie chce stracic mysle ze mi cos poradzicie z gory thx
napisał/a: accenti 2008-05-01 20:55
moja historia jest podobna, też nagle powiedziała że potrzebuje czasu, chciała wszystko przemyśleć, ja ze względu że ją strasznie kocham, zgodziłem się, przez ten czas dawała mi przeróżne sygnały, raz że wszystko będzie ok raz że to już nie ma sensu, byliśmy ze sobą jakiś czas i w jakimś stopniu poznałem ją, widziałem że jest strasznie zagubiona, lecz te jej przemyślenia trwały i trwały a mi było coraz ciężej i postanowiłem z nią szczerze porozmawiać, niestety nasz związek się skończył, nie jest mi teraz ani troche lepiej, nawet czasami jeszcze gorzej bo wtedy miałem nadzieję.
napisał/a: eska1 2008-05-06 22:50
U mnie było dosyć podobnie.. Przez 3 miesiące było bardzo źle. Ciągłe kłótnie, jakieś nieuzasadnione żale.. Płacz.. Żal.. Próby rozmowy, ale nie udawało się.. W pewnym momencie i ja przestałam walczyć.. Pewnego dnia podjęliśmy decyzję rozejścia po ponad 3 latach. Zerwałam zaręczyny. On zaczął o mnie walczyć ponownie, ja nie chciałam o tym słyszeć. Poczułam się taka wolna i taka normalna. Jakby to rozstanie spowodowało mój powrót do siebie.. Teraz czuję, że nie jestem ograniczana, czuję się niesamowicie. Czuję się szczęśliwa, a przede wszystkim czuję się sobą.. Bo już zapomniałam jak to jest..
napisał/a: fafi 2008-08-18 12:42
Nie wiem, co robic. Jestem w kropce od 1,5 miesiąca chce mi się wyc. Oświadczył mi się niedawno, przyjęłam zaręczyny ze łzami w oczach, bo nie jestem pewna, czy tego chcę. Nie wie, czy to zwykły kryzys, czy już go nie kocham. NIe wiem. Chcę go kocha i by z nim szczęśliwa, chcę miec z nim dzieci, chcę go uczynic najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Ale boję się, że go nie kocham. Wiem, że on mnie bardzo kocha i zrobi dla mnie wszytsko. Chcę walczyc o to, żeby znów móc mu szczerze powiedziec, że go kocham, uwielbiam. Sama już nie wiem, może to właśnie miłośc, moze znikła jakaś chemia i nie mogę się z tym pogodzic, ale tak na prawdę to miłośc? Kiedys przechodziłam coś podobnego, po jakimś czasie minęło, nie pamiętam ile trwało, potem dziękowałam Bogu, że go nie zostawiłam. Co robic? Zaglądam w głąb serca, duszy i widzę tam lęk. przerażenie, niepewnośc, ale też wielką chęc bycia z nim mimo tego, że nie potrafię sobie udowodnic, że go kocham. Szok.....Zastanawiam sie nawet, czy nie wpadłam w jakąs depresję. A może to wina tego, że ja wiem, że on mnie kocha, uwielbia, szanuje, a gdyby mnie zostawił, to wtedy dopiero zrozumiałabym, że nie umiem bez niego życ...Ratunku..
napisał/a: sorrow 2008-08-18 14:45
Madzia6, być może jest właśnie tak jak mówisz. Może to właśnie ten moment, kiedy chemia zanika. Dla mnie tak to wygląda, bo widzę co piszesz o swoim mężczyźnie. Lepiej, że to zdarzyło się teraz, a nie po ślubie. Nie powinnas wychodzić za niego. Nie dlatego, że twoja miłość wygasła, bo to może okazać się nieprawdą. Nie powinnaś dlatego, że nie jesteś pewna. Wejście na wspólną ścieżkę w ten sposób nie wróżyłoby dobrze na przyszłość. Co prawda upłynęło już półtora miesiąca i czasu na rozmyślania miałaś dużo, ale chyba musisz spędzić nad tym więcej czasu. Spróbuj trochę się uspokoić, bo na razie wpadłaś w panikę :). Spójrz na miłość w trochę inny sposób niż ten potoczny... w taki gdzie podejmujesz świadomą decyzję, że kogoś będziesz kochać, gdzie wiążesz się z drugim człowiekiem, żeby razem iść przez resztę życia dając sobie radę ze wszystkimi problemami codzienności, gdzie główną radość czerpać będziesz z dawania radości swojemu partnerowi. Pomyśl i spróbuj pozbyć się tej niepewności, która cię opadła. Jeśli jednak dojdziesz do wniosku, że bez motyli w brzuchu sie nie da, to będziesz musiała mieć bardzo dużo szczęścia w życiu, bo te motyle w dowolnym związku po pewnym czasie odlatują i tylko od ciebie zależy, czy radość zaczniesz czerpać ze swojego wnętrza, czy z chemii.
napisał/a: fafi 2008-08-18 17:03
Ale ja nas widzę przy ołtarzu, chcę miec z nim dzieci. Ja wiem, że to chorę, co ja piszę..Ale kurcze, wszystko mi sie pokręciło..... Czasem wpadam w euforię z powodu z naszych zaręczyn, a czasem w ciemną rozpacz. Uwielbiam się z nim całowac, uwielbiam, gdy mnie przytula, uwielbiam byc blisko niego, chce tego. Ale cos mnie meczy niesamowicie, nie wiem, co to takiego.
Muszę jeszcze dodac, że to mój najlepszy przyjaciel przede wszystkim, potem gdzieś dopiero kochanek itd., nigdy nie miałam lepszego przyjaciela i nigdy nie będę miała.