Dylemat - co dalej?

napisał/a: Luti 2009-04-28 11:51
Śledzę forum od dawna. Wiele razy już próbowałam napisać, ale jakoś zawsze się w ostatniej chwili rozmyślałam.
Zaczęło się od tego, że rozstałam się z chłopakiem i jeszcze podczas emocji związanych z rozstaniem związałam się z drugim. Tak po prostu wyszło i sama nie wiem na dobrą sprawę jak to się stało. Ale się stało i jesteśmy parą już 10 miesięcy.
Wiem doskonale, że to niewiele. Jednak jest to wystarczająco dużo, aby poznać drugą osobę i jej podejście do życia, świata, związku.
Gdyby to wszystko odbywało się wolniej, to nie wiązałabym się z taką osobą dla własnego dobra, a także dla dobra partnera. Ale stało się. Jesteśmy parą i nie mogę ukryć, że zaangażowałam się bardzo w ten związek. Zakochałam się do szaleństwa i jak nastolatka – a oboje mamy już 25 lat.
Związek ten nie jest idealny, a przeciwnie.. ma wiele rys.

Problemem jest to, że jesteśmy jak ogień i woda.
Ja zawsze byłam spokojną i rozważną osobą. A jednocześnie romantyczną. Uwielbiam przyrodę, czytać książki, kocham zwierzęta, a moim hobby są psy. Szaleję za psami!!! Nie przepadam za alkoholem, chociaż uznaję go przy okazjonalnych imprezach, czy też od czasu do czasu tak po prostu, gdy wychodzi się z przyjaciółmi i potrafi się zachować umiar. Zawsze nim coś powiem, przemyślę to. Jeśli pojawia się jakiś problem czy niejasność, to chcę to rozwiązać, a za najlepszy sposób rozwiązywania problemów uznaję rozmowę. Kiedy rozmawiam, to rozmawiam spokojnie, traktuję osoby z szacunkiem i tego samego wymagam od nich. Zachowanie swoje i innych często rozpatruje stawiając się w sytuacji tej drugiej osoby. A.. i czasami zdarza mi się wskoczyć na jakiś murek i po nim przejść zamiast po chodniku, albo nabić tyłek partnera na widelec, kiedy mi toruje drogę w kuchni i nie mogę przejść. I jeśli chodzi o związki, to uważam, że nie ma sensu pakować się w coś co jest bez przyszłości. Nie ma sensu być w związku, który do niczego nie prowadzi. A co do seksu, to uważam, że może się zdarzyć, że kogoś poniesie (okropnie to brzmi), ale tak naprawdę jest on nierozerwalnie związany z uczuciem, bo seks dla samej przyjemności nie ma sensu.
To tak w skrócie o mnie. Druga strona tego związku jest „typowym” facetem, bo inaczej tego określić nie można. I mam na myśli to, że istnieje mała grupka osób, której zdaniem właśnie tak się mężczyzna zachowywać powinien. Znaczy mieć ostatnie słowo, ustalać reguły i jego zdanie powinno być zawsze na wierzchu. Jest zamknięty w sobie i gwałtowny. Kiedy coś Mu się nie spodoba, to milknie i się nie odzywa zdenerwowany. Nigdy mi nie powie, że coś jest nie tak, ani co się stało. Mogę się co najwyżej domyślać. Kiedy proszę, aby ze mną porozmawiał, to słyszę mhm, aha, yyy.. i to wszystko. A kiedy już zadam pytanie, które wymaga od niego większego wkładu, to jest to „nie wiem”, „bo tak”, „nie pamiętam”, „nie będę gdybał, bo tego nie lubię”. Kiedy mimo wszystko próbuję ciągnąć rozmowę dalej, to kończy się na tym, że moja druga połowa zaczyna krzyczeć i okropnie przeklinać, a często bywa też chamski. (Ja przekleństw nie używam, ale mogę je zrozumieć w chwili, kiedy powiedzmy coś nam upadnie na nogę, przypali się, ale nie w sytuacji, gdy się z kimś zwyczajnie rozmawia!!!). Spożywanie alkoholu zostało mocno przy mnie ograniczone, ale jak wspominam przeszłość, to jest to przerażające. Jeszcze bardziej przerażające jest to, że jestem 17.. jak usłyszałam to, to niemal padłam. W głowie mi się nie mieści, że mógł w wieku lat 24 przytulać, całować, dotykać i kochać się z 16 kobietami. Ponadto są jeszcze takie rzeczy, że kiedy wskakuje na murek, On zawsze ściąga mnie na ziemię, abym „szła jak człowiek.” Kiedy Go „nadzieję” na widelec, albo szturchnę łyżką, to On mi odda mocniej, abym nie zaczynała (???!!!). Kilkakrotnie coś Mu próbowałam wyjaśnić, już bez wciągania Go w rozmowę nawet i poprosiłam, aby to przemyślał, a usłyszałam, że nie ma teraz czasu, a później pewnie zapomni. No i zapominał..
Oboje lubimy komedie, ale ja lubię również obyczajowe lub dobre dramaty, a on filmy akcji. Chętnie się przytulam i patrzę na coś za czym nie przepadam, aby być przy Nim (nawet całego Bonda obejrzałam!!! ), ale On twierdzi, że na głupoty tracił czasu nie będzie, więc ani razu ze mną nie obejrzał niczego co tylko mnie się podobało. Raz go namówiłam na teatr telewizji, ale położył się spać już po 5 minutach. A czytanie książek to w ogóle uznaje za stratę czasu. Jego hobby jest formuła 1. Ma na jej punkcie bzika . Pierwszy wyścig widziałam z Nim, ale od tego czasu przyswoiłam sobie o tym sporo informacji. Co prawda nie interesuje mnie to szczególnie, ale lubię słuchać i chętnie też rozmawiam o tym na tyle, na ile jestem w stanie, bo wiem, że to sprawia Mu wielką przyjemność. Kiedy jednak zaczynam mówić o psach, to słyszę, że przecież wiem, że Go to nie interesuje zupełnie, więc nie ma zamiaru o tym słuchać. Nie i koniec. Nie ma o czym mówić. I przede wszystkim! Nie by bał się czy nie lubił psów. Sam kiedyś miał psa, ale teraz uważa to za niepotrzebny obowiązek i co najważniejsze w przyszłości nie chce mieć już żadnego psa. Znaczy od chwili, kiedy umarłby mój obecny. A ja nie wyobrażam sobie życia bez psa. Pies to dla mnie nierozerwalna część rodziny.

Myślę, że nie zdziwi Was, że od jakiegoś czasu zaczynam się zastanawiać czy to ma sens. Bo co będzie w przyszłości? Ja nie chcę spędzić całego życia przy filmach akcji i rozmawiając o samochodach. Przecież samo uczucie nie wystarczy, aby utrzymać taki związek przez lata, nie uważacie? Nie mówiąc już o tym, że dłużej nie zniosę podnoszenia na mnie głosu. Myślicie, że ślub w tym przypadku ma jakiś sens? Bo ja już sama nie wiem. Wiem, że jeśli On się nie zmieni, to tego nie wytrzymam. A już przestaję wierzyć w to, aby miał się zmienić.
napisał/a: Dzwoneczek1 2009-04-28 12:28
Luti, jeśli i ty i on myślicie o tym związku poważnie,to musicie spróbować poszukać czegos, co Was łączy...Spróbujcie poszukać takich rzeczy, próbować robić coś wspólnie:) Podobno przeciwieństwa się przyciągają,ale to wspólne zainteresowania i gusty zbliżają do siebie...
Dalej- związek to także słuchanie siebie nawzajem i szacunek...podnoszenie glosu to brak szacunku,i na to nie powinnaś pozwalać.Skoro to Ty cierpliwie go wysluchujesz i starasz się mu tym sprawić przyjemność, to on też powinien dać coś z siebie...
napisał/a: ~gość 2009-04-28 16:24
Oporny typ
Zwiazek wlasnie polega na tym co Ty pokazujesz, chociaz cie sie cos nei podoba to sie starasz dla niego cos zrobic wbrew siebei i to jest fajne :) Jesli on nie umi sie przelamac w pewnych sprawach i tylko stawia na swoja racje to niewiem jak dlugo przetrwacie
Jesli on nei zlagodnieje a ty sie troche nei polobuzujesz (w dobrym tego slowa znaczeniu) to co was bedzie laczyc ?
Milosc sie tez wyraza poprzez wspolne robienie wielu spraw, jesli to obywdu strona nei sprawia przyjemnosci to co z tego za pozytek ?
napisał/a: ~gość 2009-04-28 17:15
a ja się krótko wypowiem- nie pasujecie do siebie, po prostu nie pasujecie :) i nie chodzi mi o przeciwieństwa, wy nie tyle jesteście po przeciwnych biegunach, co po prostu jesteście inni :) osobiście nie widzę sensu tego związku, radziłabym Ci znaleźć kogoś, kto będzie oddawał Ci siebie w takim stopniu jak Ty siebie jemu :)
napisał/a: Luti 2009-04-28 17:57
Dziękuję za odpowiedzi. Dobrze jest przeczytać czyjąś opinię. Ja sama już dawno przestałam być obiektywna. Pewnie gdybym sama to czytała, to byłabym zdania Vanilla. Ale ja ciągle się zastanawiam czy można do tego podejść inaczej. Czy może powinnam być bardziej wyrozumiała? Bardziej cierpliwa? To pierwszy związek, w który mój chłopak się zaangażował. Wcześniej się po prostu bawił. Dopiero teraz chciałby się związać i to na całe życie, a ja nie jestem pewna czy jestem w stanie podjąć to ryzyko. Coraz bardziej jestem nawet przekonana, że tego nie zrobię.

Darekf, co miałeś na myśli, jak wspomniałeś o polobuzowaniu? :)
napisał/a: ~gość 2009-04-28 20:15
Jesli Ty nie zaczniesz sie podobnie czasem zachowywac jak on a on czasem jak ty to jak sie dogadacie ?

A pozatym jesli ktos jest z kilkunastoma osobami w zwiazku (jesli mozna to tak nazwac) i nei umi sie dogadac to cos jest nie tak z ta osoba, trafic na tylu ludzi a nei umiec sie dogadac ?
Po prostu on nie dojzal do zwiazku w pelnym tego slowa znaczeniiu, nalezy umiec sie poswiecac i robic czasem cos wbrew sobie dla 2 osoby oraz dla dobra obydwu (oczywiscie w granicach rozsadku )
Jesli sie nei potrafi rozmawiac w zwiazku to jak on ma przetrwac ? bzykanie sie i materializm (nie chce Cie obrazic, pisze tylko tak ogolnie ) nie pociagnie zwiazku, tu trzeba cos wiecej..., w dodatku kazda ze stron musi to chciec
napisał/a: Luti 2009-04-28 20:38
Nie bardzo rozumiem pierwszą część, chociaż chyba wiem co chciałeś powiedzieć.

Co do drugiej części to masz rację co do tego, że wcześniej nie dojrzał. I miałam/mam nadzieję, że w końcu mu się to udało. Żaden jego poprzedni związek (nie licząc pierwszego, gdy był nastolatkiem, na odległość) nie był tak długi i każdy prędzej czy później kończył.
Na mnie/Nas mu zależy, a przynajmniej tak mówi. Poza tym chce się ze mną ożenić, a to dość poważny krok jak na taką osobę jak On. Tak sobie myślę, że gdyby nie to, że już powiedział to swoim rodzicom i wszystkim znajomym, to pomyślałabym, że to jakiś jego sposób na podryw. Ale skoro to zrobił, to mu wierzę. Znajomi są w szoku, rodzice się cieszą i traktują mnie już jak kogoś bliskiego, więc tym trudniej mi jest :/
napisał/a: ~gość 2009-04-28 21:01
Nie zauwazylem czy napisalas jak sie dlugo znacie, oczywiscie gadanie o slubie jest w pozadku, mozna sobie zalozyc ze sie chce byc kiedys razem w malzenstwie ale pytanie czy sie da rady?
jesli czlowiek wraz z nabieraniem doswiadczen nie madrzeje, nie dojzewa to cos jest nie tak
Fajnei ze go ochasz ale tez trzeba trzezwo czasem pomyslec ;)
napisał/a: Luti 2009-04-28 21:13
No właśnie dlatego że myślę, napisałam ten post. A jesteśmy z sobą od 10 miesięcy.. znamy się.. hm.. poznaliśmy się 9 lat temu przez internet. Ale przyznaję, że nie licząc pierwszego roku, to kontakt był sporadyczny, plus jakieś życzenia z okazji świąt czy urodzin. Dopiero jakiś rok temu zaczęliśmy częściej rozmawiać przez gg, aż w końcu się zdecydowaliśmy spotkać.
napisał/a: ~gość 2009-04-28 21:25
oby2 strony powinny pomyslec :P
w zwiazku trzeba umiec sie zmieniac jesli on tego nei potrafi (ty jakies male kroczki stawiasz) to odpusc sobie...
napisał/a: ~gość 2009-04-28 21:42
hmmmmmm, ja się zakochałam w pewnym facecie i dopiero po 1,5roku zauważyłam, że nie jest dla mnie odpowiedni - nie dało się pogadać, nie mieliśmy wspólnych zainteresowań, zaczęła mi przeszkadzać jego powierzchowność (w sensie on był powierzchowny:P).

I tak sobie pomyślałam - co to będzie za 15 lat gdy mu wszystko będzie zwisać, osiwieje, ołysieje?? przecież nie będę żyła wspomnieniami?? I skończyłam to poznałam wielu facetów z którymi noce można zarywać na rozmowach itp itd. Co nie znaczy, że od razu kooś znalazłam;p jestem aktualnie sama, ale wole to niż gapienie się w tv tylko po to, by ktoś trzymał mnie za ręke.

Więc.... drogaLuti, korzystaj z życia i przemyśl rozstanie - oczywiście nie rób niczego pochopnie, ale może po prostu Wasz czas już minął?? Pozdrawiam serdecznie, mam nadzieje że Ci się wszystko pomyślnie ułoży:))