Czym jest zdrada małżeńska?

napisał/a: Iceferno 2009-04-02 19:31
W moje ręce wpadła książka autorstwa Jacka Pulikowskiego traktująca o małżeństwie i rodzinie. Postanowiłem umieścić tutaj jeden z rozdziałów umieszczonych w książce bo wydał mi się ciekawy i może być pomocny w pewnym zrozumieniu zdrady małżeńskiej.
Jeżeli ktoś chce może ocenić wywody pana Jacka Pulikowskiego, znawcy problemów małżeństwa i rodziny.
Oto artykuł:
" Zdrada jest czynnym złamaniem przysięgi wierności. Jest zdradą siebie, współmałżonka i Boga. Wszak przysięga wierności była składana człowiekowi przez człowieka, ale wobec Boga, z przywoływaniem Go na Swiadka swych słów. Kiedys ludzie dla wypełnienia złożonej przysięgi gotowi byli oddac zycie. Niestety, w czasach współczesnych cena przysięgi zmalała. Zdrada to jeden z najokrutniejszych ciosów, jakie można zadać małżeństwu i sobie samemu. Bardzo rani, kiepsko i długo się goi, dotyka i niszczy obie strony: zdradzonego i zdradzającego. Nikomu się nie opłaca - jest zyciowym błędem i tragedią. Zawsze. Dla zdrady nie ma usprawiedliwienia!
Oczywiście zdrada ma zawsze swoja przyczynę. Bez obawy popełnienia pomyłki mozna powiedzieć, ze zdrada jest dowodem niedojrzałości osoby zdradzajacej. Jednak zwykle sa jeszcze jakies inne przyczyny towarzyszące. Zdrady zdarzają sie prawie wyłącznie wtedy, gdy małżeństwo przeżywa kryzys osób i więzi. Nierzadko jednym z symptomów kryzysu jest odchodzenie od Boga i praktyk religijnych. Nie bez znaczenia sa także okoliczności zachęcające do zdrady. Znam niestety wiele przypadków zdrad sprowokowanych służbowym wyjazdem " integracyjnym". Organizator zadbał o "dobrą atmosferę", alkohol, nastrojowe tańce, dwuosobowe pokoje bez koniecznosci podawania nazwisk w recepcji... Nie chcę powiedzieć, że wszystkie wyjzady słuzbowe i szkolenia mają takji scenariusz, lecz niewatpliwie się zdarzają, a rozsądek nakazuje wystrzegać się podejrzanych imprez. " Kto stoi, niech baczy, by nie upadł".
Zdrady mężczyzn ( zwłaszcza tych płytko traktujących płciowość w ogóle) bywają " okazjonalne" i powierzchowne, bez głębszego zaangażowania uczuciowego. Zdrady kobiet zazwyczaj są " przygotowane" silnym związkiem uczuciowym ( kobiety realizuja w nim tęsknoty uczuciowe niespełnione w małżeństwie). Skutki zdrad, wywołujące w psychikach męża i żony spustoszenie, są niesymetryczne. Zawsze głębiej zdradą dotknięta jest kobieta i to zarówno zdradzona, jak i zdradzająca. Ona bardziej jest obciążona konsekwencjami biologicznymi i psychicznymi współżycia."
napisał/a: voice02 2009-04-02 22:41
Iceferno
Aleś zapodał tekst...
Nie będę komentował, bo z tego, co tu jest na tym portalu napisane na ten temat, można się dowiedzieć wystarczająco dużo, by panów Pulikowskich nie czytać. To banały, bądż, jakby to ujął były premier, "oczywiste oczywistości".

Chociaż, chociaż...

"Zdrada jest czynnym złamaniem przysięgi wierności" - hmmm, nie wiedziałem
"Zdrada to jeden z najokrutniejszych ciosów, jakie można zadać małżeństwu i sobie samemu"... eee tam ciosów...
"Nikomu się nie opłaca - jest zyciowym błędem i tragedią" - powiedzcie to tym romantycznym kochankom... dla nich to nie jest tragedia
"zdrada jest dowodem niedojrzałości osoby zdradzajacej"... ja bym nie zaryzykował tej śmiałej tezy... jakżesz znowu...
"Ona bardziej jest obciążona konsekwencjami biologicznymi i psychicznymi współżycia"... widziałem film, w którym boski Arni był w ciąży, a nawet rodził...
napisał/a: Gvalch'ca 2009-04-02 22:54
voice02 zgodze się - straszny bełkot.
napisał/a: sorrow 2009-04-02 23:26
Iceferno, to ja ci jeszcze jeden tekst Pulikowskiego podrzucę, w którym pisze do dziewczyny, która zdradziła swojego obecnego męża jeszcze przed ślubem i to zataiła:

"Zdrada. Dobrze o Tobie świadczy fakt, że współżycie przedmałżeńskie traktujesz (i słusznie) jako zdradę. Dzieś wielu przedstawiających się jako "gorliwi katolicy" w ogóle by na ten pomysł nie wpadło. W tej kwestii (jak zresztą we wszystkich innych) powinnaś się kierować Miłością czyli troską o dobro najbliższych i swoje własne. Jakie dobro wyniknie z ujawnienia, a jakie z dźwigania tego ciężaru w tajemnicy. Słyszałem kiedyś, że pewien mądry kapłan penitentce, która wyznała zdradę męża za pokutę dał dźwiganie tego brzemienia w pojedynkę w tajemnicy do końca życia..."
napisał/a: voice02 2009-04-03 09:25
Sorrow zacytował:

napisal(a):... pewien mądry kapłan penitentce, która wyznała zdradę męża za pokutę dał dźwiganie tego brzemienia w pojedynkę w tajemnicy do końca życia..."


I to się nazywa pokuta, a nie jakieś tam pacierze... Poza tym zawsze może być gorzej. Na Filipinach, w mieście San Pedro, zgodnie z wielowiekową tradycją, wszelkiej maści cudzołożnicy biorą udział w procesji pokutnej. I nie jest to bynajmniej tylko rytuał modlitewny. Grzesznicy przechodzą ulicami miasta biczując się. Tu krótki klipik:

https://www.youtube.com/watch?v=QkmjX6gi_M4&feature=related

Skoro tradycja ta przetrwała tyle wieków, coś jest na rzeczy. Bo zdrada to okrucieństwo, a za okrucieństwo powinno się odpłacać tym samym. Jeżeli się tego nie robi, to tylko ze względu na miłosierdzie lub litość, względnie przez tak zwaną miłość. Mocno zawiedzioną zresztą.

Tym cytatem dotknąłeś sorrow ważkiego problemu. Społecznego przyzwolenia na zdradę. Bo kto nie pomyślał, że ów duchowny postąpił skandalicznie zadając taką pokutę, że przesadził, że wlał w serce wiarołomnej kobiety nazbyt dużo goryczy? Ja osobiście uważam, że nie przesadził. Przesadziła ta kobieta dobrze o tym wiedząc, bo gdyby nie wiedziała nie uznałaby tego za grzech, a zatem nie szłaby z tym do spowiedzi... ergo, nie byłoby pokuty.

I jeszcze jedno. Być może ktoś uzna, że kler nie powinien się w tych sprawach wypowiadać. Wydaje mi się, że właśnie w takich powinien, by zapobiegać zejściu owieczek na złą drogę. To szóste przykazanie, jakby nie było. Nie ma jednak w standardach ewangelicznych zapisów o polityce... Tudzież o donoszeniu na innych księży, parafian i ich rodziny. To oczywiście moje zdanie. Jeśli chcecie, krytykujcie...
napisał/a: ~gość 2009-04-04 07:54
Pulikowski w kręgach katolickich jest wielkim autorytetem. Nie uważam tego, co napisał za bełkot, a "oczywiste oczywistości" dla niektórych wcale takie oczywiste nie są. Jednak po przeczytaniu poniższego tekstu zaczęłam podchodzić do niego bardziej krytycznie i z większą ostrożnością. Nawet dla mnie to zbyt kontrowersyjne podejście do tematu zdrady:

"Ze smutkiem, jako mężczyzna, muszę tu powiedzieć, że zagubienie żon zawsze obciąża mężów. Nie wypełnili skutecznie swej funkcji "ochraniarza". (...) Dla sprawiedliwości trzeba dodać, że kobiety też potrafią nieźle narozrabiać. Nasłuchawszy się i naoglądawszy wzruszających historii "miłosnych", coraz częściej same zdradzają mężów i potrafią rzeczywiście mieć wielki udział w rozbiciu małżeństwa. Nie zmienia to jednak faktu, że pierwszym odpowiedzialnym za rozpad małżeństwa jest mężczyzna. (Jego wszak rolą jest pilnowanie, by wszystko w rodzinie zmierzało konsekwentnie w dobrą stronę, czyli w stronę dobra, świętości.) Ostatecznie mógł się z nią nie żenić. Gdy jednak się zdecydował, to automatycznie zaciągnął zobowiązanie za losy małżeństwa."