czy powinniśmy być razem

napisał/a: hechicera 2007-10-18 00:12
Postanowiłam napisać, ponieważ ostatnio sama nie wiem co mam myśleć o moim związku.
Razem jesteśmy od 8 miesięcy, znamy się od 9, można powiedzieć że związek narodził się na odległość. Ja w Polsce, on zagranicą. Wyjechał zaraz po tym jak się poznaliśmy, na dodatek ukrywał fakt że wyjeżdża do ostatniej chwili. Przez te 9 miesięcy razem spędziliśmy 3 miesiące, rzuceni od razu na głęboką wodę, gdyż jedyną opcją spędzenia wspólnie czasu było wspólne mieszkanie. Było ciężko przyzwyczaić się do posiadania siebie przez 24h/dobę, nie łatwe to było gdyż nas nie objął okres chodzenia na randki. Dziś wiem, że go kocham, on mnie też (przynajmniej tak mówi, i ja też to czuje, no może przez ostatnie dni mniej). W ciągu tych 3 miesięcy wspólnego mieszkania, przeszliśmy przez mnóstwo problemów, niektóre ciągną sie do dziś. Życie chyba postanowiło nam dać mocnego kopniaka na dzień dobry wspólnego życia.
Obecnie jestem w Polsce a on 2 tyś. mil ode mnie. Jest ciężko, ja wróciłam skończyć studia, on został, mam do niego wrócić zaraz po obronie (mam nadzieje że w ciągu najbliższego miesiąca), ale czasami mam wątpliwości czy aby na pewno mamy być razem. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale czasami mam wątpliwości czy będę z nim szczęśliwa. Dla niego zmieniłam siebie, swoje życie, kiedyś będąc w związku miałam alternatywne wyjście, często gdzieś w tle był facet który w razie gdyby się mi nie powiodło w związku, miał mnie pocieszyć, nie koniecznie stając się moim partnerem, raczej przyjacielem, który potrafi pokazać mi że jestem piękna i wyjątkowa, kogoś kto nie pozwoli stracić pewności siebie. Będąc z obecnym partnerem, nie mam alternatywy, nie szukam jej nawet. Pozamykałam większość drug, które niejako ułatwiały mi zdobycie tej alternatywy. Oddałam mu się w całości. A dziś usłyszałam że on ma własne życie, nie wiem co mam przez to rozumieć, bo mi nie wolno nigdzie wyjść, nie mogę wyjść ze znajomymi na piwo, żeby nie obyło się bez kłótni. Jest zazdrosny o każdego kolegę, o ludzi którzy byli długo przed nim.
Ostatnio zauważyłam też że z przebojowej i pełnej życia dziewczyny stałam się zmęczoną szarą myszką, nie wiem czy to wpływ tego, że nie ma Go przy mnie czy może czegoś innego, ale nie chce żeby mi dni uciekały przez palce, nie chce marnować żadnej chwili. Szczególnie dlatego, że On też by tego nie chciał.

Proszę Was o opinie, może jakieś porady. Wszystkim z góry dziękuję.
napisał/a: Patka2 2007-10-18 08:32
Piszesz że go kochasz, ale Twoja energia uchodzi z Ciebie. To trochę nie idzie w parze z miłością. Myślę że z miłości powinnaś skakać ze szczęścia i szybko skończyc szkołę i jechać do swojego ukochanego. Ale widzę że Ty się raczej źle z tym czujesz. Masz rację rzuciliście na głęboką wodę Wasz związek ale uwierz mi że takie związki czasami są lepsze niż nie jedne ciągnące się latami. Każda miłość jest inna, każdy związek jest inny.
Może pomyśl o tych dobrych stronach i ciesz się Nimi. Nie myśl o innych bo przecież tylko z tym jednym chcesz być.
Nie rozumiem tylko czemu nie możesz nigdzie wychodzić i spotkać się z przyjaciółmi. Czyżby Ci nie ufał??
napisał/a: Wariat 2007-10-18 09:08
Uciekaj...uciekaj od niego jak najdalej...
napisał/a: hechicera 2007-10-18 12:54
Chodzi o to że odkąd znowu jesteśmy daleko od siebie nie mam ochoty na nic, nie potrafię się do niczego zmobilizować. Kiedy On był obok, ja po 12h w pracy byłam pełna energii i tak wiele chciało mi się robić.
Nie jest absolutnie tak że się nim nie cieszę, jest dla mnie całym życiem. Odkąd jesteśmy razem nie istnieją dla mnie inni faceci.
Co do zaufania to niestety ciężko mu było zaufać - wiele się na to nakłada czynników. Co do wychodzenia, niepodobaja mu się moi znajomi, w szczególności dlatego że w większości to męskie towarzystwo a on jest strasznie zazdrosny. Wielokrotnie rozmawialiśmy na ten temat, dlatego że w dużym stopniu jest zazdrosny o moją przeszłość, o byłych. W ciągu tych 9 miesięcy dużo się zmieniło (na lepsze, ponieważ wcześniej było tragicznie, musiałam sie tłumaczyć z każdego wypowiedzianego słowa, z przeszłości, z dokonywanych wyborów, itp.), ale nadal muszę się gęsto tłumaczyć z każdego spotkania z którymś ze znajomych, i szczerze mówiąc mam coraz mniej pomysłów na to by On wreszcie zrozumiał, ze nikt mu nie zagraża.
napisał/a: agasta 2007-10-18 13:45
trochę tego nie rozumiem, jak można komuś kogo sie kocha robić wyrzuty za przeszłość, on powinien zapomnieć o niej i zacząć żyć przyszłością, pozatym musi zacząć tobie ufać skoro jet tak strasznie zazdrosny, rozumiem że jest daleko od ciebie ale to go nie tłumaczy, widocznie nie ma do ciebie zaufania, w takich sytuacjach najlepiej pomaga szczera rozmowa, powiedz mu że masz dość ciągłego tłumaczenia sie z rzeczy które robiłaś w przeszłości, każdy z nas jakąś ma przeszłość i jeżeli jesteście ze sobą razem to budujcie przyszłość nie oglądajcie się wstecz, naucz go ufać tobie, bo na dłuższą mętę tym bardziej że jesteście daleko od siebie (podziwaim) to nie wróżydobrze, ale głowa do góry, jeśli się kochacie to będzie dobrze, dużo uśmiechu i wiary, pa
napisał/a: hechicera 2007-10-19 01:10
Przez większość naszego związku nic innego nie robimy tylko rozmawiamy. Wielokrotnie tłumaczyłam ze przeszłość była taka jak była, że każde z nas miało innych partnerów, że popełniało błędy. Ostatnio powiedziałam mu wprost, żeby przestał rozdrapywać coś czego nie da się zmienić i co ja chce już zamknąć, jak na razie podziałało :) mam nadzieje że już na stałe. Ludzie którzy mnie doskonale znają wiedzą jak wile zmieniłam, żeby tylko On potrafił mi zaufać, prawie zabiłam moje życie towarzyskie po to by on nie miał powodów do jakichkolwiek wątpliwości. Od kilku dni znowu coś się wali między nami, nie potrafimy się dogadać bo ja mówię co mi się nie podoba. Czasami mam wrażenie, że On zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, dopóki jestem grzeczna i bawię się w to co on chce jest ok, ale jak chce żeby on zabawił się w to co ja chce, zaczyna być źle. Większość z was pewnie myśli "co Ty jeszcze z nim robisz". Rzecz w tym, że on wie że robi źle i potrafi sie do tego przyznać, niestety dopiero po jakimś czasie.

Prawda jest taka, że gdyby nie to że go kocham, dawno już nie bylibyśmy razem. Zapewne po pierwszej sprzeczce, bo za głupsze rzeczy zrywałam z facetami. Ale z nim nie potrafię. Wylałam przez niego morze łez, nie zupełnie jest to jego wina, raczej ja mam problem z emocjami (ale to raczej historia nie do tego działu), jednak nikt wcześniej nie wzbudzał we mnie takich emocji. Nie potrafił mnie doprowadzić w 5 min do wściekłości, a po chwili do śmiechu do łez. Czasem się zastanawiam czy ja Go na pewno kocham, bo nigdy wcześniej nikt nie wszedł tak głęboko w moje życie jak on.
napisał/a: sorrow 2007-10-19 01:19
hechicera napisal(a):Czasem się zastanawiam czy ja Go na pewno kocham

Wygląda na to, że tak . Może te rozmowy jednak do niego do końca nie dotarły? Może wie, że źle robi, ale nie do końca zdaje sobie sprawę jak to może się skończyć? Spróbuj mu to bardziej przyblizyć... pokaż mu jak to jest żyć w ten sposób. Musi poczuć powagę sytuacji, żeby nastapiła w nim jakaś zmiana. Chociaż z chorobliwą zazdrością trudno się walczy nie jest to jednak nie możliwe.
napisał/a: hechicera 2007-10-19 02:07
dziękuję :)

wiem że da się walczyć, cały czas to robie.
To co teraz napisze może głupio zabrzmi ale gdyby nie wiara w to ze się zmieni i fakt że jakieś zmiany już widać, darowałabym sobie ten związek, mimo tego że nie wyobrażam sobie mojego życia bez niego, ale ponad wszystko mam własny komfort psychiczny. Tak tandetnie napisze - życie dało mi już wystarczająco wielkiego kopa psychicznego, żebym świadomie pakowało się w coś czego zmienić się nie da.

Ostatnio doszłam do wniosku ze zacznę grać jego kartami, troszkę to głupie, ale już sama nie wiem co do niego tak naprawdę dociera. Nie nie chodzi mi o to, że pokaże mu jaka jestem zazdrosna, czy zorbie awanturę o przeszłość - w to sie nie pakuje, bo nie chce zniszczyć tego co już osiągnęłam. Może spróbuje troszkę obojętności wprowadzić w ten związek. Dziś był pierwszy dzień w którym się odrobinkę z tym pomęczyłam, i mam nadzieje że wkrótce zobaczę jakieś efekty :)

może Wy macie jakieś pomysły, jak dotrzeć do faceta, który jest strasznie niepokorny i zawsze robi inaczej niż ja bym chciała
napisał/a: agasta 2007-10-19 09:06
to nie jest dobry sposób, nie odgrywaj się na nim, myslę że go kochasz, to dobrze że coś żrozumiał ale myślę że nie do końca skoro dalej próbuje rozgrzebywać przeszłość, ja mam ten plus w związku bo nie mam żadnej przeszłości (innych facetów) ale mam masę innych problemów, rozgrzebywanie przeszłości cię rani on musi w końcu zrozumieć że ci jest żle z tym i nie może byc tak strasznie zazdrosny o przeszłoś, przecież to już mineło i masz już to za sobą, więc nie rozumiem, może on się boi że cię straci i dlatego tak kurczowo cię wypytuje lub próbuje pytać o przeszłość, ale przez to może cię stracić bo możesz tego dłużej nie wytrzymać, tu tylko pomoże rozmowa szczera i zaufanie,m przecież nie może cię trzymać w domu pod kluczem, masz swoich znajomych, przecież też czasami trzeba wyjść do ludzi pogadać lub coś innego
napisał/a: hechicera 2007-10-19 21:59
Dzisiaj powiedział mi, że zostajemy przyjaciółmi do czasu aż ja będę gotowa, problem w tym że nie powiedział na co, jak mniemam chodzi o to że wyrażam swoje zdanie i swoje myśli i jak będę gotowa podporządkować sie jego woli to będzie ok.

Napewno troszkę z tym przesadziłam, ale strasznie zabolało to co powiedział. Wyszło na to że kłótnie są spowodowane moimi "fochami", że nie mają podstaw.
Po tym jak usłyszałam od niego ze czuje się jak pantoflarz (nigdy niczego mu nie broniłam, ani nie narzucałam swojej woli), na co ja odpowiedziałam mu ze to ja nie mogę nigdzie wyjść. Usłyszałam że przecież on mi nie zabraniał wychodzić, tylko mam liczyć się z konsekwencjami i mam myśleć co robie.

Mam wrażenie że ostatnio podążamy innymi torami, i nie potrafimy trafić na ten sam. Nie wiem już czyja to wina. Każde z nas chce dobrze dla siebie, i chcemy być razem, ale nie umiemy się dogadać. Nie wiem już co mam robić. każda rozmowa przeradza się w kłótnie. I tak jest ok kilku dni. Wcześniej wielokrotnie się kłóciliśmy ale nigdy tak długo i tak zaciekle. Nie chce tych kłótni ale wiem też ze jak nie będę broniła swoich racji, to one sie tylko odwleką w czasie. A mam wrażenie ,że on wogóle nie próbuje mnie zrozumieć.