Ciężki okres w życiu faceta=ciężki klimat w zwiąku?

napisał/a: Maciejka1 2007-09-02 17:06
Możliwe, że tak to mi wyszło... Ja nie czekam tak niecierpliwie na to "coś". Jak napisałam, cieszy mnie to co mam, mi jest tak dobrze. Czasem chciałabym wielkiej miłości ale podchodzę do tematu: ma być to będzie...

Tylko zastanawia mnie dlaczego jego to męczy? Czy czuje, że to nie to czy czeka na to "coś" i się niecierpliwi bo tego nie ma...

Twój post mnie trochę uspokoił za co Ci dziękuję :).
napisał/a: Maciejka1 2008-04-05 17:48
Witam ponownie po ładnych paru miesiącach nieobecności...
Zawitałam tu bo mam ogromną potrzebę wyrzucenia z siebie tego co mnie teraz męczy. Będę jednak wdzięczna za każde słowo: otuchy, krytyki, pocieszenia...

Około 0,5roku temu rozstałam się ze swoim facetem. W sumie to on mnie rzucił. Powód? Nie kochał mnie i uznał, że po prawie 7miesiącach nie ma szans żeby mnie pokochał (swoją drogą pisałam na forum właśnie o tych jego wątpliwościach co do braku miłości).
Ja nie chciałam tego bo dla mnie nie ma czegoś takiego jak określony czas w którym trzeba się zakochać ale szanując jego uczucia nie utrudniałam rozstania. Rozeszliśmy się w przyjacielskiej atmosferze przy czym zaznaczyłam, że nie będę pierwsza się odzywać i że potrzeba mi czasu by móc z nim normalnie utrzymywać kontakt. Uszanował to. Była cisza. Zapytał w końcu naszego wspólnego znajomego co u mnie ale podobno w mało przyjemny i dosyć prześmiewczy sposób więc napisałam mu co nieco w smsie. Było spotkanie, wyjaśnianie i od tego czasu zaczął się odzywać częściej. Najpierw niewinne życzenia na święta, zaproszenie na naszaj-klasie. Potem zaprośił do kina na film pt. Jeszcze raz... Wymowny tytuł ale po seansie rozeszliśmy się jakbyśmy byli znajomymi i to było tylko przypięczętowaniem znajomości.
Teraz znowu mnie poprosił o spotkanie. Poszłam. Mimo, że na gadu zaczął wątek z którego wynikało że może bardzo żałować tego rozstania nie nastawiałam się na to.
A tu od słowa do słowa (a gadało nam się jak zwykle bardzo dobrze) i zeszliśmy na temat rozstania i jak go pociągnęłam za język to wyszło że żałuje, że teraz to dałby sobie czas... Sprowokowałam go bo dałam mu do zrozumienia, że mogę chcieć powrotu. Pocałował mnie i tak jakby wszystko stało się jasne.
Wracaliśmy jak para, za rączki, przytuleni... Napisał mi potem, że chciałby się do mnie teraz przytulić.
No i wszystko pięknie ładnie ale co babę męczy?! Od wymysłów księżniczkowych, że nie padł na kolana i nie błagał o litość a ja w swym majestacie i łaskawości mu nie powiedziałam: pomyślę o tym... po to, że sama mówiłam takie rzeczy jakbym go do tego powrotu zachęcić chciała. Poza tym myślę, że jakaś rozmowa by nam się przydała. Bo moje zaufanie do niego jest bliskie zeru, odpisuje mu na smsy jakieś suchary. Chciałabym żeby wiedział, że mam mętlik w głowie, że nie umiem tak wrócić do punktu rozstania jakbym cofała klatki w filmie, że mam ochotę go przeciągnąć, sprawdzić i jak wytrzyma te wszystkie trudności to dopiero wrócić taką jaką byłam i za jaką tęskni...
Żałuję, że poniosły nas emocje i nie powiedziałam mu tego. Boję się powrotu... Boję się, że wejdzie mi na głowę, że mnie nie uszanuje, że skrzywdzi... Boję się, że każdy popatrzy na mnie jak na idiotkę o gołębim sercu. Bo do czego ja chcę wracać? Do faceta którego nie pokochałam (dla mnie to było za wcześnie) i który mnie nie kochał ale z którym mogłabym konie kraść, gadać o dupie Maryni i czuć motylki w brzuchu jak tylko pomyślę jak mnie całował.
Mam 25lat a czuję się jak 12letnia dziewczynka (nie ubliżając żadnej 12nastce;)).

Dziękuję za cierpliwe przeczytanie tego postu, jeśli komuś się uda dojść do tego punktu to już bardzo mi pomógł :). Czuję się jak małe zagubione we mgle dziecko. Miotam się miedzy tym co powinnam, chcę a robię :(...
Nie wiem czy powinnam wracać do niego, o czym z nim porozmawaić najpierw (bo chyba rozmowa być powinna), jakie reguły ustanowić... No jak rozbity dzban jestem....
napisał/a: ~gość 2008-04-05 20:01
Maciejka napisal(a):Dziękuję za cierpliwe przeczytanie tego postu, jeśli komuś się uda dojść do tego punktu to już bardzo mi pomógł :).


Ładnie piszesz i całkiem przyjemnie się czyta, więc nie było to zbytnim problemem ;)

Ale do rzeczy. Mówią, że się dwa razy nie wchodzi do tej samej rzeki. I nie chcę Cię straszyć, ale zwykle ten drugi (i każdy następny raz) kończy się tak samo jak ten pierwszy. Ale jeśli już zdecydujesz się jednak dać mu szansę, to na Twoim miejscu poważnie bym się nad tym zastanowił. Tak jak napisałaś, najlepiej byłoby dokładnie poznać jego zamiary, intencje. Bo może on zwyczajnie poczuł się samotny, a że nikogo akurat nie było pod ręką to odezwał się do Ciebie, bo miał nadzieję, że jednak dasz mu szansę. Trudno to rozstrzygnąć, ale z mojego punktu widzenia (jako osoby postronnej, która zna tą historię tylko z tego krótkiego opisu) ta sytuacja nie wygląda zbyt wesoło i jeśli zdecydujecie się żeby do siebie wrócić to podejrzewam, że to nie będzie na długo.

Żeby jednak tego posta zakończyć pozytywnym akcentem, to powiem, że wasz przypadek może być przecież wyjątkiem od tej reguły :) Życzę powodzenia i pozdrawiam :)
napisał/a: jaa3 2008-04-05 20:29
powiem tyle.. w podobnym wieku jestesmy, a tez czuje sie czasem jak bezradna dziewczynka...
zawsze tez myslalam,ze nie wchodzi sie 2 razy do tej samej rzeki, nie rozumam znajomych jak sie rozstawali wracali i tak w kolko..jak bledne kolo..
teraz dopiero zoruzmialam spotykajac sie miesiac z pewnym facetem.. ze dalabym mu szanse ze sobie i mi,ze na nim mi zaczelo zalezec.. a co do zakochania fakt, ja tez sie nie zakochuje tak latwo.. tak szybko..
z tego co piszesz widac, ze zalezy Ci na nim..dobrze sie przy nim czujesz.. a to podstawa zwiazku..dobra rozmowa itd.
ale wedlgu mnie pdosatwa zwiazku tez rowniez sa: szczerosc, wiernosc i zaufanie...na co trzeba troche zapracowac, bo jak tu wierzyc nowo poznanje osobie? chociaz 7 miesiecy sie znacie..
moj watek zreszta opisalam tez w innym temacie mozesz poczytac..
a boisz sie.. kazdy sie boi chyba... mam kow ktorzy sie mi zwierzaja i wiem,ze faceci sie boja.. kazdy oi sie odrzucenia... boi sie ze sie zakocha ale bez wzajemnosci..
ja sie starsznie tez tego boje i sama nie wiem,czy chce jeszcze kogokolwiek poznawac i budowac od poczatku.. zwlaszcza, ze to co widze wokol co sie dzieje.. ciezko trafic na 'porzadnego' faceta. ktorego zechce i ktory mnie;)
ale tez nie jetem kobieta, ktora z braku laku rzuca sie na pierwszego lepszego, bo akurat na brak powodzenia nie narzekam..tylko, ze.. tutaj nie liczy sie ilosc, a jakosc wlasnie;)
chyba odbieglam od tematu troche;))
pozdrawiam
napisał/a: Maciejka1 2008-04-05 22:12
Właśnie najbardziej martwi mnie to nie wchodzenie drugi raz do tej samej rzeki... Przerobiłam nawet na własnej skórze ale szczerze to długo nie czekałam żeby się przekonać o prawdziwości tego powiedzenia.
Nie umiem podjąć żadnej konkretnej decyzji bez rozmowy z nim. Bo liczą się jego intencje. Ja tam nie będę żadną zatkaj-dziurkę. Lubię go i zależy mi na nim bo to dobry człowiek, zagubiony i trochę jeszcze niedojrzały ale dobry.
Chyba jedyne co mogę zrobić to czekać na rozmowę i mu to wszystko powiedzieć. Zobaczę jak na to zareaguje i co powie. Wiem jedno, jak już mamy razem wejść raz jeszcze do tej samej rzeki to musi być jasne na jakich zasadach, musimy wyjaśnić sobie co było nie tak i bez oglądania wstecz iść dalej.
Ja mam raczej łagodny charakter i dobre serce ale nie pozwolę mu się mną bawić.

jaa, czasem takie właśnie konkretne historie przemawiają do nas kobiet najlepiej.
Czasem wydaje mi się, że tylko ja jedna mam jaiś zakręcony problem, że tylko ja się boję a jak tak posłucham to każdy ma podobnie...

Wiem, że nikt za mnie nie odpowie na pytanie czy wracać ale jakoś czuję, że szybko się przekonam co robić jak tylko zbiorę odpowiedni wywiad. Kiedyś już tak było... Cały "świat" krzyczał nie a ja powiedziałam tak. Czekałam 2dni i było jasne, że "świat" ma racje. Ale ja też się przekonałam do tego i teraz nie żałuję...
Takie pokręcony wywód mi wyszedł trochę ale to dzięki Wam.
Jakoś od razu mi się humorek poprawił, dziękuję baaardzo.
Będę pisać o dalszych wypadkach, może komuś ta moja historia się przyda???