ciągle szukam recepty

napisał/a: dreaming. 2008-03-11 19:52
Wiem że związek dwojga ludzi jest na tyle skomplikowany że ciężko po prostu "stworzyć taki przepis wg którego wszystko będzie grało" ale można zebrać sposoby na to by było dobrze. Do tej pory zawsze wiedziałąm jak powinnam (i chciałabym) się zachowywyać zeby było dobrze teraz juz nie wiem nic...
W pierwszym poważniejszym związku nie rozstawaliśmy się na krok. Wierzyłam że własnie na tym polega prawdziwa miłość i dopasowanie się. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolna razem, ci sami znajomi wyjścia, hobby... i wytrzymaliśmy rok ale nie dało rady, wypaliło się i mimo prób walki o związek rozstaliśmy się. Nadal utrzymyjemy znajomość, zyskałam dobrego kumpla ale jakby na to nie patrzeć straciłąm miłość..
W kolejny związek weszłam z przekonaniem że nic nie należy robić na maxa. Byłam bardzo ostrożna. Chciałąm się spotykać dopiero gdy będziemy stesknieni. Dodatkowo on za mną szalał a ja mam raczej dominujący charakter a więc biorąc pod uwagę moje doświadczenia z poprzedniego związku robiliśmy tak jak ja chciałam. Minąl rok a my dalej byliśmy razem, nadal szcześliwi. "Popuściłam" więc i zaczeło się chrzanić... I choć przyznam zę na poczatku zwiazku moglam byc straszna z ta swoja stanowczością i upartością to on sam twierdził żę warto. Jestem tez dość drobiazgowa więc powodó do kłótni było sporo. Dojrzałam do tego że warto dążyć do kompromisu, byłam dumna ze zmian które za Jego sprawą we mnie zaszły. Ale on jakby tego nie zauważał. Teraz ja przymykałam oko i po kłótni wyciagałam pierwsza ręke a on się wszystkiego czepiał i nie doceniał zmian we mnie. Taka zamiana ról. Najgorsze jest to że do tej pory każdy kryzys mnie kosztował ogromne ilości stresu, ściśniety żołądek i myśliu krążące tylko wokol jednego tematu a teraz, teraz na to wszytsko zlewam. Mam to po prostu w dupie. Martwi mnie to. Starałam się ratować to co jest ale bez skutku bo z jego strony były tylko pretensje. Boję się że coś się wypaliło.
Ostatnio myśle o tym gdzie popełniłam błąd. Czy to taka ironia losu że gdy ja wreszcie dojrzałam on tak się zmienił? A może powinnam być wciaż taka sucz i wtedy byloby dobrze? Jestem bierna i narazie nic nie robię bo i nie wiem co, ale nawet jeśli uda nam się porozumieć to co dalej? Jak powinnam postępowac?
Jeszcze o tylu rzeczach chciałabym napisać. Mam nadzieje że póki co to wystarczy i zrozumiecie mnie.
napisał/a: sorrow 2008-03-11 20:43
Może za bardzo zwracasz uwagę i doszukujesz się czyjejś winy. Jeśli związek się rozpada, to nie znaczy, że jest to czyjaś wina. Związek wcale nie jest trwały dlatego, że jesteście ze sobą maksymalnie często, albo że dawkujecie wszyskto w małych porcjach, żeby podtrzymać temperaturę związku. Związek to współpraca obu stron w jednakowym stopniu. Jeśli rodzi się asymetria, to zaczyna się psuć. Najważniejszy moment to ten kiedy ludzie jak to nazwałaś czują "wypalenie". To jest właśnie czas na świadomą miłość, nastawienie się na drugiego często kosztem siebie i branie tego samego od drugiej osoby. To też działa tylko przy równym zaangażowaniu z obu stron. Jeśli jedno stwierdza "wypaliłam się" i już nie mam ochoty to po prostu koniec bez orzeczenia winy. Jeśli pez dopalacza nazywanego "zauroczenie" nie jest w stanie żyć w związku, to po prostu związek się kończy, a jeśli się w nim dale trwa bez świadomego wyboru to się oboje w nim męczą.
napisał/a: dreaming. 2008-03-11 22:44
Tylko że u nas ta asymetria jest od samego początku. Najpierw to on starał się bardziej a teraz ja. To tak jakby się cofnął do tego co było na początku, tak jakby chciał odegrać się za to jaka byłam. Wiem że robiłam źle, nie popchwalam tego ale jaka ja mam mobilizacje do pracy nad sobą, nad związkiem skoro gdy się poprawie on zachowuje się strasznie. To podcina skrzydła
Czasem myśle ze on się tak zachowuje bo jest pewny że mnie ma, że jesteśmy ze soba tyle związani ze już tak zostanie. Nie chce go straszyć zerwaniem bo jest na tym punkcie przewrażliwiony ale nie wiem jak dać mu do zrozumienia że MY nie bedzie trwalo wiecznie jeśli nie będziey nad tym pracować. Każda moja próba załagodzenia sytuacji kończy się kłótnia bo on najcześciej zrozumie na opak, wbije sobie coś do głowy a pote, nie da mu się wytłumaczyć że jest inaczej. Gdybym przeczytała to jakiś czas temu to powiedziałabym nie, to niemożliwe nie o nim.. Gdzie się podział ten czuły, wyrozumiały facet którego pokochałam?
napisał/a: kamyczka 2008-03-18 18:05
W pewnym momencie tez doszłam to takiego wniosku ze jesli sie mnie staram, jestem zołza to tak jest wtedy lepiej, facet biega zalezy mu itp. ale mysle ze to tak nie jest. sekretem jest znalezienie wlasciwej osoby. Odpusc sobei troche nie straj sie na sile moze to pomoze, czas czesto pomaga, ja bym troszke odpuscila, i zobaczyła.