zespól Barlowa - wypadanie płatka zastawki mitralnej

kamaciejka
napisał/a: kamaciejka 2010-08-13 00:28
Historia mojej choroby jest dosyć długa i dla mnie nie przyjemna, ale warto się podzielić... poza tym mam pytanie.

Wszystko zaczęło się po maturze. Studia w Warszawie, nowe miasto, duże, nowi znajomi, nowe obowiązki, obawy, ale też marzenia. Potem trudności finansowe, wiadomo, studentka... Śmierć bliskiej osoby, nagłe i smutne zerwanie długoletniego związku.. być może sama sobie stworzyłam tą chorobę. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Bolało mnie serce - i to dosłownie. W końcu dotarło do mnie, że to już nie jest smutek czy żałoba, ale po prostu coś ze mną nie tak. Serce coraz częściej waliło mi tak, jakby miało wyskoczyć z piersi, do tego miałam zawroty głowy. Pożyczałam od sąsiadki aparat do mierzenia ciśnienia z pomiarem pulsu - o ile to pierwsze było raczej ok (130/70, 120/90 etc) to puls... 120 to prawie "norma": 140, 150, 160, 170...jak miałam raz 200 zadzwoniłam po pogotowie. Tam lekarz na izbie przekonał mnie, że trzeba zrobić dalszą diagnostykę. No i się zapisałam. Oczywiście termin był za miesiąc. Już miałam się rozmyślić, kiedy na uczelni zemdlałam. Powiedziałam sobie wtedy (tzn znowu w szpitalu) - dość, teraz to już na poważnie. Kardiolog zrobił ekg, holter i echo. Et voila - zespół Barlowa, wypadanie zastawki mitralnej. Ponoć na to nie umrę. Skończyło się na lekach - Betaloc w małej dawce, doraźnie w większej. Od roku już łykam ze zmiennym szczęściem. Ale przede wszystkim mam już to poczucie KONTROLI. Wiem, co mi jest, wiem, że to nie zawał i że nie umrę za dwa dni. Wiem, że to się leczy, choć nie zwsze jest tak jakbym chciała....

Czy ktoś chciałby się podzielić swoją historią?
Czy ktoś też ma barlowa i bierze inny lek? Może w tym jest kwestia, może z innym lekiem byłoby lepiej? Pozdrawiam wszystkich gorąco.