Zaniedbania w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie

napisał/a: ~Fan_szpitala 2010-12-17 19:32
Dzielę się z Państwem tragedią jaka spotkała moją rodzinę. W dniu 13.12.2010 ok. godz. 22.00 zmarł mój teść(66lat) w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie. Tragiczne w tym przypadku jest to, że leczenie w szpitalu (zamiast przedłużyć mu życie) spowodowało nagłą i nieoczekiwaną śmierć.

Chory od 2 lat był dializowany ze względu na niewydolność nerek. Dializy znosił stosunkowo dobrze, brak większych powikłań. Lekarze zakwalifikowali go do przeszczepu nerki. Bardzo ucieszył się kiedy 24.10.2010 otrzymał propozycję przeszczepu w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie. Z entuzjazmem czekał na transplantację, cała rodzina wspierała go i utwierdzała w słuszności tej decyzji.

W pierwszym dniu wszystko odbywało się zgodnie z planem, operacja zakończyła się powodzeniem. Kolejne dni pobytu w Szpitalu Dzieciątka Jezus dawały coraz większe powody do niepokoju. W pierwszym dniu po operacji usłyszeliśmy od lekarza, że wszystko jest w najlepszym porządku, kontrolują sytuację i monitorują stan pacjenta. W tej samej chwili zadzwonił teść, że właśnie zabierają go na kolejną operację ... Od razu zapaliła się czerwona lampka - coś jest nie tak. Lekarze skupili się na uspokojeniu naszych nastrojów, co im się częściowo udało. Kolejne dni to pasmo nieszczęśliwych zdarzeń. Po kilku dniach doszło do odwodnienia pacjenta. W kolejnych dniach rana pooperacyjna zaczęła mocno ropieć. Po kilkunastu dniach pojawiły się silne bóle brzucha. Następnie wahania poziomu cukru rzędu 40-400 jednostek. Postanowiliśmy eskalować ten przypadek do kierownictwa oddziału, co nie dało żadnego efektu(przeniesiono chorego na inny oddział). Z każdym dniem postępowało osłabienie organizmu, coraz większe problemy z poruszaniem się. Z każdym tygodniem pojawiały się kolejne diagnozy lekarzy: krwiak, następnie ropienie rany, bakteria w ranie, zakażenie, perforacja jelita, nowotwór jelita. Pod koniec pobytu stwierdzono Sepsę, potem gaz w żyle wrotnej, martwice jelit itd. Na końcu po kilku operacjach wykonanych w ciągu 7tygodnoiwego pobytu w szpitalu nastąpił zgon. W trakcie ostatniej operacji chory dostał pierwszego zawału serca, potem drugiego zawału który okazał się już śmiertelny.

Czasami bywają trudne przypadki, z którymi należy się pogodzić. Tutaj nie mogę się pogodzić ze śmiercią, ponieważ w mojej opinii doszło tutaj do zaniedbań ze strony personelu medycznego. Przypadek chorego został od pierwszych dni i tygodni zbagatelizowany, zlekceważono stan zdrowia chorego. To działania szpitala doprowadziły go do takiego stanu zdrowia. Chory dotarł do szpitala na własnych nogach, w ogólnej dobrej kondycji fizycznej, niestety już z niego nie wyszedł o własnych siłach ...

Lekarze określili stan krytyczny, lecz do końca pozostawili chorego na zwykłym oddziale. Zastosowano leczenie objawowe, monitoring parametrów życiowych. W mojej opinii zabrakło tutaj przede wszystkim rzetelnego zaangażowania, wnikliwej analizy i diagnozy, dociekliwego poszukiwania przyczyn, proaktywnego reagowania na niepokojące objawy i symptomy.

Sam przebieg leczenia od początku wzbudzał poważne wątpliwości całej rodziny. Szpital Dzieciątka Jezus posiada podobno certyfikat jakość ISO. Ja tej jakości w żadnym przypadku nie mogę potwierdzić. Personel medyczny powinien pracować jako zespół, czyli grupa współpracujących jednostek. Tutaj tej współpracy stanowczo nie było i nadal nie ma. Personel medyczny zachowywał się jak grupa indywidualistów. Celem nadrzędnym nie było dobro chorego, a spędzenie 8 godzin dziennie w pracy zgodnie z kodeksem pracy. Zwłaszcza tyczy się to opieki pielęgniarskiej. Opieka lekarska ogranicza się do niezbędnego minimum nie wykraczającym w żadnym przypadku poza określone w karcie obowiązki lekarza, wykazała się bardzo reaktywnym i spolegliwym działaniem. W trakcie leczenia obawialiśmy się stanowczo reagować, aby nie spowodować skutku odwrotnego do zamierzonego. Dlatego też teraz, po śmierci chorego postanowiłem opisać sposób działania i fatalną organizację pracy personelu medycznego w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie. W trakcie dociekania przyczyn złej organizacji usłyszałem jak lekarze przerzucają odpowiedzialność na pielęgniarki, pielęgniarki na salowe itd. Pytanie kto odpowiada za cały obraz sytuacji? Czy rozmywanie odpowiedzialności za tak fatalny system zarządzania personelem jest tutaj zasadne? Czy tego typu postępowanie personelu jest zgodne z kartą określającą obowiązki i odpowiedzialność lekarza i pielęgniarki?

Proszę o wsparcie i pomoc podczas dystrybucji tej informacji. Życia bliskiej mi osoby nie jestem w stanie przywrócić. Postawiłem sobie teraz za cel, aby wszyscy potencjalni pacjenci dowiedzieli się czego mogą się spodziewać po hospitalizacji w tym ośrodku.

Zdecydowanie nie polecam Państwu usług Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie!
napisał/a: jacek-41 2010-12-18 13:12
niestety śmierć osoby bliskiej jest ogromną tragedią , z którą trudno się pogodzić.
operacje to nie 100% wyleczeń. przecież mogą pojawić się zawsze powikłania, których nie bierze się pod uwagę.
ja bym nie oceniał lekarzy, bo sam nim nie jestem, ale nie sądzę, żeby pozostawili pacjenta bez opieki.
mają standardy postępowania których się trzymają.
michoo
napisał/a: michoo 2010-12-19 18:45
slyszeliscie o innych podobnych przypadkach w tym szpitalu? moze nie tylko Was spotkała taka tragedia...