Dlaczego inni są lepsi ode mnie? - czyli o poczuciu własnej wartości

<b>Pewien filozof powiedział kiedyś, że „bez wiary potykamy się o źdźbło słomy, z wiarą przenosimy góry.” Już ta myśl mogłaby wystarczyć za całą odpowiedź na pytanie: co nam daje poczucie własnej wartości?</b> Poczucie własnej wartości jest postawą zaufania i szacunku wobec samego siebie. Wiąże się z wiedzą i uogólnioną opinią na swój temat. Dodaje nam skrzydeł, abyśmy mogli realizować swój wewnętrzny potencjał. Nic dziwnego, że wpływa na nasz nastrój.
/ 15.09.2008 15:16
Pewien filozof powiedział kiedyś, że „bez wiary potykamy się o źdźbło słomy, z wiarą przenosimy góry.” Już ta myśl mogłaby wystarczyć za całą odpowiedź na pytanie: co nam daje poczucie własnej wartości?

Poczucie własnej wartości jest postawą zaufania i szacunku wobec samego siebie. Wiąże się z wiedzą i uogólnioną opinią na swój temat. Dodaje nam skrzydeł, abyśmy mogli realizować swój wewnętrzny potencjał. Nic dziwnego, że wpływa na nasz nastrój.
Dlaczego inni są lepsi ode mnie? - czyli o poczucie własnej wartości
Zdrowy człowiek wie, że jest wartościowy i cenny mimo, że popełnia błąd, mimo, że partner odchodzi, szef zwalnia go z pracy, a w lustrze widzi nadmiar kilogramów. Nie znaczy to, że nie przeżywa wtedy złości, smutku czy rozczarowania. To naturalne w takich sytuacjach.
Istotne jest, że nie czuje się wówczas mniej wart. Mogę czuć złość i przygnębienie, bo
np.: mężczyzna mojego życia odszedł do innej, ale to nie znaczy że jestem beznadziejna.

Osoba, która ma samoocenę obniżoną, to osoba pełna pretensji do siebie, żyje w poczuciu gorszości, a nierzadko krzywdy. Realne osiągnięcia nie mają tu nic do rzeczy, ponieważ niedowartościowany człowiek nie umie cieszyć się z sukcesów, a przecenia porażki. Taka osoba wydaje się być głucha na pozytywne opinie kierowane do niej.
„On tylko tak mówi, ale wiem że myśli inaczej”, „to nie moja zasługa, po prostu miałam szczęście”, „powiedział tak, bo chciał być miły” to typowe przykłady umniejszania pochwał innych ludzi (tak by pasowały do zaniżonej oceny siebie). Albo: „szef był dziś dla mnie niemiły, wiem, że jestem do niczego”.
Sukces jest dziełem przypadku, porażka wynikiem niekompetencji.

W dzisiejszych czasach częściej jednak mamy do czynienia z samooceną chwiejną.
Pod pozorami pewnej siebie i znającej swą wartość osoby, kryje się postać żądna nieustannych pochwał i sygnałów o swej ważności. Jej ciągłą konieczność samopotwierdzania można by sparafrazować zdaniem: „zauważają mnie, więc jestem”.
Chwiejny obraz siebie zbudowany jest na kruchych fundamentach i rozpada się w pył w obliczu niewielkiej nawet krytyki. Taka osoba jest całkowicie zdana na łaskę i niełaskę otoczenia. Jej poczucie własnej wartości opiera się na zewnętrznych (a wiec i zmiennych) kryteriach, np. na tym:
  • jak wygląda,
  • ile ma pieniędzy,
  • jak wpływowych ludzi zna,
  • jak jest oceniana w pracy, jakie stanowisko zajmuje, itp.
Żyje w złudzeniu, że jeśli zyska aprobatę (a może nawet wzbudzi zazdrość) innych to „będzie kimś”. Wierzy, że jeśli spełni oczekiwania innych, czy wybije się z szarego tłumu, to poczucie beznadziei minie, a wewnętrzna równowaga powróci. To złudne, bo oczekiwania różnych ludzi bywają często sprzeczne ze sobą i choćby z tego powodu nie sposób im sprostać. Poza tym „głód akceptacji” popychać może czasem do podejmowania działań, na które w innych okolicznościach trudno byłoby się zgodzić.

Ponadto potrzeba bycia najlepszym jest niemożliwa do zaspokojenia: zawsze będą lepsi i gorsi od nas, zaś ciągłe kierowanie uwagi na to, „jak inni nas oceniają i co jeszcze zrobić, by oceniali nas dobrze” powoduje, że zapominamy o tym, kim naprawdę jesteśmy.
„Co myślę” i „co czuję” ustępuje miejsca „co powinnam powiedzieć”, „jak mam się zachować”.
I lepiej, żeby ta misternie budowana fasada nie runęła…

Od czego zależy to, czy przeżywamy siebie jako wartościowych ludzi (pomimo niedoskonałości, bo niedoskonałym jest człowiek) czy jako niewiele w tym świecie znaczące jednostki?
Cóż, zalążków poczucia własnej wartości należy szukać (jak zwykle) w dzieciństwie.
To wtedy, na podstawie komunikatów jakie otrzymujemy od osób znaczących
(głównie rodziców), powstaje mglisty, ale dość trwały obraz samego siebie.
W pierwszych latach życia dziecko powinno dostać jak najwięcej sygnałów o tym, że jest ważne i kochane samo w sobie, czyli za to, że jest, a nie za to, co robi.
Dziecko musi czuć się bezwzględnie akceptowane, co nie jest równoznaczne z akceptacją wszystkich jego zachowań (np. agresywnych).

Bywa, że pod wpływem różnych informacji napływających z zewnątrz, dziecko nieświadomie przyswaja sobie naukę, iż jego wartość jest zależna od różnych czynników, np. osiągnięć. Stara się wtedy zasłużyć na miłość poprzez dostosowywanie się do oczekiwań rodziców, a potem innych osób.

Taki (nie wprost) wpajany przez rodziców skrypt: „kocham cię pod warunkiem, że…” wzmacnia tylko później zależność dorosłego już człowieka od opinii napływających z zewnątrz. A człowiek zrobi wiele, by znów poczuć się kochanym.

Warto by rodzice umieli mądrze oddzielić miłość od ambicji. Zwłaszcza od WŁASNYCH ambicji, przelewanych na dziecko. Ale to już inny temat…

/RR/

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA