Ja tak łatwo nie zrezygnuję!

kobieta, uroda, piękna kobieta, urodziwa, ładna
Żaden mężczyzna nie był w stanie mi się oprzeć. Dopiero ten, który mi się spodobał, nie uległ mojemu urokowi. Nie mogę się z tym pogodzić.
/ 21.10.2008 13:40
kobieta, uroda, piękna kobieta, urodziwa, ładna
Zawsze przechodzę tak, żeby się o niego otrzeć. Żeby poczuł mój zapach... Wszystkie moje bluzki i sukienki są głęboko wycięte, więc widać ramiona i piersi. Pochylam się, a wtedy widać jeszcze więcej... Jestem zawsze blisko, wystarczy tylko wyciągnąć rękę, a już będę jego...
Czatuję na każdą okazję, żeby być z nim sam na sam i próbuję wykorzystać każdy moment. On jednak wyślizguje się jak wąż. Dzisiaj położył mi ręce na gołych ramionach jakby to były kawałki drewna, potrząsnął mną i powiedział:
– Kobieto, zastanów się! To są jakieś chore jazdy... Mam swoją dziewczynę i nie mam ochoty jej zdradzać. Ty powinnaś się leczyć!
Mówił to zupełnie spokojnie. Ani się nie złościł, ani nie podniecał. Nic go po prostu nie obchodziłam. Mój pech polegał na tym, że jedyny mężczyzna, który mnie naprawdę zainteresował, nie zwraca uwagi na wysyłane przeze mnie sygnały. Do tej pory mi się to nie zdarzyło.

Jestem naprawdę atrakcyjna. Jeszcze nie znałam faceta, który nie wpadłby w moje sieci. No, chyba że byłby homoseksualistą, ale nawet znajomy gej mówi, że patrzy na mnie z dużą przyjemnością i gdyby chciał spróbować seksu z kobietą, to tylko ze mną. Więc, musi to być prawda. Oczywiście, sporo w siebie inwestuję, dobre kosmetyki, świetne ciuchy, zdrowe jedzenie – to podstawa. Sporo to wszystko kosztuje. Tak, to prawda, ale na co mam wydawać pieniądze? Mieszkanie mam po mamie, na czynsz zarobię bez trudu, reszta zostaje tylko dla mnie. Więc wyglądam jak modelka z wybiegu. I to nie taka z byle jakiego pokazu, ale ta z okładek luksusowych pism!
Postanowiłam, że taka będę, kiedy mój ojciec odszedł od nas do innej kobiety. Była śliczna, zadbana, elegancka. Niestety, moja zapracowana i zmęczona mama nie mogła się z nią równać i przegrała!

To była moja pierwsza lekcja życia: przede wszystkim musisz się podobać! Wygląd jest najważniejszy! Dla pięknej kobiety facet zrobi wszystko, zostawi nawet żonę i córkę, która kocha go najbardziej na świecie!
Postanowiłam również, że będę bezwzględna dla wszystkich żon! Jeśli spodoba mi się odebrać im męża, nie zawaham się nawet przez sekundę. Niech cierpią, bo na tym świecie nie ma nic pewnego. Mojej matce tak zrobiono, więc cios za cios!
Mój pierwszy raz i pierwszy sprawdzian, czy dam sobie radę z uwiedzeniem porządnego małżonka, miał miejsce w klasie maturalnej. To był zupełnie nieciekawy, przeciętny facet, nauczyciel geografii, przedmiotu, którego do niczego nie potrzebowałam ani wtedy, ani później. Ale uczyłam się go na szóstkę!

Plan był prosty: geograf miał żonę, a ona uczyła mnie matematyki! To było strasznie wredne babsko! I paskudne. Z ciągle tłustymi włosami, grubawe, ubrane byle jak! Gdyby była ludzka i choć trochę sympatyczna, może dałabym jej spokój, ale ta małpa mnie niszczyła. Nie umiałam matmy na piątkę, ale na czwórkę – spokojnie!
Nie mogłam jej wybaczyć, że oprócz czepiania się mnie zmusza moją mamę do dodatkowej pracy, żeby było nas stać na opłacenie korepetycji, które w ogóle nie były mi potrzebne. Mściła się za to, że "kręcę pupą", "przewracam oczami", "wypinam biust do przodu". A jak miałam wypinać? Do tyłu?
Postanowiłam więc ją ukarać! Wymyśliłam olimpiadę geograficzną. Przez pierwsze etapy przeszłam jak burza. Przy okazji wzrosły moje notowania w szkole, bo olimpijczyków od razu traktuje się przychylniej niż zwykłych uczniów. I mogłam się spotykać z geografem po lekcjach, sam na sam!

Prawie w ogóle nie musiałam się wysilać. Lazł do mnie jak mucha do miodu. Wstrętny, łysiejący, wiecznie spocony...Ale ja miałam swój misterny plan, więc czekałam do matury. Doszłam do finału ogólnopolskiego i to mi wystarczyło. Facet był mój i mogłam z nim zrobić, co tylko chciałam.
Zrobiłam to w pustym o tej porze pokoju nauczycielskim, na stole, przy którym zwykle na przerwach międzylekcyjnych siedziała jego małżonka – matematyczka! Wcześniej jednak umówiłam kumpli, którzy wpadli, kiedy trzeba, i zrobili zdjęcia faceta z opuszczonymi gaciami, z tłustym brzuchem wylewającym się spod koszuli!
Byłam już pełnoletnia. Miałam absolutorium. Wiedziałam, że nikt mnie na maturze nie zagnie, bo matmy nie zdaję, a resztę umiem śpiewająco!

Na dobrej opinii kompletnie mi nie zależało. Zresztą lekceważę to do dzisiaj!
Straciłam cnotę z ohydnym dziadem, ale czułam miód w sercu, kiedy dowiedziałam się, że ta małpa od matematyki chce się rozwodzić, że dostała w szkole histerii i że wszyscy się z niej śmieją! O to mi chodziło.
Zdałam na studia, wyjechałam. Moja mama była ze mnie dumna i dopóki żyła, nie pozwoliła nikomu powiedzieć złego słowa o jej córeczce.
Na nauczyciela geografii więcej razy nie spojrzałam! Został ukarany również on. Stracił pracę, bo go zwolnili ze szkoły, ale mnie wydawało się, że to za mało. Powinno go spotkać wszystko, co najgorsze za to, że zdradził żonę i był taki wstrętny, kiedy mnie macał i kleił się do mnie! Potem już poszło.

Wybierałam takich, którzy uchodzili za wiernych mężów. Solidnych, sprawdzonych, porządnych. Tylko na jednym mi zależało: żeby z nich zedrzeć maskę i żeby wszyscy zobaczyli, jacy są naprawdę: wredni, kłamliwi, słabi i podli!
Zazwyczaj czekałam na jakieś znaczące święta. Mogła to być uroczysta kolacja z okazji rocznicy ślubu albo imieniny żony, albo wigilia... wszystko jedno! Wiedziałam, że pan mąż musi być obecny w domu, bo inaczej wszystko się zawali. Więc, zarzucałam sieć i czekałam...
Z rozkoszą wyobrażałam sobie, jak jego żona się krząta, jak nakrywa do stołu, rozkłada zastawę i sztućce... I coraz niespokojniej zerka na zegarek, bo schodzi się zaproszona rodzina, a pana męża nie ma! Żona tłumaczy go przed gośćmi, wygląda przez okno, dzwoni na komórkę, wreszcie zaczyna mówić, że na pewno coś się stało, bo Kaziczek, Ziuteczek, Romuś, Juruś albo jeszcze inny nigdy się tak nie spóźniał, nigdy, przenigdy...

W tym czasie pan mąż w najlepsze figlował ze mną. A ja robiłam wszystko, żeby zapomniał o bożym świecie, bo strasznie mnie podniecała myśl o tym, że ten, którego właśnie ugniatam jak plastelinę, powinien być teraz zupełnie gdzie indziej i udawać przyzwoitego męża i ojca. A on wariował w moich objęciach!
To wcale nie było trudne, bo tacy "porządni" stają się zupełnie inni, gdy mogą się kochać, jak chcą. Na przykład spróbować tego, co zobaczyli ukradkiem na jakichś pornosach albo usłyszeli od kumpli, że tak też można! Wtedy żadna kolacja rodzinna ich nie wyrwie z objęć takiej modliszki jak ja!
Romansowałam wyłącznie z żonatymi. Najlepiej, żeby mieli obrączkę wrośniętą w palec, żeby w portfelu nosili fotografię żony, a na biurku ustawiali wielkie familijne zdjęcie. Uwielbiałam, gdy lądowały na ziemi, bo opracowałam sobie taki ruch biodra, kiedy mnie sadzali na biurku, żeby łatwiej im było rozpinać mi bluzkę, ściągać spódnicę, całować...

Bardzo dbałam o to, żeby nasz romans szybko stał się publiczną sprawą, a wieść o nim błyskawicznie dotarła do jego żony!
Wtedy bywało różnie. Często bowiem te kobiety udawały, że tak naprawdę to nic się nie stało. Zupełnie jak moja matka. Takie wkurzały mnie najbardziej! Inne robiły publiczne awantury, jeszcze inne – rozwodziły się. To znaczy rozwodziły się do pierwszej sprawy, potem wycofywały pozew i udawały, że wybaczają. Ale każdy facet miał już wtedy przechlapane!
Ja w tym nie uczestniczyłam. Zawsze wycofywałam się, kiedy romans się wydał! Wtedy mężczyzna przestawał mnie interesować. Cel był osiągnięty. Kłamstwo zdemaskowane. Oszust ukarany! A ja znowu wolna rozglądałam się za następną swoją ofiarą.

Najfajniejsze wspomnienie mam z wycieczki do Paryża. Wygodny autokar. Towarzystwo bogate i snobistyczne, a wśród turystów ta trójka: młodzi w podróży poślubnej i teściowa – mamusia młodej. Była cwana. Od razu zwietrzyła czyhające niebezpieczeństwo i zaczęła mnie niszczyć. Ale, nie ze mną te numery!
Już trzeciego dnia odłączyliśmy się z młodym małżonkiem od grupy i zwiedzaliśmy miasto, całując się co dwa kroki. Dzień przed końcem wycieczki odstawiłam go od piersi, ale wtedy już był mój!
Ta mamuśka po raz pierwszy nazwała mnie modliszką. I nic nie pojęła, kiedy jej spokojnie odpowiedziałam:
– Niech się pani cieszy, że pani córeczce już teraz ktoś otworzył oczy.Przynajmniej jej córka, jeśli ją kiedyś będzie miała, nie przeżyje rozczarowania tatusiem.
Czy nigdy się nie zakochałam? Otóż, nigdy! Do teraz. Dopiero pierwszy raz w życiu na kimś mi zależy!
On jest wysoki, krótko ostrzyżony, chodzi ciężko, mówi wolno, no, jednym słowem – flegmatyk. Ma niesamowite poczucie humoru. Kiedy coś powie mimochodem i niby nie na temat, zaśmiewa się cały nasz dział!
Ma oczy jak dojrzały agrest. Jedna dwójka trochę zachodzi na drugą, ale to jest fajne, bo w ogóle zęby ma białe i lśniące.
Chyba lubi niebieski, bo często nosi T-shirty w tym kolorze. Lubi również obszerne, miękkie bluzy. Myślę, że wspaniale byłoby wtulić się w taką miękkość i zostać tam na długo... A może nawet na zawsze?
Ma także, niestety, dziewczynę, Joannę. Bardzo nieciekawą fizycznie. Kompletnie nieatrakcyjną. Nie wiem, co on w niej widzi, bo naprawdę jest brzydka i niezgrabna. Do tego ubiera się fatalnie, a włosy ma ostrzyżone chyba przez psiego fryzjera, bo wygląda jak ogolony pudel! On jednak jest z nią już prawie trzy lata. I wygląda na szczęśliwego.

Zaczęłam od starego, sprawdzonego wiele razy, sposobu. Mówię ofierze coś na ucho. Przy okazji ocieram się delikatnie policzkiem o jej policzek, muskam włosami, patrzę prosto w oczy...Zawsze działa. To znaczy – działało. Na niego – nie działa!
Rozmawia ze mną przyjaźnie, uprzejmie, rzeczowo. Ani przede mną nie ucieka, jak inni w takich sytuacjach, ani mnie nie szuka. Jest kompletnie odporny na wszystko, co usiłuję robić. Na przykład – wystarczy jeden nieznaczny ruch i ...odpina mi się stanik.
Jesteśmy sami w pokoju, cała reszta grupy pracowniczej na lunchu. Ja mam cudowny fikuśny biustonosz, ciało lśniące i gładkie, oszałamiająco pachnę... Od rana narzekam na kontuzje ramienia, po prostu nie mogę wykonywać pewnych ruchów, a już samodzielne zapięcie stanika naprawdę przekracza moje możliwości.
– Rozumiesz – mówię – mam nowego trenera na siłowni i chyba przesadziliśmy. Mógłbyś mi pomóc? Proszę.
Odpinam bluzkę, ale on nawet nie podnosi głowy znad klawiatury swojego komputera.
– Wiesz, idź do jakiejś dziewczyny. Ja na obce staniki mam drewniane palce! – rzuca zimnym tonem.
Mówi to tak, że wiem natychmiast – nic z tego nie będzie. Więc kombinuję inaczej.
– Kto się zna na storczykach? – dopytuję się usilnie w pracy.
Doskonale wiem, że to jego pasja.
– Mój jakoś choruje... Potrzebuje doktora! Zapraszam do siebie.
On uśmiecha się i unosząc delikatnie brwi, grzecznie mi odpowiada:
– Dam ci namiary na kogoś takiego – obiecuje. – To starsza pani, florystka z wielkim doświadczeniem. A jutro przyniosę książki, może sama dasz radę? – uśmiecha się czarująco.

Reszta towarzystwa chyba czuje, że między nami toczy się jakaś gra. Obserwują nas ukradkiem i na pewno plotkują po kątach. Mnie to jest nawet na rękę. Moja dewiza brzmi bowiem: jak najwięcej szumu wokół, oczywiście – do czasu!
Więc osaczam go coraz bardziej, aż wreszcie mi mówi:
– To jest chore, co robisz! Przestań, proszę. Nie masz żadnych szans. Przyznaję, podobasz mi się, jesteś miła i niegłupia. Ale po co ci takie jazdy?
– Spotkaj się ze mną – staram się go przekonać. – Wszystko ci wytłumaczę. Strasznie, strasznie mi się podobasz! Zobaczysz, jak może być fajnie!
– Dziewczyno, czy ty nic nie rozumiesz? Nie chcę cię! Nie lubię takich kobiet, jak ty. Uważam, że potrzebujesz dobrej terapii. Przemyśl to!
Wściekam się, ale tego nie okazuję w żaden sposób. Jeszcze ci pokażę, ty nadęty dupku, myślę. Jeszcze się zemszczę! Umiem czekać, jak każdy drapieżnik.

Na razie siedzę po pracy na tarasie eleganckiej kawiarni i obmyślam następne posunięcia. Ja tak łatwo nie rezygnuję!
Obok mnie siedzi młody facet z niemowlęcym wózkiem. Pewnie żonka wysłała go na spacer, a on, zamiast pojechać do parku, przywędrował w samo centrum miejskich spalin i rozgląda się za jakąś przygodą.
Oczywiście odpowiada na moje spojrzenie. Uśmiecha się... Ja też, zalotnie mrużę oczy... Niech odprowadzi do domu ten wózek. Zaczekam tutaj. Potrzebuję kolejnej ofiary, ja – modliszka!

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA