„Przypadkowo poznani przystojniacy dosypali nam czegoś do picia. Moje znajome zniknęły...”

kobiety jadące na wakacje fot. Adobe Stock
Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko na filmach albo w wielkich miastach za granicą, a nie w małej mieścince na Mazurach… Wymarzone wakacje prawie skończyły się tragicznie
/ 16.02.2021 09:22
kobiety jadące na wakacje fot. Adobe Stock

Właściwie nic się nie stało, a ja i tak nie umiem się z tym pogodzić. Jak mam teraz żyć? Skąd wiedzieć, czy ten fajny chłopak, którego poznałam nie jest bestią?

„Kobieta została uprowadzona przez pięciu mężczyzn z klubu nocnego. Według lekarzy i policji, przed porzuceniem została zgwałcona. Kobieta nie pamiętała żadnych wydarzeń z poprzedniego wieczoru. Testy krwi, które przeprowadzono, wykazały Rohypnol (GHB), czyli tak zwaną pigułkę gwałtu, coraz częściej stosowaną podczas imprez przez gwałcicieli. Pigułkę można rozpuścić w napoju, jest bez smaku, barwy i zapachu. Dobrze rozpuszcza się w wodzie, sokach, piwie, drinkach. Narkotyk zaczyna działać po 15–30 minutach. Osoba, która go przyjęła, na 3 do 6 godzin traci świadomość. GHB trudno wykryć. We krwi pozostaje tylko 8 godzin, w moczu 12." – mama przeczytała to w gazecie i przyleciała, żeby mi pokazać.

Strasznie się nade mną trzęsła. Mimo, że mam już 23 lata, to według niej ciągle jestem małą dziewczynką, którą trzeba chronić.
– Mamo, daj spokój – jęknęłam. – To gdzieś za granicą. U nas w Polsce nikt o czymś takim nawet nie słyszał – uśmiechnęłam się, pakując walizkę. – Jakaś pigułka gwałtu, głupota – wzruszyłam ramionami.
Wraz z grupą znajomych jechaliśmy na Mazury, w bardzo urokliwe miejsce niedaleko Olsztyna. Cały rok ciężko pracowałam, więc cieszyłam się, jak dziecko z tego wyjazdu. Jeziora, kajaki, fajne towarzystwo – wszyscy znamy się przecież jeszcze ze szkoły – czy można chcieć czegoś więcej?
– Justynko, tylko wy tam uważajcie – mama przysiadła na tapczanie.
– Mamo... Jedziemy całą paczką, osiem osób, będą z nami Krzysiek, Marcin i Jurek, chłopy na schwał. Poza tym gdzie w tym lesie jakaś dyskoteka? – roześmiałam się.
– Ty się, młoda, nie śmiej – mój starszy brat zajrzał do pokoju. – Nigdy nie pij czegoś, co oferuje ci nieznajomy facet. Najlepiej noś ze sobą własne picie i nie spuszczaj szklanki czy puszki z oka – wymądrzał się Kacper.
– Taaak – pokiwałam głową. – A może po prostu wezmę ze sobą butelkę ze smoczkiem? – zakpiłam
– Nie wymądrzaj się, dobrze? Na zimne trzeba dmuchać. Uważajcie, żeby was tam nie okradli albo nie porwali.
– Oj, przestańcie. Czy ja pierwszy raz wyjeżdżam na wakacje? – zdenerwowałam się w końcu.

Zapomniałam o wszystkich ostrzeżeniach ledwie zamknęłam za sobą drzwi. Puściłam w niepamięć te ich przestrogi, bo już byłam jedną nogą na kajaku. Miejscowość, do której przyjechaliśmy, okazała się małym miasteczkiem z niewielkim rynkiem w samym sercu osady i pięknym, krystalicznie czystym jeziorem. Wynajęliśmy trzy domki przy samej plaży.
– Podjedźmy do tamtego sklepu za zakrętem – poprosiłam Krzyśka, gdy już załatwiliśmy formalności na campingu. – Muszę kupić jakiś sok.

– Pójdę z tobą – Kaśka też wysiadła z auta. – Chce mi się coś słodkiego.
Weszłyśmy do sklepu. Przy ladzie stało dwóch facetów, na oko 30-letnich, ubranych w markowe ciuchy. Obrzucili nas jakimś dziwnym spojrzeniem. Tak od góry do dołu. Przez chwilę poczułam się niepewnie, żeby nie powiedzieć strasznie. Sama nie wiem, czego się wystraszyłam, bo mężczyźni uśmiechali się do nas uwodzicielsko. Nie jestem skora do zawierania takich znajomości, ale nie chciałam też zachowywać się niegrzecznie. Więc kiedy jeden z nich zagadnął, skąd jesteśmy powiedziałam, że z Poznania.

– Na długo przyjechałyście? – Jeden z chłopaków nie odrywał wzroku od Kaśki. Nie dziwiłam mu się, bo za jej biustem oglądała się połowa mężczyzn.
– Tylko na tydzień – Kaśka zalotnie zatrzepotała rzęsami.
– Uspokój się – syknęłam cicho, zapłaciłam za zakupy i pociągnęłam przyjaciółkę do wyjścia.
– Wpadnijcie do Albatrosa – krzyknął za nami jeden z nich. – To taka dyskoteka na przystani.
– No co, no co? – skrzywiła się Kasia, wsiadając do samochodu. – Pogadać nie można? Czemu od razu jesteś taka nadęta?
– Można, można – pokiwałam głową. – Ale nawet nie wiesz kto to jest.
– Nie bądź taka sztywna. Na wakacjach jesteś – wydęła usta. – Ja przecież tylko rozmawiałam. No nic, na pewno spotkamy się w tej knajpie... Zaraz... Jak ona się nazywała? Albatros! – wykrzyknęła radośnie.
– Słuchajcie, słuchajcie dziś po kolacji idziemy się zabawić – wydarła się, gdy tylko dobiliśmy do reszty towarzystwa.
– Kaśka idzie szukać księcia z bajki – podśmiewały się dziewczyny.
– Raczej wiejskiego playboya – rzucił kąśliwie Jurek. – A na nas nie zwraca uwagi – skrzywił się, robiąc przesadnie smętną minę.

Wieczorem wybraliśmy się do tego Albatrosa. Knajpa, jak knajpa. Tłum ludzi, głośna muzyka, ostre kolorowe światła i mnóstwo dymu.
– To samo mamy w Poznaniu – wrzasnęła mi do ucha Sylwia. – Nawet nie ma jak pogadać.
Któryś z chłopaków cudem wypatrzył wolny stolik i tam się zakotwiczyliśmy. Dwie osoby na zmianę pilnowały miejsc, a reszta szalała na parkiecie. Nawet fajnie było, a i Kaśka doczekała się swego wielbiciela ze sklepu. Wirowała po sali słodko wtulona w czułe objęcia Adama. Jego kumpel, Bartek, wyciągnął do tańca Julkę. Obaj okazali się całkiem fajni i już następnego dnia dołączyli do naszego grona. Pokazywali nam co ciekawsze zakątki, pływali z nami kajakami, a chłopakom zdradzili, gdzie najlepiej biorą ryby.
– Chciałabym tu jeszcze kiedyś wrócić – rozmarzyła się Kaśka, gdy któregoś wieczoru siedzieliśmy przy grillu.
– Za rok przyjedziemy tu znowu – uśmiechnął się Krzysiek. – W tym samym składzie.
– Za rok? – prychnęła. – Nie zamierzam czekać aż tyle.
– Liczysz, że Adaś poprosi cię o rękę już jutro? – roześmialiśmy się wszyscy.
A ja jakoś nie mogę się do niego przekonać – mruknęłam. – Ma taki wzrok... Nie wiem, ale czasem się go po prostu boję.
– Bo ty Justyna, to zakonnicą zostaniesz – rozsierdziła się Kaśka i obrażona poszła spać.
W przeddzień wyjazdu dziewczyny ogarnęło niezwykłe podniecenie.
– Ostatnia dyskoteka, pożegnalna – zasępiła się Kasia.
– Będzie wesoło – pocieszała ją Julka. – Chłopaki mają dla nas niespodziankę.
– Jaką? – zainteresował się Krzysiek.
– Nie wiem, Bartek nie chciał nic zdradzić – zarumieniła się. – Ale powiedział, że to będzie niezapomniana noc.

Tej nocy coś się skończyło, zniknęła nasza niewinność i ufność w drugiego człowieka

To miał być nasz ostatni wieczór w tym urokliwym miejscu, ostatnia wspólna zabawa. Bawiliśmy się świetnie, na stole pojawiały się coraz to nowe drinki. Rozochoceni alkoholem i dobrą muzyką straciliśmy poczucie czasu i tę odrobinę samokontroli, która towarzyszyła nam od początku przyjazdu. Adam z Bartkiem nie odstępowali naszych koleżanek ani na krok.
– Może, rzeczywiście coś z tego będzie – szepnęłam do Sylwii. – Tylko ja jakoś nie wierzę w takie wakacyjne miłości.
– Och jutro wyjeżdżamy, a co z oczu, to i z serca. Zobaczymy, co z tego wyniknie – wzruszyła ramionami.
Nie zajmowałam się więcej myśleniem o sprawach sercowych, bo zostałam pociągnięta na parkiet. Grubo po północy Jurek złapał mnie za ramię.
– Gdzie dziewczyny? – wrzasnął, próbując przekrzyczeć muzykę.
– Nie wiem – rozejrzałam się dokoła. Nie było Kasi i Julki. Nie było również Adama i Bartka.
– Gdzie one polazły? – Jurek wyraźnie był zły.
– Och, daj spokój – roześmiałam się. – Ostatnia noc, niech się sobą nacieszą.
– Nie wygłupiaj się. Mieliśmy trzymać się razem, a nie łazić z kimś obcym po nocach – krzyki Jurka zwabiły resztę. Zebraliśmy się wszyscy przy stoliku.
– Od jak dawna ich nie ma?
– Nie mamy pojęcia – spojrzałyśmy po sobie niepewnie.
– Od niedawna – Iwona popatrzyła na zegarek. – Przed chwilą Kaśka brała jakieś klucze... chyba od domku.
– Idziemy tam – zakomenderował Krzysiek. – Ale już.
– Zwariowałeś? – Iwona popukała się w czoło. – Co ty na wakacjach nie byłeś? Może chcą się pożegnać.
– Ci dwaj kolesie są dziwni, one nie powinny wychodzić same, co im odbiło? – złościł się Jurek.
– To co robimy? – i mnie udzieliło się jego zdenerwowanie.
– Idziemy tam – Jurek podjął decyzję.
Do domku dotarliśmy w kwadrans.
– Jurkowi odbiło – szepnęła Sylwia. – Kocha się w Kaśce od dawna i nie ma odwagi jej tego powiedzieć. Dlatego wkurzyło go, że poszła z innym gościem. Zobaczysz, nakryjemy ich na jakimś milutkim sam na sam.
– Też tak myślę – pokiwała głową Iwona. – Robimy z siebie wariatów. Pewnie siedzą gdzieś, całują się i piją wino.
– Zobaczcie ciemno w oknach – przerwałam. – Głupio tak wchodzić.

To co działo się później przypominało koszmar. Pamiętam krzyk Jurka, który walił pięściami w drzwi. Nie chciały się otworzyć. Chłopcy postanowili więc je wyważyć. Trzęsłam się jak osika, Sylwia głośno płakała.

Oczyma wyobraźni widziałam poćwiartowane zwłoki koleżanek. Nie, to niemożliwe, myślałam, to zdarza się tylko w filmach, nie u nas, nie nam. Ich tam wcale nie ma, Jurek narobił niepotrzebnej paniki. Pewnie spacerują gdzieś nad jeziorem. Już miałam to powiedzieć, kiedy...
Trzeba zadzwonić na policję – Krzysiek wyjął telefon. Chwilę później wszystko zaczęło się dziać naraz. Chłopakom udało się wyważyć drzwi, a przez okno w pokoju wyskoczyło dwóch mężczyzn i zaczęło uciekać.
– Tam są. Łapcie ich! Uciekają. – krzyczałyśmy jedna przez drugą. Gdzieś w oddali słychać było wycie radiowozu.

Wpadliśmy wszyscy do domku. Ten widok będę pamiętać do końca swego życia. Kaśka leżała nieprzytomna na tapczanie, bez bluzki i stanika. Iwona bezwładnie zwisała z fotela. Obie miały zamknięte oczy i wydawało się, że nie żyją. Ze zgrozy zabrakło nam słów. Wkrótce w domku zaroiło się od policji, a za chwilę przyjechała karetka.

– Chyba miały szczęście – stwierdził lekarz. – Są tylko nieprzytomne, ale zabieramy je na obserwację. Pewnie jakiś narkotyk.

Patrzyłam jak dziewczyny lądują na noszach, a potem w karetce pogotowia. Policjanci spisali nasze dane i umówili się z nami na jutro. Całą noc nie zmrużyliśmy oka. Siedzieliśmy w jednym pokoju, każde zatopione w swoich myślach. Najgorsze było to, że nie wiadomo było co dziewczyny piły i jak długo były nieprzytomne. Oraz to, że po ich amantach ślad zaginął.
– Niech to szlag. Obiecałem, że będę się nią opiekował. Jak ja spojrzę w oczy jej matce? – Jerzy ze złością kopnął w ścianę i wyszedł z domku. Gryzł się tym wypadkiem jak my wszyscy. Był najstarszy z nas i miał do siebie pretensje, że czegoś nie dopatrzył. No, a poza tym kochał Kasię.

Baliśmy się zasnąć, przytuliłam się do Iwony i tak siedziałyśmy, zmartwione i przerażone. Czekaliśmy na telefon ze szpitala pełni najgorszych przeczuć.

Na szczęście koleżanki rano odzyskały przytomność.
– Nic złego się nie stało – siwy lekarz patrzył na nas poważnie – Ale mogło... – zawiesił głos. – Koleżanki czują się dobrze, chociaż są nieświadome tego, co się stało. Młodzież dziś jest taka lekkomyślna – pokręcił głową.

Po południu stawiliśmy się na komendzie złożyć zeznania. Policjanci byli dla nas bardzo mili.
– To pierwsza taka sytuacja w naszym miasteczku – stwierdził jeden z nich – Albo i nie, ale dotąd nikt niczego nie zgłosił – dodał po chwili.
– Jak to? – spytałam.
– Wstyd i strach, co powiedzą ludzie, jest większy nawet od żądzy zemsty. I od tego, że tylko tak mogą uchronić przed tym inne kobiety – policjant smętnie pokiwał głową.
– Boją się, że w takich sytuacjach łatwo stwierdzić, że kobieta sama chciała, że prowokowała – wtrącił drugi policjant. – Dziewczyny nie wierzą też, że uda się złapać sprawców, skoro one nic nie pamiętają. Trzeba wszystkich uczulać, że takie zjawisko ma miejsce. I że spotkać może każdą dziewczynę. Przecież narkotyk można wrzucić nie tylko do alkoholu, ale też do soku – tłumaczył cierpliwie. – A ci dwaj byli już notowani za drobne rozboje i kradzieże. Chodziły słuchy, że zgwałcili dziewczynę z sąsiedniego miasta, ale ona odmówiła zeznań. Na różne ich ciemne sprawki ciągle brakowało dowodów i pewnie w związku z tym czuli się bezkarnie – policjant zapalał się coraz bardziej. – Ktoś, kto dopuszcza się takiego czynu, ma zaburzenia emocjonalne, niewykluczone, że również psychiczne.  Za którymś razem może nie skończyć się na gwałcie – zawiesił głos.

Dziewczyny wyszły ze szpitala i wszystko skończyło się dobrze, ale ten wyjazd, to nauczka dla nas wszystkich. Ani Kaśka, ani Julka, ani żadne z nas nie wspomina tego, co się wydarzyło. Wiem jedno, teraz będą na pewno bardziej ostrożne w zawieraniu znajomości.

Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”

 

Redakcja poleca

REKLAMA