Zaręczyny i ślub na studiach dziennych - pytanie

napisał/a: Monini 2009-04-06 11:12
Miya napisal(a):Dorosłość moim zdaniem polega na posiadaniu pewnych obowiązków, gospodarowaniu pieniędzmi ale także na samorealizacji, realizacji swoich zainteresowań i byciu szczęśliwym

Zazdroszcze Ci takiego startu... dla mnie doroslosc oznaczala skonczenie szkoly sredniej i probe wyprowadzenia sie z mieszkania, w ktorym dzielilam pokoj z bratem. O oplaceniu przez rodzicow studiow nie bylo mowy. Pozniej doroslosc to zarobienie na utrzymanie sie, oplacenie wszystkiego i gospodarowanie zarobionymi samemu pieniedzmi, a na koniec jesli wystarczy ti realizacja zainteresowan. Na szczescie przy tym mozna byc szczesliwym.

Miya napisal(a):I nie rozumiem argumentu, że dorosłość polega na posiadaniu mniej czasu na przyjemności, stawaniu się na siłę dojrzałym

nie rozumiesz, bo syty glodnego nie zrozumie
napisał/a: Gvalch'ca 2009-04-06 13:17
Gvalch'ca napisal(a):Gdzie tu miejsce na nową rodzinę, męża i żonę, a nie syna i córkę?.


Miya napisal(a):Moi rodzice wychodzą z założenia, że utrzymują studenta a nie męża czy żonę. Stan cywilny nie ma tu nic do rzeczy, dalej jestem studentem i wszystko zostaję tak jak było ustalone na początku.


A no właśnie. A z jakiego założania Ty wychodzisz?
napisał/a: ~gość 2009-04-06 13:33
napisal(a):Oczywiście można pracować na studiach w pracy niezwiązanej ze swoim zawodem, jeśli nie ma się możliwości innego źródła utrzymania ale zawsze jest to ze szkodą albo dla studiów albo pracy albo życia i rozwijania się.


napisal(a):jesienna, ja nie napisałam, że pracując i studiując zaniedbuję się naukę tylko, że pracując i studiując w tym wypadku zaniedbuję się życie, jakiś swój rozwój itd.


a to przepraszam, musiałam cię źle zrozumieć....
napisał/a: Miya 2009-04-06 13:38
Ja wychodzę z tego samego. Tu chodzi o źródło utrzymania, jestem studentem = uczę się, nie przynosi mi to dochodów, utrzymują mnie rodzice. Po studiach idę na aplikację = mam pewne dochody, jeśli będą wystarczające to utrzymuję się sama, jeśli nie to rodzice dosyłają mi pieniądze, żeby żyć na odpowiednim poziomie. Po aplikacji praca = stałe odpowiednie dochody, rodzice mnie nie utrzymują bo sama jestem w stanie. Dla nich jestem dzieckiem a nie żoną i ze strony mojego narzeczonego jest tak samo. Jeśli bym była przez ten okres panną to nic by się nie zmieniło. Mieszkamy z narzeczonym razem, gospodarujemy pieniążkami które dostajemy od rodziców, aczkolwiek nie mamy wspólnego "konta" i po ślubie również tak będzie. Dalej nie widzę tu nic złego czy nieodpowiedzialnego.

To co podkreśliłaś w mojej wypowiedzi zgadza się, napisałam, że albo albo. W sensie jeśli pracujesz i studiujesz zaniedbujesz swoje nazwijmy to "życie", jeśli studiujesz i "żyjesz" to nie pracujesz, a jeśli pracujesz i "żyjesz" to nie studiujesz. Dlatego, że doba ma tylko 24 godzinny i nie da się tych trzech rzeczy połączyć, tak, żeby żadne z nich nie ucierpiało.
napisał/a: Karolinka_U 2009-04-06 13:48
Miya napisal(a): W sensie jeśli pracujesz i studiujesz zaniedbujesz swoje nazwijmy to "życie", jeśli studiujesz i "żyjesz" to nie pracujesz, a jeśli pracujesz i "żyjesz" to nie studiujesz. Dlatego, że doba ma tylko 24 godzinny i nie da się tych trzech rzeczy połączyć, tak, żeby żadne z nich nie ucierpiało.
da sie to wszystko pogodzić, wystarczy chcieć Jest bardzo duzo osób na forum które potrafią to pogodzic więc jednak sie da
napisał/a: Emilianka 2009-04-06 14:15
Moi rodzice też powtarzali,że dopóki się uczę oni mają obowiązek mnie utrzymać i mam o pracy nie myśleć.I co z tego,że tak mówią?Mi było po prostu wstyd,że jako osoba dorosła na każdy ciuch,każde wyjście na piwo czy do kina muszę prosić o pieniądze rodziców.A już w ogóle bym się ze wstydu spaliła gdybym miała prosić rodziców o pieniądze na wspólne życie z mężem.Moim zdaniem biorąc ślub zakładamy wspólną,nową rodzinę.a co to za nowa rodzina,która wisi na rodzicach i teściach?Przecież w ten sposób oni ciągle będą ingerować w nasze wspólne życie.pilnowac,czy nie wydajemy za dużo na przyjemności,komentować,że kupiliśmy za drogi dywan itp.A przecież się im nie powie,że to nie ich sprawa i mają się nie wtrącać.Jak najbardziej ich sprawa-w końcu oni za to płacą.No i jednak-inaczej gospodaruje się pieniędzmi zarobionymi własnoręcznie.Docenia się wartość swojej pracy i naprawdę człowiek zaczyna się zastanawiać,czy serio potrzebuje tej 40stej bluzki czy 15stej spódnicy,czy stanie przez 10 godzin jest warte,żeby te pieniądze wydać na kolejną bzdurę,czy raczej warto odłożyć na coś większego i bardziej przydatnego.
A czy praca w McDonaldzie nijak się ma do pracy w wyucznym zawodzie?Miya,mylisz się bardzo.Pomaga nie tylko przy pracy w zawodzie,ale w ogóle w życiu.Uczysz się pewnej hierarchii w życiu,uczysz się,że Twoje zdanie jest cenne i możesz je przedstawić szefowi,ale to i tak on zdecyduje i będziesz musiała się podporządkować a nie dyskutować.Uczysz się panować nad emocjami.Żeby nie wiem jak bardzo cię ktoś zdenerwował-uczysz się zaciskać zęby i mimo wszystko być uprzejma dla innych,bo nie są winni Twojego złego humoru.Uczysz się dzielić z innymi obowiązki,uczciwie rodzielać pracę i pomagać sobie nawzajem.Uczysz się solidarności z kolegami z pracy-dziś ty zastąpiłaś chorego kolegę,jutro ktoś zastąpi ciebie,uczysz się wyrozumiałości-każdy kiedyś zaczynał i może być na początku nieporadny.No i przede wszystkim uczysz się odpowiedzialności.Wiesz,że powierzono Ci coś i jesteś za to odpowiedzialna,z każdego błędu będziesz rozliczana.
No i jednak-pracodawca widząc,że pracowałaś gdziekolwiek,choćby w takim McDonaldzie wie,że już wiesz co to znaczy pracować.A czy znasz na pamięć cały kodeks karny to już sprawa wręcz drugorzędna.Mając doświadczenie gdziekolwiek wiesz co to znaczy mieć obowiązki i się z nich wywiązywać.A pracodawcy to doceniają.
A czy studiując i pracując nie ma czasu na przyjemności?Albo studia odbywają kosztem pracy albo praca kosztem studiów?Znowu się mylisz.Odkąd poszłam do pracy na studiach idzie mi jeszcze lepiej niż wcześniej-nauczyłam się mądrze wykorzystywać te 24godziny.A na zabawę też mam czas.Wiadomo,że czasem muszę zrezygnowac z jakiegoś wyjścia ze znajomymi,bo tego dnia pracuję.Ale życie to mimo wszystko nie tylko przyjemności-przede wszystkim są obowiązki.A pracy też nie zaniedbuję-swoje zadania wykonuję jak najlepiej i w efekcie zaliczono mnie do 15 najlepszych kasjerów
Powiem szczerze-widać po Tobie,że nigdy nie miałaś żadnych obowiązków poza szkołą,rodzice na wszystko pieniążki dawali,miałaś wszystko to co chciałaś.I niestety,ale pojęcie o życiu masz żadne-widać po głoszonych poglądach.Niejeden by Ci takiego życia zazdrościł.Mam nadzieję,że życie się z Tobą łagodnie obejdzie i dalej będziesz miała tak "bananowo".
A z tą pewnością co do aplikacji...żebyś się na tym nie przejechała.Środowisko prawnicze jest bardzo zamknięte i wykucie przepisów to nie wszystko.Przede wszystkim dostają się ci,którzy mają odpowiednie "powiązania".Osób całkowicie z zewnątrz dostaje się garstka.No chyba,że jesteś z rodziny prawniczej,to pewnie,że się dostaniesz
napisał/a: Gvalch'ca 2009-04-06 14:29
Oj jak różne podejścia do małżeństwa tu widać, dla niektórych to początek wspólnego życia a dla innych zabawa w dom (takie Monopoly tylko dla większych dzieci i w realu) za pieniądze rodziców.
Jak już pisałam małżeństwo to dla mnie 2 ludzi (moga być tej samej płci :P) którzy zakładają nową rodzinę, odseparowują się (w pewnym stopniu oczywiście) od rodziców i zaczynają samodzielne życie na własny rachunek (w przenośni i dosłownie). Nie nadarmo w zamierzchłej przeszłości (nawet jeśli panna była z bardzo bogatego domu) kawaler przed ślubem musiał udowodnić ojcu dziewczyny że go stać na utrzymanie siebie, żony i przyszłego ewentualnego potomstwa (pomijam tutaj zupełnie kwestię równouprawnienia kobiet :P). Jeśli pary nie stać na samodzielne życie (bo np. studia) to może warto (tak jak pisze Necia) poczekać ten rok, dwa albo pięć i wziąć ślub jako para dorosłych ludzi.

Miya napisal(a): Dla nich jestem dzieckiem a nie żoną

Ależ nikt nie pisze że wraz ze ślubem przestaje sie być dzieckiem dla swoich rodziców. Ale ta rola przestaje być dominująca, przynajmniej w większości związków tak jest (chociaż synuniów mamuni ciągle jest dużo, można o nich poczytać chociażby na tym forum).

Miya napisal(a):Jeśli bym była przez ten okres panną to nic by się nie zmieniło.

Skoro ślub nic nie zmienia to po co go wogóle brać? Naprawdę nie chcesz żeby się cokolwiek zmieniło?

Miya napisal(a):I nie rozumiem argumentu, że dorosłość polega na posiadaniu mniej czasu na przyjemności, stawaniu się na siłę dojrzałym

No tak to już jest. Małe dzieci cały swój czas poświęcają na zabawę. Potem idą do szkoły zaczynaja mieć "mniej przyjemne" obowiązki. Potem zaczynają pracę itd. Na tym polega właśnie wejście w dorosłość. Jednych to boli bardziej innych mniej. Powiem nawet że niektórzy czerpią cholerną satysfakcję z pracy, zarabiania, odpowiedzialnosci, wychowania dzieci mimo że np. odbywa się to kosztem życia towarzyskiego.

[ Dodano: 2009-04-06, 14:30 ]
Emilianka napisal(a):
A pracy też nie zaniedbuję-swoje zadania wykonuję jak najlepiej i w efekcie zaliczono mnie do 15 najlepszych kasjerów

Gratuluje sukcesów
napisał/a: ~gość 2009-04-06 14:57
Koleżanka Emilianka nam sie rozpisała, aż sie wzruszyłem
Nie zmienia to faktu że jak najbardziej ma racje, na pewno i facetów pociąga bardziej dziewczyna "życiowa" która pracuje, ma obowiązki, rozumie co to zmęczenie po pracy, można z nią pogadać o tych sprawach ponieważ ma już doświadczenie w dorosłym życiu, jest w pewien sposób niezależna, ma własne zdanie poparte umiejętnościami i wiedzą nie tylko teoretyczną, ale i praktyczną, nie jest "uśmiechniętym i ładnym dodatkiem do mężczyzny" tylko razem tworzą samonapędzającą sie maszynę, która dobrze współpracuje i nawzajem się napędza, można wtedy mieć wspólne cele np. wspólne odkładanie na jakąś fajną zagraniczna wycieczkę w lato to na pewno umacnia związek i sprawia że jeden drugiego bardzo dobrze rozumie, cieszy mnie że jest tu tyle mądrych dziewczyn które to rozumieją, tylko sie cieszyć pozostaje, pozdrawiam je wszystkie
P.S. mam nadzieje że moja również sie ogarnie i do was dołączy
napisał/a: Emilianka 2009-04-06 15:01
Ano rozpisałam się
ale jakoś mnie denerwuje jak ktoś nie ma pojęcia o sprawie,a się wypowiada i w efekcie strzela poglądami z deka od czapy-nie mogę się opanować i strzelam wypracowanie ze sprostowaniem
napisał/a: ~gość 2009-04-06 15:12
Emilianka napisal(a):ale jakoś mnie denerwuje jak ktoś nie ma pojęcia o sprawie,a się wypowiada i w efekcie strzela poglądami z deka od czapy-nie mogę się opanować i strzelam wypracowanie ze sprostowaniem


Hehe od razu widać że kobieta pracująca ma swoje zdanie
napisał/a: Miya 2009-04-06 16:32
Nie jestem ładnym opakowaniem do swojego mężczyzny, mam swoje zdanie, dość rozległe zainteresowania, jestem oczytana i można ze mną pogadać na naprawdę wiele tematów.
Co do wtrącania się rodziców, to moi się nie wtrącają na co wydaję pieniądze. Można powiedzieć, że się wtrącają się jedynie do mojego życia ponieważ mówię im jak mi idzie na studiach, opowiadam o planach, o przyjaciołach i co robiliśmy np. z narzeczonym w tym tygodniu ale wydaję mi się, że to nie jest wtrącania tylko normalny kontakt dziecka z rodzicami. Po ślubie nie będziemy mieć własnego mieszkania tylko dalej będziemy mieszkać w wynajętym więc argument z kupnem przysłowiowego dywanu również odpada.
Czy ślub coś zmienia, w naszym wypadku chyba nie chcemy żeby coś zmienił, jesteśmy bardzo szczęśliwi, spełnieni, wszystko układa się między nami super, mamy wspólne zainteresowania które dzielimy ale dajemy sobie też swobodę na rzeczy których nie mamy wspólnych, nie ograniczamy się, nie kłócimy więc chyba nie chcę żeby ślub cokolwiek zmieniał. A chcemy wziąć ślub bo dorośliśmy do takiej decyzji, kochamy się i chcemy być razem. Tylko tyle albo aż tyle.
Co do dostania się na aplikację, to teraz trzeba zdać egzamin i powiązania nie mają tu nic do rzeczy oczywiście przydadzą się później po zdaniu aplikacji kiedy trzeba będzie szukać kancelarii która nas na tą aplikację przyjmie. Nie pochodzę z rodziny prawniczej(moja matka jest lekarzem a ojciec inżynierem więc zawody które w ogóle z prawem nie mają nic wspólnego) ale mamy jakieś tam znajomości w tym środowisku(swoją ścieżkę zawodową zaczęłam od pytania czy posiadamy jakieś znajomości w świecie prawniczym więc nie jestem aż taka naiwna). Poza tym ja uważam, że jeśli naprawdę nie trzeba pracować(musimy pracować bo inaczej nie stać byłoby nas na studia) to o wiele lepiej jest poświęcić ten czas kołom naukowym stowarzyszeniom(w świecie prawników jest to np. ELSA która może pomóc właśnie ludziom z "zewnątrz" załatwić praktyki) bezpłatnym praktyką w zawodzie czy kursom językowym. Myślę, że takie CV będzie dużo ciekawsze dla potencjalnego pracodawcy.
napisał/a: Gvalch'ca 2009-04-06 17:08
Nie ważne, nie zrozumiesz.
A mogę o coś spytać? W profilu masz datę urodzenia 86 a ślub za 2 lata (suwaczek) z hakiem. Przecież ty już dawno po studiach będziesz wtedy?