Wpływ ojca i teściów na dziecko

napisał/a: Ananke666 2007-12-05 02:26
Witam wszystkich!!! W kilku miejscach już wypowiadałam się na ten temat,być może dubluję wątek, ale wybaczcie - mam już dość, dzisiejsza noc jest graniczna. Od razu powiem, że kłębek nerwów ze mnie i że nie do ko.ńca obiektywnie oceniam fakty, ale raz kozie śmierć. Bo zwykla błahostka przyprawia mnie już o wściekłość przez to wszystko.
Mój luby nie jeswt moim mężem. Znamy się 4 lata, jesteśmy razem od 2 lat. W tym roku urodziło nam się dziecko, które planwaliśmy. Nasz związek zaczął sie dopiero wówczas, kiedy wyjechałam do pracy do Warszawy.Mój luby zacząl mnie wtedy odwiedzać. Przeprowadził się tu i znalazł pracę. Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, nie pytając mnie o zdanie zadecydowałm że wracamy do Lublina, bo jego dziecko nie będzie wychowywać się w tym cholernym mieście. Pierwszy raz usłyszałam taką jego opinię... Nie ustąpiłam, mam tu dobrą pracę, życie na własny rachunek i na własną odpowiedzialność, i tylko na takim fundamencie mogę budować coś tak sensownego jak rodzina. Kłótnia. Resztkami sił wrzeszczałam, że jestem przecież w ciązy i żeby mnie nie denerwował, bo szkodzi dziecko. On nie słuchał i nadal sączył swój jad. Byłam bliska coś sobie zrobić, ale chyba to wyczuł, bo po kolejnej kłótni wrócił i powiedział, że nie może mnie stracić. Do czasu było OK. Potem był klimat, że dziecko nie jest jego. I tak do końca porodu. I teksty, że jem drogie rzeczy (nie drogie, tylko ekologiczne warzywa, wcale nie tak strasznie drogo, w dodatku sama płaciłam ze te zakupy). I docinki. I kwestia powrotu do lublina. Ale najgorsze zaczęło się, kiedy poznałam jego rodzicow. Bo dotychczas roiłam sobie, że będziemy żyć w stolicy, nawet nie nalegalam na spotkania z nimi, raptem 2 razy się z nimi widziałam... I porażka. Bez manier, żyją z dnia na dzień, w domu rządzi TV. W wigilię na stole zamiast kolęd wódka i wygłupy. W dodatku wtrącają się we wszystko - że mamy się pobrać, bo oni tak chcą, że mamy z nimi zamieszkać... Jest wojna.
Pod wpływem nacisków jego rodziny, ze względu na ciążę, zdecydowałam się na ślub, ale wszystko odwołałam.

No a teraz do rzeczy. Moj synek ma dopiero pół roku, ale niedługo zaczna się problemy. Ja chcę mu przekazać wartości, którymi pogardzają teściowie: szacunek dla starszych i tradycji, dobre maniery typu jedzenie nożem i widelcem, zajęcia bardziej budujące niż TV... Luby nalega na coraz częstsze wyjazdy do Lublina. Nie chce dyskutować z dziadkami, argumentuje, że nie wiadomo, jacy my będiemy. Czepiałam się go już, że mamy dokładać starań, żeby nie być tacy sami, że to żaden argument... zero reakcji. A trściowie,kiedy przyjeżdżamy, stają nad nim jak sępy i trajkoczą mu do ucha, póki mały nie uderzy w bek. Zer książeczek, zero śpiewania piosenek. Zero wyczucia potrzeb dziecka, siedzą nad nim, póki się nie zmęczą. Chcielimu dać ostatnio czekoladę do polizania, półrocznemu dziecku. Interweniowałam, ze skutkiem takim, że jestem wredna, bo odmawiam dziecku przyjemności. Pyskuję im, w rezultacie wciąż jestem na anty. Zaczynam sie w tym zatracać. O teściach myślę buraki i trace do nich szacunek. Najchętniej wcale bym ich nie odwiedzala, ale mj luby nie zgodzi się na to. Nic też nie zrobi, żeby poprawić nasze stosunki, bo jest taki sam jak oni. Niczego dziecka nie nauczy, a ten mit cichego i skrytego mogę między bajki włożyć. On jest po prostu ciosany z kamienia...

Jak zabezpieczuyć dziecko przed toksycznym wpływem ojca i teściów, z ktrymi będzie ono miało jako taki kontakt??? Jsk nie zarazić go swoją nienawiścią??? Dodam, że próbowałam z teściami rozmawiać - do dziś mają mi to za złe, to co im powiedziałam ze spokojem. Jak tłumaczyć mu, że mama nie jest głupia tylko dlatego, że tak akurat nazwała ją babcia...

Z góry dzięki za szczere odpowiedzi. Pozdrawiam wszystkich!!! Dobranoc...
napisał/a: Itzal 2007-12-05 07:53
Mnie dziwi tylko jedno, skoro myślisz w ten sposób:
Ananke666 napisal(a):O teściach myślę buraki i trace do nich szacunek. Najchętniej wcale bym ich nie odwiedzala, ale mj luby nie zgodzi się na to. Nic też nie zrobi, żeby poprawić nasze stosunki, bo jest taki sam jak oni. Niczego dziecka nie nauczy, a ten mit cichego i skrytego mogę między bajki włożyć. On jest po prostu ciosany z kamienia...

to po co jestes z facetem, o którym masz takie zdanie?

Nie zgadzacie sie w podstawowych kwestiach, a chcecie razem wychowywać dziecko... Dla mnie to dziwne, co ty wszczepisz dziecku, to luby przekręci, i wrezultacie dziecko samo nie bedzie wiedziało, kto ma racje. Dopóki sie wy, ty i luby, nie dogadacie, to ja tego nie widzę....
napisał/a: sorrow 2007-12-05 08:42
Ananke666, oni zatrują ci życie. Nie tylko tobie... z twojego dziecka zrobią małego potworka. Nawet przy ogromnym wysiłku z twojej strony oni będą na wygranej pozycji. Będziesz starała się mu przekazać wszysto co najlepsze, żeby był dobrym, wartościowym i szczęśliwym człowiekiem... żeby w życiu szukał radości, a nie przyjemności. Tylko, że dziecko tak łatwo zmienić w drugą stronę... te głupie zabawy, rozlazłość, brak głebszych myśli jakoś bardzo łatwo do dziecka trafiają. A wtedy to czego go nauczysz zostaje szybko wyparte i wypaczone. Te pierwsze lata życia dziecka są tak ważne i mają wpływ na całe życie. Oczywiście kiedyś dziadkowie odejdą (po polsku mówiąc umrą). Wtedy jednak twój ukochany cały czas z wami będzie, a pamiętaj że człowiek bardzo często zaczyna przypominać swoich rodziców z upływem czasu.

To straszne co ci poradzę (bo nic innego nie przychodzi mi do głowy). Uciekaj od nich i znajdź swoje miejsce w życiu dla siebie i twojego dziecka. Chyba, że uda ci się przekonać partnera do ograniczenia kontaktów. Tylko wtedy jeszcze będziesz jakoś musiała sobie poradzić z nim samym i dziecku wytłumaczyć czemu za często do dziadków nie jeździcie. Z czasem jak dziecko podrośnie i zmądrzeje, to wyjazdy do dziadków nie będą już takie straszne, bo samo będzie umiało dojrzeć te złe rzeczy, które się tam dzieją.

No i co ty wrażliwa dziewczyno zobaczyłaś w tym swoim ukochanym? Nie upadaj na duchu i broń swojego stanowiska. Naucz się tylko trzymać nerwy na wodzy i byc stanowczą, bo inaczej szybko podupadniesz na zdrowiu.
napisał/a: ~gość 2007-12-05 10:04
Zgazdam sie z przedówcami. Jednoczesnie nie radze branąc dalej w związek, który i tak nie ma przyszłości i moze się skończyc jakimś dramatem!
Nie dobrze jest być z kimś tylko z obawy przed samotnością. nie iwem czy akurat u Ciebie tak jest, ale przypuszczam tylko że pewnie to jest powód dla którego z nim jesteś.
DAJ SOBIE Z NIM SPOKÓJ, ODEJDŹ. Odnajdziesz wtedy spokój dla siebie i dziecka.
napisał/a: Ananke666 2007-12-05 23:01
Witam wszystkich ponownie,
dziękuję za wszystkie wypowiedzi.

napisal(a):po co jestes z facetem, o którym masz takie zdanie?


To jest temat na osobne forum. On zawsze był moim dobrym kumplem, takim, któremu można zaufać. Nigdy mnie nie zawiódł przez te 4 lata znajomości. Spokojny, cichy, skryty facet, nie taki, jak moi eks. Okazywał mi szacunek. Starannie dobierał słowa. Teraz widzę, że właściwie to ja go wymyśliłam sobie. Bo w zasadzie zachowywał się tak, że można było podstawić pod niego dowolną zaletę i wszystko się zgadzało. Cholernie głupie, a ja cholerna stara małpa dałam się na to nabrać...

napisal(a): dziecko tak łatwo zmienić w drugą stronę... te głupie zabawy, rozlazłość, brak głebszych myśli jakoś bardzo łatwo do dziecka trafiają. A wtedy to czego go nauczysz zostaje szybko wyparte i wypaczone. Te pierwsze lata życia dziecka są tak ważne i mają wpływ na całe życie. Oczywiście kiedyś dziadkowie odejdą (po polsku mówiąc umrą). Wtedy jednak twój ukochany cały czas z wami będzie, a pamiętaj że człowiek bardzo często zaczyna przypominać swoich rodziców z upływem czasu.


Sorrow, tu akurat rozpisałeś wszystkie moje lęki jak w równaniu... Bo jedyne, co trzyma mnie na poziomie tych jałowych medytacji, to właśnie dobro dziecka. To, żeby byo człowiekiem, a nie takim potworkiem... Tylko czy drogą do tego na 100% jest odejście od lubego??? Bo czego boję się najbardziej... Nie tyle samotności, malpa111, choć tego na pewno też. BOJĘ SIĘ, ŻE SYN NIE WYBACZY MI ODEJŚCIA OD OJCA. W TYM UKŁADZIE JA JESTEM TYLKO MATKĄ. OJCIEC NIESTETY BOGIEM. TAK WYBIERA DZIECKO, KTÓRE JEST CHŁOPCEM. MNIE KOCHA, BO ZAPEWNIAM MU BYT, BO TAK KAZAŁA MU NATURA. ALE TO NA OJCA PATRZY Z ZACHWYTEM. TO PRZY OJCU SIĘ USPOKAJA... I TO OD NIEGO POWINIEN SIĘ NAUCZYĆ, JAKIM MĘŻCZYZNĄ MA BYĆ. CO BĘDZIE, KIEDY DOWIE SIĘ, ŻE TO JA SKAZAŁAM GO NA WEEKENDOWE WIDZENIA? Heh, nie wiem, czy tatuś z teściami mu czegoś nie nagadają...

No i kwestia tego odejścia, o którym wspominała też mapet1111. Kilka razy się przymierzałam. Podczas jednej z kłótni zagroziłam mu sądem. No i wyparował, że to on dostanie opiekę nad dzieckiem, bo więcej zarabia :P. Mniejsza o to, czy sąd akurat uzna ten argument. Ważne jest jednak, że on nie odpuści i będzie walczył do upadłego. Zacznie się wywlekanie brudów, bo nasz związek był burzliwy. Ja się tego nie wstydzę, tylko nie widzę sensu takiego szlajania się w szambie na widoku. Bo po co inni mają rozstrząsać to, co już my między soba sobie dawno temu i nieprawda wyjaśniliśmy...

Zauważyłam jedno - czasami nie mam siły z nimi walczyć i zwyczajnie odpuszczam. Coraz częściej wolę wyjść z pokoju albo z mieszkania, kiedy on alb oni z synem siedzą. Wdaję się coraz częściej w te puste rozmowy o reklamach. I zauważam, ze coraz mniej zależy mi na tym, kim dotychczas byłam. Z jednej strony to dołujące, ale z drugiej... Może to ratunek dla dziecka, które nie zazna smaku rozbitej rodziny. Mam kilku znajomych wychowanych przez matki i nie są to w pełni zdrowi ludzie, heh... Nie potrafią stworzyć stałego związku. Uciekają od kobiety do kobiety, jakby ścigali się z życiem.

Wiem, że muszę zdecydować sama. Wybrać między poświęceniem się dla dziecka a sobą samą. Wiem też, że będę w stanie dawać dziecku szczęście tylko wtedy, kiedy sama będę umiała czuć się szczęśliwa. Ale wiem też, że nie myślę już o sobie "ja", ale nawet w snach jestem już "ja i syn"... I mam poczucie winy, że dla własnego szczęścia muszę zabrać dziecku ojca. I wstręt do siebie, że do takiej sytuacji bez wyjścia dopuściłam przez własną ślepotę. Jedno, co jest jakoś tam pocieszające, to chyba to, że ani ojciec dziecka, ani jego rodzice nie są jakąś społeczną patologią w tym potocznym sensie - wódka wódką na wigilię, ale z umiarem. Tyle, co w kulturalne imieniny, heh. Nikt nikogo nie bije ani nie molestuje. Oglądanie TV też przestępstwem nie jest. Jak powiedziała mi jedna znajoma (wychowana przez samotną matkę), mam nie patrzyć na szczegóły, ale robić swoje i wręcz zachęcać dziecko do kontaktów z dziadkami... Bo własciwie żaden sąd nie ograniczy ojcu kontaktów z dzieckiem tylko dlatego, że ten nie rozumie, co to znaczy kochać...

Oglądaliście film "Godziny"? Pamiętacie wątek Julianne Moore? Bardzo jest mi bliski nastrój tej sceny, kiedy jej bohaterka leży na łóżku, a pokój zalewają oniryczne fale... Nigdy nie zabiłabym swojego dziecka tylko dlatego, że chcę zabić siebie. Ale rozumiem tę postać, że opuściła rodzinę po urodzeniu tego dziecka. I bardzo mi to zrozumienie ciąży... Bardzo.

Jeszcze raz Wam dziękuję i pozdrawiam.[/quote]
napisał/a: Kinia 2007-12-23 10:35
Ja też bym uciekała, Sorrow ma rację