Zbrodnia i kara

Zbrodnia i kara
Narodziny ZSRR oglądane oczami zafascynowanego Rosją Anglika.
/ 28.09.2007 12:25
Zbrodnia i kara
Z każdą kolejną książką o matuszce Rosji przekonuję się, że można o niej pisać tylko z miłością albo nienawiścią. Uczuciowe półtony w ogóle nie wchodzą w grę. Miłość Jamesa Meeka zaowocowała Nagrodą Ondaatje oraz nominacją do Bookera.

Pisarz przez wiele lat był korespondentem "Guardiana" w byłym Związku Radzieckim. W swojej powieści opisuje narodziny tego wielonarodowego tworu i nadzieje z nim związane. A cokolwiek chcemy dziś myśleć, w latach 1918–1919 nadziei było znacznie więcej niż obaw. Zwłaszcza w syberyjskiej mieścinie pełnej katorżników. Jednak w malutkim Jazyku jest i grupa mężczyzn, która sama zrezygnowała z pokus świata przed Uralem. To sekta rzezańców zwanych skopcami. Za jednym z nich podąża piękna żona, która nie potrafi pojąć, że dawny huzar odciął się od niej w sposób najgwałtowniejszy, jaki może stać się udziałem mężczyzny.
Dla wielu "Ludowy akt miłości" będzie przede wszystkim powieścią polityczną. Do mnie jednak najbardziej przemawia postać Anny Pietrownej. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego została odrzucona. Uwikłana w meandry pożądania dla części sprawnych mieszkańców Jazyka czyni ze swojego ciała nagrodę-trofeum (kastraci mają ją za dziwkę), sama nie wiedząc, czy miłosne zespolenie powinna traktować jako karę za sprzeniewierzenie się dziewczęcym ideałom wierności i lojalności, których w istocie pozbawił jej surowy świat niezważający na osobiste zapatrywania jednostki. Rzecz do wielokrotnego czytania – zaraz po zejściu z maszyn drukarskich stała się klasyką.

James Meek, "Ludowy akt miłości", przeł. Piotr Siemion i Maciej Ignaczak, W.A.B., Warszawa 2007, s. 466, 39,90 zł