"4 miesiące... " to jeden z najbardziej wstrząsających obrazów komunizmu, jakie powstały, tak sugestywnie przywołujący koszmar totalitarnej opresji, że niejeden widz podczas seansu poczuje na plecach dreszcze. A już na pewno przejdzie wam ochota na popcorn.
W filmie o ostatnich latach rządów CeausĢescu (Mungiu nie wdaje się w polityczne analizy) opowiada się – ponoć opartą na faktach – historię dwóch studentek, z których jedna zachodzi w niechcianą ciążę. A trzeba wiedzieć, że w tym czasie w Rumunii zakazana była nie tylko aborcja, ale i antykoncepcja. Gabita (Laura Vasiliu) decyduje się więc, podobnie jak większość jej koleżanek, usunąć czteromiesięczny (stąd tytuł) płód w "podziemiu". Cały film rozgrywa się właśnie w dniu nielegalnego zabiegu.
Mungiu drobiazgowo, z chłodnym dystansem odtwarza starania dziewczyn o pokój w hotelu, o pieniądze, o "lekarza", wreszcie samą transakcję, której zaskakujące warunki mężczyzna przedstawia w ostatniej chwili. Krok po kroku, prowadzeni przez niesłychanie precyzyjnie skonstruowany scenariusz, wkraczamy w kolejne kręgi piekła, rumuński reżyser nie oszczędza nas ani przez chwilę, niektóre sceny tego filmu są niemal nie do wytrzymania. Wbrew pozorom głównym tematem "4 miesięcy... " nie jest jednak ideologiczno-etyczno-religijny spór na temat aborcji, lecz rzeczywistość: polityczna, społeczna, a przede wszystkim mentalna, która sprawiła, że Gabita i Otilia (świetna Anamaria Marinca) znalazły się w hotelowym pokoju. W sytuacji bez wyjścia.
W ostatnich, niezwykle mocnych scenach przerażona Otilia zdaje sobie sprawę, że choć "problem" jej nie dotyczył, już nie uwolni się od ciężaru tego strasznego dnia. I my też się od niego nie uwolnimy.
"4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni", reż. Cristian Mungiu, Rumunia 2007, Gutek Film, 103’ premiera 5 października 2007 r.