Jak kochać dziecko...

Jest wiele dobrych dróg miłości. Nie ma jednego idealnego podejścia, sposobu, jednej wzorcowej techniki. Każdy pewnie kocha nieco inaczej. Ktoś kto poszukuje drogi jest już w trakcie marszu do celu. W wychowaniu pełnym miłości też jest nieograniczona liczba możliwości. Każdy ma swoje osobiste doświadczenia, potencjały, dyspozycje, które może dobrze wykorzystać w budowaniu związku miłości ze swoim dzieckiem.Zatem co może być formą miłości?
/ 17.03.2007 22:48
Jest wiele dobrych dróg miłości. Nie ma jednego idealnego podejścia, sposobu, jednej wzorcowej techniki. Każdy pewnie kocha nieco inaczej. Ktoś kto poszukuje drogi jest już w trakcie marszu do celu. W wychowaniu pełnym miłości też jest nieograniczona liczba możliwości. Każdy ma swoje osobiste doświadczenia, potencjały, dyspozycje, które może dobrze wykorzystać w budowaniu związku miłości ze swoim dzieckiem.Zatem co może być formą miłości?

1. Akceptacja dziecka. Oznacza to uznawanie go za ważne nie tylko wtedy, kiedy rodzice mają okazję "karmić się rodzicielstwem", przeżywać dumę i satysfakcję z osiągnięć dziecka ale także wówczas, gdy jest to dla nich niewygodne. Dobrzy rodzice uczą się akceptacji dziecka w całości i niepodzielnie, z całym jego ciałem, umysłem, temperamentem, nawykami a nawet zachowaniem. Akceptują nawet gdyby ono miało trudności z akceptacją siebie. Uczą się akceptacji tego, co trudne do przyjęcia. Akceptacja jest deszczem wzrostu osobowego. Rodzice starają się zatem akceptować nawet jeśli sami nie byli nie w pełni zaakceptowani.

2. Przyjęcie uczuć dziecka. Rodzice kochają dziecko tzn. wyczuwają świat jego uczuć. Oczywiście mam tu na myśli uczucia z gruntu niewygodne, określane niekiedy mianem negatywnych. Rodzie starają się zrozumieć i przytulić dziecko z jego lękiem, smutkiem, zazdrością, gniewem. Jest to o tyle trudne, że dorośli przyzwalają innym - na ogół - na przeżywanie tylko takich uczuć na jakie przyzwalają sobie. Rodzice uczą się odróżniania uczuć od zachowań. Uczucia starają się szanować i pozwalać im płynąć w dziecku, na zachowania natomiast wpływać i niewłaściwe korygować. To wielka i skomplikowana w rzeczywistości lekcja miłości.

3. Ofiarowanie czasu. Bardzo pięknie wyraża to funkcjonujące w języku jeszcze i dziś określenie nie tyle dać komuś czas, co ofiarować go, aż po pojęcie poświęcenia komuś czasu, sugerującego niemalże sakralizację tej wartości, jej uświęcenie. Poświęcić czas to podarować go. Czas przeznaczony dla dziecka to inwestycja zawsze trafiona. Bessa jej nie umniejszy, mole nie skonsumują. Czas dobrze w dziecko zainwestowany, będzie czasem, które dziecko z nawiązką odda innym, już jako człowiek dorosły. Warto nasycić czas swojego dziecka własną obecnością. Jakoś niezbyt autentycznie jawi się działacz społeczny zapracowany dla dobra publicznego a zaniedbujący relację rodzicielską, oczywiście jeśli na taką w życiu się zdecydował. Czy wychowa w swym domu kolejnego człowieka zaangażowanego, czy też bardziej grozi mu wypuszczenie w świat egocentryka nieustannie poszukującego zainteresowania własną osobą? Dając czas, rodzice ofiarowują coś najcenniejszego, coś z wnętrza siebie. Troska to forma darowania czasu. To jeszcze nie miłość, ale trampolina wybijająca w jej kierunku. Troska to żar zapobiegliwości, starań, wysiłków, zabiegów zmierzających by dziecko otrzymało, to co jest dla niego niezbędne.

4. Dostępność. Jest to postawa pewnej wewnętrznej gotowości na przyjęcie dziecka wraz z jego potrzebami, otwartość, w sytuacji gdy ono przychodzi do rodziców i czegoś pragnie. Jest to przejaw rodzicielskiej woli przyjęcia dziecka w okolicznościach, gdy ono potrzebuje kontaktu. Dostępność jawi się jako forma rozwoju wraz z rodzicami, z ich zainteresowaniem i wsparciem ale nie rozwoju pomimo rodziców, nie wychowywania z przesłaniem: rozwijaj się sam, bo ja mam ważniejsze od ciebie sprawy do załatwienia w świecie. Istotne sprawy zawodowe czy towarzyskie będą istniały bowiem zawsze, a dziecko funkcjonuje w domu jedynie w pewnym, ograniczonym okresie czasu. Pozwolę sobie powołać się na T.Mertona oceniającego za wartościowe, wychowanie jakie otrzymał jako dziecko. Zawdzięcza je swojemu ojcu. Uzyskał je nie drogą systematycznych nauk, ale w mniej więcej przypadkowych, bezpośrednich, zwyczajnych rozmowach.

5. Dyscyplina. Jeden z autorów amerykańskich, Ross Campbell mówi, że potrzebna jest dyscyplina pełna miłości. Chodzi tu nie o oschłe wyrachowane wymierzanie ciosów fizycznych i psychicznych, ale uczenie dyscypliny, nieustanny trening, w wyniku którego dziecko będzie w stanie dokonywać coraz lepszych wyborów życiowych i pracować nad rozwojem swego charakteru. Nie może być bowiem tak, że dziecko tylko otrzymuje. Żeby mieć choć cień nadziei na ukształtowanie w młodym człowieku świata wartości, należy postawić mu i wymagania, jasne granice i ciągle uczyć ponosić konsekwencje swoich czynów.

6. Życie zgodne z głoszonymi ideałami. To jest chyba najtrudniejsze. A w wychowaniu głosi się tezę o małej wartości słów. Sądzi się, że bardziej przydatne jest dawanie przykładu, bycie wzorem. Mnie osobiście jeszcze bardziej odpowiada określenie dawanie świadectwa. Na nic nie zdadzą się chlubne hasła, jeśli nie pójdą za nimi czyny. Piękną egzemplifikację stanowią, w istocie niezwykle smutne wspomnienia irlandzkiego nauczyciela i pisarza Franka McCourta, uhonorowane nagrodą Pulitzera. Na kartach tej autobiografii wielokrotnie występuje wątek ojca, w słowach gorącego patrioty, ale i alkoholika nie dbającego o zabezpieczenie choćby najbardziej elementarnych potrzeb swych dzieci. Ten rozdźwięk stanowi dla nich jedynie źródło zranień i w żadnym stopniu nie uczy patriotyzmu, na którym pozornie ojcu tak bardzo zależy. Jednak jeśli pragnie się wychować cnoty musi wystąpić zjawisko zgodności, pewnej koherencji, postaw z głoszonymi werbalnie ideami. Przecież ojciec deklarujący nawet wzniosłe frazesy, a idący przez życie jak "walec drogowy", nie wychowa człowieka cnót ale kolejnego spychającego na pobocze innych. "Walec" bowiem nie może zrodzić i wychować kogoś innego a tylko osobę na własny wzór i podobieństwo.

7. Wybaczać błędy dziecku, ale wybaczać je również sobie. Jako rodzice, jak to kiedyś ktoś powiedział jesteśmy oskarżani, choć nie jesteśmy szkoleni. Skąd mamy wiedzieć nie uczeni jak postępować? W związku z tym pojawia się poczucie winy. Musimy się jedynie chronić przed nadmiernym poczuciem winy. Jego odrobina zresztą jest dobra, ponieważ pozwala modyfikować błędne zachowania. Jest przecież i zdrowe poczucie winy. Jego brak też mógłby być nie najlepszym rozwiązaniem, ponieważ wówczas bylibyśmy rodzicami idealnymi, a tacy nigdy nie popełniają żadnych błędów, wszystko wiedzą najlepiej i są nieomylni. Zatem nie starajmy się być ideałami, bo to po pierwsze niemożliwe… Ale jeśli już komuś towarzyszy takie przekonanie, to trzeba: albo szybko się obudzić i otrząsnąć z przeświadczenia, że wszystko wiem najlepiej, albo natychmiast wziąć zimny prysznic. Niezwykle trafne jest określenie: Wystarczająco dobrzy rodzice. To nie są ideały z ołtarzy rodzicielskich, nieomylni i trafni we wszystkim, ale ludzie z normy, ze świadomością i staraniem działający na niwie miłości rodzicielskiej, nie bez bólu, ale i nie bez satysfakcji. Wielką nadzieją wychowania jest to, że pomimo popełnienia dużej liczby błędów można osiągnąć sukces. Pojedyncze błędy tu nigdy nie dyskwalifikują i na ogół istnieje szansa naprawy swoich pomyłek. To jest bardzo optymistyczne.

8. Podejmować dysputę małżeńską w sprawach wychowania. Oczywiście z zaleceniem, że muszą być obszary zgody. Ale warto również pozwolić sobie na obszary niezgody, a nawet pospierać się. Uczciwa kłótnia nikomu nie zaszkodzi a często może pomóc. Warto ustalać i uzgadniać wciąż na nowo zasadnicze, wspólne wartości. Należą do nich główne cele wychowania. I tu osiągnięcie consensusu jest niezbędne. Możemy różnić się w sprawach drugorzędnych ale w fundamentalnych dziecku należy się jasność, powinno wiedzieć czego ma się trzymać, czego przestrzegać, ku czemu zmierzać. 10 -letnia córka wysiadająca z samochodu pyta: mam ze sobą zabrać sweterek. I w jednej chwili ojciec mówi nie, a matka tak. I co biedna ma począć? Ten rozdźwięk, naturalny skądinąd jest drobiazgiem. W życiu często bywają poważniejsze.

Andrzej Ładyżyński
Uniwersytet Wrocławski