Inżynier dusz

Inżynier dusz
"Słaby punkt" Gregory'ego Hoblita to wciągający thriller, ale... z banalnym zakończeniem.
/ 17.08.2007 13:35
Inżynier dusz

Film Hoblita jest elegancko sfotografowany i popisowo zagrany przez Anthony’ego Hopkinsa i Ryana Goslinga. Ten pierwszy wcielił się w rolę inżyniera, który odkrywszy romans żony, zabija ją z zimną krwią. A nawet lodowatą, bo zanim strzeli jej w głowę, drobiazgowo opracuje plan zbrodni doskonałej. Choć to jasne, że jest mordercą, nie ma na to żadnych dowodów. Kolejną ofiarą jego planu staje się młody ambitny prokurator Willy Slocum (Gosling), który zamierza zamknąć banalnie prostą, jak sądzi, sprawę jakoś między lunchem a pakowaniem pudeł, bo właśnie wynosi się do dużej firmy adwokackiej.

Reżyser koncentruje się na psychologicznym pojedynku między bohaterami i na przemianie, jaką pod wpływem sądowej porażki przechodzi Willy. Zamiast pędzić z akcją na łeb na szyję, Hoblit powoli buduje klimat, to, co najważniejsze, rozgrywając między słowami – i między strzałami.

Ale film ma swoje słabe punkty, choćby zakończenie, którego oczywiście zdradzić nie mogę, choć ręka mnie świerzbi. Dość, że bohaterowie rozwiązują pogmatwaną intrygę ot tak, znienacka. Dowodzi to niezbicie, że scenarzystom, niestety, zabrakło wyobraźni. Ale nie tylko im. Bo choć przyjemnie jest obserwować aktorski pojedynek Hopkins–Gosling, obsadzenie Anthony’ego Hopkinsa w roli wyrafinowanego mordercy było pójściem na łatwiznę. Ale nawet ewidentne wpadki nie są w stanie zepsuć frajdy z układania tej łamigłówki. Ostateczny werdykt brzmi więc: iść do kina!

Małgorzata Sadowska/ Przekrój

"Słaby punkt", reż. Gregory Hoblit USA, 112’, Warner, premiera w Polsce: 10 sierpnia 2007.