„Moja kobieta tylko się mną bawiła. Ta toksyczna wariatka miała mnie na każde skinienie, a i tak jej było mało”

Mężczyzna załamany w toksycznym związku fot. Adobe Stock
Spotykałem się z toksyczną kobietą, która owinęła mnie sobie wokół palca - jak narkoman potrzebowałem jej skinienia głową czy aprobaty.
/ 20.01.2021 05:03
Mężczyzna załamany w toksycznym związku fot. Adobe Stock

Wystarczyła tylko chwila nieuwagi. Środek nocy, gęsto padający śnieg, zmęczenie... Za szybko wszedłem w zakręt, za późno skontrowałem kierownicą, kiedy tył auta zaczął uciekać w bok. Wpadłem w poślizg i wleciałem do rowu. Nic się nie stało, silnik pracował dalej, nie miałem nawet guza. Ale wyjechać ze śnieżnej zaspy już nie mogłem. Potrzebowałem kogoś, kto wyciągnąłby mnie z powrotem na jezdnię. Oczywiście, od razu pomyślałem o Gosi. To w końcu dzięki niej znalazłem się tutaj o trzeciej w nocy.

Zadzwoniła do mnie jeszcze po południu, informując, że kurier dostarczył jej kupiony przez internet regał. No i trzeba go skręcić... Wpadłem do niej zaraz po pracy i mozoliłem się z tym przeklętym meblem przez kilka godzin. A ona, swoim zwyczajem, jeszcze kręciła nosem na moją opieszałość i ostentacyjnie zerkała na zegarek.

Ja kochałem. A ona?

Tak bardzo chciałem ją uważać za swoją kobietę. Od ponad roku, kiedy to poznaliśmy się na zabawie sylwestrowej (gdzie zaprosiła mnie nasza wspólna znajoma), stawałem na głowie, by ją do siebie przekonać. Wysoka, szczupła, niebieskooka, obdarzona tajemniczym uśmiechem – zafascynowała mnie. I szybko straciłem dla niej głowę. Ani się obejrzałem, jak wypełniła mi cały świat. Odsunąłem się od dotychczasowych znajomych, zarzuciłem swoje ukochane wypady w góry, przestałem chodzić do kina, czytać kryminały, udzielać się na Facebooku. Widziałem tylko ją. A Gośka...

Coraz częściej miałem wrażenie, że tylko się mną bawi. Raz miała dla mnie czas, innym razem nie odbierała nawet telefonu. Jednego dnia była miła, a nazajutrz zimna i odpychająca. Im bardziej się starałem: pojawiałem i znikałem na każde jej skinienie, obsypywałem podarkami, kwiatami, komplementami, tym bardziej pogłębiały się jej zmienne nastroje.

Gosia wciąż nie mogła się zdecydować, czy chce mnie mieć u swego boku. Kiedy się oświadczyłem, powiedziała, że potrzebuje czasu do namysłu. Gdy zaproponowałem, by na próbę zamieszkała u mnie, powiedziała, że to byłoby dla niej ograniczeniem wolności. Krótko mówiąc, tak źle i tak niedobrze. A ja, choć czułem że ten związek mnie niszczy, że to jest toksyczna miłość - nie potrafiłem się od niej uwolnić. Byłem niczym narkoman.

Wreszcie przejrzałem na oczy

– Żartujesz! – obruszyła się, gdy zadzwoniłem do niej tamtej nocy. – Chcesz, żebym zrywała się z łóżka i jechała wyciągać cię z zaspy?! Chyba mnie pomyliłeś z pomocą techniczną! – wykrzyczała i... rozłączyła się.

Powiem szczerze, opadły mi ręce. Do licha! Przecież wpadłem do tego przeklętego rowu dlatego, że po wielogodzinnej pracy nad jej przeklętym regałem, zamykały mi się ze zmęczenia oczy!

Trzęsąc się w powiewach lodowatego wiatru i czując, że buty coraz bardzie przemakają mi w śnieżnej brei, zacząłem rozpaczliwie machać na nieliczne o tej porze samochody. Dopiero po dobrej godzinie udało mi się kogoś zatrzymać. Wyciągnięcie wozu z rowu zajęło  niecałe 10 minut. Głupie 10 minut, jakich pożałowała mi kobieta, dla której gotów byłem zrobić niemal wszystko.

Rano, po trzech godzinach snu, obudziłem się z piekącymi ze zmęczenia oczami. Pomyślałem o Gosi i... ze zdumieniem odkryłem, że nie czuję nic! Żadnego drgnięcia serca, najmniejszej potrzeby sięgnięcia po telefon, by jak co rano powiedzieć jej "dzień dobry, kochanie". Nie tylko nie miałem ochoty do niej dzwonić czy przymawiać się o spotkanie. Ja nie czułem do niej nawet złości!

Zaskoczony tą nagłą przemianą, wyjrzałem przez okno. Po nocnej zamieci nadeszła odwilż. Dzień był szary, ponury i mokry. A mimo to, czułem, jak u ramion wyrastają mi skrzydła! Zbiegłem lekko po schodach, potem dopędziłem autobus. W pracy tryskałem wigorem i pomysłami. Nie zauważyłem nawet, kiedy zrobiło się popołudnie. I wtedy zadzwoniła Gośka.

– Przyjedź do mnie po pracy – rozkazała. – Regał jest krzywy, więc odsyłam go z powrotem. Trzeba go rozmontować.

Słysząc te słowa, uświadomiłem sobie, że w równym stopniu nie mam ochoty walczyć znowu z regałem, jak i... spotykać się z Gosią.

– Chyba żartujesz! – odpowiedziałem wesoło. – Czyżbyś pomyliła  mnie z pomocą techniczną? A potem, przerywając połączenie, zobaczyłem że koleżanka zza biurka obok się do mnie uśmiecha. Odpowiedziałem jej tym samym. "Dziwne. Dziewczyna pracuje tutaj już od ponad pół roku, a dopiero teraz widzę, jaki ładny ma uśmiech" – pomyślałem.

Więcej listów do redakcji: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”