Justyna była całym moim życiem. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, to jakby odjęło mi rozum. Przestałem się przejmować wszystkim wokół, a że wpadliśmy na siebie akurat na imprezie urodzinowej mojej dalekiej znajomej, zostało mi to prędko wybaczone. Justyna wydawała mi się taka piękna, taka dystyngowana. Z drugiej strony zgrywała też niedostępną, co jeszcze mocniej mnie do niej przyciągało.
Byłem bardzo zakochany
Skakałem z radości, gdy zdecydowała się spędzić ze mną czas podczas tej imprezy. Trochę porozmawialiśmy… to znaczy głównie ona mówiła, a ja słuchałem jak urzeczony. Nie potrafiłem jej się oprzeć, a ona momentami wydawała mi się lekko znudzona. Dlatego też nie dowierzałem, gdy zgodziła się zostać moją dziewczyną, a potem przyjęła oświadczyny.
– To kobieta mojego życia – opowiadałem Hubertowi, wówczas mojemu najbliższemu kumplowi. – Jeśli za mnie wyjdzie, będę najszczęśliwszym facetem na świecie!
Niestety, on z jakiegoś powodu był mocno sceptyczny. Wtedy jeszcze nie potrafiłem dociec, dlaczego.
– Nie obraź się, ale ta twoja Justyna jest trochę… dziwna – mruknął. – No wiesz, wszyscy ją kojarzą, ale jakoś nikt nie potrafi nic o niej powiedzieć. Jakby z nikim nie była bliżej. Tylko faceci się rozpływają nad nią, co wydaje się nawet trochę podejrzane, nie sądzisz?
Zmrużyłem oczy.
– Mówisz tak, bo jesteś zazdrosny – burknąłem. – Jesteś zły, bo żadna kobieta nie chce cię na serio. I zrobisz wszystko, żebym też nie mógł być szczęśliwy.
Kumpel cisnął we mnie wtedy puszką po piwie. Więcej się nie widzieliśmy.
Rozpieszczałem ją
W końcu, po paru miesiącach dopiąłem swego. Justyna powiedziała „tak” i staliśmy się szczęśliwym małżeństwem. A… raczej to ja bardzo chciałem w to wierzyć. Robiłem wszystko, żeby ją zadowolić. Zgodziłem się, by nie pracowała – w końcu jako programista zarabiałem całkiem sporo, a że ona wiecznie narzekała, że nie może znaleźć posady w swoim zawodzie, nie chciałem, żeby się męczyła.
Pozwalałem, by kupowała sobie, co tylko chciała. Starałem się rozpieszczać ją jak tylko się dało, a to, ile wydałem na wszystkie jej wypady do kosmetyczek, SPA i na rozmaite weekendowe wyjazdy. A ona wciąż była niezadowolona.
– Wiecznie nie masz dla mnie czasu – narzekała. – Musisz tyle przesiadywać w pracy?
– Rezerwuję dla ciebie każdą wolną chwilę – przekonywałem.
Mimo to, miałem wrażenie, że coś nie gra. Justyna coraz częściej wymykała się z domu, nie mówiąc mi nawet, dokąd się wybiera. Wielokrotnie po powrocie spędzałem długie godziny w pojedynkę i nawet nie mogłem się do niej dodzwonić.
Wspierała mnie inna kobieta
Jedyną osobą, jakiej mogłem się zwierzyć, była recepcjonistka z firmy, w której pracowałem, Karina. Właściwie tylko ona mi pozostała, od kiedy rzuciłem się w wir miłości, jednocześnie odcinając się od wszystkich dotychczasowych znajomych, którzy dziwnym trafem nie potrafili znieść towarzystwa mojej żony.
Któregoś razu, po pracy, wybrałem się z Kariną do pobliskiego baru. Czułem się, jakbym robił coś złego, jakbym w pewnym sensie zdradzał Justynę, pojawiając się w miejscu publicznym w towarzystwie innej kobiety. Mimo tego, musiałem, po prostu na gwałt potrzebowałem z kimś porozmawiać.
– Mam wrażenie, że się od siebie z Justynką oddalamy – wyznałem, wpatrując się w blat stolika, przy którym siedzieliśmy. – Już zupełnie nie wiem, co mam robić.
– Jesteś pewny, że powinieneś szukać winy u siebie? – zapytała mnie wtedy. Przyjrzała mi się uważnie. – Nie znam za dobrze twojej żony, ale… wiele osób twierdzi, że jest strasznie roszczeniowa. Poza tym… podobno nie przepuści żadnemu lepiej wyglądającemu facetowi.
Popatrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami.
– Co ty mówisz? – rzuciłem w zdumieniu. – To jakieś kłamstwa! Justyna to wspaniała kobieta… A ludzie lubią gadać, jak nie mają o czymś pojęcia.
– Być może – zgodziła się nadspodziewanie łatwo. Uśmiechnęła się delikatnie. – Albert, jesteś bardzo fajnym facetem. Poważnie. Szczerze zazdroszczę twojej żonie takiego męża. A jeśli ona jest tak wyjątkowa, jak opowiadasz, to… pewnie wszystko jest w porządku. Może po prostu źle odczytujesz pewne sygnały i wymagasz o siebie zbyt wiele.
Spełniłem jej zachciankę
Nie do końca rozumiałem te babskie teorie, ale uznałem, że posłucham Kariny i spróbuję dać Justynie trochę oddechu. Może za bardzo ją osaczałem? Może była przemęczona wieczną samotnością? Nie próbowałem więc nakłonić jej do kolejnej rozmowy o nas, zwłaszcza że te bardzo ją denerwowały. Zamiast tego załatwiłem nam wyjście na Sylwestra – moja żona bardzo chciała wziąć udział w imprezie, gdy tylko dowiedziała się, że będzie miała miejsce w jednym z jej ulubionych pubów.
– Nie wierzę, że udało ci się załatwić nam miejsca! – Justyna nie posiadała się z radości, a ja cieszyłem się jej szczęściem.
W tamtej chwili dla jej uśmiechu byłem w stanie zrobić wszystko.
Miałem nadzieję, że mile spędzona noc sylwestrowa zbliży nas do siebie, a wszelkie niedomówienia znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dlatego, podobnie jak ona, z utęsknieniem czekałem na wspomniane przyjęcie.
Nie podobało mi się to
W Sylwestra już od rana byłem bardzo podekscytowany. Justyna też wydawała się mocno ożywiona – myślałem, że cieszy się na wspólnie spędzone chwile. Na miejscu jednak szybko zniknęła mi wśród innych gości i długo nie mogłem jej znaleźć. Kiedy w końcu ją dorwałem, wydawała się mocno zirytowana.
– Wiesz, spotkałam dawnych znajomych – burknęła, w ogóle na mnie nie patrząc. – Dasz nam chwilę? Potem do ciebie przyjdę.
Pokiwałem głową.
– Oczywiście.
Uśmiechnęła się blado.
– Zaczekaj na mnie przy barze – nakazała.
Nie zastanawiając się nad tym, co to za znajomi i dlaczego są teraz ważniejsi ode mnie, potulnie poszedłem do baru i zamówiłem sobie drinka. Kiedy opróżniłem szklankę, a mojej żony dalej nie było, postanowiłem jej poszukać. W końcu trochę to już trwało, a do północy brakowało zaledwie godziny. Jak mieliśmy przywitać razem Nowy Rok, jeśli ona ciągle gdzieś znikała?
Byłem w szoku
Po krótkiej chwili dostrzegłem ją w rogu sali, na jednej z sof. Nie była jednak sama.
– Justyna?
Patrzyłem i oczom nie wierzyłem. Moja żona trwała w uścisku jakiegoś faceta, którego widziałam chyba pierwszy raz w życiu. Kiedy się od niej odsunął, poprawiła sukienkę i uśmiechnęła się głupio.
– O, Albert – wypaliła. – Nie miałeś być przy barze?
– Co… co to ma znaczyć? – wykrztusiłem. Nie byłem nawet w stanie podnieść głosu, by zabrzmieć bardziej stanowczo.
– To ten twój mąż? – odezwał się jej towarzysz, a kiedy skinęła niechętnie głową, zarechotał. – No, stary. Chcę ją jeszcze raz zaliczyć w tym roku. Tak dobijemy do cudownej dziesiątki. Chyba się nie pogniewasz, prawda?
Popatrzyłem na Justynę, która nawet nie obruszyła się po jego wypowiedzi.
– No co tak stoisz? – burknęła. – Idź sobie. Zajęta jestem.
– Ale… ja cię kocham… – wykrztusiłem.
Wzruszyła ramionami.
– A ja ciebie nie – odparła. – I tak jesteś beznadziejny w łóżku.
Wszystko się zmieniło
Bardzo przeżyłem tego Sylwestra. Po odkryciu, jak miło czas spędza moja żona, wyszedłem chwiejnie z lokalu i usiadłem na schodach przed wejściem. Wszyscy się śmiali i wytykali mnie palcami. Wciąż tylko słyszałem, jak nieźle mnie żonka urządziła. Gdyby nie Karina, nie wiem, co by się ze mną stało. To ona zawiozła mnie do domu, pomogła spakować rzeczy Justyny i przygotować się psychicznie na konfrontację.
Teraz się rozwodzę. Wielu ludzi wciąż podśmiewa się ze mnie po cichu z powodu tego, co wydarzyło się na imprezie sylwestrowej, ale już się tym za bardzo nie przejmuję. U mojego boku trwa niezmiennie Karina. Przy niej czuję, że naprawdę żyję. I chyba zaczynam rozumieć, czym jest prawdziwe, odwzajemnione uczucie, a nie platoniczna miłość, jak ta, którą darzyłem Justynę. Po cichu liczę, że kolejny związek wyjdzie mi zdecydowanie lepiej niż poprzedni.
Albert, 38 lat
Czytaj także: „Córka jest jak magnes na nieudaczników. Sprowadza do domu kochasiów w potrzebie, bo podoba jej się zabawa w samarytankę”
„Teściowa odebrała mi męża, lecz nie pozwolę, by mieszała wnukom w głowach. Mogą raz na zawsze pożegnać się z babcią”
„Moja synowa to zakała rodziny i wstyd we wsi. Myśli, że pochodzenie ukryje za ładną buzią i niewyparzonym językiem”